Изменить стиль страницы

— On ucieka! — stwierdził Ber, włączając silniki kosmolotu.

Jednak mimo przyspieszenia sięgającego granic ludzkiej wytrzymałości Szarotka, przeobrażona w gorejącą kulę, oddalała się nadal od kosmolotu. Trzeba było przekazać obserwacje służbom strefy zewnętrznej i wracać na Ziemię.

— Mamy tu jeszcze jeden dowód, że są to istoty inteligentne — zauważył Skiepur- ski. — I to rozporządzające niewiarygodnie wysoką techniką, do tego całkowicie różną od naszej.

— Dlatego tak trudno z nimi walczyć — dorzucił Ber.

— Niczemu się już nie dziwię — oświadczył Bandore. — Zbyt mało wiemy o tej niepojętej cywilizacji, której przedstawiciela wydawało się nam, iż pojmaliśmy, chyba tylko po to, aby wyprowadził nas w pole.

— Tak czy inaczej ryzyko się opłacało — stwierdził Skiepurski. — Wiemy teraz, że w stanie krystalicznym Silihomid nie jest groźny dla ludzi, przynajmniej do pierwszych sygnałów aktywnego życia. To już coś znaczy.

— Obawiam się, że mogą być również następstwa negatywne — rzekł Bandore z powagą. Rem odczuła dreszcz niepokoju.

— Dokąd on leci? — zapytała cicho. Bandore bezradnie rozłożył ręce.

— Dowiemy się tego wkrótce. Miejmy nadzieję, że nie będzie to Wenus lub Mars. Nikt już o nic nie pytał. Milczeli rozumiejąc, że to byłby kres ludzkich nadziei.

OŚWIADCZENIE A-CISA

Trzynastego lipca dwa tysiące pięćset sześćdziesiątego szóstego roku stacje odbiorcze łączności międzygwiezdnej otrzymały tekst opracowany przez urpiańskiego łącznika A-Cisa, lecącego z wyprawą Astrobolidu na Ziemię. Do opracowania tego. tekstu niewątpliwie skłoniły A-Cisa wiadomości, jakie napłynęły w ostatnim półroczu z Ziemi. Podając w pełnym brzmieniu tę wypowiedź, przetłumaczoną na język Zetha przez kon-wernomy i Daisy Brown, dołączamy tekst wywiadu, jakiego w tej sprawie udzielił sekretarz Organizacji Obrony Wolności, F. Skiepurski.

„Ja, A-Cis, wypowiadam się jeszcze raz w aneksie do kronik Daisy Brown. Wypowiedź ta powinna przyczynić się do usunięcia nieporozumienia między nami a naszymi kosmicznymi braćmi — Ziemianami.

Pojęcie doskonałości jest względne. Nie ma doskonałości absolutnej. My, Urpianie, uznajemy siebie za istoty doskonalsze od Ziemian. A jednak nie tylko Ziemianie od nas, lecz również my od Ziemian nauczyliśmy się niemało w ciągu minionych okrążeń Juventy wokół Tolimana A.

Przykładowo, sądziliśmy, że starczy obdarzyć Ziemian podstawowymi cechami naszej osobowości i stworzyć warunki dla całkowitego prymatu rozumu w psychice ludzkiej, a istoty te staną się doskonałe. Praktyka pokazała, jak myliliśmy się.

Stworzenie takiego społeczeństwa ludzkiego, które byłoby wierną kopią naszego społeczeństwa, nie może dać zamierzonych efektów. Cóż z tego, że Lu i Dean opanowali i podporządkowali sobie innych Ziemian w ich statku międzygwiezdnym? Opanowali i podporządkowali ich siłą! A siła nie przekonuje. Jej tryumfy są zwodnicze.

Nie zawsze Ziemianie uświadamiają sobie, do czego dążą, ale często właśnie takie nie świadome dążenie wyraża najpełniej sens kierunku rozwoju ich społeczeństwa, zwłaszcza gdy przybiera charakter powszechny, stając się zbiorowym działaniem. Ten problem wart jest dalszych badań, przede wszystkim na Ziemi, w dużej zbiorowości.

U Ziemian niektóre uczucia mają charakter zespalający i przyspieszający rozwój cywilizacji: współdziałanie ich z logicznym rozumowaniem wcale nie osłabia, lecz właśnie potęguje zdolności umysłowe tych istot. Również zindywidualizowanie osobowości, niepomiernie większe niż u nas, trudno uznać za cechę prymitywną w świetle charakterystycznych właściwości kultury planetarnej tych naszych kosmicznych braci.

Struktura mózgu ludzkiego wyklucza należyte funkcjonowanie zestawu: mózg — dublomózg — Pamięć Wieczysta. Próby wyeliminowania wyższych stanów uczuciowych poprzez syntezę chromosomalną i wychowanie dają wynik negatywny: przejęcie funkcji emocjonalnych bodźców działania przez tłumione dotąd prymitywne uczucia wyzwala popędy aspołeczne, a przy całkowitej ich eliminacji — zanik woli i zmechanizowanie osobowości.

Istnieje szansa dostosowania do cech fizjologicznych mózgu ludzkiego konstrukcji dublomózgu i Pamięci Wieczystej. Zakres ich funkcji, więc i cechy konstrukcyjne tych aparatów muszą być różne od naszych. Będą one spełniać rolę tylko pomocniczą. W żadnym razie nie mogą obejmować przewodnictwa nad mózgami Ziemian.

Lu oraz trzy młodociane osobniki, którym dano życie w warunkach chromosomalnej syntezy genów, będą ze szczególną intensywnością poddane działaniu wychowawczemu środowiska ludzkiego. Przypuszczam, że zneutralizuje to szkodliwy wpływ zmutowa-nych cech. Wszystkie narzucone właściwości nie będą eliminowane mechanicznie, lecz poddane oddziaływaniu środowiska. Jeśli niektóre z tych cech okażą się społecznie użyteczne dla Ziemian, zostaną utrzymane.

I vice rersa — zastanawiam się, czy dla nas nie byłoby korzystne przejęcie pewnych cech ugruntowanych w społeczności naszych przyjaciół z Układu Słonecznego. Otrzymałem wiadomości, że rozważana jest przez zespoły przewodników współdziałające z Pamięcią Wieczystą sprawa zaniku w ostatnich kilku okrążeniach uczuć estetycznych w naszym społeczeństwie. Chodzi o zbadanie, czy zjawisko to ma charakter dodatni czy też ujemny. Już sam fakt postawienia tego problemu świadczy o wpływie, jaki nie tylko my na Ziemian, lecz także Ziemianie na nas wywierają.

Pierwszy raz od przybycia naszych przodków do Układu Tolimana podejmują Urpianie — w mojej osobie — podróż międzygwiezdną. Czynimy to między innymi w tym celu, aby pomóc Ziemianom w usunięciu śmiertelnego niebezpieczeństwa, jakie dla ich cywilizacji oraz kultury planetarnej stanowi inwazja krzemowców ciepłotwórczych. Moje przybycie do Układu Słonecznego jest nieodzowne dla operatywnego, kompleksowego opanowania i oddalenia raz na zawsze niebezpieczeństwa, wręcz zagrażającego przetrwaniu gatunku Ziemian, co byłoby wykluczone w ramach instruowania mido na odległość liczoną w latach świetlnych.

I znów przy tej sposobności rodzi się pytanie, czy słuszny jest nasz brak zainteresowania podróżowaniem wynikającym z przeświadczenia, że wytworzone przez nas techniczne środki zdalnego przekazywania obrazów i wszelkich informacji są wystarczająco doskonałe, aby w pełni zastąpić bezpośrednie doznawanie tych wrażeń na miejscu.

Osobnym rozdziałem jest stosunek do przyrody. U nas i u Ziemian kształtował się on w innych warunkach, pod naporem odmiennych bodźców czy wręcz nakazów chwili w walce o przetrwanie. Dla Ziemian najcięższe zmagania z otaczającym środowiskiem przypadły na ich okres przedcywilizacyjny, kiedy znaczne ochłodzenie prowadzące do zlodowaceń ogarnęło rozległe połacie ich planety. U nas bez porównania radykalniejsze zmiany klimatyczne, bezpośrednio zagrażające naszemu istnieniu, przeżyliśmy na szczeblu już rozwiniętej cywilizacji naukowo-technicznej. Militaryzujący system, który wtedy wytworzył u nas kompleks „oblężonej twierdzy”, wykorzystaliśmy do niszczenia obcego życia wokół nas, w początkowej fazie nie wyłączając nawet eksterminacji naszych młodszych braci na Temie, którą chcieliśmy zawładnąć. Dopiero później przyszło zrozumienie.

W obecnym stadium natomiast, kiedy ani nam, ani wam ojczysta przyroda nie zagraża, wasz stosunek do niej jest bardziej przyjacielski. W końcu dwudziestego wieku waszej ery zdaliście sobie sprawę z postępujących zniszczeń, jakich dokonaliście w świecie roślin i zwierząt; wtedy przyjęliście dewizę ochrony wszelkiego życia. Nawet teraz, w obliczu dramatycznej walki z najazdem krzemowców ciepłotwórczych, wielu z was dobitnie wyraża pogląd, że każdy, choćby nawet prymitywny organizm ma prawo do życia i rozwoju. Przekazałem ten punkt widzenia zespołom przewodników do dalszej analizy we współdziałaniu z Pamięcią Wieczystą — w celu wyciągnięcia wniosków, czy byłoby pożądane zweryfikować nasz emocjonalnie obojętny stosunek do otaczającej przyrody żywej, sugerując częściową jego modyfikację na modłę Ziemian.