Изменить стиль страницы

– Wszystko jest pod kontrolą, o ile to możliwe. Mamo, nie znam jeszcze żadnych odpowiedzi, ale mam więcej pytań i myślę, że to już postęp. Tak naprawdę jest jedno pytanie, które mogłabyś zadać w moim imieniu matce Foxa.

– Dobrze.

– Mogłabyś zapytać ją, czy ktoś z jej przodków pochodził z rodziny Hawkinsów.

– Myślisz, że możemy być w jakiś sposób spokrewnieni? Czy to by pomogło?

– Dobrze by było znać odpowiedź.

– W takim razie zapytam. A teraz ty mi odpowiedz na jedno pytanie. Nic ci nie jest? Wystarczy mi „tak” lub „nie”.

– Nie.

– W takim razie dobrze. – Wstała. – Mam do załatwienia mnóstwo spraw przed spotkaniem z Jo. – Ruszyła do drzwi, powiedziała bardzo cicho „a do diabła z tym” i odwróciła się. – Miałam cię o to nie pytać, ale nie mogę się powstrzymać. Czy ty i Quinn Black to tak… na poważnie?

– W jakim sensie?

– Calebie Hawkinsie, nie udawaj idioty. Roześmiałby się, ale ten ton wywoływał reakcję Pawłowa – to znaczy odruchowe skulenie ramion.

– Nie znam dokładnej odpowiedzi. I nie jestem pewien, czy rozsądnie byłoby angażować się na poważnie, kiedy tyle się dzieje. I stawka jest tak wysoka.

– A jaki czas byłby lepszy? – odpowiedziała Frannie. – Mój rozsądny Cal. – Położyła dłoń na klamce i uśmiechnęła się do syna. – Och, a jeśli chodzi o ten fikuśny system do liczenia punktów… Spróbuj przypomnieć tacie, jak bardzo jego ojciec bronił się przed wyświetlaniem wyników na tablicach.

– Będę o tym pamiętał.

Gdy Cal został sam, wydrukował informacje o automatycznych systemach, nowych i z drugiej ręki, a potem poszedł sprawdzić, co dzieje się w recepcji, przy grillu i na torach.

Zapach jedzenia przypomniał mu, że nie jadł śniadania, zabrał więc do biura gorącego precla i colę.

Tak wyposażony uznał, że wszystko idzie gładko i może sobie pozwolić na późno – poranną przerwę. Chciał się zastanowić nad Ann Hawkins.

Ukazała mu się dwa razy w ciągu trzech dni i za każdym razem chciała go ostrzec. Wcześniej widywał ją tylko we śnie i wtedy jej pragnął – albo pragnął jej Giles Dent.

Z tymi spotkaniami było inaczej, on teraz czuł się inaczej.

Jednak nie o to chodzi, pomyślał, żując kęs precla.

Ufał instynktowi Quinn w kwestii pamiętników. Gdzieś, kiedyś, z pewnością było ich więcej. Może leżały w starej bibliotece. Bez wątpienia zamierzał przeszukać budynek milimetr po milimetrze. Jeśli, Boże, w jakiś sposób znalazły się nie na swojej półce lub trafiły do magazynu, poszukiwania mogły okazać się koszmarem.

Dlatego chciał wiedzieć więcej na temat Ann, znaleźć coś, co pomogłoby mu poznać odpowiedź.

Gdzie była przez prawie dwa lata? Wszystkie opowieści, które słyszał, mówiły, że zniknęła w noc pożaru i wróciła do Hollow dopiero wtedy, kiedy jej synowie mieli prawie dwa lata.

– Dokąd poszłaś, Ann? Gdzie poszłaby ciężarna kobieta w ostatnich tygodniach przed porodem? W tamtych czasach podróże musiały być bardzo trudne, nawet dla kobiety bez wielkiego brzucha.

Wokół Hollow musiały istnieć inne osady, ale – z tego co pamiętał – żadna nie leżała na tyle blisko, żeby kobieta w jej stanie mogła dojść tam piechotą lub nawet dojechać konno. Zgodnie z logiką musiała pójść do kogoś, kto mieszkał blisko i zgodził się ją przyjąć.

Kto najszybciej przyjąłby młodą, niezamężną kobietę? Ktoś z rodziny.

Może przyjaciel, może jakaś litościwa stara wdowa, ale najpewniej ktoś z rodziny.

– Tam poszłaś najpierw, kiedy zaczęły się kłopoty, prawda? Podczas gdy odnalezienie szczegółów dotyczących Ann Hawkins graniczyło z cudem, z informacjami o jej ojcu, założycielu Hollow, nie było żadnych problemów.

Oczywiście Cal czytał już o nim. Studiował uważnie dostępne źródła, ale nigdy pod tym kątem. Teraz otworzył wszystkie pliki dotyczące Jamesa Hawkinsa, które stworzył na służbowym komputerze.

Przeskakiwał z dokumentu na dokument, robił notatki dotyczące rodziny, krewnych. Zebrał niewiele informacji, ale zawsze to było coś. Zastanawiał się nad tym, kiedy znowu usłyszał pukanie do drzwi i tym razem do biura zajrzała Quinn.

– Pracujesz. Założę się, że nie cierpisz, jak ktoś ci przeszkadza, ale…

– Nic nie szkodzi. – Zerknął na zegarek i poczuł ukłucie winy, bo jego krótka przerwa trwała ponad dwie godziny. – Zajmowałem się tym dłużej, niż miałem zamiar.

– Bezkompromisowa konkurencja w branży kręglarskiej – powiedziała Quinn z uśmiechem, wchodząc do środka. – Chciałam ci tylko powiedzieć, że jesteśmy na dole. Zabrałyśmy Cyb na krótki spacer po mieście. Wiesz, że w Hawkins Hollow nie ma żadnego sklepu z butami? Cybil jest niepocieszona, ona zawsze poluje na nową parę. Teraz coś mówi o grze w kręgle. Ma fioła na punkcie współzawodnictwa, więc uciekłam, zanim zdążyła mnie wciągnąć. Miałam nadzieję, że zdążymy coś zjeść, może zechciałbyś nam towarzyszyć, zanim Cyb…

Zamilkła. Cal nie tylko nie powiedział ani słowa, ale nie odrywał od niej wzroku. Po prostu siedział i się na nią gapił.

– Co? – Przesunęła dłonią po nosie, a potem po włosach. – Chodzi o moją fryzurę?

– Między innymi. Zapewne po części. Cal wstał i obszedł biurko. Nie odrywając wzroku od Quinn, minął ją i zamknął drzwi na klucz.

– Och. Och! Naprawdę? Serio? Tutaj? Teraz?

– Naprawdę, serio. Tutaj i teraz. – Wydawała się zmieszana, a taki widok był rzadką przyjemnością. I wyglądała absolutnie zniewalająco. Cal nie wiedział, jak w mgnieniu oka radość z jej wizyty zmieniła się w podniecenie, ale nic go to nie obchodziło. Wiedział tylko, bez żadnej wątpliwości, że chciał jej dotknąć, poczuć jej zapach, ciało, które najpierw się napina, a potem topnieje w jego ramionach.

– Wcale nie jesteś tak przewidywalny, jak powinieneś być. – Patrząc na niego, Quinn zdjęła przez głowę sweter i rozpięła koszulę, którą miała pod spodem. – Miejscowy chłopak z sympatycznej, solidnej rodziny, prowadzącej interesy w tym mieście od trzech pokoleń. Powinieneś być przewidywalny, Caleb – ciągnęła, rozpinając dżinsy. – Podoba mi się, że nie jesteś. I nie mam na myśli tylko seksu.

Pochyliła się, żeby zdjąć buty i odrzuciła włosy, które opadły jej na twarz.

– Powinieneś mieć żonę – zadecydowała – albo być zaręczony z ukochaną z college'u. Planować dzieci.

– Planuję dzieci. Tylko jeszcze nie teraz. W tej chwili, Quinn, mogę myśleć tylko o tobie.

Jej serce podskoczyło na te słowa, zanim jeszcze Cal wyciągnął ręce i przesunął dłońmi po jej nagich ramionach. Zanim przyciągnął ją do siebie i zakrył jej usta swoimi wargami.

Quinn śmiała się, gdy kładli się na podłodze, ale jej serce waliło jak szalone. Teraz było inaczej, niż kiedy kochali się w łóżku. Byli bardziej niecierpliwi, niespokojni, ich ciała splotły się na podłodze.

Cal ściągnął w dół stanik Quinn, żeby pieścić jej piersi ustami, zębami, językiem, aż biodra dziewczyny uniosły się same. Otoczyła go dłonią, objęła, aż nie mógł powstrzymać się od jęku.

Nie chciał czekać, nie tym razem. Nie potrafił smakować, musiał brać. Przewrócił się na plecy, wciągając ją na siebie. Schwycił ją za biodra, ale Quinn już się uniosła i przyjmowała go w siebie. Gdy pochyliła się do przodu, by pocałować go łapczywie, jej włosy osłoniły ich twarze niczym kurtyna. Jestem tobą otoczony, pomyślał. Twoim ciałem, zapachem, siłą. Przesunął palcami po linii jej pleców, łuku bioder, gdy prowadziła go wprost ku zapomnieniu.

Nawet kiedy wygięła się w tył, a jego oczy zaszły mgłą, nawet wtedy jej ciało, jej ciepło nie przestały go zniewalać.

Quinn zanurzyła się w odczuwaniu. Łomoczące pulsy i szalone tempo, spocone ciała i oszałamiające napięcie. Czuła, jak Cal dochodzi, ten nagły zryw jego bioder i podniecenie przeszyło ją niczym błyskawica. Sprawiła, że pierwszy stracił kontrolę, zawładnęła nim. I teraz użyła tej samej siły, podniecenia, żeby doprowadzić siebie na wysoki szczyt.

Z którego osunęła się na Cala i leżeli tak rozgrzani, oszołomieni, dopóki nie odzyskali oddechu. I wtedy Quinn zaczęła się śmiać.