Słyszy syk i szczęk metalu. Odwraca się na plecy, mruży oczy – częściowo z bólu, częściowo dlatego, że musi patrzeć prosto w słońce. Stoi nad nim, szeroko rozkraczona, cała w kolcach i cierniach. Kassad ociera pot z czoła, widzi, że to nie pot, tylko krew, i czeka na śmiertelny cios. Czuje, jak włosy jeżą mu się na głowie, a na całym ciele występuje gęsia skórka. Spogląda jeszcze raz i widzi Monetę taką jak przedtem, z szeroko rozstawionymi nogami i kroczem wilgotnym od miłości. Nie dostrzega rysów twarzy, bo oślepia go słońce, ale widzi czerwonawe błyski tam, gdzie powinny być oczy. Moneta uśmiecha się, a wtedy metalowe zęby rozbłyskują jak szlachetne kamienie.

– Kassad… – szepcze, lecz jej głos przypomina szelest piasku zasypującego wyschnięte kości.

Kassad odwraca wzrok, wstaje z trudem na nogi i zataczając się ucieka przez zasłane trupami pole bitwy, dokądkolwiek, byle tylko dalej od niej. Nie odwraca się ani razu.

Dwa dni później pułkownika Fedmahna Kassada odnalazł patrol Planetarnych Sił Samoobrony. Znaleziono go leżącego bez przytomności na jednej z trawiastych równin, którymi wiedzie droga do opuszczonej Baszty Chronosa, dwadzieścia kilometrów od martwego miasta i miejsca lądowania Intruzów. Kassad był zupełnie nagi i niemal martwy z powodu licznych ran oraz ogólnego wyczerpania, ale dzięki szybko udzielonej pierwszej pomocy zażegnano bezpośrednie zagrożenie życia, potem zaś przetransportowano go do szpitala w Keats. Patrol PSS ostrożnie ruszył na północ, starannie omijając prądy czasu w pobliżu Grobowców oraz poszukując pułapek, jakie mogli zostawić po sobie Intruzi. Nie zostawili żadnych. Patrol odnalazł jedynie szczątki pojazdu Kassada oraz wypalone kadłuby dwóch jednostek Intruzów. Nie sposób było stwierdzić, co skłoniło ich do ostrzelania własnych statków, a zwłoki, choć bardzo liczne, uległy niemal całkowitemu zwęgleniu, więc na podstawie ich wyglądu także nie dało się wysnuć żadnych wniosków.

Kassad odzyskał przytomność trzy dni później, oświadczył, że jego wspomnienia kończą się na chwili, kiedy porwał kałamarnicę, i po trzech tygodniach został przetransportowany na okręt bojowy Armii/kosmos.

Zaraz po powrocie do Sieci poprosił o przeniesienie do cywila. Przez jakiś czas działał aktywnie w ruchu pacyfistycznym, od czasu do czasu biorąc nawet udział w publicznych debatach na temat konieczności rozbrojenia, ale wydarzenia na Bressii dały impuls, aby rozpocząć przygotowania do wojny kosmicznej na niespotykaną skalę; na wystąpienia Kassada albo nie zwracano uwagi, albo przypisywano je poczuciu winy, które miało jakoby dręczyć Rzeźnika z Południowej Bressii.

Szesnaście lat później pułkownik Kassad zniknął z Sieci. Chociaż przez ten czas nie doszło do żadnych większych starć, Intruzów nadal uważano za głównych i najgroźniejszych przeciwników Hegemonii, pułkownik Kassad zaś był już tylko blaknącym wspomnieniem.

Zbliżało się południe, kiedy Kassad zakończył swoją opowieść. Konsul zamrugał raptownie i rozejrzał się dokoła, po raz pierwszy od dwóch godzin dostrzegając statek i jego otoczenie. “Benares” płynęła teraz głównym korytem rzeki. Do uszu konsula docierało skrzypienie uprzęży, szarpanej przez walczące z prądem płaszczki. W górę rzeki podążała chyba tylko ich barka, z przeciwnej strony natomiast nadciągało mnóstwo mniejszych jednostek. Konsul odruchowo otarł czoło i stwierdził ze zdziwieniem, że było pokryte potem. Zrobiło się bardzo ciepło, a cień płóciennego daszku odsunął się niepostrzeżenie. Konsul ponownie zamrugał, jeszcze raz otarł pot i przeszedł do cienia, aby otworzyć jedną z butelek z napojami, które androidy ustawiły na kredensie w pobliżu stołu.

– Mój Boże! – odezwał się ojciec Hoyt. – A więc, według tej Monety, Grobowce poruszają się pod prąd czasu?

– Tak jest – potwierdził Kassad.

– Czy to możliwe? – zdumiał się ksiądz.

– Owszem – potwierdził Sol Weintraub.

– Jeżeli to prawda…- powiedziała z namysłem Brawne Lamia -…to znaczy, że spotkałeś tę Monetę, czy jak tam ona naprawdę się nazywa, w jej przeszłości, ale twojej przyszłości… czyli to spotkanie dopiero ma nastąpić!

– Tak jest – odparł ponownie Kassad.

Martin Silenus podszedł do relingu i splunął do rzeki.

– Pułkowniku, czy myślisz, że ta dziwka była Chyżwarem?

– Nie wiem. – Głos Kassada był niewiele donośniejszy od szeptu.

Silenus odwrócił się do Sola Weintrauba.

– Jesteś uczonym. Czy w micie o Chyżwarze są jakieś wzmianki o tym, że potrafi zmieniać postać?

– Nie – odparł Weintraub. Przygotowywał mleko dla dziecka. Niemowlę kwiliło cichutko, przebierając paluszkami.

– To pole siłowe czy cokolwiek to było… – odezwał się Het Masteen. – Zachowałeś je po bitwie z Intruzami?

Kassad przez chwilę spoglądał w milczeniu na templariusza, po czym potrząsnął głową.

Konsul wpatrywał się ponuro w swoją szklankę, lecz nagle się wyprostował, tknięty jakąś myślą.

– Pułkowniku, powiedziałeś, że ukazało ci się stalowe drzewo, na które Chyżwar nabija swoje ofiary?

Kassad powoli przeniósł spojrzenie z templariusza na konsula i skinął głową.

– Powiedziałeś też, że widziałeś na nim ciała?

Kolejne skinienie.

Konsul otarł pot z górnej wargi.

– Jeżeli drzewo cofa się w czasie razem z grobowcami, to ofiary musiały pochodzić z naszej przyszłości.

Kassad milczał jak zaklęty. Pozostali wpatrywali się bez słowa w konsula, ale chyba tylko Weintraub zrozumiał, co oznacza ta uwaga, i wiedział, jakie będzie następne pytanie.

Konsul z trudem powstrzymał się przed ponownym otarciem potu. Kiedy się odezwał, jego głos był zdumiewająco silny i spokojny.

– Czy widziałeś tam kogoś z nas?

Milczenie trwało co najmniej minutę. Ciche odgłosy fal rzecznych i skrzypienie pokładu wydały się nagle potwornie głośne. Wreszcie Kassad odetchnął głęboko i powiedział:

– Tak.

Znowu zapadła cisza. Tym razem przerwała ją Brawne Lamia.

– Powiesz nam, kto to był?

– Nie.

Kassad wstał z krzesła i ruszył ku schodom prowadzącym na niższy pokład.

– Zaczekaj! – zawołał Hoyt.

Pułkownik zatrzymał się na pierwszym stopniu.

– Może odpowiesz nam przynajmniej na dwa inne pytania?

– Jakie?

Ojciec Hoyt skrzywił się z bólu. Jego szczupła, lśniąca od potu twarz zbladła jeszcze bardziej. Przez chwilę chwytał z trudem powietrze, po czym przemówił ponownie:

– Po pierwsze: czy myślisz, że Chyżwar… albo ta kobieta… chce, żebyś to ty rozpętał tę straszliwą wojnę, którą zobaczyłeś w jej oczach?

– Tak – odparł cicho Kassad.

– Po drugie: czy zdradzisz nam, o co chcesz prosić Chyżwara… albo Monetę… kiedy dotrzesz do nich u kresu pielgrzymki?

Kassad uśmiechnął się, ale był to uśmiech blady i bardzo, ale to bardzo zimny.

– Nie będę ich o nic prosił. Niczego od nich nie chcę. Wróciłem tu po to, żeby ich zabić.

Odwrócił się i zszedł po schodach. Pozostali pielgrzymi milczeli, starannie unikając swojego wzroku. “Benares” płynęła na północny wschód, a słońce szybko zbliżało się do zenitu.