Uśmiechnęła się.
– Pewnie nie wiesz, kim jestem – zagadnęła.
– Nie, przepraszam, nie wiem.
– Nazywają mnie Łomot.
– Mhm – odbąknął, gdy nic nie dodała.
– T.C. nic ci nie mówił?
– Wspomniał coś o łomocie…
Myron urwał w pół słowa. Uśmiechnęła się i rozłożyła ręce.
– Nie rozumiem – rzekł po dłuższej chwili.
– Nie ma co rozumieć – odparła rzeczowo. – Zaliczam wszystkich graczy z drużyny. Jesteś nowy. Twoja kolej.
Myron otworzył usta.
– Nie wyglądasz na fankę – zaliczankę – rzekł.
– Fankę? – Pokręciła głową. – Boże, nienawidzę tego słowa.
Zamknął oczy i uszczypnął się w grzbiet nosa.
– Sprawdzę, czy dobrze cię zrozumiałem.
– Proszę.
– Spałaś ze wszystkimi koszykarzami Smoków?
– Tak.
– Nawet z żonatymi?
– Tak – potwierdziła. – Ze wszystkimi, którzy grali w tej drużynie od tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego trzeciego roku. Wtedy zaczęłam ich zaliczać. Od roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego zaliczam Gigantów.
– Zaraz. A więc jesteś również fanką futbolistów?
– Uprzedzałam, że nie znoszę określenia „fanka”.
– A jakie by ci odpowiadało? Przekrzywiła głowę, zachowując uśmiech.
– Pracuję na Wall Street w bankowości inwestycyjnej – Powiedziała. – Ciężko haruję. Chodzę na kursy gotowania i mam fioła na punkcie ćwiczeń ze stepem. Według obowiązujących norm jestem w sumie całkiem normalna. Nikogo nie krzywdzę. Nie chcę wychodzić za mąż ani być w stałym związku. Mam za to ten mały fetysz. Seks z zawodowymi sportowcami.
– Seks z zawodowymi sportowcami.
Uniosła palec wskazujący.
– Tylko z graczami Gigantów i Smoków.
– Miło widzieć w tej epoce braku lojalności taką wierność barwom klubowym.
Roześmiała się.
– Zabawne.
– Czyżbyś spała ze wszystkimi Gigantami?
– Prawie. Mam miejsca na wprost środka boiska. Po każdym meczu łomoczę dwóch zawodników: napastnika i obrońcę.
– Wybierasz dwóch „najbardziej wartościowych graczy”?
– Właśnie.
Myron wzruszył ramionami.
– Bardziej cię to rajcuje niż piłka meczowa?
– Tak – odparła wolno. – Na pewno bardziej niż piłka meczowa.
Przetarł oczy. Czacha dymiła, mózg się lasował! Otaksował ją wzrokiem. A ona jego.
– Skąd się wziął twój przydomek? – spytał.
– Nie jest tak, jak myślisz.
– Jak myślę o czym?
– Skąd się wziął przydomek „Łomot”. Wszyscy myślą, że się bzykam jak królica.
– Nie stąd?
– Nie. – Podniosła oczy. – Jak by to delikatnie ująć?
– Zależy ci na delikatności? Skarciła go wzrokiem.
– Nie bądź taki.
– Jaki?
– Prawicowy, ograniczony, prymitywny jak Pat Buchanan. Ja też mam serce.
– Powiedziałem, że nie masz?
– Nie, ale tak się zachowujesz. Nikogo nie krzywdzę. Jestem uczciwa. Postępowa. Bezpośrednia. Panuję nad tym, co robię i z kim. Jestem szczęśliwa.
– I zaraźliwa – usłyszał własny głos i natychmiast pożałował tych słów. Wymknęły mu się.
– Słucham?!
– Przepraszam. To było bardzo niestosowne – rzekł, spostrzegając, że uderzył w czułą strunę.
– Mężczyźni, z którymi uprawiam seks, wkładają prezerwatywy – odpaliła. – Często się badam. Jestem zdrowa.
– Przepraszam. Nie powinienem tego mówić.
– I nie śpię z nikim, kto mógłby mnie czymś zarazić – dodała. – Jestem ostrożna.
Myron przygryzł wargę. Przegrał starcie.
– Mój błąd – przyznał. – Nie chciałem. Przepraszam. Wybacz mi.
Piersi jej falowały, ale już się uspokoiła.
– Zgoda – odparła na wydechu. – Wybaczam.
Ich oczy znów się spotkały i wymienili uśmiechy. O wiele za długie. Myron poczuł się jak uczestnik teleturnieju. Z dziwnego półtransu wyrwała go pewna myśl.
– Spałaś z Gregiem Downingiem? – spytał.
– W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym trzecim. Był jednym z moich pierwszych Smoków.
Greg pewnie po tym napęczniał z dumy.
– Widujecie się nadal?
– Oczywiście. Jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaźnię się prawie ze wszystkimi, których zaliczyłam. Z większością.
– Często rozmawiacie?
– Czasami.
– A ostatnio?
– Z miesiąc, może dwa temu.
– Nie wiesz, czy się z kimś spotyka? Maggie Łomot spojrzała na niego bacznie.
– Dlaczego o to pytasz?
Myron wzruszył ramionami.
– Podtrzymuję rozmowę – rzekł, znów nieprzekonująco.
– Dziwny temat.
– Dużo o nim myślałem. Tyle powiedziano o naszej historii i moim przyjściu do jego drużyny. Dało mi to do myślenia.
– Do myślenia o jego życiu erotycznym?
Nie kupiła tego wyjaśnienia.
Wzruszył lekko ramionami i wymamlał coś, czego sam nie zrozumiał. Z drugiego końca basenu dobiegł śmiech. Grupę jego nowych kolegów rozśmieszył jakiś żart. Był wśród nich Leon White. Napotkał spojrzenie Myrona i skinął mu głową. Myron odpowiedział skinieniem. Wprawdzie nikt nie gapił się na niego i Maggie Łomot, ale wszyscy wiedzieli, po co do niego podeszła. Znów poczuł się jak w college’u, lecz tym razem nie przeżył nawrotu miłych wspomnień.
Widząc, że Łomot ponownie lustruje go z uwagą zwężonymi oczami, starał się zachowywać swobodnie, choć czuł się jak dureń. Nie lubił tak jawnego taksowania. Spróbował spojrzeć jej w twarz.
Nagle uśmiechnęła się i splotła ręce.
– Nareszcie zrozumiałam – powiedziała.
– Co?
– To oczywiste.
– Co jest oczywiste?
– Chcesz się zemścić.
– Zemścić? Za co?
Na chwilę jej uśmiech się poszerzył.
– Greg ukradł ci Emily. Dlatego chcesz ukraść kogoś jemu.
– Wcale mi jej nie ukradł – odparł szybko Myron obronnym tonem, który mu się nie spodobał. – Emily i ja zerwaliśmy ze sobą, zanim zaczęła się spotykać z Gregiem.
– Skoro tak twierdzisz.
– Twierdzę.
Cięta riposta.
Maggie Mason zaśmiała się gardłowo i położyła rękę na jego ramieniu.
– Spokojnie, tylko się z tobą droczę – zapewniła.
Znów na niego spojrzała. Mając dość ciągłych kontaktów wzrokowych, wpatrzył się w jej nos.
– No więc jak, zrobimy to? – spytała.
– Nie.
– Jeżeli boisz się złapać…
– Nie boję. Jestem z kimś związany.
– I co z tego?
– To, że jej nie zdradzę.
– A kto żąda od ciebie zdrady? Mnie chodzi wyłącznie o seks.
– Według ciebie, te dwie rzeczy się wykluczają?
– Pewnie. Ten stosunek w żaden sposób nie wpłynie na wasz związek. Nie żądam, żebyś przestał kochać swoją dziewczynę. Ani myślę wkraczać w twoje życie. Nie chcę żadnej zażyłości.
– Jaka z ciebie romantyczka.
– Sam widzisz. To nie romans, to zwykły akt fizyczny. Owszem, bardzo przyjemny, ale czysto cielesny. Tak jak uścisk dłoni.
– Uścisk dłoni – powtórzył Myron. – Powinnaś pisać teksty na kartki z życzeniami.
– Ja tylko mówię, jak jest. Cywilizacje przeszłości, znacznie przewyższające nas intelektualnie, rozumiały, że uciechy cielesne nie są grzechem. Skojarzenie erotyki z poczuciem winy to nowożytna, absurdalna fiksacja. Koncepcja łącząca seks z posiadaniem jest spadkiem po surowych purytanach, którzy chcieli zachować kontrolę nad swoją główną własnością, żoną.
Historiozofka, pomyślał Myron. Jak miło.
– Gdzie jest napisane, że dwoje ludzi, którzy nie są w sobie zakochani, nie może osiągnąć szczytów fizycznej ekstazy? – ciągnęła. – Przecież to absurd! Idiotyzm!
– Być może. Ale ja i tak mówię pas, dzięki.
Wzruszyła ramionami w geście, jak chcesz.
– T.C. będzie bardzo zawiedziony – powiedziała.
– Jakoś to przeżyje.
– No cóż – odezwała się po chwili. – Pora wmieszać się w tłum. Miło się z tobą rozmawiało, Myron.
– To było niezapomniane przeżycie – odparł.
Myron również wmieszał się w tłum. Jakiś czas spędził z Leonem White’em. Leon przedstawił mu swoją żonę, blond seksbombę imieniem Fiona. Jak wyjętą z „Playboya”. Należała do kobiet, które najzwyklejszą rozmowę zamieniają w długą grę dwuznaczników. Miała matowy głos i była tak nawykła do rozsiewania powabów, że nie bardzo wiedziała, kiedy zaniechać siewu. Po krótkiej pogawędce przeprosił ich i odszedł.