Изменить стиль страницы

– Do wieczora daleko – oświadczyłam i zajęłam się przygotowaniem obiadu.

A jednak było bliżej, niż sądziłam, gdyż zaraz po obiedzie zajęliśmy się wiosennymi porządkami w ogrodzie – był już koniec kwietnia! – i czas zleciał nam niezwykle szybko. Jonyk spał sobie w wózeczku, ustawionym w słonecznej plamie na ścieżce, a wokół wózka, też łapiąc pierwsze słoneczne ciepło, łaził Kotyk, z wyprężonym grzbietem i dumnie podniesionym ogonem. Wykarmiony resztkami naszych obiadów i specjalnie dokupywaną wątróbką, Kotyk ważył już chyba z dwanaście kilogramów i był największym kocurem, jakiego kiedykolwiek w życiu widziałam.

– Jak to właściwie było z tym Kotykiem? – spytał mąż, mocno zasapany od przekopywania ziemi. – Przybłąkał się do ogrodu czy jak? Bo już nie pamiętam…

– A wiesz, że ja też nie pamiętam? Chyba wietrzyłam pokój na parterze i on wskoczył przez okno. Był cały mokry, jakby go ktoś topił… Nie, nie… To było inaczej… Psiakrew, nie pamiętam! A może ten Kot zwyczajnie wszedł przez drzwi? I wcale nie był mokry? – stwierdziłam po namyśle, głęboko wierząc w to, co mówię. W tajemniczy sposób bowiem – tak jak wówczas, w tamtą jesienną noc, gdy łapczywie pożerałam wygrzebany z ziemi korzeń – uleciało mi z pamięci wszystko: słowa, które Dziecko wypowiedziało, nie mówiąc, Kot topiący się w beczce z deszczówką, a także fakt, że był świadek tego dziwnego wydarzenia – nasza sąsiadka. Co dowodziło, że jednak miało ono miejsce! Zatem KTOŚ musiał mi powiedzieć, że w beczce topi się kot. Sama z siebie przecież bym nie poleciała do ogrodu! Ale dziwną opowieść sąsiadki Adam wziął za kolejny dowód, że ta kobieta jest wariatką. Tymczasem – przynajmniej tym razem – to ona była normalna. Ona, a nie… A nie kto?

Późnym wieczorem, gdy kładłam do łóżeczka świeżo wykąpanego i wysmarowanego oliwką Jonyka – nagle zaczął się drzeć. Darł się tak długo i tak głośno, że Adam, jedzący coraz bardziej nerwowo kolację, powiedział:

– No nie, on w ogóle nie da mi zasnąć! A ta operacja nie tylko zaczyna się skoro świt, bo o siódmej rano, ale jest w dodatku bardzo poważna! Zlokalizowany tętniak u siedemnastolatka… Od mojej sprawnej ręki zależy życie tego chłopca… Muszę się wyspać, do diabła! Dlaczego wszystkie niemowlaki płaczą zawsze wtedy, gdy nie powinny?

– Śpij spokojnie – uspokoiłam go. – Zamknij drzwi sypialni i dla wygłuszenia wrzasków Jonyka powieś na nich koc. Ja pójdę spać na kanapę w pokoju dziecinnym. Gdy będę przy nim w nocy, to może się uspokoi.

Uspokoił się. Przysunęłam łóżeczko do kanapy i spuściłam z jednej strony odgradzającą nas siatkę. Noc była jasna, księżycowa i przez duże okno dziecinnego pokoju, mimo zasłon, wpadał lunatyczny blask. Gdyby ktoś nam się teraz przypatrzył, musielibyśmy zabawnie wyglądać: tuż koło buzi Jonyka, z prawej strony, leżał ogromny Kot i ponad główką Dziecka łypał w moją stronę zielonym okiem. W środku leżał Jonyk, patrząc w sufit szeroko otwartymi oczami, a z lewej strony leżałam ja.

Bezwiednie wyciągnęłam rękę w stronę Dziecka, zapominając, że dwumiesięczny niemowlak jeszcze nie umie podać swojej. Ale on umiał. Umiał, gdyż nagle na moim serdecznym palcu poczułam zaciskające się malutkie paluszki.

„To jest tylko nieuświadomiony odruch” – przypomniałam sobie wykłady mego męża na temat rozwoju niemowlaków. Niemowlęta, gdy im się podaje jakiś przedmiot, bezwiednie zaciskają na nim rączkę. Teraz tym przedmiotem był mój palec. Uniosłam głowę i zobaczyłam, że druga piąstka Jonyka zaciska się na grubej łapie Kotyka. Już chciałam się roześmiać, gdy nagle usłyszałam, jak Jonyk mówi:

– NO TO LECIMY…