– Aniele Boży, Stróżu mój… – wyszeptała bezwiednie Ewa. – Muszę iść do NIEGO. Coś się stało, choć nie wiem co. Zmieniłam czyjś los, lecz nie wiem, w jaki sposób – pomyślała dziewczynka z dreszczem emocji.

Ave też poczuł dreszcz emocji. Jego pióro zwielokrotniło Moc. Nie musiał go widzieć, by to poczuć. Mówił mu o tym rwący ból wciąż nie zabliźnionej rany na plecach. Upewniało go w tym jego serce – pulsujące rytmicznie, jak wcześniej, podczas gdy po upadku tłukło się słabo i nierówno. Teraz nagle odzyskało swój rytm. Anioły nie muszą widzieć, by wiedzieć, w przeciwieństwie do ludzi, którzy nawet widząc – nie wiedzą.

Ave wiedział: mała ludzka Istota odnalazła czyjś Kamień Życia i zmieniła fragment zapisu. Zamknął oczy i skupił się. Szukał. Po chwili miał pewność: dziewczynka zmieniła los swego ojca. Stawiając niespodziewanie na jego drodze błahy z pozoru splot zdarzeń, pchnęła go na inną drogę. Ale skąd on, pół anioł, pół człowiek, ułomny i słaby, nagle to wie? Czyżby została mu cząstka anielskich talentów? A może pióro, choć na odległość, powoli mu je przywraca? Ave nie zdawał sobie sprawy z tego, że pojedyncze anielskie pióro może posiadać aż taką Moc. Zadrżał. Nagle zrozumiał, przed czym ostrzegał go bliźniaczy brat, Vea: “To, co niebiańskie musi wrócić do Nieba…” Zarazem zdobył pewność, że pióro jest w stanie uratować dziewczynkę.

Rozejrzał się: Mrok nie gęstniał, ba, jakby się przerzedził. Lecz w Avem mimo to narastał lęk:

“Dopuściłem się zdrady przeciw Drabinie, Światłości i niebiańskim prawom. Co uczyni Anioł Stróż tego człowieka, gdy stwierdzi, że zmieniono jego dzieło?”

Archanioł Uriel opowiadał młodym Aniołom podobną historię. Eli zmienił niechcący zapis człowieka chronionego właśnie przez Uriela.

– Na szczęście mogłem to naprawić – mówił anielski hierarcha – lecz Eli wystąpił przeciw prawom Drabiny! Albowiem pierwsza z panujących na niej zasad głosi, że żaden Anioł nie ma prawa wejść w drogę drugiemu. Owszem, zapisy ludzkie krzyżują się, niekiedy nawet burzliwie, a mimo to anielskie ingerencje muszą pozostawać w harmonii.

Ludzka Istota chroniona przez Uriela musiała spłonąć na stosie, zaświadczając życiem swe poglądy. Jej imię za to miało żyć wiecznie. Eli był wtedy Aniołem Stróżem człowieka, któremu przypadło w zapisie podpalenie stosu.

– Mój podopieczny nosił imię Giordano Bruno i przeznaczone mu było skonać za Prawdę w straszliwej męce. Cierpiałem wraz z nim, lecz wiedziałem, że tak być musi. Tego chciała Światłość, by Prawda mocniej poraziła świat – wspominał Uriel, a w jego głosie jeszcze teraz czuło się ból.

Anioły kochały swoich ludzi; Uriel kochał Giordana Brana i pragnął dla niego szczęścia, a nie okrutnej śmierci. Opowiadał dalej:

– Eli nie pogodził się z tym, że chroniony przez niego człowiek ma podpalić stos. Był spokojnym, łagodnym Aniołem, nienawidzącym gwałtów i cierpień, jakie ludzie sobie zadawali. Nie radząc się nikogo, zdecydował więc, że zmieni zapis Giordana Bruna i wstrzyma rękę z pochodnią. Byłem tam, na tym wielkim placu. Wszyscy oczekiwali właśnie ognia. Ognia stosu. Opłakiwałem z góry moją ludzką Istotę i robiłem wszystko, by dodać jej odwagi. Gdy jednak odstąpiłem już od Giordana, aby mógł umrzeć, ujrzałem, że dłoń człowieka z pochodnią zadrżała i cofnęła się. Za jego plecami dostrzegłem Anioła. To był Eli.

– I co zrobiłeś? – wypytywały gorączkowo młode Anioły.

– To, co musiałem. Przybrałem postać skrzydlatej Istoty i ukazałem się człowiekowi z pochodnią, nakazując mu podpalić stos.

– I ten nieszczęsny człowiek podpalił stos z Prawdą – powiedział zmartwiony Ave. Równocześnie pomyślał: “Nie chciałbym, aby ludzka Istota będąca pod moją ochroną musiała kiedykolwiek popełnić tak okropny czyn. Rozumiem, co czuł Eli…”

– Co stało się z Elim? – dociekały Anioły.

– Światłość zabrała mu pieczę nad ludźmi. Po tym, co uczynił, nie mogła mu już ufać! Pozostawiono mu opiekę nad niektórymi zwierzętami. Eli opiekuje się wilkami i dlatego stały się nieco łagodniejsze. Nigdy też nie polują na ludzi, atakują ich tylko w samoobronie. To dzięki Elemu jedna z wilczyc wykarmiła ludzkie niemowlęta znane jako Romulus i Remus. Inny z wilków zaprzyjaźnił się z człowiekiem o imieniu Franciszek. Więc Eli poniekąd oszukał Światłość, gdyż nie cierpi za swój czyn. Sprawia, że niekiedy ludzie i zwierzęta mogą żyć w przyjaźni.

Tymczasem Ave był świadom tego, że właśnie popełniał czyn niewybaczalny i zuchwały: pouczył oto ludzką Istotę o charakterze anielskiej Mocy i dał wskazówkę, jak ma ją wykorzystać. I udało się. A teraz, gdy z jej pomocą wzrosła Moc jego jedynego pióra, Ave odzyskał część dawnych talentów: mógł znów wejrzeć w ludzkie zapisy. Zatem wejrzał…

W zapisie ojca jego małej Istoty – człowieka o imieniu Jan, który wygnał go spod swego domu – były tylko dwie drogi. Mógł on spędzić życie wyłącznie w sztucznym świecie wytworów ludzkiej myśli, gdzie odkryłby wiele ważnych dla tego świata zjawisk, a pamięć o nim przetrwałaby dwa pokolenia. Byłoby to jednak życie niepełne, choć człowiek o imieniu Jan nic o tym nie wiedział. Drugi los zawarty w zapisie mówił, że Jan może odzyskać utraconą zdolność porozumiewania się z Matką Naturą. Nie odkryłby niczego ważnego w świecie wirtualnym, lecz w zamian za to jego życie byłoby długie i pełne, traktowane przez niego jako bezcenny dar. Człowiek o imieniu Jan, zamiast odkrywać tajemnice nauki, odkrywałby prawdziwego Boga poprzez badanie tajemnic Natury.

Anioł Stróż Jana wybrał dla niego los pierwszy. Co zrobi, gdy zauważy wprowadzoną zmianę? Albowiem ta zmiana już się dokonała…

– Czujesz się ważniejszy niż Światłość i niweczysz pracę innych Aniołów. Aniołowie zostali strąceni za mniejsze przewiny – zaskrzypiał Vea głosem sęka w drewnianym progu rudery i zaraz zamilkł. Oto bowiem ścieżką w ich stronę zbliża się mała ludzka Istota.

Nie idzie już ospale jak ostatnim razem. Mała Istota biegnie. I Ave wie, o co go chce zapytać.

Ewa odkryła, że może znowu biec. Niezbyt szybko i niezbyt długo, ale ma już więcej sił. Przystawała co chwilę, by odpocząć, lecz biegła, czując się lekka i zwinna.

Pióro drapało ją po brzuchu. Jeszcze wczoraj mieściło się swobodnie pomiędzy rękawem i pierwszym guzikiem bluzy. Teraz znacznie się wydłużyło. Urosło. Stało się bardziej pierzaste.

– Coś zrobiłam! – zawołała na widok Bezdomnego, siedzącego na progu rudery, a on tylko pokiwał głową.

– Chcę wiedzieć! – krzyknęła ponownie z niecierpliwością.

– Lepiej, byś nie wiedziała. Nie jesteś Aniołem – zaprotestował słabo Bezdomny.

Dziewczynka odetchnęła głęboko i przysiadła na piętach.

– Czuję się o wiele lepiej. Byłam znowu nad stawem. Tata mnie zawiózł. Już nie leżę w łóżku, bo od chwili gdy to COŚ zrobiłam, jestem silniejsza – powiedziała.

“Jak zwykle myśli tylko o sobie, choć gdyby się zastanowiła, wiedziałaby, komu odmieniła życie”, pomyślał Ave. “Powinna powiedzieć: «Byłam nad stawem. Zaprowadziłam tam mojego tatę. I on jest teraz inny, choć nie wie, dlaczego. Jest silniejszy, bo nawiązał zerwane dawno temu porozumienie z Matką Naturą, którego nie wolno zrywać, jeśli się chce, aby życie było pełne. Człowiek jest przecież dzieckiem Natury; jeśli wyrzeka się Matki, obraca się to przeciw niemu»“.

– …i usłyszałam znowu muzykę łabędzich skrzydeł – mówiła dalej Ewa, Ave zaś bezwiednie poprawiał ją w myślach: “To człowiek imieniem Jan, twój ojciec, po raz pierwszy usłyszał muzykę łabędzich skrzydeł i zrozumiał, co stracił, dzięki temu zmieni swój los”.

Ave wyczuł, że dziewczynka patrzy na niego uważniej niż zwykle, i skrył swe myśli. Chyba za późno. Uśmiech na twarzy Ewy powoli znikał, ustępując miejsca namysłowi.

– Mój tato… Więc to chodzi o mojego tatę… – zaczęła i raptownie urwała. Wolała nie wiedzieć, co zmieniła w życiu swojego ojca. Nie pragnęła znać jego przyszłości. Taka wiedza byłaby zbyt wielkim ciężarem. “Nie chciałabym być Aniołem i trzymać w swoich rękach ludzkich losów”, pomyślała z nagłym przestrachem.

– Nigdy mi tego nie mów. Nie chcę wiedzieć – powiedziała głośno. Bezdomny kiwnął głową. Pomyślał, że chroniąc przed dziewczynką jeden z anielskich sekretów, bezwiednie odkrył inny: że wiedza, jaką posiadają Anioły, jest ciężarem, a nie przywilejem.

– …Ile jeszcze…? – spytała po chwili.

– Dwa. Dwa Kamienie Życia. Pamiętaj, sama ich nie rozpoznasz. Ani ty, ani człowiek, który ku nim zmierza. Ale pióro ci podpowie. I wtedy stanie się tak ogromne, że nie potrafisz go unieść. Wyrwij więc ze stosiny jeden niewielki puszek. To wystarczy – odparł powoli.

Dziewczynka odeszła.

– Złamałeś kolejne niebiańskie prawo, braciszku – wyszeptał Vea z powały, gdzie tkał pajęczą nić. – Lękam się o ciebie. Myślałem, że jesteś inny. Nie znałem cię. Ale teraz chciałbym cię jakoś ochronić, gdyż zdumiewa i wzrusza mnie twoja odwaga.

– Czyżbyś zmienił zdanie i zrezygnował z przystania do gromady? – zdziwił się Ave.

– Nie. Tęsknię do jej siły i natężenia Mroku. Ale ty jesteś moim bratem. Czy mógłbyś mnie, mimo wszystko, trochę polubić?

Ave milczał.

– Dawno, dawno temu, choć nie wiadomo jak dawno, gdyż Niebo znajduje się poza wszelkim czasem, żył sobie człowiek, który rozmawiał z Aniołami lub tak mu się tylko zdawało – opowiadał Gabriel, a młode Anioły słuchały z zapartym tchem, gdyż Gabriel niezwykle rzadko schodził do nich z najwyższych szczebli Drabiny, a jeszcze rzadziej im się zwierzał. – Anioły ukazywały mu się pod różnymi postaciami, lecz nie zdradzały mu sekretów i tajemnic. Tajemnice są po to, by ciekawiły, zwłaszcza gdy dotyczą rzeczy dla kosmosu najważniejszych. Cóż bowiem warte byłoby Niebo, gdyby każdy człowiek znał je od krańca po kraniec, i na dodatek umiał je opisać? Miałby o nim pełną wiedzę, ale co z wiarą? Przecież Niebo istnieje tylko za sprawą wiary. Gdyby ona przestała istnieć, Niebo rozproszyłoby się w Mroku, tak jak wszystko, w co się przestaje wierzyć. Anioły mówiły więc człowiekowi tylko tyle, ile chciał usłyszeć. Mówiły mu o sobie, o Światłości, o Niebie i niebiańskich zwyczajach. Nie kłamały, gdyż w naszym świecie kłamstwo nie istnieje. Więc Anioły, spotykając się z tym człowiekiem, opowiadały mu prawdę, ale dotyczyła ona jedynie malutkiej cząstki wiedzy o anielskim bycie, którą człowiek mógł zrozumieć. Mówiły mu także o swych zabawach.