Изменить стиль страницы

„Cenci”, rozległ się JEGO głos. „Mamy twoją córkę, Alessię. Zwrócimy ją, jeśli zapłacisz nam półtora miliarda lirów. Posłuchaj głosu swojej córki”. Rozległo się szczęknięcie, a potem niewyraźny, jakby senny głos Alessi. Gdy skończyła, ON znów się pojawił, aby dodać: „Uwierz jej. Jeżeli nie zapłacisz, zabijemy ją. Nie próbuj grać na zwłokę. Nie powiadamiaj carabinieri, albo twoja córka zostanie zabita. Będziemy bić ją każdego kolejnego dnia zwłoki, a do tego…” Pucinelli nagłym, zdecydowanym ruchem wcisnął STOP, przerywając litościwie potok jeszcze okrutniejszych, bezlitosnych pogróżek. Alessia mimo to była tak rozdygotana, że ledwie mogła mówić. Kiwała tylko lekko głową.

– Mhm… tak…

– Jest pani gotowa przysiąc?

– …Tak…

Pucinelli metodycznie pozbierał kasety i schował magnetofon. – Ten sam męski głos jest nagrany na wszystkich taśmach. Musieliśmy sporządzić analizę głosu z wszystkich kaset, aby mieć co do tego absolutną pewność.

Alessia oblizała spierzchnięte wargi. – Nie bili mnie – zapewniła. – Nawet nie grozili, że mnie pobiją. Nic takiego nie powiedzieli.

Pucinelli pokiwał głową. – Groźby były przeznaczone dla pani ojca.

W oczach dziewczyny pojawił się strach. – Tato, chyba nie zapłaciłeś aż tyle? To wszystko… nie mogłeś tego zrobić.

Pokręcił głową, aby dodać jej otuchy. – Nie, nie zapłaciłem takiej sumy. Nie martw się. Niczym się nie przejmuj…

– Przepraszam – wtrąciłem po angielsku.

Głowy wszystkich odwróciły się w moją stronę, w ich oczach dostrzegłem zdziwienie, jakby usłyszeli głos płynący ze ściany albo może z tapety na ścianie.

– Signorina – rzekłem – czy była pani przewożona z miejsca na miejsce? A konkretnie czy przewożono panią dokądś cztery albo pięć dni temu?

Pokręciła głową. – Nie. – Mimo to wyraźnie zaczęła się wahać i po chwili, zmarszczywszy brwi, dorzuciła: – Przez cały czas przebywałam w namiocie. Chociaż…

– Tak?

– W ostatnich dniach czułam czasami zapach świeżo pieczonego chleba, a światło wydawało się nieco bardziej intensywne… ale pomyślałam, że po prostu ktoś zostawił odsuniętą zasłonę… a właściwie prawie w ogóle wtedy nie myślałam. To znaczy, bardzo dużo spałam… to było lepsze…

– A to światło – rzuciłem – czy to było światło słoneczne? Skinęła głową. – W namiocie stale panował półmrok, ale moje oczy szybko do niego przywykły… tamci nigdy nie włączali elektrycznego oświetlenia. W nocy było chyba ciemno, ale ja dzięki proszkom każdą noc przesypiałam kamiennym snem.

– Czy uważa pani, że mogłaby się nie zorientować, gdyby ktoś panią przeniósł, przetransportował z jednego miejsca do drugiego i tam ponownie rozbił namiot w jakimś całkiem innym pomieszczeniu?

Zastanawiała się nad tym przez chwilę, marszcząc czoło. – Jednego dnia, całkiem niedawno, spałam wyjątkowo mocno. Obudziłam się, gdy było już ciemno, i było mi niedobrze… tak jak wczoraj, kiedy obudziłam się już tutaj… i… och! – Wykrzyknęła z przejęciem. – Tak się cieszę, że tu jestem… nie wiem, co mam powiedzieć… jestem taka wdzięczna za wszystko… – Przytuliła się do ojca, a ten z coraz bardziej wilgotnymi oczami machinalnie pogłaskał ją po włosach.

Pucinelli wstał i oficjalnie podziękował ojcu i córce, po czym wraz ze mną i protokolantem wyszedł na korytarz.

– Może jeszcze tu wrócę, ale póki co, to powinno wystarczyć. – Westchnął. – Ona prawie nic nie wie. Nie może nam pomóc. Porywacze byli zbyt ostrożni. Jeżeli dowie się pan czegoś więcej, Andrew, powie mi pan o tym?

Skinąłem głową.

– Ile wyniósł okup? – zapytał.

Uśmiechnąłem się. – Jeszcze dziś powinienem otrzymać pełną listę numerów wszystkich banknotów. Przekażę ją panu. Czy macie tu program do sporządzania portretów pamięciowych?

– Jest coś takiego.

– Chyba mógłbym sporządzić portret jednego z porywaczy. Wspólnika tych, których capnął pan podczas oblężenia. O ile pan zechce, ma się rozumieć.

– O ile zechcę! Gdzie go pan widział? Skąd pan wie, że to jeden z nich?

– Widziałem go dwukrotnie. Opowiem panu o tym, kiedy przyniosę listy.

– To znaczy kiedy?

– Gdy tylko otrzymam je pocztą kurierską.

Kurier pojawił się łaskawie, kiedy już Pucinelli wsiadał do swojego wozu, więc pożyczyłem znowu małego fiacika, wskoczyłem za kierownicę i pojechałem za policjantem na komendę.

Dopasowując fragmenty czoła do oczu, ust, brody i włosów, opowiedziałem o dwóch okazjach, kiedy go widziałem. – Przypuszczam, że pan także go widział, stał przed naszym ambulansem tamtej nocy, kiedy zaczęło się oblężenie – powiedziałem.

– Miałem wtedy za dużo na głowie, aby zwrócić uwagę na ludzi na ulicy.

Pokiwałem głową i wybrałem uszy pasujące do twarzy z portretu.

– Ten mężczyzna jest młody. Trudno powiedzieć, ile ma lat… ale na pewno nie mniej niż dwadzieścia pięć. Powiedziałbym, że trzydzieści, może trzydzieści kilka.

Udało mi się stworzyć oblicze en face i z profilu, ale nie byłem z tego do końca zadowolony, a Pucinelli powiedział, że sprowadzi policyjnego grafika, aby narysował właśnie taki portret, jaki chciałem.

– Pracuje w sądzie. Jest bardzo szybki.

Artysta, ponaglony telefonem, zjawił się już po południu. Był gruby, burkliwy, cuchnął czosnkiem i drapał się bez przerwy. Przez cały czas utyskiwał – była wszak pora sjesty, więc jak ktokolwiek przy zdrowych zmysłach mógł pracować o drugiej po południu?

Przyjrzał się z politowaniem efektowi moich usilnych starań, po czym wyjął kawałek węgla i zaczął z jego pomocą czynić cuda na arkuszu bloku rysunkowego. Co kilka sekund przerywał pracę i unosząc brwi, zerkał na mnie w oczekiwaniu na komentarz.

– Głowa bardziej okrągła – powiedziałem, opisując kształt ruchami dłoni. – Gładka i okrągła.

Pojawiła się okrągła głowa. – Co dalej?

– Usta… odrobinę za wąskie. Dolna warga pełniejsza.

Kiedy uznałem, że niczego więcej nie da się już poprawić, skończył i pokazał ostateczny rezultat naszej wspólnej mitręgi Pucinellemu.

– To jest ten mężczyzna, tak go zapamiętał pański angielski przyjaciel – rzekł, pociągając nosem. – Proszę nie zapominać, że pamięć często bywa omylna.

– Dzięki – rzekł Pucinelli. – Nie będę pana dłużej zatrzymywać. Przyjemnych snów.

Grafik burknął coś pod nosem i wyszedł, a ja zapytałem: – Co z Lorenzo Traventim?

– Na dzień dzisiejszy prognozy są optymistyczne, lekarze twierdzą, że przeżyje.

– To dobrze – odrzekłem z ulgą. Nareszcie ktoś był czegoś pewien.

– Postawiliśmy dwóm porywaczom zarzut usiłowania zabójstwa. Próbują się z tego wymigać. – Wzruszył ramionami. – Jak dotąd nie chcą puścić pary z ust w sprawie porwania, choć, rzecz jasna, daliśmy im do zrozumienia, że gdyby podzielili się z nami informacjami mogącymi doprowadzić do aresztowania ich wspólników, czekałaby ich znacznie krótsza odsiadka. – Sięgnął po portret pamięciowy sporządzony przez grafika. – Pokażę im ten rysunek. Przypuszczam, że będzie to dla nich spory wstrząs.

Na jego obliczu przez chwilę odmalował się grymas dzikiej rozkoszy: mina policjanta z powołania, który szykuje się do ostatniej rozprawy ze znienawidzonym przestępcą. Widywałem ten wyraz twarzy wielokrotnie u innych stróżów prawa i nigdy nie wzbudzał on we mnie pogardy. Pucinelli zasłużył na odrobinę satysfakcji, zwłaszcza po burzliwych wydarzeniach minionego tygodnia.

– Jeszcze ta krótkofalówka – dodał po chwili.

– Tak?

– Mogła nadawać i odbierać sygnały na częstotliwości lotniczej. Zamrugałem powiekami. – To chyba nic nadzwyczajnego, co?

– W zasadzie nie. Była ustawiona na częstotliwość, na której przekazywane są międzynarodowe komunikaty specjalne, awaryjne i ratunkowe, i która jest przez cały czas monitorowana… nie odebraliśmy na niej wymiany jakichkolwiek informacji pomiędzy porywaczami. Dziś rano sprawdziliśmy to na lotnisku.

Pokręciłem głową ze smutkiem. Byłem sfrustrowany i nie próbowałem tego ukrywać. Pucinelli szybkim krokiem pomaszerował, aby przesłuchać obu zatrzymanych, a ja wróciłem do Villa Francese.