Изменить стиль страницы

Przyjrzałem im się, w kucki, między jednym a drugim świśnięciem starca. Zwierzęta: osioł, zebra, bawół, pawian, hiena i jakieś jajeczko. Cóż to - osioł? Że… ośle? Nie może być… No - a słoń? Niezgrabny, gruboskórny. Hiena? Hiena żeruje, padlina, trup, niedoszły trup, pustynia, starców zwłoki - możliweż to? A pawian? Pawian - małpa, małpa udaje, błazeńsko małpuje, naturalnie! A więc i tego… i tego oczekiwali? I wiedząc, że nie zważając, wedrę się - podłożyli. Ale jajko? Co oznaczało jajko?

Odwróciłem kartkę. Ach! Kukułki! Kukułcze jajo - podstęp, zdrada, fałsz! Więc co? Więc co? Rzucić się? Mord? Ale jak, przy buteleczkach, patyczkach, zadławić bezbronnego starca? I co z brodawkami? A zresztą…

– Pi pi… - pisnął spod nosa, zafukał, jęknął i poprawił trelem całkiem słowiczym, jakby ptaszynę w sobie miał, starczą, maleńką…

To był koniec. Po cichu, byle jak, powrzucałem wszystkie pudła i papiery do szuflad, otrzepałem kolana i, przestąpiwszy kałuże porozlewanych aromatycznie lekarstw, siadłem na krześle, nie - żeby rozmyślać nad dalszymi krokami, ale po prostu w rozpaczy, w nagłym odpływie sił.