– Odkąd się tu znalazł, miał tylko jednego gościa – poinformował ich Nick, a Gwen musiała wrócić myślą do celu swojej wyprawy. – Nie chciał rozmawiać z obrońcą z urzędu i ani razu nigdzie nie dzwonił.
– Kim był gość? – spytał Tully.
– Dokładnie nie wiem. Prokurator okręgowy Richardson osobiście prowadzi tę sprawę. Nie znam szczegółów, ponieważ nie byłem w to włączony. Zdaje się, że ten gość wpisał się jako kolega z college’u.
Drzwi windy otworzyły się, Nick znów przytrzymał je dla Gwen. Tully został w tyle, wciśnięty w kąt, potem ruszył za nimi wolno, jakby nie chciał niczyjej pomocy, kiedy Nick prowadził ich gwarnym korytarzem. Gwen nienawidziła tych męskich walk o terytorium. Gdyby jej tu nie było, przerzucaliby się wynikami meczy piłkarskich i udawali starych dobrych kumpli.
– Skąd wiedział, że on tu jest? – pytał dalej Tully, w końcu zrównawszy się z nimi.
– Słucham?
– Skąd ten kolega z college’u wiedział, że Pratt tu jest, skoro Pratt nigdzie nie dzwonił?
Nick zwolnił i zerknął na Tully’ego przez ramię. Jak stwierdziła na podstawie jego miny Gwen, żałował, że nie zdążył zdobyć więcej informacji na temat tej sprawy. Miała ochotę stanąć w jego obronie, a jednocześnie zastanawiała się, czy Tully kiedykolwiek starał się zrobić na kimś dobre wrażenie przy pierwszym spotkaniu.
– Dobre pytanie. Dowiem się i odpowiem panu – rzekł wreszcie Nick. – No, jesteśmy.
– Pokazał im drzwi na końcu korytarza.
Tym razem Tully był po właściwej stronie i złapał za klamkę, nie dając Nickowi szansy. Otworzył szeroko drzwi, zapraszając swych gości do środka. Gwen mało nie przewróciła oczami. Zrezygnowała, bo pewnie potraktowałby to jako zachętę do dalszych potyczek.
– Jest już gotowy na spotkanie z wami – wyjaśniał Nick – ale jeśli chcecie trochę odpocząć…
– Nie – przerwała mu Gwen. – Szkoda czasu.
Nick zaprowadził ich kolejnym korytarzem do drzwi, przy których stał umundurowany strażnik.
– Będziemy z agentem Tullym przy drzwiach obok- powiedział Nick, wskazując jej owe drzwi. – Burt zostanie tutaj, więc gdyby coś się działo lub gdyby pani chciała skończyć i wyjść, proszę tylko powiedzieć słowo, dobrze?
– Dziękuję, Nick. – Posłała mu uśmiech, licząc, że go tym uspokoi. – Znam procedurę, proszę się nie martwić. Nic mi nie będzie.
Tak, zna procedurę, przesłuchiwała wielu kryminalistów, dużo twardszych i bardziej niebezpiecznych niż ten chłopak. Wyśliznęła się ze swojego trencza London Frog, zdjęła zegarek, kolczyki i korale z perełek, włożyła to wszystko do torebki, a potem podała płaszcz i torebkę Nickowi. Sprawdziła jeszcze żakiet i odpięła z klapy złotą broszkę w kształcie gołębia. Nick otworzył jej torebkę, a ona ostrożnie wsunęła broszkę.
Rzuciła jeszcze okiem na spódnicę, buty i guziki, by upewnić się, że nie ma na sobie nic ostrego, a potem pochyliła się nad torbą podróżną i wyjęła z niej zwykły żółty zeszyt, nie żaden tam kołonotatnik, i najzwyczajniejszy w świecie ołówek numer 2. Nauczyła się już, że najprostsze pióro da się rozebrać w ciągu paru sekund, a potem wykorzystać do otwarcia zamka albo najlepszych nawet kajdanek.
Wreszcie nabrała głęboko powietrza i skinęła na Burta, żeby otworzył drzwi. Tak, zna procedurę. Za żadne skarby nie okazuj słabości. Natychmiast pokaż mu, że nie dasz się zastraszyć jego wulgarnymi komentarzami ani obleśnymi spojrzeniami.
Kiedy jednak młody mężczyzna siedzący po drugiej stronie drewnianego stołu podniósł na nią wzrok, Gwen zobaczyła coś, co przeraziło ją o wiele bardziej niż obsceniczne gesty albo gwizdy. W oczach Erica Pratta widziała czysty, niezaprzeczalny strach. I to ona była źródłem tego strachu.
ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY TRZECI
Dowództwo FBI
Waszyngton
Maggie rozłożyła dokumenty na dużym blacie, który Keith Ganza przygotował dla niej, odsuwając swoje supernowoczesne mikroskopy i stojaki z pustymi fiolkami.
– Zaczekamy na detektyw Racine? – spytał, zerkając na zegarek
– Wiedziała, o której zaczynamy. – Maggie starała się zachować spokój. Powoli zaczynała zmieniać zdanie na temat Racine, i wtedy ta znowu zrobiła coś, co ją zdenerwowało. – Jedyny wypadek, jaki znalazłam w naszym rejestrze, to topielec wyłowiony z Falls Lake na północ od Raleigh. Kobieta znaleziona jakieś dziesięć dni temu. – Wyciągnęła zeskanowane fotografie. – Miała dwadzieścia dwa lata i była studentką college’u w Wake Forest.
– Topielec. – Ganza zerknął jej przez ramię.
– Ile czasu spędziła w wodzie?
– Według raportu koronera kilka dni. – Pokazała mu przefaksowany raport. – Ale wiesz równie dobrze jak ja, że w przypadku topielców trudno jest określić czas zgonu.
– To mi nie wygląda na tego naszego gościa. A co na to nasze archiwa?
– Jest kilka podobieństw. Miała usta zaklejone taśmą i jakiś papier upchnięty w gardle. Na jej nadgarstkach są ślady po kajdankach, a na szyi odciski po czymś, czym ją duszono. – Wyjęła kolejne zdjęcia. Były to zbliżenia szyi i nadgarstków.
– Czy miała złamaną kość gnykową?
Maggie przeciągnęła palcem w dół raportu koronera, aż znalazła właściwy fragment.
– Tak. Sprawdź na zdjęciu. Na szyi jest o wiele więcej siniaków, niż mógłby zrobić sznur. Ten facet lubi posługiwać się rękami, kiedy jest już zdecydowany zabić.
Ganza uniósł do góry zdjęcie przedstawiające całe ciało ofiary.
– Na jej pośladkach są plamy opadowe, czyli mogła umrzeć w pozycji siedzącej. Co znaczy, że musiałaby tak siedzieć godzinami, zanim przyszedł i wrzucił ją do wody. Ale po co ją topił? Nasz facet lubi zostawiać upozowane ofiary.
– Może to nie on ją wrzucił do wody. Szeryf z Wake County powiedział mi, że mniej więcej dwa tygodnie temu mieli małą powódź i jezioro wystąpiło z brzegów.
– To by wszystko wyjaśniało. Mamy jakieś DNA? Co z jej paznokciami?
– Nic, wszystko zostało wymyte.
– Cholera, za czyściutka jak dla nas. Aha, mam wstępne wyniki DNA z materiału pobranego od córki Briera – rzekł Ganza, przeglądając dokumenty i zdjęcia.
– I?
– Pod jej paznokciami znaleziono obce DNA, ale to nie jest to samo DNA, które wykazuje sperma. – Ganza nie był tym zdziwiony, Maggie też nie. Niezależnie od tego, co myślał senator Brier, dowody wskazywały na to, że wcześniej tego samego wieczoru jego córka odbyła stosunek seksualny za własną zgodą.
– Co jeszcze mamy?
– Znaleziono obce odciski palców na jej torebce. Sprawdzimy je z naszą bazą danych. To oczywiście o niczym nie świadczy, bo wy, dziewczyny, wymieniacie się rzeczami.
– Mało wiesz o dziewczynach, Ganza. Ja się z nikim nie wymieniam, a już na pewno nie czymś tak osobistym jak torebka.
– Mało wiesz o dziewczynach, O’Dell. Kiedy ostatnio nosiłaś torebkę?
– No dobra, punkt dla ciebie.
Czuła, że się czerwieni, zdumiona, że zwrócił uwagę na taki drobiazg. Tak, przyznawała to niechętnie, ale to prawda, że nigdy nie była typową nastolatką, i raczej nie będzie już typową kobietą. Mimo to zawstydziło ją, że ten niechlujny pomarszczony relikt, ten zasuszony ekspert medycyny sądowej wie więcej niż ona o kobietach i ich rekwizytach.
– Jeszcze jedno. – Podszedł do metalowej szafki w rogu i przyniósł z niej plastikowy woreczek, w jakim przechowuje się dowody rzeczowe. Maggie od razu rozpoznała znajdujący się tam slajd z kawałkiem przyklejonej doń przezroczystej taśmy. Była to taśma, którą Maggie przykładała do szyi Ginny Brier. – Zatrzymajmy się przy tym na chwilę – powiedział Ganza podchodząc do drzwi, obok których znajdował się wyłącznik światła. – Pamiętaj, że sznur, linka czy drut, którym posługuje się ten gość, musi być pokryty tą substancją, okej?
Kiedy wyłączył światło, brokatowa substancja na slajdzie zaczęła świecić w ciemności.
– Co, do diabła?
– Jeśli dowiemy się, skąd to pochodzi, może przy okazji dowiemy się czegoś o mordercy.