Изменить стиль страницы

Przełknąłem resztę martini i zacząłem się rozglądać za naszą kelnerką. Chciałem jeszcze jedno.

– Jesus Menendez poszedł za kratki jako młody człowiek. Ma teraz dwadzieścia sześć lat, a wygląda na czterdzieści. Jest drobny.

Wiesz, co się dzieje w pudle z takimi mikrusami.

Wbijałem wzrok w stolik, na którym nagle zjawił się jajowaty półmisek ze skwierczącym stekiem i parującymi ziemniakami.

Spojrzałem na kelnerkę i kazałem jej podać następne martini. Nie poprosiłem, ale kazałem.

– Lepiej trochę przystopuj – poradził mi Levin, kiedy odeszła.

– W okręgu nie ma pewnie gliniarza, który nie byłby zachwycony, gdyby mógł cię zgarnąć za jazdę po kielichu, wpakować do aresztu i wsadzić ci w tyłek latarkę.

– Wiem, wiem. To będzie ostatni. Jeżeli się okaże, że wypiłem za dużo, nie siądę za kółko. Przed wejściem zawsze stoi taksówka.

Uznałem, że jedzenie może pomóc, odkroiłem więc kawałek steku i zjadłem. Potem odłamałem kawałeczek grzanki spod serwetki, którą przykryto koszyczek, ale już zdążyła wystygnąć. Upuściłem grzankę na półmisek i odłożyłem widelec.

– Słuchaj, wiem, że cię to gryzie, ale o czymś zapominasz – powiedział Levin.

– Tak? Mianowicie?

– O zagrożeniu. Groziła mu czapa, sprawa była parszywa. Nie pracowałem nad nią, bo nie było nad czym. Mieli go na talerzu, a ty uratowałeś go przed czapą. To twoja robota i zrobiłeś, co do ciebie należało. A teraz wydaje ci się, że wiesz, co się naprawdę stało. Nie możesz się gryźć czymś, o czym wtedy nie wiedziałeś.

Przerwałem mu gestem.

– Chłopak był niewinny. Powinienem to zauważyć. Powinienem coś zrobić. A ja zrobiłem to co zwykle i jak ślepy załatwiłem sprawę rutynowo.

– Bzdura.

– Nie.

– Dobra, wróćmy do historii. Kim był ten drugi facet, który zjawił się w jej mieszkaniu?

Otworzyłem aktówkę i sięgnąłem do niej.

– Pojechałem dzisiaj do San Quentin i pokazałem Menendezowi sześć fotek. Policyjnych zdjęć moich klientów. Głównie byłych.

W ciągu niecałych dziesięciu sekund Menendez wybrał jednego.

Rzuciłem na stół fotografię Louisa Rouleta. Wylądowała odwrócona wierzchem do dołu. Levin wziął ją, przyglądał się przez kilka chwil, po czym odłożył na stolik.

– Pokażę ci coś jeszcze – powiedziałem.

Moja dłoń znów powędrowała do aktówki i wyciągnęła dwa złożone zdjęcia Marthy Renterii i Reggie Campo. Rozejrzałem się, sprawdzając, czy nie nadchodzi kelnerka z moim martini, i podałem fotografie Levinowi.

– To taka układanka – wyjaśniłem. – Złóż je i zobacz, co wyjdzie.

Levin złączył ze sobą połówki zdjęć i skinął głową na znak, że zauważył podobieństwo. Morderca – Roulet – brał na cel kobiety, które pasowały do jakiegoś pożądanego modelu lub wzoru. Następnie pokazałem Levinowi szkic broni sporządzony przez technika przeprowadzającego autopsję Renterii i przeczytałem opis dwóch nakłuć znalezionych na szyi.

– Wiesz, co pokazuje zapis wideo z baru? – spytałem. – Mordercę w akcji. Tak jak ty, zauważył, że pan X jest mańkutem. Kiedy zaatakował Reggie Campo, uderzył ją lewą ręką i w lewej trzymał nóż. facet dokładnie wie, co robi. Zobaczył okazję i skorzystał z niej.

Żadna kobieta nie miała takiego szczęścia jak Reggie Campo.

– Myślisz, że były inne? Inne morderstwa?

– Być może. Właśnie chciałbym, żebyś się dowiedział. Sprawdź wszystkie kobiety zamordowane nożem w ciągu ostatnich kilku lat.

Znajdź zdjęcia ofiar i zobacz, czy pasują do modelu. I nie skupiaj się tylko na otwartych sprawach. Sprawa Marthy Renterii została zamknięta.

Levin nachylił się nad stolikiem.

– Słuchaj, nie dam rady przeczesać tego tak dobrze jak policja.

Powinieneś zawiadomić o tym gliny. Albo FBI. Mają tam specjalistów od seryjnych morderców.

Pokręciłem głową.

– Nie mogę. Chodzi o mojego klienta.

– Menendez też jest twoim klientem i musisz go wyciągnąć z więzienia.

– Pracuję nad tym. I dlatego potrzebuję twojej pomocy, Mish.

Obaj wiedzieliśmy, że nazywałem go Mish, kiedy prosiłem go o coś, co wykraczało poza granice naszych stosunków zawodowych, i odwoływałem się do naszej przyjaźni.

– Może byś wynajął kogoś od mokrej roboty – zasugerował Levin. – Rozwiązałbyś wszystkie problemy.

Skinąłem głową, wiedząc, że usiłuje żartować.

– Tak, to by była myśl – odrzekłem. – Świat od razu stałby się lepszy. Ale Menendez nie wyjdzie na wolność.

Levin znów się nachylił. Miał poważną minę.

– Zrobię, co się da, Mick, ale nie wydaje mi się, żeby to był najlepszy sposób. Mógłbyś zawiadomić Rouleta, że wystąpił konflikt interesów, i rzucić go w diabły. Potem spróbowałbyś wyciągnąć Menendeza z pudła.

– Jak?

– Zidentyfikował go na zdjęciu. To mocny dowód. Przecież nie potrafiłby odróżnić gęby Rouleta od pozostałych, czemu więc wybrał akurat jego?

– Kto w to uwierzy? Jestem jego adwokatem! Nikt, od gliniarzy po radę do spraw ułaskawień, nie uwierzy, że tego nie ustawiłem. To teoria, Raul. Ty i ja wiemy, że to prawda, ale nie potrafimy nic udowodnić.

– A rany? Mogliby porównać nóż ze sprawy Campo z ranami Marthy Renterii.

Pokręciłem głową.

– Ciało poddano kremacji. Mają tylko opisy i zdjęcia z autopsji, a to żaden rozstrzygający dowód. Nie wystarczy. Poza tym nie mogę wystąpić w roli oskarżyciela własnego klienta. Jeżeli zwrócę się przeciw klientowi, to zwrócę się przeciw wszystkim swoim klientom. Nie mogę tego zrobić, bo wszystkich stracę. Muszę to rozegrać jakoś inaczej.

– Chyba się mylisz. Chyba…

– Na razie udaję, że o niczym nie wiem, rozumiesz? Ale zajmij się tym. Wszystkimi szczegółami. Oddziel od śledztwa w sprawie Rouleta, żebym nie musiał nic przekazywać w ramach ujawnienia dowodów. Podciągnij pod Jesusa Menendeza i wystaw rachunek za tamtą sprawę. Rozumiesz?

Zanim Levin zdążył odpowiedzieć, kelnerka przyniosła mi trzecie martini. Machnąłem przecząco ręką.

– Nie chcę. Proszę przynieść rachunek.

– Przecież nie odleję tego z powrotem do butelki – zauważyła cierpko.

– Niech się pani nie martwi, zapłacę. Po prostu nie mam już ochoty na następnego drinka. Proszę go dać człowiekowi, który przygotowuje grzanki, i przynieść rachunek.

Odwróciła się i odeszła, chyba zła, że nie jej zaproponowałem drinka. Spojrzałem na Levina. Wyglądał, jakby wszystko, co wyjawiłem, sprawiło mu wielką przykrość. Dobrze wiedziałem, jak się czuje.

– Trafiła mi się licencja, co?

– No. Jak będziesz mógł normalnie z nim pracować, skoro chcesz równocześnie kopać w jego brudach?

– Z Rouletem? Zamierzam spotykać się z nim jak najrzadziej.

Tylko kiedy to będzie konieczne. Nagrał mi dzisiaj wiadomość, mówił, że ma coś do powiedzenia. Ale nie oddzwoniłem.

– Dlaczego wybrał ciebie? Czemu miałby wybierać jedynego adwokata, który może skojarzyć obie sprawy?

Pokręciłem głową.

– Nie wiem. Zastanawiałem się nad tym przez cały lot z San Francisco. Może się bał, że dowiem się o sprawie i skojarzę jedną z drugą. Pomyślał, że jeśli zostanie moim klientem, zgodnie z etyką będę go musiał chronić. Przynajmniej na początku. No i jeszcze pieniądze.

– Jakie pieniądze?

– Pieniądze od matki. Licencja. Roulet wie, jaki to dla mnie zarobek. Największy w karierze. Może sądził, że przymknę oczy, żeby tylko forsa nie przestała płynąć.

Levin pokiwał głową.

– Może powinienem, co? – dorzuciłem.

Czując działanie alkoholu, chciałem zażartować, ale Levin nawet się nie uśmiechnął, a kiedy przypomniałem sobie twarz Jesusa Menendeza za więziennym pleksiglasem, też nie potrafiłem się zdobyć na uśmiech.

– Słuchaj, chciałbym, żebyś zrobił coś jeszcze – powiedziałem – Na niego też miej oko. Na Rouleta. Dowiedz się, ile będziesz mógł, ale uważaj, żeby się nie zorientował. I sprawdź tę historię o gwałcie piątki w domu w Bel – Air.

Levin skinął głową.

– Zrobi się.

– I nikomu tego nie zlecaj.

To był nasz stały żart. Podobnie jak ja, Levin prowadził interes jednoosobowo. Nie miał komu zlecać roboty.