Изменить стиль страницы

– Co teraz? – zapytał O’Donnell.

– Podjedziemy autobusem do terminalu i złapiemy taksówkę. Później wypiszemy się z hotelu i pojedziemy mustangiem. W tym czasie Reacher znajdzie nowy hotel i zacznie się bawić tymi liczbami. W porządku?

Reacher nie odpowiedział. Wpatrywał się w drugi koniec parkingu, w pomieszczenie biura, w którym za szklanymi drzwiami stała kolejka oczekujących.

Uśmiechał się.

– Co jest? – zapytała Neagley. – Powiedz, co zobaczyłeś.

– Jest w środku – wyjaśnił Reacher. – Czwarta w kolejce. Widzisz ją?

– Kogo?

– Niską czarnowłosą kobietę? Jestem pewien, że to Karla Dixon.

23

Reacher, Neagley i O’Donnell przemierzali parking, z każdym krokiem upewniając się, że kobieta, którą widzą, to Dixon. Kiedy znaleźli się w odległości trzech metrów od biura, byli absolutnie pewni. To była ona. Nie można jej było pomylić z nikim innym. Niska, szczęśliwa kobieta mająca jak najgorsze zdanie o innych. Była w środku i przesunęła się na trzecie miejsce w kolejce. Z mowy ciała można było wywnioskować, że jest jednocześnie zniecierpliwiona i gotowa czekać. Jak zawsze sprawiała wrażenie zrelaksowanej, a jednocześnie wiecznie niespokojnej, kipiącej energią, jakby nie wystarczyła jej doba licząca dwadzieścia cztery godziny. Wydawała się szczuplejsza niż kiedyś. Miała na sobie czarne dżinsy i czarną kurtkę skórzaną. Gęste czarne włosy krótko przycięła. Obok niej stała walizka na kółkach marki Turni. Na ramieniu zawiesiła czarną skórzaną aktówkę.

Najwyraźniej poczuła na sobie ich wzrok, bo odwróciła się i spojrzała, nie zdradzając żadnych uczuć, jakby widziała ich nie kilka lat, lecz kilka minut temu. Uśmiechnęła się z odrobiną smutku, jakby przeczuwała, co się stało. Po chwili wskazała głową na pracowników za ladą, jakby chciała powiedzieć: Zaraz do was dołączę, sami wiecie, jacy są cywile.

Neagley i O’Donnell skinęli głowami i pokazali na palcach, aby wzięła czteroosobowy samochód. Dixon zrozumiała i odwróciła się.- To iście biblijne zjawisko, ludzie zmartwychwstają.

– Nie ma w tym nic biblijnego – odparł Reacher. – Nasze przypuszczenia okazały się błędne. To wszystko.

Do biura wrócił czwarty pracownik i zajął stanowisko za kontuarem. Chociaż jeszcze przed chwilą Dixon była trzecia w kolejce, została obsłużona w ciągu trzydziestu sekund. Reacher zauważył różowe mignięcie prawa jazdy z Nowego Jorku i platynowe – karty kredytowej przechodzącej z rąk do rąk. Pracownik przygotował, a Dixon podpisała kilka dokumentów, by po chwili odebrać wypchaną żółtą kopertę wraz z kluczykami. Przytrzymała aktówkę, podniosła walizkę i ruszyła do wyjścia. Po chwili była na chodniku. Stanęła przed Reacherem, Neagley i O’Donnellem, patrząc na nich po kolei spokojnie i poważnie.

– Przepraszam, że spóźniłam się na przyjęcie. Widzę, że impreza ma nieco inny charakter.

– Co wiesz? – zapytał Reacher.

– Dostałam jedynie twoje wiadomości. Nie chciałam czekać w Nowym Jorku na bezpośrednie połączenie. Chciałam wyruszyć od razu. Pierwszy lot był z przesiadką w Las Vegas. Musiałam czekać dwie godziny na następny samolot. Wykonałam kilka telefonów i po węszyłam. Sprawdziłam to i owo. Okazało się, że Sanchez i Orozco zaginęli. Można by odnieść wrażenie, że jakieś trzy tygodnie temu zniknęli z powierzchni ziemi.

24

Firma Hertz wypożyczyła Dixon forda 500, przyzwoity, czteromiejscowy samochód. Zapakowała rzeczy do bagażnika i usiadła za kierownicą. Neagley zajęła miejsce obok niej, a Reacher i O’Donnell wcisnęli się na tylne siedzenie. Dixon uruchomiła silnik i opuściła teren lotniska, kierując się na północ od Sepulveda. Mówiła nieprzerwanie przez pierwszych pięć minut. Ostatnio pracowała pod przykrywką jako nowy pracownik domu maklerskiego przy Wall Street. Jej klient, poważny inwestor instytucjonalny, podejrzewał, że firma maklerska robi przekręty. Podobnie jak wszyscy agenci działający pod przykrywą musiała konsekwentnie się jej trzymać, co oznaczało zerwanie wszelkich związków z dawnym życiem. Nie mogła dzwonić do swojego biura z komórki, którą otrzymała od domu maklerskiego, ani z telefonu stacjonarnego w mieszkaniu, które wynajęła jej firma. Nie mogła odbierać poczty elektronicznej z firmowego blackberry. W końcu dyskretnie sprawdziła swoją automatyczną sekretarkę z aparatu na dworcu i odkryła kilka coraz bardziej dramatycznych wiadomości dziesięć-trzydzieści. Niewiele myśląc, rzuciła robotę, pojechała wprost na lotnisko JFK i wsiadła na pokład samolotu linii America West. Z lotniska w Vegas zadzwoniła do Sancheza i Orozco. Żadnej odpowiedzi. Co gorsza, pamięć ich automatycznej sekretarki była pełna, co uznała za zły znak. Pojechała taksówką do ich biura, aby na podstawie poczty pozostawionej przy drzwiach stwierdzić, że opuścili je jakieś trzy tygodnie temu. Sąsiedzi od dłuższego czasu nie widzieli żadnego z nich.

– Wszystko jasne – rzekł Reacher. – Zostało nas czworo.

Przez pięć kolejnych minut mówiła Neagley. Złożyła koleżance przejrzysty raport. Bez zbędnych słów, nie pomijając szczegółów. Przedstawiła wszystkie twarde dowody i spekulacje, poczynając od telefonu Angeli Franz. Streściła raport z sekcji zwłok Franza, opisała mały domek Franza w Santa Monica. Przewrócone do góry nogami biuro w Culver City. Wspomniała o plikach zapisanych na pendrive’ach. Budynek firmy New Age Defense Systems. Przybycie O’Donnella. Martwego psa. Niefortunną napaść na zastępcę szeryfa hrabstwa Los Angeles przed domem Swana w Santa Ana i decyzję zwrócenia samochodów do Hertza, aby zmylić pościg.

– Udało się nam rozwiązać przynajmniej ten problem – zauważyła Dixon. – Nikt nas nie śledzi, więc możemy założyć, że ten samochód jest czysty.

– Jakieś wnioski? – zapytał Reacher.

Dixon zastanawiała się przez czas potrzebny do pokonania trzystu metrów zatłoczonego bulwaru. Skręciła w Czterysta Piątą, a następnie wjechała na autostradę prowadzącą do San Diego, ruszyła nią jednak na północ do Sherman Oakes i Van Nuys.

– Jeden – odpowiedziała. – Nie sądzę, aby Franz zadzwonił tylko do niektórych, ponieważ pozostałych uznał za niedostępnych. Nie sądzę również, że zlekceważył problem, nie zawiadamiając pozostałych. Był na to zbyt inteligentny. I zbyt ostrożny. Wiecie, miał żonę i dziecko. Uważam, że powinniśmy zmienić hipotezę. Zastanowić się, kim był, a kim nie był. Sądzę, że skontaktował się tylko z niektórymi, bo miał bardzo mało czasu. Musiał działać naprawdę szybko. Oczywiście, wezwał Swana, ponieważ ten znajdował się w tym samym mieście. Później zadzwonił do Sancheza i Orozco, którzy mieszkają w Las Vegas, zaledwie godzinę drogi stąd. Pozostali nie mogli mu pomóc, ponieważ dzielił ich od niego co najmniej dzień drogi. Działał szybko, w panice, pod presją czasu. Najwyraźniej różnicę robiło już pół dnia.

– Masz na myśli coś konkretnego? – zapytał Reacher.

– Nie. Szkoda, że zniszczyliście zawartość tamtych pendrive’ów. Wiedzielibyśmy, jakie informacje były nowe lub inne od pozostałych.

– Musi chodzić o nazwiska – powiedział O’Donnel1. – To jedyne twarde fakty, którymi dysponujemy.

– Liczby też bywają twardymi faktami – zauważyła Dixon.

– Oślepniesz, próbując dopatrzyć się w nich jakiegoś sensu.

– Może tak, a może nie. Czasami do mnie przemawiają.

– Te nie przemówią.

W samochodzie zapanowała cisza. Na drodze nie było większych korków. Dixon przemknęła przez skrzyżowanie Czterystapiątki z Dziesiątką.

– Dokąd jedziemy? – zapytała.

– Proponuję Chateau Marmont. To spokojny hotel na uboczu.

– Na dodatek bardzo drogi – zauważył Reacher. Coś w jego głosie sprawiło, że Dixon spojrzała do tyłu.

– Reacher cienko przędzie.

– Nie jestem zaskoczona – odparła Dixon. – Nie pracuje od dziewięciu lat.

– Nie przepracowywał się także wtedy, gdy służył w wojsku – dodał O’Donnell. – Po co miałby zmieniać stare nawyki?