Изменить стиль страницы

W gabinecie paliła się lampka na biurku. Nie widziałem jej z korytarza, ale na pewno była włączona. Nie było mnie w domu od dwóch dni, ale nie pamiętam, żebym zostawił ją zapaloną. Wolno zbliżyłem się do otwartych drzwi, mając świadomość, że intruzowi może właśnie o to chodziło. Chciał odciągnąć lampką moją uwagę i zaczaił się w ciemnej sypialni albo łazience.

– Wejdź, Mick. To tylko ja.

Poznałem głos, lecz wcale mnie to nie uspokoiło. W pokoju czekał Louis Roulet. Przestąpiłem próg i przystanąłem. Roulet siedział na skórzanym krześle przy biurku. Odwrócił się w moją stronę i założył nogę na nogę. Podciągnął przy tym nogawkę i zobaczyłem bransoletkę lokalizatora, który kazał mu założyć Fernando Valenzuela. Jeśli Roulet przyszedł mnie zabić, to przynajmniej zostawi jakiś trop. Nie była to jednak pocieszająca myśl. Oparłem się o framugę, zasłaniając ciałem nóż.

– A więc tu prowadzisz swoją błyskotliwą praktykę prawniczą?

– spytał Roulet.

– Częściowo. Co tu robisz, Louis?

– Przyszedłem cię odwiedzić. Nie oddzwoniłeś, więc chciałem sprawdzić, czy wciąż gramy w jednej drużynie.

– Nie było mnie w mieście. Dopiero wróciłem.

– A kolacja z Raulem? Coś o niej wspominałeś przez telefon, prawda?

– Raul jest moim przyjacielem. Zjadłem z nim kolację w drodze z Burbank. Jak się dowiedziałeś, gdzie mieszkam?

Odchrząknął i uśmiechnął się do mnie.

– Pracuję w nieruchomościach, Mick. Potrafię ustalić adres każdego. Kiedyś byłem nawet informatorem „National Enquirer”. Wiedziałeś o tym? Umiałem im powiedzieć, gdzie mieszka każda sława, nawet jeżeli kupowała nieruchomość przez podstawioną osobę albo firmę. Ale po jakimś czasie przestałem dla nich pracować. Niezłe pieniądze, ale praca taka… pretensjonalna. Rozumiesz, co mam na myśli, Mick? W każdym razie dałem sobie spokój. Ale ciągle potrafię ustalić, gdzie kto mieszka. I dowiedzieć się, czy przypadkiem nie przesadził z wyceną wartości hipoteki, a nawet czy na czas płaci raty.

Spojrzał na mnie ze znaczącym uśmieszkiem. Dawał mi do zrozumienia, iż wie, że dom jest w istocie finansową wydmuszką, że mam w nim zerowy wkład i zwykle spóźniam się o miesiąc ze spłatą dwóch rat hipotecznych. Fernando Valenzuela pewnie nie zgodziłby się przyjąć takiego zabezpieczenia, nawet gdyby chodziło o kaucje w wysokości pięciu tysięcy dolarów.

– Jak się tu dostałeś? – zapytałem.

– To zabawna historia. Okazuje się, że miałem klucz. Kiedy dom był na sprzedaż – jakieś półtora roku temu, zgadza się? – chciałem go obejrzeć, bo miałem zainteresowanego klienta, któremu zależało na widoku. Wziąłem więc klucz ze skrytki, przyjechałem się rozejrzeć i od razu stwierdziłem, że dom nie nadaje się dla mojego klienta – chciał czegoś ładniejszego. Wróciłem i zapomniałem oddać klucz. Mam taki niedobry nawyk. Czy to nie dziwne, że później w tym samym domu zamieszkał mój adwokat? Przy okazji, widzę, że nic tu nie zrobiłeś. Masz fantastyczny widok z werandy, zgoda, ale trzeba by trochę odnowić.

Domyśliłem się, że ma mnie na oku już od czasów sprawy Menendeza. I prawdopodobnie wie, że byłem dziś u niego na widzeniu w San Quentin. Przypomniałem sobie mężczyznę w wagonie kolejki. „Zły dzień?”. Później widziałem go w samolocie do Burbank.

Czyżby mnie śledził? Pracował dla Rouleta? Może był detektywem, którego Cecil Dobbs usiłował wkręcić w sprawę? Nie znałem wszystkich odpowiedzi, ale byłem pewien, że Roulet czekał na mnie w domu, bo wiedział to co ja.

– Czego właściwie chcesz, Louis? Próbujesz mnie nastraszyć?

– Nie, nie, to ja powinienem się bać. Przypuszczam, że chowasz tam jakąś broń. Co to jest, pistolet?

Zacisnąłem palce na nożu, ale go nie pokazałem.

– Czego chcesz? – powtórzyłem.

– Chcę ci złożyć ofertę. Nie, nie na kupno domu. Na twoje usługi.

– Już z nich korzystasz.

Przez chwilę milczał, kołysząc się na boki na obrotowym krześle.

Zerknąłem na biurko, sprawdzając, czy niczego nie brakuje. Zauważyłem, że Roulet użył jako popielniczki glinianego naczynka zrobionego przez moją córkę. Miał to być pojemnik na spinacze.

– Zastanawiałem się nad twoim honorarium i trudnościami związanymi ze sprawą – powiedział. – Szczerze mówiąc, Mick, uważam że za mało ci płacimy. Dlatego chciałbym ustalić nowe warunki. Dostaniesz wcześniej uzgodnioną sumę w całości jeszcze przed rozpoczęciem procesu. Zamierzam jednak dorzucić premię za wynik. Kiedy ława przysięgłych złożona z moich współobywateli uzna mnie za niewinnego tego paskudnego przestępstwa, twoje honorarium zostanie automatycznie podwojone. Wypiszę ci czek od ręki w lincolnie, gdy wyjedziemy z sądu.

– To miłe, Louis, ale korporacja Kalifornii nie pozwala adwokatom przyjmować żadnych premii uzależnionych od pomyślnego wyroku. Nie mógłbym jej przyjąć. Doceniam gest, ale nie mogę.

– Ale tu nie ma nikogo z korporacji, Mick. Poza tym nie musimy tego traktować jako premii od wyniku, tylko jako część zwykłego honorarium. Bo przecież uda ci się mnie wybronić, prawda?

Utkwił we mnie spojrzenie, w którym wyczytałem groźbę.

– W sądzie nikt nie da ci żadnych gwarancji. Zawsze coś może pójść nie tak. Ale wszystko zapowiada się pomyślnie.

Na twarz Rouleta wypełzł uśmiech.

– Co mogę zrobić, żeby zapowiadało się jeszcze pomyślniej?

Pomyślałem o Reggie Campo. Żywej i przygotowanej do procesu. Nie miała pojęcia, przeciw komu będzie zeznawać.

– Nic – odparłem. – Siedzieć i czekać. Nie próbować żadnych sztuczek. Najlepiej nie robić nic. Sprawa powoli się układa i powinna się dobrze skończyć.

Nie odpowiedział. Chciałem odwrócić jego uwagę, żeby nie myślał o zagrożeniu, jakie stanowi Reggie Campo.

– Ale pojawiło się coś nowego – dodałem.

– Naprawdę? Co takiego?

– Nie znam szczegółów. Dowiedziałem się od osoby, która nie mogła mi nic więcej powiedzieć. Podobno prokurator dostał donos z aresztu. Nie rozmawiałeś o sprawie z nikim z celi, prawda? Pamiętasz, że cię przed tym ostrzegałem.

– i nie rozmawiałem. Ktokolwiek mnie zakapował, to kłamie.

– Większość z nich kłamie. Chciałem się tylko upewnić. Poradzę sobie z kapusiem.

– To dobrze.

– Jeszcze jedno. Rozmawiałeś z matką o zeznawaniu w sprawie napaści w pustym domu? Trzeba będzie wyjaśnić, dlaczego miałeś przy sobie nóż.

Roulet zacisnął usta, lecz nie odpowiedział.

– Musisz nad nią popracować – ciągnąłem. – Bardzo ważne, żeby to wyraźnie uzmysłowić przysięgłym. Poza tym wzbudzisz w nich trochę współczucia.

Roulet skinął głową. Zrozumiał.

– Możesz ją poprosić?

– Poproszę. Ale będzie ciężko. Nie zgłosiła tego policji. Nie mówiła nikomu z wyjątkiem Cecila.

– Musi zeznawać, a potem Cecil mógłby potwierdzić jej zeznanie. Wprawdzie to słabsze od policyjnego raportu, ale wystarczy, potrzebujemy jej, Louis. Jeżeli będzie zeznawać, sądzę, że przekona ławę. Przysięgli lubią starsze panie.

– Zgoda.

– Mówiła ci kiedyś, jak wyglądał ten człowiek czy ile miał lat?

Pokręcił przecząco głową.

– Nie potrafiła go opisać. Miał kominiarkę i gogle. Skoczył na nią, gdy tylko weszła do domu. Czaił się za drzwiami. Wszystko od. było się szybko i brutalnie.

Gdy o tym mówił, drżał mu głos. Zdziwiłem się.

– Wcześniej mówiłeś, że napastnikiem był klient, z którym miała się spotkać – zauważyłem. – Był w domu wcześniej?

Uniósł wzrok.

– Tak. Jakoś się dostał do środka i czekał tam na nią. To było straszne.

Skinąłem głową. Nie miałem ochoty na razie drążyć tego tematu.

Chciałem, żeby Roulet opuścił mój dom.

– Dziękuję za ofertę, Louis. Przepraszam cię, ale chciałbym się położyć. Miałem ciężki dzień.

Wskazałem mu korytarz prowadzący do wyjścia. Roulet podniósł się z krzesła przy biurku i podszedł do mnie. Cofnąłem się do korytarza, a potem do otwartych drzwi sypialni. Wciąż trzymałem za plecami nóż. Ale Roulet wyminął mnie bez żadnych incydentów.

– A jutro czeka cię spotkanie z córką – powiedział.