– Nie mam panu nic więcej do powiedzenia – oznajmiła.
– Ach tak. Nie jest pani dłużej zainteresowana pracą?
– Nie.
– Źle pani zrozumiała. Ja nie mówię o pracy w Lock – Horne Securities. Mam na myśli wszystkie firmy, włącznie z pani obecnym pracodawcą.
– Co takiego?!
Obróciła się ku niemu.
– Są dwa wyjścia – rzekł. – Wyłożę je jasno, żeby mogła pani wybrać lepsze. Pierwsze: powie mi pani, w jakiej sprawie zadzwonił w zeszłą sobotę Greg. Powie mi pani, dlaczego okłamała Myrona. Powie mi pani wszystko, co wie o zniknięciu Downinga.
– Jakim zniknięciu? – wtrąciła. – Myślałam, że odniósł kontuzję.
– Wyjście drugie – ciągnął Win. – Nic mi pani nie powie albo mnie okłamie, a wtedy rozpuszczę w branży famę o pani uczciwości. To znaczy o tym, że władze federalne badają wysunięte przeciwko pani poważne zarzuty o malwersacje.
– Ale… – zaczęła i urwała. – Nie może pan tego zrobić.
– Nie? – Win przybrał rozbawioną minę. – Jestem Windsor Horne Lockwood Trzeci. Mojego słowa w takich sprawach się nie kwestionuje. Tak panią załatwię, że nie zatrudnią pani nawet jako szatniarki w przydrożnym barze. – Uśmiechnął się i przechylił w jej stronę torebkę z fistaszkami. – Orzeszka?
– Pan oszalał.
– A pani jest normalna – odparł Win i spojrzał na boisko. – Na ile zasługuje ten chłopiec, który ściera z parkietu pot gracza? – Wzruszył ramionami. – Czyja wiem. Najwyżej na zrobienie loda, co?
Uśmiechnął się miło.
– Wychodzę – oświadczyła, wstając.
– Prześpi się pani ze mną? – spytał.
Spojrzała na niego ze zgrozą.
– Co takiego?
– Prześpi się pani ze mną? Jeśli jest pani dobra, mogę się zastanowić nad zatrudnieniem pani w Lock – Horne.
Zacisnęła zęby.
– Nie jestem prostytutką – wysyczała.
– Nie, nie jest pani prostytutką – odparł Win na tyle głośno, że przyciągnął kilka spojrzeń. – Jest pani hipokrytką.
– O czym pan mówi?
– Proszę usiąść.
Wskazał fotel.
– Wolę nie.
– A ja wolę nie krzyczeć. – Ponownie skinął ręką. – Proszę.
Spełniła jego życzenie.
– Czego pan chce? – spytała, patrząc nieufnie.
– Podobam się pani?
Skrzywiła się.
– Jest pan najbardziej odrażającym mężczyzną, jakiego…
– Mówię o wyglądzie. O fizycznej stronie. Pamięta pani? Seks to sprawa czysto fizyczna, powiedziała pani wczoraj Myronowi. Jak uścisk dłoni, choć takie porównanie podważa sprawność pani partnerów. Wiem, ryzykując posądzenie o nieskromność, że jestem dość atrakcyjny. Proszę przyznać, że wśród legionu graczy Gigantów i Smoków, których zaliczyła pani w swojej prześwietnej karierze, znajdzie się choć jeden mniej atrakcyjny niż moi.
Zaintrygowana i przerażona, zmrużyła oczy.
– Być może – odparła.
– A jednak się pani ze mną nie prześpi. I to jest, moja droga, hipokryzja.
– Dlaczego? Jestem kobietą niezależną. Wybieram.
– Tak pani twierdzi. Ale dlaczego tylko Gigantów i Smoków? – Widząc, że się zawahała, uśmiechnął się i pokiwał palcem. – Powinna pani szczerze sobie odpowiedzieć, jaka jest tego przyczyna.
– Skoro pan tyle o mnie wie, to może pan mi powie.
– Dobrze. Ni z tego, ni z owego przyjmuje pani dziwaczną zasadę dotyczącą Gigantów i Smoków. Ustanawia pani granice. Ja nie. Wystarczy, że jakaś kobieta mi się podoba. Natomiast dla pani seks musi mieć związek z drużyną. Ta reguła służy pani za parkan, który odgradza.
– Odgradza od czego?
– Nie od czego. Od kogo. Od tak zwanych puszczalskich. Nie jest pani prostytutką, skądże. Nie jest dziwką. Pani wybiera.
– Nie jestem.
Win uśmiechnął się.
– Kto w takim razie jest dziwką? Kobieta sypiająca z wieloma partnerami? Nie. Przecież pani to robi. Nie skrytykowałaby pani siostrzycy pokrewnych obyczajów. A zatem, co to jest dziwka? Z pani definicji wynika, że dziwek nie ma. Czemu więc na moje pytanie odpowiedziała pani, że nią nie jest?
– Robi pan z igły widły – odparła. – Słowo „dziwka” źle się kojarzy. Tylko dlatego zaprotestowałam.
Win rozłożył ręce.
– Ale dlaczego źle się kojarzy? – spytał. – Skoro dziwka jest z definicji tak zwaną kobietą lekkich obyczajów, kobietą, która sypia z wieloma mężczyznami, czemu nie obłapić rzeczy obunóż? Po co stawiać płoty? Po co stwarzać sztuczne granice?
Twierdzi pani, że, związki z drużyną są świadectwem pani niezależności. Ale świadczy to o czymś przeciwnym. Świadczy o braku pewności i poczuciu zagrożenia.
– I dlatego jestem hipokrytką?
– Oczywiście. Wracając do propozycji, byśmy poszli do łóżka. Albo seks jest czysto fizycznym aktem, w tym przypadku moja obcesowość względem pani powinna być bez znaczenia, albo jest czymś więcej. Jest więc tym czy tym?
Uśmiechnęła się.
– Ciekawy z pana człowiek, panie Lockwood. Może się z panem prześpię.
– Nic z tego.
– Słucham?
– Zrobiłaby to pani, moja droga, tylko po to, aby udowodnić, że się mylę. To równie niebezpieczne i żałosne jak pani obyczaje. Ale odbiegamy od tematu. Moja wina, proszę wybaczyć. Powie mi pani, o czym rozmawiała z Gregiem Downingiem, czy mam zszargać pani opinię?
Dopiął swego. Wyglądała na oszołomioną.
– Oczywiście jest też trzecie wyjście – ciągnął – zaraz po drugim. A mianowicie, że do zszarganej opinii dojdzie oskarżenie o morderstwo.
Zrobiła wielkie oczy.
– O co?!
– Greg Downing jest głównym podejrzanym w sprawie o zabójstwo kobiety. Jeżeli się okaże, że pani mu w jakiś sposób pomogła, stanie się pani jego wspólniczką. – Win zmarszczył czoło. – Jednak, szczerze mówiąc, wątpię, czy prokurator uzyska sankcję. Nieważne. Zacznę od pani opinii. Zobaczymy, dokąd nas to zaprowadzi.
– Panie Lockwood?
Maggie Łomot wbiła w niego spojrzenie.
– Tak.
– Wal się pan!
Win wstał.
– To z pewnością przyjemniejsze od pani towarzystwa. – Uśmiechnął się i ukłonił. Gdyby był w kapeluszu, toby go uchylił. – Miłego dnia.
Odszedł z podniesioną głową. W jego szaleństwie była metoda. Od samego początku wiedział, że niczego się od niej nie dowie. Była inteligentna i lojalna. Niebezpieczne, ale godne podziwu połączenie cech. Tak czy siak wyprowadził ją z równowagi. Nawet i najlepsi wpadają w popłoch, ale przynajmniej zaczynają działać. Zamierzał więc zaczekać pod halą i pojechać za nią.
Spojrzał na tablicę wyników. Połowa drugiej kwarty meczu. Nie miał ochoty dłużej oglądać meczu. Lecz kiedy dotarł do wyjścia, w głośnikach zahuczało i rozległ się głos spikera:
– Za Troya Ericsona wchodzi Myron Bolitar.
Win zawahał się chwilę, zrobił krok do wyjścia. Nie chciał na to patrzeć. Jednakże znów się zatrzymał i obrócił w stronę boiska.
ROZDZIAŁ 26
Myron siedział na końcu rzędu rezerwowych. Choć wiedział, że nie zagra, pierś wciąż mu ściskały stalowe obręcze tremy. W młodości lubił to przedmeczowe napięcie, pomimo tremy, która paraliżowała. Zresztą szybko ustępowała po rozpoczęciu gry. Po pierwszym fizycznym kontakcie z przeciwnikiem, pogoni za straconą piłką lub strzale z wyskoku na kosz nerwy się uspokajały, publiczność wiwatowała, a szydercze okrzyki wtapiały się w dźwiękowe tło, będące swoistą muzyką.
Po dziesięciu latach życia bez przedmeczowej tremy potwierdziło się to, co zawsze podejrzewał: nerwowe podniecenie miało bezpośredni związek z koszykówką. Z niczym innym. Nigdy nie doświadczył czegoś podobnego w życiu zawodowym i osobistym. Nie dorównywały temu nawet perwersyjne emocje podczas starć z bandziorami. Łudził się, że związane wyłącznie ze sportem doznania osłabną z wiekiem i dojrzałością, gdy drobnemu epizodowi, jakim jest mecz koszykówki, przestajesz nadawać znaczenie nieomal biblijne, a powiększone przez pryzmat młodości stosunkowo nieważne sprawy tracą epickie wymiary. Dorosły oczywiście wie to, czego dziecku nie da się wytłumaczyć – że szkolna potańcówka czy nieudany rzut osobisty stanie się kiedyś jedynie mglistym, niemiłym wspomnieniem. A jednak, choć przekroczył trzydziestkę, przeżywał takie same wzmożone uczucia jak w młodości. Nie minęły z wiekiem, ale – tak jak ostrzegał Calvin – po prostu zapadły w sen zimowy, licząc, że doczekają się szansy, żeby się z niego wybudzić, szansy, która zwykle się nie zdarza.