Kiepska sprawa. ”Zostałeś daleko w tyle”, powiedziała Dixon.
„Zwykle tak właśnie się czuję”, odparł.
„Jedyną rzeczą, którą mamy w odróżnieniu od ciebie, są walizki”, rzekł O’Donnell.
„A co ja mam w odróżnieniu od was?”, spytał.
Zakończył posiłek będąc nieco bliżej odpowiedzi niż wcześniej.
Po Berstow minęli Victorville i Lake Arrowhead. Później na horyzoncie pojawiły się góry. Zanim do nich dotarli, tym razem po prawej, pojawiły się nieużytki, nad którymi zawisł helikopter. Reacher ponownie obiecał sobie, że nie spojrzy w tamtą stronę, jednak zrobił to jeszcze raz. Odwrócił wzrok od drogi i przez kilka sekund spoglądał na północ, a następnie na zachód. Pomyślał, że gdzieś tam leżą zwłoki Sancheza i Swana. Nie miał powodu, aby sądzić, że jest inaczej.
Wjechali w obszar dobrego zasięgu i komórka Neagley zadzwoniła. Diana Bond. Dostała wiadomość, że wszyscy muszą natychmiast opuścić Edwards.
– Powiedz, aby przyjechała do restauracji Denny’ego w Sunset. Tam gdzie spotkaliśmy się wcześniej. – Neagley zrobiła niezadowoloną minę. – Po tym, co przed chwilą zjedliśmy, będziemy się tam czuli jak u Maxima w Paryżu.
Neagley umówiła się na spotkanie, a Reacher zredukował bieg i samochód zaczął się wspinać na pierwsze z niskich wzgórz pasma San Antonio. Niecałą godzinę później byli już w motelu Dunes.
W Dunes cena noclegu nawet nie zbliżała się do trzycyfrowej liczby, a goście musieli zostawić kaucję za telewizyjnego pilota, przekazywanego przez obsługę z wielkim namaszczeniem razem z kluczem do drzwi. Reacher zapłacił gotówką, używając zwitka skradzionych banknotów, dzięki czemu nie musieli podawać prawdziwych nazwisk i dokumentów tożsamości. Zaparkowali samochody tak, by nie były widoczne od strony ulicy, i przegrupowali się w ciemnym sfatygowanym holu obok pralni. Tak anonimowi jak anonimowa może być czwórka ludzi w hrabstwie Los Angeles. Miejsce w stylu Reachera.
Godzinę później do Neagley zadzwoniła Diana Bond, mówiąc, że wjeżdża na parking przed restauracją Denny’ego.
54
Przeszli niewielki odcinek Sunset, wstąpili do oświetlonego neonami holu restauracji Denny’ego i ujrzeli czekającą na nich wysoką blondynkę. Była sama. Cała w czerni. Czarny żakiet, czarna bluzka, czarna spódniczka, czarne pończochy i czarne buty na wysokim obcasie. Poważny styl Wschodniego Wybrzeża, trochę nie na miejscu na Zachodnim i bardzo nie na miejscu u Denny’ego. Szczupła, atrakcyjna, inteligentna, trzydziestokilkuletnia.
Wyglądała na lekko poirytowaną i zaaferowaną.
Lekko zmartwioną.
Neagley przedstawiła wszystkich.
– To Diana Bond – powiedziała. – Z dystryktu Kolumbii, a ostatnio z bazy sił powietrznych w Edwards.
Diana Bond miała ze sobą jedynie małą torebkę z krokodylowej skóry. Żadnej teczki, chociaż Reacher nie oczekiwał, że przyniesie notatki i plany. Poprowadzili ją przez sfatygowaną salę do okrągłego stolika z tyłu. Pięć osób nie zmieściłoby się w kabinie. Kiedy przyszła kelnerka, zamówili kawę. Po chwili wróciła z pięcioma ciężkimi kubkami i dzbankiem. Nalała wszystkim. Każdy pociągnął w milczeniu jeden łyk. Zaczęła Diana Bond. Bez zbędnych ceregieli.
– Mogłabym kazać was wszystkich aresztować. Reacher skinął głową.
– Jestem zaskoczony, że pani tego nie zrobiła – odpowiedział. – Szczerze mówiąc, oczekiwałem, że przyprowadzi pani ze sobą kilku agentów.
– Wystarczyłby jeden telefon do Agencji Wywiadu Obrony – rzekła Bond.
– Dlaczego pani tego nie uczyniła?
– Staram się być kulturalna.
– I lojalna – dodał Reacher. – Wobec swojego szefa.
– I kraju. Radzę, abyście zrezygnowali z tego wątku śledztwa.
– Wówczas podróżowałaby pani na darmo.
– Z radością uczynię to jeszcze raz.
– Za pieniądze podatników.
– Proszę mi tego oszczędzić.
– Jesteśmy głusi na prośby.
– Odwołuję się do waszego patriotyzmu. Chodzi o bezpieczeństwo narodowe.
– W sumie nasza czwórka odsłużyła w wojsku sześćdziesiąt lat – rzekł Reacher. – A pani ile?
– Nie byłam w wojsku.
– Ile lat odsłużył pani szef?
– Ani jednego.
– W takim razie proszę nie opowiadać nam bajeczek o patriotyzmie i bezpieczeństwie narodowym, okej? Nie ma pani wymaganych kwalifikacji.
– Dlaczego interesuje was Little Wing?
– Nasz przyjaciel pracował dla New Age Defense Systems. Staramy się uzupełnić jego nekrolog.
– Nie żyje?
– Przypuszczalnie.
– Bardzo mi przykro.
– Dziękuję.
– Ponownie nalegam, abyście nie naciskali mnie w tej sprawie.
– Nie ma mowy.
Diana Bond milczała przez dłuższą chwilę, a następnie skinęła głową.
– Zawrzyjmy układ. Opowiem wam o wszystkim w zarysie, jeśli przyrzekniecie na sześćdziesiąt lat służby, że nie będziecie drążyli dalej.
– W porządku.
– I nigdy więcej o was nie usłyszę.
– Okej.
Kolejna długa przerwa. Jakby Bond zmagała się z własnym sumieniem.
– Little Wing to nowy rodzaj torpedy – powiedziała. – Dla floty okrętów podwodnych na Pacyfiku. Całkiem zwyczajna z wyjątkiem udoskonalonego systemu sterowania, za który odpowiada nowa elektronika.
Reacher uśmiechnął się.
– Dobra bajeczka – rzekł. – Nie wierzymy pani.
– Dlaczego?
– Nigdy nie uwierzymy w pierwszą odpowiedź, jakiej pani udzieli. Chce nas pani zbyć. Nie wspomniałem, że przez większość owych sześćdziesięciu lat musieliśmy wysłuchiwać kłamstw, więc potrafimy je rozpoznać. Na dodatek część wspomnianego czasu poświęciliśmy na czytanie bzdurnych raportów produkowanych przez Pentagon, dlatego rozumiemy język, którym operują wojskowi. Ci goście nazwaliby nową torpedę Litte Fish. Oprócz tego New Age Defense Systems to nowa firma. Mogli zbudować swoją siedzibę w dowolnym miejscu. Gdyby pracowali dla marynarki, wybraliby San Diego, Connecticut, Newport News lub Wirginię. Nie uczynili tego. Zbudowali biuro we wschodnim Los Angeles. Najbliżej tego miejsca są bazy sił powietrznych, między innymi w Edwards, z którego pani przyjechała. Ta broń nosi nazwę Little Wing, zatem musi mieć jakiś związek z lotnictwem.
Diana Bond wzruszyła ramionami.
– Musiałam spróbować – oznajmiła.
– Niech pani spróbuje jeszcze raz – doradził Reacher. Kolejna pauza.
– To broń piechoty – zaczęła. – Wojsk lądowych, a nie powietrznych. New Age Defense Systems ma siedzibę we wschodnim Los Angeles, aby być w pobliżu Fort Irwin, a nie Edwards. Ale ma pan rację, to broń powietrzna.
– A konkretnie?
– Przenośny odpalany ręcznie pocisk ziemia-powietrze. Broń nowej generacji.
– Jaką ma siłę rażenia? Diana Bond potrząsnęła głową.
– Nie mogę powiedzieć.
– Musi pani, w przeciwnym razie kariera pani szefa będzie skończona.
– To nie fair.
– Czemu?
– Mogę jedynie powiedzieć, że jest to rewolucyjne rozwiązanie.
– Już to pani mówiła. Oznacza to, że będzie przestarzała za rok zamiast za pół roku od dziś.
– Raczej za dwa lata.
– Na czym polega jej działanie?
– Nie skontaktujecie się z mediami. Zdradzilibyście własny kraj.
– Jeśli pani nie wierzy, niech się pani przekona.
– Mówi pan poważnie?
– Tak poważnie jak o raku płuc.
– Nie wierzę.
– Proszę nam powiedzieć, co to jest, w przeciwnym razie pani szef od jutra zacznie szukać nowej pracy. Gdyby o to chodziło, wyświadczylibyśmy wielką przysługę temu krajowi.
– Nie lubicie go.
– Czy jego w ogóle ktoś lubi?
– Prasa tego nie opublikuje.
– Niech pani marzy dalej. Bond zamilkła na kolejną minutę.
– Obiecajcie, że nie powiecie o tym nikomu – powiedziała.
– Już to zrobiliśmy – przypomniał Reacher.
– To skomplikowane urządzenie.