Изменить стиль страницы

– Nie. Tylko to smutne. Dla twojej matki.

Odetchnęła głęboko, jak nurek wypływający na powierzchnię.

– Przed trzema laty poznałam w Londynie Luisa. Był najgenialniejszym dyrygentem, z jakim zdarzyło mi się pracować. Kiedy go spotkałam, miał trzydzieści dwa lata i cieszył się sławą w całej Europie. Prowadził orkiestrę brawurowo, panując nad nią jak matador nad bykiem. Był stanowczy arogancki, przepełniony seksualizmem. Fizycznie nieodparty, miał w sobie jakiś magnetyzm.

– Na tym możesz poprzestać. Facet w oczach mi stoi. Zaśmiała się.

– Miałam dwadzieścia pięć lat. Nigdy nie byłam z mężczyzną. Tucker chciał się napić, ale odstawił szklankę.

– Nigdy nie…

– Nie dokazywałam w sianie? – Uśmiechnęła się, widząc osłupienie na jego twarzy. Ale uśmiech znikł niemal tak szybko, jak się pojawił. – Nie. Kiedy dorastałam, matka trzymała mnie na bardzo krótkiej smyczy, a ja nie miałam odwagi szarpać się zbyt mocno. Dobierała mi męską eskortę, kiedy już musiałam iść na imprezę. Można powiedzieć, że mamy odmienne gusty. Nie byłam zainteresowana mężczyznami, których ona uznawała za odpowiednich.

– Dlatego ja ci się spodobałem. – Przechylił się nad stołem, żeby ją pocałować. – Osiwiałaby na mój widok.

– Jakoś nigdy o tym nie pomyślałam. – Rozbawiona, stuknęła się z nim kieliszkiem. – Potem, kiedy zaczęłam jeździć na tournee sama, miałam napięty rozkład zajęć i byłam… No cóż, chyba powściągliwa.

Pomyślał o kobiecie, która przed paroma minutami przetaczała się z nim po łóżku.

– Ho, ho.

Nie wiedziała, ze sarkazm może przynieść ulgę.

– Mój seksualizm był jakby uwięziony w muzyce. Z pewnością nie zaliczałam siebie do kategorii kobiet, które wskakują do łóżka pierwszemu atrakcyjnemu mężczyźnie, który kiwnie palcem. – Sięgnęła po butelkę. – W trzydzieści sześć godzin po próbie z Luisem, okazało się, że byłam w błędzie.

Wzruszyła ramionami i pociągnęła z kieliszka.

– Zbił mnie z nóg. Kwiaty, sentymentalne spojrzenie, rozpaczliwe obietnice wiecznej miłości. Nie mógł beze mnie egzystować. Jego życie nabrało sensu dopiero, gdy ja się w nim pojawiłam. Nie szczędził trudu. Powinnam dodać, że moja matka go uwielbiała. Luis jest hiszpańskim arystokratą.

– Bardzo stosownie z jego strony.

– Niezwykle stosownie. Kiedy musiałam wyjechać z Londynu do Paryża, telefonował codziennie, przysyłał drobne, urocze prezenciki, wspaniałe kwiaty. Pośpieszył do Berlina, żeby spędzić ze mną weekend. Ciągnęło się tak przez rok. Słyszałam, że romansuje z jaką aktorką, ale uznałam, że to złośliwe plotki. Och. może i coś podejrzewałam, ale wystarczyło napomknąć mu tylko, że coś słyszałam, a wpadał w furię. Oskarżał mnie o chorobliwą zazdrość, zaborczość, brak wiary w siebie. No i byłam zajęta. Właśnie podpisałam kontrakt na półroczne tournee.

Umilkła rozpamiętując tamte chwile. Lotniska, hotele, próby, występy. Grypa, której nabawiła się w Sydney, trzymała ją aż do Tokio. Pełne napięcia rozmowy z Luisem. Obietnice, rozczarowania. Zdjęcie, które ktoś położył na toaletce w jej garderobie. Zdjęcie Luisa obejmującego francuską aktorkę.

– Pomińmy obrzydliwe szczegóły. W każdym razie tournee było mordercze, mój związek z Luisem zaczął się chwiać, straciłam zupełnie wiarę w siebie. Zakończyliśmy nasz romans brzydką sceną pełną oskarżeń i łez. Moich łez, jego oskarżeń. Wtedy nie umiałam jeszcze walczyć.

Tucker nakrył ręką jej dłonie.

– Umiesz teraz.

– Uczę się szybko, kiedy już się zdecyduję. Szkoda tylko, że podjęcie tej decyzji zajęło mi dwadzieścia osiem lat. Kiedy rozstaliśmy się z Luisem, chciałam zrobić sobie przerwę w pracy, ale byłam już uwikłana w sieć zobowiązań. Gościnne występy w telewizji, program w kablowej. Podupadłam na zdrowiu. – Ciężko jej było to przyznać, nawet teraz. Nadal czuła się zażenowana chorobą, choć rozum mówił jej, że to irracjonalne, – I ja…

– Czekaj! Co to znaczy podupadłaś na zdrowiu? Poruszyła się niespokojnie na krześle i zaczęła bawić nóżką kieliszka.

– Bóle głowy. Przywykłam do nich, ale stawały się coraz gwałtowniejsze. Straciłam na wadze. Jakoś nie mogłam jeść. Pojawiła się bezsenność i w rezultacie wyczerpanie organizmu.

– Dlaczego o siebie nie dbałaś?

– Myślałam, że po prostu sobie pobłażam. Że jestem kapryśna. I miałam obowiązki. Ludzie polegali na mnie, na tym, że zagram, i to zagram dobrze. Nie mogłam po prostu… – Roześmiała się. – Wymówki, jak powiedziałby doktor Palamo. Prawda wygląda tak, że praca była moją ucieczką. Poza tym wpojono mi pewne zachowania. Musiałam realizować wizerunek swojej osoby i spełniać najwyższe oczekiwania. A jak twierdziła moja matka, niedyspozycja nie uprawnia damy do niestosownego zachowania. Łatwiej mi było ignorować symptomy niż walczyć z chorobą. Kiedy nagrywałam występ dla telewizji w Nowym Jorku, pojawiła się matka w asyście Luisa. Poczułam się tak zraniona, że po prostu zeszłam z planu. – Uśmiechnęła się radośnie. Nigdy w życiu nie zrobiłam czegoś podobnego. I doznałam cudownego uczucia triumfu. Przejęłam kontrolę nad swoim życiem. Zadziałałam pod wpływem impulsu, kierując się wyłącznie emocjami, i świat wcale się nie zawalił. Było to upajające pięć minut.

Nie była w stanie dłużej usiedzieć na miejscu. Wstała i zaczęła chodzić po kuchni.

– Po pięciu minutach do garderoby wpadła matka i przedstawiła mi własną wersję mojego buntu. Zachowałam się jak rozpieszczone dziecko rozkapryszona artystka, primadonna. Próbowałam powiedzieć jej, że poczułam się zraniona tym, że go przyprowadziła, ale ona po prostu przemaszerowała po mnie. Byłam niedobra, głupia, niewdzięczna… Luis był gotów wybaczyć mi to, że okazałam się uparta, przewrażliwiona i chorobliwie zazdrosna, i że kręciłam na wszystko nosem. Oczywiście, przeprosiłam ją.

– Za co?

– Za wszystko, za co chciała, żebym ją przeprosiła. – Caroline machnęła niedbale ręką. – Przecież chciała dla mnie jak najlepiej. Chciała mojego dobra. Pracowała i poświęcała się dla mojej kariery.

– Twój talent się nie liczył?

Caroline westchnęła głęboko, jakby razem z powietrzem chciała wydalić z siebie choć trochę goryczy.

– Ona już taka jest. Tucker. Staram się to zaakceptować i prawie mi się udało. Był czas, kiedy ja również nie odpowiadałam za siebie. Tego wieczoru Luis przyszedł do mojego apartamentu w hotelu. Był czarujący, słodki, pełen skruchy. To wina stresu, powiedział, rezultat tego, że tak często musiał obywać się beze mnie, choć to oczywiście nie usprawiedliwia jego zdrady, zapewniał mnie. Ale czuł się taki samotny, taki bezbronny, a moje wątpliwości i pytania tylko pogłębiały stres. Te inne kobiety były tylko namiastka mnie.

Chwyciła kieliszek ze stołu.

– Wyobrażasz sobie kobietę z jedną pracującą szarą komórką w głowie, która by się na to nabrała?

Tucker zaryzykował i uśmiechnął się do niej.

– Aha.

Zatrzymała się, wpiła w niego wzrok, po czym zaczęła się śmiać.

– Oczywiście. Nie ja pierwsza, nie ostatnia. Luis był nadal jedynym mężczyzną, z którym spałam. Może gdybym miała paru kochanków, byłabym mniej skłonna do ustępstw. Albo gdybym znała swoją wartość jako kobiety, nie tylko jako muzyka, może pokazałabym mu drzwi. A tak, zgodziłam się o wszystkim zapomnieć, zacząć od nowa. Rozmawialiśmy nawet o małżeństwie. O, w bardzo luźny, niezobowiązujący sposób. Kiedy nadejdzie właściwy czas, powiedział Luis. Kiedy życie się unormuje. Zgodziłam się na następne tournee, ponieważ mnie o to poprosił.

Trochę zdziwiona spojrzała na swój kieliszek.

– Upijam się.

– Nie szkodzi, ja prowadzę. Mów dalej. Oparła się o kuchenny blat.

– Luis miał być dyrygentem, ja solistką. Mówił: to będzie mordercza praca, oczywiście, ale przynajmniej będziemy razem. A przecież tylko to się liczy, prawda? Doktor Palamo – mniej więcej w tym czasie zaczęłam się leczyć – odradzał mi to. Potrzebowałam spokoju i odpoczynku. Miałam, widzisz, wrzód na żołądku. Do tego migreny, bezsenność, wyczerpanie. Wszystko było wynikiem stresu i doktor nie kryl, że następne tournee tylko pogorszy sprawę. Nie posłuchałam go.