Изменить стиль страницы

ROZDZIAŁ 23

– Liz Gorman telefonowała do Clipa? – Myron spojrzał na Esperanzę. – Co tu się dzieje, do diabła?!

Wzruszyła ramionami.

– Spytaj Clipa.

– Czułem, że coś przede mną ukrywa. Ale nie rozumiem, jaką rolę odgrywa.

– Nie wiem. – Przejrzała papiery na biurku. – Do załatwienia jest tysiąc spraw. Spraw związanych z agencją. Dziś wieczorem masz mecz?

Skinął głową.

– Więc zapytaj go wieczorem. A na razie czeka nas dreptanie w miejscu.

Myron przebiegł wzrokiem wykaz.

– Rzuciły ci się w oczy jakieś inne numery? – spytał.

– Jeszcze nie – odparła. – Ale przez moment chciałabym porozmawiać o czymś innym.

– O czym?

– Mamy problem z klientem.

– Z którym?

– Z Jasonem Blairem.

– A co z nim?

– Jest wkurzony. Nie podoba mu się, że to ja negocjuję warunki jego kontraktu. Truje, że wynajął ciebie, a nie jakąś – palcami nakreśliła w powietrzu cudzysłów – skąpo odzianą zapaśniczkę ze zgrabną pupką.

– Tak powiedział?

– Tak jest. „Zgrabną pupką”. Baran nie zauważył nóg.

Myron uśmiechnął się.

– I co? – spytał.

Za ich plecami zadzwoniła winda. W tej części piętra zatrzymywała się tylko jedna. Wysiadało się z niej wprost do recepcji RepSport MB. To ci – podobno – klasa! Z windy wyszło dwóch mężczyzn. Myron rozpoznał ich natychmiast. Panterka i Cegłówka. Uzbrojeni. Wymierzyli pistolety w niego i Esperanzę. Za nimi, niczym zapowiedziany gość w programie Jaya Leno, wysiadł – z szerokim uśmiechem i powitalnym gestem – Kościej.

– Jak kolano, Myron? – spytał.

– W lepszym stanie niż twój van.

Kościej zaśmiał się.

– Ach ten Win – powiedział. – Ciągle mnie zaskakuje. Skąd wiedział, kiedy na nas wpaść?

– Mieliśmy włączone komórki – wyjaśnił Myron, bo nie było powodu tego ukrywać.

Kościej pokręcił głową.

– Genialnie proste. To się wam chwali.

Był w odrobinę zbyt połyskliwym garniturze i różowym krawacie. Na francuskich mankietach koszuli miał – lekka przesada – wyhaftowany swój pseudonim. Na prawym przegubie połyskiwała złota bransoletka grubości stryczka.

– Jak się tu dostaliście? – spytał Myron.

– Chyba nie myślisz, że powstrzyma nas kilku ochroniarzy?

– Nie, choć przyjemnie byłoby to usłyszeć.

Kościej wzruszył ramionami.

– Zadzwoniłem do Lock – Horne Securities i powiedziałem, że szukam doradcy finansowego dla moich milionów. Jakiś gorliwy młody pętak zaprosił mnie natychmiast na górę. Ale zamiast guzika na czternaste piętro wcisnąłem dwunaste. – Kościej rozłożył ręce. – I oto jestem.

Uśmiechnął się do Esperanzy. Przy jego opaleniźnie i zbyt śnieżnych zębach wydawało się, że zapalił latarkę.

– Kim jest to urocze stworzenie? – zagadnął, puszczając oko.

– Carramba! My, urocze stworzenia, uwielbiamy być tak nazywane – odparła.

Kościej znowu się zaśmiał.

– Ta panienka ma charakter. To mi się podoba.

– A mnie wisi.

– Pozwoli pani – rzekł ze śmiechem Kościej – że zajmę jej chwilę, panno…?

– Money Penny – dokończyła, naśladując najlepiej jak umiała Seana Connery’ego.

Wyszło jej to nie tak dobrze jak Richowi Little’owi, ale nie najgorzej, wywołując następny śmiech Kościeja. Ten facet miał coś z hieny.

– Proszę tu wezwać Wina – dokończył. – Przez telefon głośno mówiący, jeśli łaska. Niech zejdzie tu bez broni.

Esperanza spojrzała na Myrona. Skinął głową. Wybrała numer.

– Wysłów się – odezwał się, tak jak zwykle, Win.

– Chce się z tobą widzieć sztuczny blondyn ze sztuczną opalenizną – powiedziała.

– A, spodziewałem się go – odparł Win. – Cześć, Kościej.

– Cześć, Win.

– Domyślam się, że jesteś w dobrze uzbrojonym towarzystwie.

– Zgadza, się. Nie próbuj żadnych numerów, bo twoi przyjaciele nie wyjdą stąd żywi.

– Nie wyjdą żywi? – powtórzył Win. – Spodziewałem się po tobie czegoś oryginalniejszego, Kościej. Już zjeżdżam.

– Tylko bez broni.

– Mowy nie ma. Ale nie będzie przemocy. Obiecuję. Stuknęła odłożona słuchawka. Przez kilka sekund wszyscy patrzyli na siebie takim wzrokiem, jakby zadawali sobie pytanie, kto przejmie inicjatywę.

– Nie ufam mu – rzekł Kościej i dał znak Cegłówie. – Idź z dziewczyną do drugiego pokoju. Schowaj się za biurkiem czy czymś. Usłyszysz strzały, strzel jej w łeb.

Cegłówa skinął głową.

– Celuj w Bolitara – polecił Kościej Panterce.

– Dobra.

Wyjął rewolwer. Gdy brzęknęła winda, przykucnął i wymierzył w jej drzwi. Ale z kabiny nie wysiadł Win. Wydostała się z niej, trochę jak dinozaur z jaja, Wielka Cyndi.

– O żeż ty! – zdziwił się Panterka. – A to co? Wielka Cyndi warknęła.

– Kto to jest, Bolitar? – spytał Kościej.

– Moja nowa recepcjonistka.

– Niech zaczeka obok.

Myron skinął Cyndi głową.

– W porządku – uspokoił ją. – Jest tam Esperanza. Cyndi warknęła ponownie, ale posłuchała. W drodze do gabinetu minęła Kościeja. Jego rewolwer wyglądał przy niej jak jednorazowa zapalniczka. Otworzyła drzwi, warknęła po raz trzeci i zamknęła je.

Zapadło milczenie.

– O żeż ty! – powtórzył Panterka.

Na ponowny dzwonek windy czekali około pół minuty. Kościej jeszcze raz przykucnął i wycelował. Drzwi się odsunęły. Wysiadł Win. Widok wymierzonej broni lekko go zirytował.

– Powiedziałem, że nie będzie przemocy – wycedził.

– Masz potrzebną nam informację – rzekł Kościej.

– Dobrze o tym wiem – odparł Win. – A teraz odłóż rewolwer i porozmawiajmy jak ludzie kulturalni.

– Masz broń? – spytał Kościej, dalej celując w Wina.

– Oczywiście.

– Oddaj.

– Nie. A poza tym nie jedną. Kilka.

– Powiedziałem…

– Słyszałem cię, Orville. Nie nazywaj mnie tak.

Win westchnął.

– Proszę bardzo, Kościeju! – Pokręcił głową. – Niepotrzebnie utrudniasz.

– Jak mam to rozumieć?

– Zbyt często, jak na człowieka inteligentnego, zapominasz, że są inne rozwiązania niż brutalna siła. Niektóre sytuacje wymagają umiaru.

Win zalecający umiar?! Co może to przebić? Xaviera Hollander zalecająca związek z jednym partnerem?

– Zastanów się, co zwojowałeś – ciągnął Win. – Najpierw para amatorów poturbowała Myrona…

– Amatorów?! – oburzył się Panterka. – Kogo nazywasz…

– Zamknij się, Tony – przerwał mu Kościej.

– Słyszałeś, jak mnie nazwał? Amatorem.

– Powiedziałem: zamknij się!

Ale Tony Panterka jeszcze nie skończył.

– Ja też mam uczucia, Kościej! – odpysknął.

Kościej spojrzał na niego groźnie.

– Chcesz mieć całe udo? – wycedził. Tony zamknął usta.

– Przepraszam, że ci przerwano – rzekł Kościej do Wina.

– Przeprosiny przyjęte – odparł Win.

– Mów.

– A więc najpierw próbowaliście poturbować Myrona, a potem porwać go i okaleczyć. Bez powodu.

– Bez powodu? Musimy wiedzieć, gdzie jest Downing.

– A skąd wiesz, że on wie?

– Ty i on byliście w jego domu. A potem Bolitar nagle trafia do jego drużyny. A właściwie wchodzi na jego miejsce.

– I co z tego?

– To, że nie jestem głupi. Wy dwaj coś wiecie.

– A jeżeli wiemy? – Win rozłożył ręce. – Dlaczego nie spytałeś? Przyszło ci to do głowy? Czy w ogóle dopuszczasz myśl, że najlepiej jest po prostu zapytać?

– Spytałem go! – wtrącił, czuły na krytykę, Panterka. – Na ulicy! Spytałem, gdzie jest Greg. Ale mi ubliżył.

– Byłeś kiedyś w wojsku? – spytał Win.

– Nie.

Panterkę pytanie zbiło z tropu.

– Jesteś nic niewartym śmieciem – rzekł Win takim samym tonem, jakim mówił o pakiecie akcji mieszanych. – Taka ektoplazma jak ty, strojąca się w wojskowy drelich, obraża wszystkich mężczyzn i kobiety, którzy uczestniczyli w prawdziwej walce. Jeżeli jeszcze raz zobaczę cię w podobnym stroju, mocno cię skrzywdzę. Wyrażam się jasno?

– Ej…

– Nie znasz gościa, Tony – przerwał mu Kościej. – Skiń głową i zamknij się.