Изменить стиль страницы

Jej pięknie zarysowane brwi zbiegły się w surowym grymasie.

– Zamierza mnie pan skompromitować?

– Nie planowałem tego – odrzekł z namysłem, ale w jego oczach zamigotały figlarne ogniki. – Niemniej jednak…

– Niemniej jednak… – powtórzyła ostrożnie, czekając na dalszy ciąg.

– To byłaby niezła pożywka dla plotkarzy, prawda? Szacowna panna Briars wynajmuje mężczyznę, żeby zaznać z nim cielesnych uciech. Bardzo bym nie chciał, żeby spotkał panią taki wstyd. – Uśmiechnął się, Amanda jednak ani drgnęła. -Wydaje mi się, że powinniśmy dokładniej tę sprawę omówić. Chciałbym wiedzieć, co może mi pani zaoferować, żeby zachęcić mnie do milczenia.

– Zamierza pan mnie szantażować? – Amanda czuła, że narasta w niej furia. – Ty niegodziwy, zdradziecki, podły…

– Radziłbym ściszyć trochę głos – przerwał z udaną troską. -Właściwie dobrze by było, gdybyśmy trochę później porozmawiali na osobności. I proponuję to w trosce o pani reputację, nie o moją.

– Nigdy – odcięła się zdecydowanie. – Najwyraźniej nie jest pan dżentelmenem i nie zamierzam panu nic oferować ani do niczego pana zachęcać.

Oboje jednak wiedzieli, że Devlin ma nad Amandą przewagę. Uśmiechnął się leniwie, jak ktoś, kto dobrze wie, jak osiągnąć to, czego się pragnie, i który nie cofnie się przed niczym, żeby dopiąć swego.

– Spotka się pani ze mną – stwierdził z przekonaniem. -Nie ma pani wyboru. Widzi pani… Mam coś, co do pani należy, i zamierzam zrobić z tego użytek.

– Ty łajdaku – wymamrotała z odrazą. – Chcesz powiedzieć, że ukradłeś coś z mojego domu?

Roześmiał się głośno i swobodnie, czym przyciągnął uwagę wielu osób, które teraz spoglądały na nich z zaciekawieniem.

– Mam twoją pierwszą powieść – wyjaśnił.

– Co takiego?

– Twoją pierwszą powieść – powtórzył, z rozbawieniem patrząc, jak na jej oblicze powoli wpełza grymas złości. -Tytuł brzmi Historia damy. Właśnie wszedłem w jej posiadanie. To niezła powieść, chociaż wymaga dokładnej redakcji, zanim będzie gotowa do wydania drukiem.

– To niemożliwe, żebyś ją miał! – zawołała, dusząc w sobie potok wyzwisk, żeby jej ostry język nie przyciągnął zbyt wielkiej uwagi zgromadzonych gości. – Wiele lat temu sprzedałam ją za dziesięć funtów panu Groverowi Steadmanowi. Kiedy tylko dał mi pieniądze, zupełnie przestał się nią interesować i o ile wiem, schował rękopis do szuflady.

– Cóż, kupiłem tę powieść niedawno, wraz ze wszystkimi prawami do niej. Steadman słono sobie za nią policzył. Od czasu kiedy odstąpiłaś mu rękopis, twoje akcje bardzo poszły w górę.

– Nie ośmieliłby się sprzedać jej tobie – stwierdziła z przejęciem.

– Obawiam się, że jednak to zrobił. – Jack przybliżył się do niej i powiedział konfidencjonalnie ściszonym głosem: -Prawdę mówiąc, to była przyczyna mojej wizyty w twoim domu. – Stał tak blisko Amandy, że dobiegał go lekki zapach cytryny bijący od jej włosów. Nie dotykał jej, ale wyczuł, że jej ciało stało się sztywne z napięcia. Czyżby wspominała ich gorące pieszczoty? Cierpiał potem przez długie godziny, tęskniąc za dotykiem jej miękkiej, aksamitnej skóry. Niełatwo mu było wtedy wyjść i zostawić ją samą, nie potrafił jednak odebrać jej niewinności, podszywając się pod kogoś innego.

Kiedyś znów weźmie ją w ramiona, tym razem nie uciekając się do podstępu. A wtedy żadna siła na niebie ani na ziemi go nie powstrzyma.

Kiedy Amanda szorstko zadała następne pytanie, jej głos brzmiał dość niepewnie:

– Jak to się stało, że zjawiłeś się dokładnie o tej samej porze, o której się spodziewałam… hmmm… innego gościa?

– Zdaje się, że zostałem celowo wprowadzony w błąd przez naszą wspólną znajomą, panią Bradshaw.

– A skąd się znacie? – Szare oczy Amandy zwęziły się oskarżycielsko. – Jesteś jednym z jej klientów?

– Nie, Brzoskwinko – mruknął Jack. – W przeciwieństwie do ciebie, w tych sprawach nigdy nie uciekałem się do usług profesjonalistek. – Zobaczył, że twarz jej poczerwieniała jak burak i nie zdołał powstrzymać uśmiechu. Uwielbiał wyprowadzać ją z równowagi. Nie chciał jednak dokuczyć jej za bardzo, więc mówił dalej łagodnym tonem: – Znam panią Bradshaw, ponieważ właśnie wydałem jej pierwszą książkę, Grzechy pani B.

– Spodziewam się, że to nieprzyzwoita powieść – wymamrotała pod nosem Amanda.

– O, tak – przytaknął radośnie. – Zagraża moralności i wszelkim wartościom. Nie mówiąc już o tym, że to przebój sezonu.

– Nie jest dla mnie zaskoczeniem, że to dla ciebie powód do dumy, a nie do wstydu.

Uniósł brwi, słysząc jej świętoszkowaty ton.

– Czy mam się wstydzić, że dopisało mi szczęście i udało mi się wydać książkę, która cieszy się uznaniem czytelników?

– Czytelnicy nie zawsze wiedzą, co jest dla nich dobre.

Uśmiechnął się leniwie.

– Pewnie chodzi ci o to, że czytanie twoich książek przyniosłoby im większy pożytek?

Amanda zaczerwieniała się z zażenowania i złości.

– Nie możesz porównywać moich powieści z wulgarnymi wspominkami osławionej właścicielki domu publicznego!

– Jasne, że nie – przytaknął szybko i zgodnie. – Od razu widać, że pani Bradshaw nie jest pisarką… Czytanie jej wspomnień przypomina słuchanie kuchennych plotek. Ty natomiast masz talent, który szczerze podziwiam.

Na pełnej wyrazu twarzy Amandy malowały się sprzeczne uczucia. Jak większość pisarzy, łaknęła pochwał, więc w głębi duszy musiała niechętnie przyznać, że ten komplement sprawił jej przyjemność. Nie chciała jednak wierzyć, że Jack mówi szczerze. Spojrzała na niego ironicznie i nieufnie.

– To zbyteczne pochlebstwo i nic dzięki niemu nie zyskasz – oznajmiła. – Proszę, oszczędź sobie trudu i wyjaśnij mi wszystko do końca.

Jack posłusznie wrócił do tematu.

– Podczas niedawnej rozmowy z panią Bradshaw wspomniałem jej, że nabyłem twoją powieść i chciałbym cię poznać osobiście. Zaskoczyła mnie wiadomością, że jesteś jej znajomą. Zasugerowała mi, że powinienem cię odwiedzić dokładnie o ósmej w czwartek wieczorem. Zapewniła, że zostanę miło przyjęty. – Nie potrafił się opanować i dodał: – Jak się zresztą potem okazało, miała rację.

Amanda zerknęła na niego z ukosa.

– Ale dlaczego chciała doprowadzić do takiej sytuacji? Jaki miała w tym cel?

Jack tylko wzruszył ramionami. Nie chciał się przyznać, że jego także od kilku dni dręczyło to samo pytanie.

– Wydaje mi się, że nie było w tym żadnej logicznej przyczyny. Jak większość kobiet, pani Bradshaw zapewne podejmuje decyzje, które nie podlegają prawom logiki.

– Pani Bradshaw chciała się zabawić moim kosztem – stwierdziła Amanda ponuro. – A może miał to być żart z nas obojga?

Potrząsnął głową.

– Wątpię, żeby miała taki zamiar.

– A o cóż innego mogło jej chodzić?

– Może powinnaś sama ją o to zapytać.

– Z pewnością to zrobię – oznajmiła z determinacją, która bardzo go rozśmieszyła.

– Daj spokój – powiedział łagodnie. – Przecież nie było tak źle, prawda? Nikt nie ucierpiał… i muszę podkreślić, że w takich okolicznościach większość mężczyzn nie zachowałaby się z taką dżentelmeńską powściągliwością.

– Dżentelmeńską? – wyszeptała, wrząc z oburzenia. – Gdybyś miał choć odrobinę uczciwości i zasad moralnych, przedstawiłbyś się, kiedy tylko zdałeś sobie sprawę z mojej pomyłki.

– Miałbym ci zepsuć urodziny? – zapytał z udawaną troską i uśmiechnął się od ucha do ucha, kiedy zobaczył, jak Amanda zaciska drobne piąstki. – Nie złość się, Amando. Jestem tym samym mężczyzną co tamtej nocy…

– Panno Briars – poprawiła go, przypominając sobie o etykiecie.

– Panno Briars. Jestem tym samym mężczyzną i wtedy się pani spodobałem. Czy jest jakiś powód, dla którego nie możemy zawrzeć pokoju?

– Owszem, jest. Bardziej mi się pan podobał jako męska prostytutka niż jako nieuczciwy, sprytny wydawca. Nie mogę też zaprzyjaźnić się z kimś, kto zamierza mnie szantażować. Co więcej, nigdy panu nie pozwolę na wydanie Historii damy. Wolałabym raczej spalić rękopis, niż zobaczyć go w pańskim posiadaniu.