Изменить стиль страницы

Po dwóch kilometrach pociągnęła długi łyk wody z bidonu, który ze sobą przyniosła i przy trzecim kilometrze zaczęła zastanawiać się nad tym, co zamierzała dzisiaj zrobić. Badania, podstawa każdego projektu. I chciała stworzyć szkic początku książki, może przy pisaniu przyjdą jej do głowy jakieś nowe pomysły. Chciałaby też przejść się znowu po mieście, tym razem z Cybil i z Laylą, jeśli ta będzie się czuła na siłach.

Jeszcze wizyta z Cybil na cmentarzu. Pora złożyć wizytę Ann Hawkins.

Może Cal zechce pójść z nimi. I tak musi z nim porozmawiać, o tym, co czuł, co myślał o przyjeździe Gage'a – któremu chciała się dobrze przyjrzeć – i Cybil. Tak naprawdę, przyznała się sama przed sobą, po prostu chciała znowu zobaczyć kochanka. Pokazać go Cybil.

Popatrz! Czyż nie jest słodki? Może zachowywała się jak nastolatka, ale to nie miało znaczenia. Chciała go znowu dotknąć, nawet jeżeli miałby to być szybki uścisk dłoni. I nie mogła się doczekać pocałunku na powitanie i tego, jak zmieni smutek w jego oczach w błysk rozbawienia. Kochała to, jak śmiały mu się oczy i jak…

Proszę. Proszę, proszę, proszę. Zdała sobie sprawę, że zupełnie zwariowała na jego punkcie. Naprawdę zadurzyła się w miejscowym chłopaku. To też było słodkie, chociaż na tę myśl poczuła trzepotanie w brzuchu. Co też nie było takie złe. Kombinacja „o rety” z „cudownie!”. Czyż to nie fascynujące?

Quinn, zakochałaś się, pomyślała i z głupawym uśmiechem na twarzy dobiła do trzeciego kilometra. Może i zipała jak pies, pot zalewał jej oczy, ale czuła się świeża i wesolutka niczym wiosenna stokrotka.

Wtedy zgasły światła.

Maszyna stanęła, telewizor ucichł, ekran zrobił się czarny.

– Och cholera. – Jej pierwszą reakcją nie był strach, lecz myśl: „i co teraz?”. Zapadła nieprzenikniona ciemność i pomimo że Quinn mogła odtworzyć w głowie, gdzie są drzwi – i jakie sprzęty stoją po drodze – wolałaby nie szukać ich po omacku.

A co potem?, zastanawiała się, czekając, aż odzyska oddech. W tych ciemnościach nie da rady dojść do szatni i wyjąć ubrania z szafki, będzie musiała wyjść na zewnątrz w sportowym staniku i obcisłych spodniach z lycry.

Usłyszała pierwszy grzmot i poczuła chłód na skórze. Zrozumiała, że ma dużo większy problem niż skąpy strój.

Nie była sama. Serce waliło jej jak szalone i miała desperacką nadzieję, że ten, kto czaił się w mroku, był człowiekiem. Ale odgłos diabelskiego grzmotu, od którego drżały ściany i podłoga, a potem potworne drapanie, nie wskazywały na ludzką istotę. Quinn poczuła gęsią skórkę, po części ze strachu, a po części od nagłego, mrożącego krew w żyłach zimna.

Nie trać głowy, rozkazała sobie. Na litość boską, zachowaj spokój. Złapała bidon – żałosna broń, ale jedyna, jaką miała – i zaczęła poluzowywać zapięcia od pedałów, żeby postawić stopy na podłodze.

Nagle pofrunęła w ciemność. Uderzywszy mocno o podłogę, poczuła siłę upadku w biodrze i ramieniu. Wszystko wokół drżało i wirowało, gdy usiłowała wstać. Zdezorientowana nie miała pojęcia, w którą stronę biec. Słyszała głos za plecami, przed sobą, w głowie – nie wiedziała gdzie – który z lubością szeptał o śmierci.

Pełzając po skrzypiącej podłodze, usłyszała swój własny krzyk. Chwyciła się kurczowo jakiejś maszyny, szczękając zębami z zimna i przerażenia. Myśl, myśl, myśl!, powtarzała w duchu, słysząc jak coś zbliża się w ciemności. Przesunęła drżącymi dłońmi po rowerze stacjonarnym i przypominając sobie wszystkie modlitwy, jakie znała, usiłowała określić jego położenie w stosunku do drzwi.

Usłyszała huk za plecami i coś spadło jej na stopę. Odskoczyła do tyłu, potknęła się i znów poderwała. Nie dbając już więcej o to, co stoi między nią a drzwiami, rzuciła się w kierunku – jak miała nadzieję – wyjścia. Powietrze niemal rozrywało jej płuca, gdy natrafiła dłońmi na ścianę.

– Znajdź je, do cholery, Quinn, znajdź te przeklęte drzwi! Uderzyła ręką w zawiasy i szlochając, odnalazła klamkę.

Przekręciła ją, pociągnęła.

Poraziło ją światło i w tym momencie wpadł na nią rozpędzony Cal. Gdyby miała jeszcze czym oddychać, to straciłaby dech do reszty. Nie zdążyła upaść, bo Cal objął ją ramionami i przesunął za siebie, używając własnego ciała jako tarczy między Quinn i ciemnością w środku budynku.

– Trzymaj się mnie, Quinn. Dasz radę się mnie złapać?

– Głos miał niebiańsko spokojny. Sięgnął za siebie i zamknął drzwi. – Coś ci się stało? Powiedz mi, jesteś ranna?

– Szybko przesunął dłońmi po jej ciele, po czym uniósł twarz dziewczyny.

I zmiażdżył jej usta swoimi.

– Nic ci się nie stało? – zapytał z wysiłkiem, opierając Quinn o ścianę i zdejmując kurtkę. – Nic ci nie jest? Masz, włóż. Zamarzniesz.

– Byłeś tu. – Patrzyła mu prosto w oczy. – Przyszedłeś.

– Nie mogłem otworzyć drzwi. Klucz nie chciał się przekręcić. – Ujął jej dłonie i zaczął rozcierać, żeby choć trochę ją rozgrzać. – Tam stoi mój samochód. Kluczyki są w stacyjce. Chcę, żebyś do niego poszła. Usiądź w środku i włącz ogrzewanie. Dasz radę?

Chciała powiedzieć, że tak. Miała ochotę zgodzić się na wszystko, o co prosił, ale zobaczyła w jego oczach, co zamierzał zrobić.

– Idziesz tam.

– Muszę. A ty masz poczekać na mnie w samochodzie przez kilka minut.

– Jeśli ty tam idziesz, to ja też.

– Quinn! Jak może być jednocześnie tak cierpliwy i poirytowany?

– Muszę tam wrócić tak samo jak ty i znienawidziłabym siebie, gdybym siedziała skulona w samochodzie, podczas gdy ty poszedłeś tam sam. Nie chcę siebie nienawidzić. Poza tym lepiej, żebyśmy poszli we dwoje. Po prostu to zróbmy. No już, później będziemy się kłócić.

– Idź za mną i jak powiem, że masz wyjść, to wychodzisz.

– Tak jest. Wierz mi, nie wstydzę się chować za twoimi plecami. Wtedy to zobaczyła, ledwie zauważalny błysk wesołości w jego oczach i ten widok uspokoił jej nerwy skuteczniej niż kieliszek brandy.

Cal przekręcił klucz w zamku i wstukał kod. Quinn wstrzymała oddech. Gdy otworzył drzwi, w siłowni paliły się wszystkie światła, a radosny głos Ala Rokersa zapowiadał pogodę dla kraju. Jedynym śladem poprzednich wydarzeń był bidon leżący pod stojakiem z hantlami.

– Cal, przysięgam, wysiadł prąd, a cała sala…

– Widziałem. Kiedy wypadłaś przez drzwi, w środku było kompletnie ciemno, a po całej podłodze walały się hantle. Widziałem, jak toczą się we wszystkie strony. A podłoga falowała. Widziałem to, Quinn. I słyszałem, nawet po drugiej stronie drzwi.

Które dwa razy próbował staranować, walił w nie ze wszystkich sił, bo słyszał jej krzyk i huk, jakby walił się dach.

– Dobrze. Ubranie mam w szafce. Muszę je zabrać.

– Daj mi klucz, a ja…

– Razem. – Schwyciła go za rękę. – Czujesz ten smród? Poza zapachem maszyny i mojego potu.

– Tak. Zawsze myślałem, że tak śmierdzi siarka. Już znika. – Uśmiechnął się lekko, kiedy Quinn podniosła pięciokilogramowy ciężarek i chwyciła go jak broń.

Cal otworzył drzwi do damskiej przebieralni. W środku panował zwykły porządek, ale i tak wziął klucz i kazał Quinn schować się za sobą, kiedy otwierał jej szafkę. Szybko wciągnęła spodnie i włożyła bluzkę.

– Wynośmy się stąd.

Wyszli, trzymając się za ręce i wpadli wprost na Matta. Matt był młody, typ szkolnego podrywacza, pracował na pół etatu w siłowni, czasem dorabiał jako osobisty trener. Uśmiechnął się porozumiewawczo, widząc Cala i Quinn wychodzących razem z damskiej przebieralni i odchrząknął.

– Hej, przepraszam za spóźnienie. Najpierw budzik nie zadzwonił, i wiem, jak to brzmi, ale potem samochód nie chciał zapalić. Jeden z tych poranków.

– Tak – zgodziła się Quinn, odkładając ciężarek i podnosząc bidon. – Wiem, o czym mówisz. Ja już skończyłam. – Rzuciła mu kluczyk do szafki. – Do zobaczenia.

– Na razie. Poczekała, aż znaleźli się na ulicy.

– On pomyślał, że…

– Tak, tak.

– Robiłeś to kiedyś w przebieralni?

– Ponieważ była to moja pierwsza wizyta w damskiej szatni, muszę przyznać, że nie.