Dało im to do myślenia. W tej historii nic nie trzymało się kupy. Czy Liz Gorman zabito tutaj i przewieziono do mieszkania na Manhattanie? Zważywszy na dowody rzeczowe, nie miało to wiele sensu. Czy zraniono ją w suterenie?
Jedną chwilę.
Może zaatakowano ją tutaj. Może doszło do szamotaniny i w trakcie obezwładniania bądź ogłuszania ofiary polała się krew. Ale co potem? Czy morderca zapakował ją do samochodu i zawiózł na Manhattan? A później? Zaparkował wóz na dość ruchliwej ulicy, wciągnął nieprzytomną na górę po schodach do mieszkania i dobił?
Czy to miało sens?
– Detektywie! – zawołano z parteru. – Coś znaleźliśmy! Szybko!
Dimonte oblizał usta.
– Włącz kamerę – polecił Krinsky’emu, posłuszny radzie Myrona, by utrwalać na taśmie wszystkie ważne momenty. – Zostań tu, Bolitar. Nie chcę się potem tłumaczyć, skąd się wzięła na taśmie twoja zakazana gęba.
Myron podążył za nimi, lecz w bezpiecznej odległości. Krinsky i Dimonte weszli po schodach do kuchni i skręcili w lewo – do pralni, z żółtą winylową tapetą w białe kurczaki na ścianach. Gust Emily? Wątpliwe. Jej noga raczej tu nie postała.
– Tutaj – powiedział ktoś.
Myron trzymał się z tyłu. Zobaczył, że od ściany odsunięto suszarkę. Dimonte schylił się i zajrzał za nią. Krinsky wygiął się nad nim, żeby sfilmować znalezisko. Dimonte wyprostował się. Z całych sił starał się zachować posępną minę – uśmiech źle wypadłby na filmie – ale miał z tym duże trudności. Nałożył gumowe rękawice i podniósł przedmiot.
Był to zakrwawiony kij baseballowy.
ROZDZIAŁ 22
Kiedy Myron wrócił do agencji, przy biurku w recepcji zastał Esperanzę.
– A gdzie Wielka Cyndi? – spytał.
– Na lunchu.
Na chwilę stanął mu przed oczami samochód Freda Flinstone’a przechylający się pod ciężarem żeber brontozaura.
– Win przekazał mi, co się dzieje – powiedziała Esperanza.
Była dziś w rozpiętej pod szyją bluzce koloru morskiego. Na smagłym dekolcie pyszniło się złote serduszko na cienkim łańcuszku, a jej wiecznie rozwichrzone włosy wplątały się w duże kolczyki w kształcie kół. Odgarnęła kosmyki palcem.
– Co się stało u Grega? – spytała.
Opowiedział jej o usunięciu śladów krwi i kiju do baseballu. Zwykle, słuchając go, wykonywała inne czynności. Tym razem jednak patrzyła mu prosto w oczy. Jej spojrzenie miało w sobie taką siłę, że niekiedy trudno było je wytrzymać.
– Nie jestem pewna, czy dobrze zrozumiałam – powiedziała. – Dwa dni temu ty i Win odkryliście w suterenie krew.
– Tak.
– W tym czasie ktoś ją usunął… ale zostawił narzędzie zbrodni?
– Na to wygląda.
– Może sprzątaczka? – zasugerowała po chwili.
– Policja już to sprawdziła. Nie było jej tam od trzech tygodni.
– Masz jakiś pomysł?
Skinął głową.
– Ktoś próbuje wrobić Grega – odparł. – To jedyne logiczne wyjaśnienie.
Uniosła niedowierzająco brew.
– Najpierw podrzucając tam krew, a potem ją usuwając?
– Nie, zacznijmy od początku. – Wziął krzesło i usiadł naprzeciwko niej. Przemyślał to sobie w drodze powrotnej i pragnął wypowiedzieć na głos. Stojący w kącie po lewej faks wydał z siebie cyfrowy zgrzyt pierwotny. Myron odczekał, aż ścichnie. – Po pierwsze, zakładam, że morderca wiedział o wieczornym spotkaniu Grega z Liz Gorman. Może nawet ich śledził albo czekał na nich w pobliżu jej mieszkania. W każdym razie wiedział, że będą razem.
Esperanza skinęła głową i wstała. Podeszła do faksu, żeby sprawdzić, co przyszło.
– Po wyjściu Grega zabił ją. Uznawszy Downinga za dobrego kozła ofiarnego, wziął trochę krwi z miejsca morderstwa i zostawił ją u niego. Żeby wzbudzić podejrzenia. Na dokładkę podrzucił za suszarkę narzędzie zbrodni: kij baseballowy.
– Ale przed chwilą powiedziałeś, że krew usunięto – wtrąciła Esperanza.
– Tak. I tu sprawa się nieco komplikuje. Przypuśćmy, że chcę ochronić Grega Downinga. Wchodzę do jego domu i znajduję krew. Chcę go ochronić przed oskarżeniem o morderstwo. Co zatem robię?
Spojrzała na faks.
– Usuwasz krew.
– Właśnie.
– O raju, dzięki. Dostanę złoty medal? Mów wreszcie co i jak.
– Trochę cierpliwości, dobrze? Widzę krew i ją usuwam.
Tyle że, co ważne, nie ma tam kija baseballowego. To nie przykład. To rzeczywistość. Win i ja znaleźliśmy tylko krew w suterenie. Kija nie.
– Chwileczkę – przerwała mu. – Twierdzisz, że ktoś sprzątnął krew, żeby uchronić Grega przed oskarżeniem o morderstwo, ale nie wiedział o kiju?
– Tak.
– Kto?
– Nie wiem.
Pokręciła głową, wróciła do biurka i stuknęła kilka razy w klawiaturę.
– To się kupy nie trzyma – stwierdziła.
– Dlaczego?
– Przypuśćmy, że się kocham na zabój w Gregu Downingu – powiedziała, wracając do faksu. – Jestem w jego domu, z jakiegoś niezgłębionego powodu w pokoju zabaw dla dzieci. Zresztą nieważne gdzie. Załóżmy, że u siebie. Albo w twoim domu. Gdziekolwiek.
– Dobrze.
– Widzę krew na podłodze, na ścianach czy gdzie tam. – Spojrzała na Myrona. – Jaki wniosek mam z tego wyciągnąć?
– Nie wiem, do czego zmierzasz.
– Przypuśćmy – ciągnęła po krótkim namyśle – że stąd wychodzisz i wracasz do mieszkania tej jędzy.
– Nie nazywaj jej tak.
– E tam. Przypuśćmy, że po wejściu widzisz krew na ścianach. Jaka jest twoja pierwsza reakcja?
Myron wolno skinął głową. Wreszcie zrozumiał, o co jej chodzi.
– Martwię się o Jessicę – odparł.
– A druga? Kiedy odkrywasz, że nic jej nie jest?
– Chyba zaciekawienie. Czyja to krew? Skąd się wzięła? I tym podobne pytania.
– Właśnie. Pomyślałbyś: „O kurczę, lepiej posprzątam, zanim tę jędzę oskarżą o morderstwo”?
– Przestań ją tak nazywać.
Esperanza zbyła go machnięciem ręki.
– Pomyślałbyś tak czy nie?
– Nie w tych okolicznościach – odparł. – Ten domysł miałby ręce i nogi…
– Gdyby osoba ochraniająca Grega wiedziała o morderstwie – dokończyła za niego, sprawdzając coś w komputerze. – On lub ona musieliby również wiedzieć, że Greg jest w nie tak czy owak zamieszany.
Myronowi zawirowało w głowie od rozwiązań.
– Myślisz, że Greg ją zabił – rzekł. – Że po morderstwie wrócił do domu i zostawił ślady, takie jak krew w suterenie. A potem posłał tam ochraniającą go osobę, żeby je usunęła.
– Jak na to wpadłeś, u diabła?! – Esperanza skrzywiła się.
– Ja tylko…
– Wcale tak nie myślę. – Spięła kartki faksu. – Gdyby posłał tam kogoś, by usunął dowody, znikłoby również narzędzie morderstwa.
– Właśnie. Więc co nam pozostaje?
Wzruszyła ramionami i czerwonym flamastrem zaznaczyła coś kółkiem na faksie.
– To ty jesteś wielkim detektywem. Główkuj.
Myron zastanawiał się chwilę, modląc się, żeby rozwiązanie, które raptem wpadło mu do głowy, okazało się błędne.
– Jest jeszcze jedna możliwość – rzekł.
– Jaka?
– Clip Arnstein.
– To znaczy?
– Powiedziałem mu o krwi w suterenie.
– Kiedy?
– Dwa dni temu.
– Jak zareagował?
– Mocno spanikował. Poza tym ma motyw: jakikolwiek skandal przekreśli jego szansę na zachowanie kontroli nad Smokami. Właśnie po to mnie wynajął. Żebym zapobiegł wszelkim kłopotom. Nikt inny nie wiedział o krwi w suterenie. – Myron zamilkł. Usiadł wygodniej na krześle i jeszcze raz to przemyślał. – Oczywiście nie miałem czasu zawiadomić Clipa o śmierci Liz Gorman. On nie wie, że to nie była krew Downinga. Wie tylko, że była w suterenie Grega. Posunąłby się aż do tego? Zaryzykowałby jej usunięcie, nie mając pojęcia o istnieniu Liz? Esperanza posłała mu półuśmiech.
– Może wie więcej, niż myślisz – odparła.
– Jak to?
Wręczyła mu wydruk z faksu.
– To wykaz zamiejscowych rozmów z automatu w barze Parkview – wyjaśniła. – Spójrz na numer, który zakreśliłam. Taki sam mam w notatniku w komputerze.
Cztery dni przed zniknięciem. Grega z automatu w barze Parkview odbyto dwunastominutową rozmowę. Dzwoniono pod numer Clipa.