Изменить стиль страницы

Od tej pory kamera stoi nieruchomo na statywie. Wszyscy są martwi. Wszyscy odpowiednio porozmieszczani. Dwójka dzieci siedzi pod ścianą naprzeciw łóżka, trzecie po drugiej stronie, twarzą do kamery. Pan i pani Leeds w łóżku, przykryci pościelą. Pan Leeds przywiązany sznurem do górnego oparcia łóżka, przykryty tak, że wystaje tylko przekrzywiona na bok głowa.

Dolarhyde wchodzi w kadr z lewej strony, pląsającym krokiem tancerki z wyspy Bali. Umazany krwią i odziany jedynie w swoje okulary i rękawice, pląsa między umarłymi. Podchodzi do łóżka od strony pani Leeds, podnosi rożek pościeli i odrzuca ją jednym szarpnięciem, zastygając w baletowej pozie.

Oglądając film w salonie dziadków, Dolarhyde oblewa się teraz potem. Język zwisa mu z ust, ślina pokrywa bliznę na górnej wardze, jęczy, pobudzając się ręką.

Nawet w krańcowym podnieceniu z przykrością zauważa, że w końcowej scenie filmu gubi elegancję ruchów i utyka jak świnia, z tyłkiem wypiętym wulgarnie w stronę kamery. Brakowało dramatycznych pauz, stopniowania i uniesienia, nad wszystkim dominował brutalny szał.

Mimo niedostatków, film był wspaniały. I takież oglądanie. Ale nie tak wspaniałe, jak same czyny.

Dwa zasadnicze braki to, jak sądził, brak momentu śmierci Leedsów i jego zła gra pod koniec. Zupełnie jakby tracił swoje zasady. Czerwony Smok tak by się nie zachował.

Nie szkodzi. Przed nim jeszcze wiele filmów i w miarę nabierania doświadczenia z pewnością zachowa większy estetyczny dystans, nawet w najintymniejszych momentach.

Należy podjąć ten wysiłek. To dzieło jego życia, wielka sprawa. Przejdzie do historii.

Czas nagli. Najwyższa pora wybrać świadków widowiska. Skopiował już kilka filmów z wycieczek rodzinnych z okazji święta narodowego czwartego lipca. Końcówka lata zawsze oznaczała wzmożony ruch w zakładzie, gdyż nadchodziły filmy z wakacji. Dzień Dziękczynienia przynosi następny szczyt.

Filmy od rodzin napływały do niego codziennie.

10

Samolot z Waszyngtonu do Birmingham był niemal pusty. Graham usadowił się w wolnym rzędzie pod oknem.

Nie wziął od stewardesy nie najświeższej kanapki, lecz rozłożył na stoliku akta sprawy Jacobich. Wypunktował na wstępie podobieństwa między przypadkiem Jacobich i Leedsów.

Obydwie pary zbliżały się do czterdziestki, obydwie miały dzieci – dwóch chłopców i dziewczynkę. Edward Jacobi miał jeszcze syna z pierwszego małżeństwa, który studiuje poza miastem i w czasie zabójstwa nie było go w domu.

W obu przypadkach rodzice skończyli studia i obie rodziny mieszkały w piętrowych, ładnie położonych domach.

Pani Jacobi i pani Leeds były atrakcyjnymi kobietami. Mieli wspólne niektóre karty kredytowe i prenumerowali kilka tych samych czasopism.

Na tym podobieństwa się kończyły. Charles Leeds specjalizował się w prawie podatkowym, a Edward Jacobi skończył inżynierię i metalurgię. Rodzina z Atlanty należała do prezbiterianów, a Jacobich do katolików. Leedsowie rezydowali w Atlancie od urodzenia, a Jacobich przeniesiono służbowo do Birmingham z Detroit, zaledwie przed trzema miesiącami.

Słowo „przypadkowy" kołatało się w głowie Grahama jak natrętna mucha. „Przypadkowy wybór ofiar", „brak jasnego motywu" – pisano w gazetach i powtarzano że złością i zniechęceniem na komisariatach.

„Przypadkowy" nie był jednak odpowiednim terminem. Graham doskonale wiedział, że wielokrotni i seryjni zabójcy nie wybierają ofiar przypadkowo.

Człowiek, który zabił Jacobich i Leedsów, zobaczył w nich coś pociągającego, coś, co skłoniło go do popełnienia takich czynów. Albo znał ich dobrze – Graham liczył na to – albo nie znał ich wcale. Graham był pewien, że zabójca widział ich już wcześniej, zanim ich zabił. Wybrał ich, bo coś w nich do niego przemawiało, a zwłaszcza kobiety. Co to było?

W obu zbrodniach istniały także różnice.

Edwarda Jacobi dosięgła kula, kiedy schodził na dół niosąc latarkę… chyba zbudzony hałasem.

Panią Jacobi i jej dzieci zabito strzałem w głowę, a panią Leeds w podbrzusze. Strzelano we wszystkich przypadkach z pistoletu kaliber 9. W ranach pozostały resztki szklanej waty z tłumika wykonanego chałupniczą metodą. Łuski po nabojach nie miały odcisków palców.

Noża użyto tylko w przypadku Charlesa Leedsa. Doktor Princi sądził, że był cienki i ostry, jak nóż do filetowania.

Różniły się także metody wejścia do domów; u Jacobich wyłamane drzwi na patio, u Leedsów diament do cięcia szkła.

Zdjęcia zbrodni w Birmingham nie wykazywały takiej ilości krwi jak u Leedsów, ale na ścianach sypialni pozostały plamy. Zatem w Birmingham zabójca także ustawił sobie widownię. Policja w Birmingham nie znalazła odcisków palców na ciałach ani na paznokciach. Miesiąc od pochówku i to w lecie, zniszczy każdy odcisk palca, a zwłaszcza taki, jaki zdjęto z dziecka Leedsów.

W obydwu domach znaleziono te same jasne włosy, tę samą ślinę i spermę.

Graham ustawił przed sobą zdjęcia dwóch uśmiechniętych rodzin i w ciszy samolotu wpatrywał się w nie przez dłuższą chwilę.

Cóż przyciągnęło mordercę właśnie do nich? Graham przekonywał sam siebie, że taki wspólny element istnieje i że go wkrótce odgadnie.

W przeciwnym razie zmuszony będzie wchodzić do następnych domów i oglądać spustoszenie, jakie zostawi po sobie Szczerbata Lala.

Z lotniska w Birmingham Graham zatelefonował do terenowego biura FBI, skąd dostał niezbędne wskazówki, i na policję, gdzie zgłosił swoje przybycie. Wynajęty niewielki samochód pluł wodą z otworów klimatyzacyjnych. Wkrótce miał mokre całe ręce i ramiona.

Najpierw zatrzymał się przed biurem sprzedaży nieruchomości Geehana przy Dennison Avenue.

Geehan, wysoki i łysy, przebiegł raźno przez swój turkusowy dywanik, żeby go powitać. Uśmiech spełzł mu z twarzy, kiedy Graham pokazał mu swoją legitymację i poprosił o klucze do domu Jacobich.

– Czy będą tam dzisiaj jakieś gliny w mundurach? – zapytał chwytając się za głowę.

– Nie wiem.

– Daj Boże, żeby nie, dziś po południu mam go pokazać dwóm klientom. To miły dom. Widząc go ludzie zapominają o tamtej historii. W zeszły czwartek miałem tu parę zamożnych emerytów z Duluth. Napaleni na Słoneczny Pas. Byliśmy już przy omawianiu szczegółów – hipoteka i tak dalej czułem, że facet jest gotów, kiedy zajechał wóz patrolowy i policjanci wleźli do środka. Moja para zadała im kilka pytań i, człowieku, dostała nader wyczerpującą odpowiedź. Ci wspaniali funkcjonariusze oprowadzili ich po całym domu i pokazali, kto gdzie leżał. Potem było tylko: do widzenia, panie Geehan, bardzo jesteśmy zobowiązani, że się pan fatygował. Próbowałem im pokazać, jakie wprowadziliśmy środki bezpieczeństwa, ale nie słuchali. Na miękkich nogach powlekli się po żwirze, wdrapali do swojego Sedana De Ville i tyle ich widziałem.

– Czy jacyś pojedynczy faceci chcieli rzucić okiem na dom?

– Nie, ofertę rozesłałem, co prawda, i do innych agentów. Ale nie sądzę. Nie wiem, kiedy policja pozwoli nam w końcu zacząć malować. W środku skończyliśmy w zeszły wtorek. Trzeba było zdjąć dwie warstwy wykładziny lateksowej, w niektórych miejscach trzy. Pracujemy jeszcze na zewnątrz. To będzie prawdziwe cacko.

– Jak możecie sprzedać dom przed uprawomocnieniem się testamentu?

– Nie mogę sfinalizować aktu sprzedaży, zanim testament się nie uprawomocni, ale to nie znaczy, że nie mogę wszystkiego przygotować. Ludzie mogą się wprowadzić na podstawie oświadczenia o przyjęciu do wiadomości. Muszę coś robić. Mój wspólnik trzyma w ręku papiery i ten interes pracuje na nas w dzień i w nocy, nawet kiedy śpimy.

– Kto jest wykonawcą testamentu pana Jacobiego?

– Byron Metcalf, z firmy adwokackiej Metcalf i Barnes. Jak długo ma pan zamiar tu zabawić?

– Nie wiem. Aż skończę.

– Klucz może pan zostawić w skrzynce na listy. Nie musi pan mnie odwiedzać w drodze powrotnej.