A rodzicom nieszczesnym serca sie krajały131.
Nigdyć by ona była bez wielkiej żałości
Mojej umrzeć nie mogła, nigdy bez ciężkości132
I serdecznego bolu, w którymkolwiek lecie133
Mnie by smutnego była odbiegła134 na świecie;
Alem ja już z jej śmierci nigdy żałościwszy,
Nigdy smutniejszy nie mógł być ani teskliwszy135.
A ona (by był Bóg chciał) dłuższym wiekiem swoim
Siła136 pociech przymnożyć137 mogła oczom moim.
A przynamniej138 tym czasem mogłem był odprawić
Wiek swój139 i Persefonie140 ostatniej141 sie stawić142,
Nie uczuwszy na sercu tak wielkiej żałości,
Której równia143 nie widzę w tej tu śmiertelności144.
Nie dziwuję Nijobie145, że na martwe ciała
Swoich namilszych dziatek146 patrząc, skamięniała147.
Tren V148
Jako oliwka mała pod wysokim sadem149
Idzie150 z ziemie151 ku górze macierzyńskim szladem152,
Jeszcze ani gałązek, ani listków rodząc,
Sama tylko dopiro153 szczupłym prątkiem154 wschodząc;
Tę, jesli ostre ciernie155 lub rodne156 pokrzywy
Uprzątając, sadownik157 podciął ukwapliwy158,
Mdleje159 zaraz, a zbywszy160 siły przyrodzonej161,
Upada przed nogami matki ulubionej.
Takci sie mej namilszej Orszuli dostało:
Przed oczyma rodziców swoich rostąc162, mało
Od ziemie sie co163 wznióswszy, duchem zaraźliwym164
Srogiej śmierci otchniona165, rodzicom troskliwym166
U nóg martwa upadła. O zła Persefono167,
Mogłażeś tak wielu łzam168 dać upłynąć płono169?
Tren VI170
Ucieszna moja śpiewaczko, Safo171 słowieńska172,
Na którą nie tylko moja cząstka173 ziemieńska174,
Ale i lutnia175 dziedzicznym prawem spaść miała;
Tęś nadzieję już po sobie okazowała,
Nowe piosnki sobie tworząc, nie zamykając
Ustek176 nigdy, ale cały dzień prześpiewając177,
Jako więc lichy178 słowiczek w krzaku zielonym
Całą noc prześpiewa gardłkiem179 swym ucieszonym180.
Prędkoś mi nazbyt umilkła, nagle cię sroga
Śmierć spłoszyła, moja wdzięczna181 szczebiotko182 droga.
Nie nasyciłaś mych uszu swymi piosnkami
I tę trochę teraz płacę sowicie183 łzami.
A tyś ani umierając śpiewać przestała184,
Lecz matkę ucałowawszy, takeś żegnała:
«Już ja tobie, moja matko, służyć nie będę
Ani za twym wdzięcznym stołem miejsca zasiędę;
Przyjdzie mi klucze położyć, samej precz jechać,
Domu rodziców swych miłych wiecznie185 zaniechać186».
To, i czego żal ojcowski nie da serdeczny
Przypominać więcej, był jej głos ostateczny187.
A matce, słysząc188 żegnanie tak żałościwe,
Dobre189 serce, że od żalu zostało żywe.
Tren VII190
Nieszczesne ochędóstwo191, żałosne192 ubiory
Mojej namilszej cory193,
Po co me smutne oczy za sobą ciągniecie?
Żalu mi przydajecie194.
Już ona członeczków swych wami nie odzieje,
Nie masz, nie masz nadzieje195.
Ujął196 ją sen żelazny, twardy, nieprzespany197.
Już letniczek198 pisany199
I uploteczki200 wniwecz201, i paski złocone -
Matczyne dary płone202.
Nie do takiej łóżnice203, moja dziewko droga,
Miała cię mać uboga204
Doprowadzić, nie takąć dać obiecowała
Wyprawę205, jakąć dała.
Giezłeczkoć206 tylko dała a lichą tkaneczkę207,
Ociec ziemie208 bryłeczkę
W główki209 włożył. Niestetyż, i posag i ona
W jednej skrzynce210 zamkniona211.
Tren VIII212
Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,
Moja droga Orszulo, tym zniknienim213 swoim.
Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:
Jedną maluczką duszą214 tak wiele ubyło.
Tyś za wszytki mówiła, za wszytki śpiewała,
Wszytkiś w domu kąciki215 zawżdy pobiegała216.
Nie dopuściłaś nigdy matce sie frasować217
Ani ojcu myśleniem zbytnim głowy psować218,
To tego, to owego wdzięcznie219 obłapiając220
I onym swym uciesznym śmiechem zabawiając.
Teraz wszytko umilkło, szczere221 pustki w domu,
Nie masz zabawki222, nie masz rośmiać sie nikomu.
Z każdego kąta223 żałość człowieka ujmuje224,
A serce swej pociechy225 darmo226 upatruje227.
Tren IX228
Kupić by cię229, mądrości, za drogie pieniądze,
Która (jesli prawdziwie mienią230) wszytki żądze,
Wszytki ludzkie frasunki231 umiesz wykorzenić232,
A człowieka tylko nie233 w anioła odmienić234,
Który nie wie, co boleść, frasunku nie czuje,
Złym przygodam235 nie podległ, strachom nie hołduje236.
Ty wszytki rzeczy ludzkie masz za237 fraszkę sobie,
Jednaką myśl238 tak w szcześciu, jako i w żałobie239
Zawżdy240 niesiesz; ty śmierci namniej241 sie nie boisz,
Bezpieczną242, nieodmienną, niepożytą243 stoisz.
Ty bogactwa nie złotem, nie skarby wielkiemi,
Ale dosytem244 mierzysz245 i przyrodzonemi246
Potrzebami; ty okiem swym nieuchronionym247
Nędznika248 upatrujesz249 pod dachem złoconym,
A uboższym nie zajźrzysz250 szcześliwego mienia251,
Kto by jedno252 chciał słuchać twego upomnienia.
Nieszcześliwy ja człowiek, którym lata swoje
Na tym strawił, żebych był ujźrzał progi253 twoje.
Terazem nagle z stopniów ostatnich254 zrzucony
I miedzy insze255, jeden z wiela256, policzony.
Tren X257
Orszulo moja wdzięczna258, gdzieś mi sie podziała?
W którą stronę, w którąś sie krainę udała?
Czyś ty nad wszystki nieba259 wysoko wniesiona
I tam w liczbę aniołków małych policzona?
Czyliś do raju wzięta? Czyliś na szcześliwe
Wyspy260 zaprowadzona? Czy cię przez teskliwe
Charon261 jeziora wiezie i napawa zdrojem
Niepomnym262, że ty nie wiesz nic o płaczu moim?
Czy człowieka zrzuciwszy263 i myśli dziewicze,
Wzięłaś na się postawę i piórka słowicze264?
Czyli sie w czyścu czyścisz265, jesli z strony ciała
Jakakolwiek zmazeczka na tobie została?
Czyś po śmierci tam poszła, kędyś pierwej była266,
Niżeś sie na mą ciężką żałość267 urodziła?