Изменить стиль страницы

Boże. Wiedziała, że to bez sensu, ale spojrzała na ojca, oczekując od niego pomocy. Harper stał bez ruchu. Sam też wydawał się wstrząśnięty. Może nie zamierzał pociągać za spust, może nie chciał nikogo skrzywdzić.

– Tato… – szepnęła. – Jesteś lekarzem… Proszę…

Nie zareagował.

Zostawiła go i wróciła do Jamiego…

– Prze… praszam… – wyszeptał.

– Ciii… Oszczędzaj się, powiesz mi później.

– Nie… pamiętałaś… Chciałem… żebyś… sobie…

Na wargi wystąpiła mu krwawa piana. Oczy wywróciły się białkami do góry i zniknęły za trzepoczącymi powiekami. Melanie ścisnęła go za rękę.

– Nie! Nie umieraj! Nie pozwolę ci…

Spojrzał na nią ze smutkiem i wiedziała już, że jest za późno.

– Egoista… jak Harper. Annie ma rację… Nie jestem lepszy. Meagan…

– Jamie…

– Kocham cię, dziecko… moja córeczko…

– Nie, Jamie, nie…

Jego ciałem wstrząsnęły konwulsje. Usiłowała go utrzymać przy życiu, zatamować ręką krwotok. Krew, tyle krwi. Spływała po żebrach, leciała z ust. Czuła drżenie Jamiego.

– Niech cię szlag! – krzyknęła. – Nie waż mi się umierać! Nie możesz mi tego zrobić!

Zawsze będziesz moją córeczką. Tak powiedział. Choćbyś poszła nie wiadomo gdzie, nigdy nie będziesz sama.

Zapomniałam. Zapomniałam. Nie pamiętałam niczego. Och, Jamie… Przepraszam.

– Meagan…

– Tak, Jamie?

– Powiedz to… teraz…

– Co?

– Nazwij mnie… tatą…

– Tato – załkała. – Tato…

Ostatni oddech uleciał z niego w cichym westchnieniu i już było po wszystkim. Jamie O’Donnell leżał w bezruchu. Odszedł.

W krzakach rozległ się hałas. Patricia i Ann Margaret wypadły z zarośli, podrapane, z liśćmi we włosach. Z prawej strony dobiegł trzepot spłoszonych ptaków. David Riggs wybiegł z bronią w ręce.

Wszyscy zamarli w bezruchu. Zakrwawione ciało Jamiego O’Donnella leżało na ziemi. Melanie klęczała nad nim ze łzami w oczach. A Harper…

David uniósł broń w tej samej chwili, gdy Harper wymierzył w Melanie.

– Stać! – krzyknął. – FBI.

– Harper, na miłość boską! – załkała Patricia.

– Milcz – warknął. – Niech się tylko ktoś ruszy, a zacznę strzelać!

Jakie to dziwne, pomyślała Melanie. Miała wrażenie, że widzi swojego przybranego ojca po raz pierwszy w życiu. Rysy, które zawsze wydawały się jej olśniewające, były rozmyte i pobrużdżone zmęczeniem. Kwadratowy podbródek nie oznaczał siły. Jasne oczy patrzyły niepewnie.

Oto człowiek, którego przez prawie całe życie uważała za ojca. I kochała. Egoista, podstępny intrygant, który sprzedał ją za milion dolców i sam jeden zniszczył ich rodzinę.

– Powiedz to! – krzyknęła dziko. – Raz wreszcie nam powiedz, co zrobiłeś.

– Nie masz pojęcia o niczym! Zrobiłem to, co trzeba. To, co leżało w interesie naszej rodziny.

– Zabrałeś naszą córkę! – wrzasnęła Patricia. – Co to za interes rodziny?

– Nie naszą, twoją! Bękarta O’Donnella, którego chciałaś mi wcisnąć, jakbym się nie mógł domyślić. Naprawdę myślisz, że jestem głupi? Boże, co ty mi zrobiłaś. Kochałem cię.

– Naprawdę? Trudno się było zorientować, skoro ciągle siedziałeś w pracy.

– Chciałem nam zapewnić przyszłość. A może nie przyszło ci do głowy, skąd się biorą te pieniądze, które tak lubisz wydawać?

– Wydaję pieniądze, bo nie mam nic innego do roboty! Na litość boską, gdybyś mi tylko powiedział… Ty idioto, mogłabym żyć jak nędzarka, byle z tobą. Dla ciebie rozstałam się z Jamiem. Naprawdę cię kochałam. Naprawdę chciałam… Boże, ja się zastanawiałam, jak uratować to małżeństwo, a ty porwałeś naszą córkę! Związałeś ją? Wywlokłeś z samochodu?

– Nie! Poza tym to nie ja, tylko Jamie.

– Zrobił to, bo musiał – wtrąciła Ann Margaret. – Bo zasugerowałeś, że jeśli nie pomoże ci w wyłudzeniu tych pieniędzy, możesz popełnić prawdziwe morderstwo.

– Byłem zraniony, zły…

– Chciwy – powiedział David zimno. Melanie zauważyła, że ocenia sytuację i przechodzi niepostrzeżenie w miejsce, z którego miał lepszą linię strzału.

Mało ją to obchodziło. Jej ojciec leżał martwy na ziemi. Człowiek, który ją adoptował, mierzył do niej z pistoletu. Czuła się zdradzona i wściekła. Potem przypomniała sobie, że pistolet Jamiego ciągle tkwi pod jego marynarką.

– Jak to zrobiłeś? – spytał David, przesuwając się dyskretnie w lewo. – Byłeś zdenerwowany i spłukany. Uznałeś, że rozegrasz tę sytuację na swoją korzyść. Pozbędziesz się Meagan i zyskasz milion dolarów. Bardzo sprytne.

– Inteligencja zawsze była moją mocną stroną. Może się pan nie wysilać. Nie przyznam się do niczego.

– Nie musisz – oznajmiła pogardliwie Ann Margaret. – Ja wiem wszystko. Też tam byłam. Jako żona Russella Lee Holmesa.

Uśmiechnęła się krzywo.

– Zacznijmy od samego początku. Harper uknuł ohydny plan. Wiedział, że Meagan nie była jego córką i mało go wzruszało, że przez całe życie wpatrywała się w niego jak w obraz. Chciał się jej pozbyć z domu. Jamie zrobiłby dla niej wszystko, więc się zgodził. Zainscenizował porwanie, umieścił ją w bezpiecznym miejscu…

– W szopie! – ryknął Harper. – Tak traktował własne dziecko!

– A co miał zrobić? Jako przyjaciel rodziny musiał pozostać przy was przez cały okres poszukiwań. I nie mógł się raptem pokazywać w towarzystwie małej dziewczynki. Gdyby ją zostawił u przyjaciela, ten przyjaciel mógłby cię potem szantażować. Gdyby ją umieścił w hotelu, ktoś na pewno by usłyszał płacz dziecka. To ty się upierałeś, żeby wszystko było idealnie. Więc zamknął ją w szopie w środku lasu, gdzie nikt jej nie usłyszał i nie mógł znaleźć. Nie był to chwalebny czyn i Jamie się tym gryzł. Ale pomysł był dobry. Meagan zniknęła, ty mogłeś napisać list z żądaniem okupu, a Jamie wycisnął z siebie kolejne sto tysięcy, żeby ci pomóc.

– Brian wiedział, że nie dostarczyłeś okupu – wtrącił David. – Jezu, Harper, ty naprawdę nie znasz umiaru.

Harper nie stał spokojnie. Za każdym razem, kiedy ktoś się odzywał, odwracał się w jego kierunku. David to zauważył. Melanie także. Powoli osuwała się w dół, coraz bliżej broni pod marynarką Jamiego.

– Policja natychmiast zaczęła dochodzenie ciągnęła Ann Margaret. – Tak jak się spodziewaliście. Byłeś sprytny, Harper, nikt nie mógł powiązać cię z tym żądaniem okupu, ale od razu się zorientowałeś, że paru rzeczy nie dopatrzyłeś. Prawda? Dostałeś sto tysięcy dolarów, ale nie mogłeś ich wydać. Policja od razu by to zauważyła. Musiałeś więc mieć pieniądze, z których mógłbyś się rozliczyć. Ubezpieczenie. Ale do tego celu było ci potrzebne ciało dziewczynki. Więc jeszcze raz zwróciłeś się do Jamiego. Musiał dla ciebie znaleźć odpowiednie zwłoki. Zwłoki czteroletniej dziewczynki, z grubsza odpowiadające opisowi Meagan.

Melanie zamarła z ręką na marynarce Jamiego.

– Czy… on kogoś…

– Skąd! Pamiętasz, że to on identyfikował zwłoki? Zaczekał, aż trafią mu się najbardziej odpowiednie. Czekał przez cztery miesiące, cztery straszne miesiące, kiedy policja przetrząsała życie twojej rodziny. Wreszcie ukradł zwłoki z kostnicy w Missisipi. Obciął im palce i głowę, żeby nie można było zidentyfikować ciała na podstawie odcisków palców i zdjęć rentgenowskich, owinął ciało w kocyk. O tym powiedział mi dopiero po latach. Sam w lesie, z tym małym ciałkiem… Kopał płytki grób, starał się nie zostawiać śladów. I czuł się strasznie, jakby sam zamordował to dziecko. Był tak wstrząśnięty, że prawie nie mógł się przełamać. Była taka malutka… śliczna mała dziewczynka, która nie wróci nigdy do domu. Płakał. Ale włożył ją do płytkiego grobu, żeby psy mogły ją łatwo odnaleźć. Była bardzo podobna do Meagan, więc policja dała się przekonać, kiedy Harper zidentyfikował ją jako swoją córkę. Boże, co to był za dzień.

Patricia pobladła. Nawet Harper zmarszczył brwi i zaklął.

– Dlaczego nie chcieli się odczepić? Zrobiliśmy wszystko zgodnie z planem, a oni złapali Russella Lee Holmesa i nie znaleźli u niego nic, co należałoby do Meagan. Jezu Chryste, skąd mieliśmy wiedzieć, że aresztują tego drania zaraz w następnym tygodniu? – Spojrzał pogardliwie na Ann Margaret. – Twój mąż nie dorastał mi do pięt.