Изменить стиль страницы

· Dalej, strzelaj.

Nie dość, że nie mogłam zmusić się do tego, żeby strzelić do nieuzbrojonego człowieka, to jeszcze zabrakło mi naboi. Były na mojej liście zakupów. Mleko, chleb, naboje.

Wyprzedziłam go, porwałam torebkę z wieszaka i wysypałam całą jej zawartość na podłogę, ponieważ był to najszybszy sposób znalezienia kajdanek i spreju na psy. Oboje rzuciliśmy się na porozrzucane szpargały, ale Munson wygrał. Porwał z podłogi sprej i odskoczył do drzwi.

· Jak pójdziesz za mną^ to nim prysnę – zagroził.

Obserwowałam, jak biegnie wzdłuż korytarza utykającym galopem, oszczędzając ranną stopę. Zatrzymał się przy drzwiach do windy i potrząsnął butelką ze sprejem w moim kierunku.

· Jeszcze tu wrócę – zapowiedział. – Potem wszedł do windy i zniknął.

Zamknęłam drzwi na zamek. Wspaniale… I po co mi to wszystko? Poszłam do kuchni, żeby znaleźć coś na pocieszenie. Tort zjedzony. Placek zjedzony. Nie ma żadnych ukrytych i zapomnianych batoników w ciemnych zakamarkach szafki. Alkoholu też nie ma. Ani kulek serowych. Słoik z masłem orzechowym jest pusty.

Zjedliśmy z Bobem kilka oliwek, ale w ogóle nie spełniły zadania.- Trzeba je zamrozić – powiedziałam do Boba.

Pozbierałam z podłogi w przedpokoju wszystkie szpargały i wrzuciłam z powrotem do torebki. Położyłam na ladzie zepsuty alarm, zgasiłam światło i wróciłam do łóżka. Leżałam w ciemnościach, a ostatnia groźba Munsona powracała w moich myślach jak bumerang. Nie miało znaczenia, czy naprawdę był szalony, czy tylko udawał; za kluczową sprawę uznałam to, że o mały włos nie zostałam bez sutka. Może nie powinnam kłaść się spać, dopóki nie założę zasuwy w drzwiach. Powiedział, że wróci, a ja nie wiedziałam, czy to będzie za godzinę, czy następnego dnia.

Problem polegał na tym, że nie byłam w stanie leżeć z otwartymi oczami. Próbowałam coś zaśpiewać, ale zasnęłam w połowie piosenki Dziewięćdziesiąt dziewięć butelek piwa na ścianie. Pamiętałam tylko, że zanim zasnęłam, byłam przy pięćdziesiątej butelce piwa, a potem nagle się obudziłam z uczuciem, że nie jestem w pokoju sama. Zamarłam w bezruchu, z bijącym sercem i wstrzymanym oddechem. Nie było słychać odgłosu kroków na dywanie. W powietrzu nie unosił się zapach ciała szaleńca. To tylko irracjonalne przeświadczenie, że ktoś jest na moim terenie.

Zaraz potem, bez żadnego ostrzeżenia, poczułam, jak czyjeś palce zacisnęły się na moim nadgarstku, i zostałam pobudzona do czynu. Poziom adrenaliny w moim organizmie wzrósł i rzuciłam się z kanapy na intruza. Przez chwilę leżałam przyduszona przez niego, co nie było specjalnie niemiłym doświadczeniem, ponieważ stwierdziłam, że to Komandos.

Leżeliśmy pierś przy piersi, udo przy udzie, z jego dłońmi zaciśniętymi na moich nadgarstkach. Przez chwilę tylko oddychaliśmy.

· Niezła akcja, laleczko – powiedział. I pocałował mnie.

Tym razem nie miałam wątpliwości co do jego intencji. To nie był sposób, w który całuje się na przykład kuzynkę. Był to raczej sposób, w który mężczyzna całuje kobietę, kiedy chce zedrzeć z niej ubranie i sprawić, żeby zaśpiewała swój hymn.

Pocałował mnie jeszcze mocniej, a jego dłonie powędrowały pod mój podkoszulek i zaczęły błądzić po brzuchu. Dzięki Bogu, że jeszcze miałam obydwa sutki! Elektryzujący powiew gorąca sprawił, że nabrzmiały.

Drzwi od sypialni otwarły się z hukiem i wyjrzała z nich babcia.

· Hej tam, wszystko w porządku? Wspaniale! Teraz akurat się obudziła!

· Tak. Wszystko gra – powiedziałam.

· Czy to Komandos leży na tobie?

· Pokazywał mi właśnie jeden z chwytów samoobrony.

· Nie miałabym nic przeciwko nauce samoobrony -oświadczyła babcia.

· Właśnie skończyliśmy.

Komandos stoczył się ze mnie i położył się na plecach.

· Gdyby nie była twoją babcią, tobym ją zastrzelił.

· Kurza twarz – zaklęła babcia. – Zawsze najlepsze kawałki przechodzą mi koło nosa. Wstałam i poprawiłam koszulkę.

· Nie straciłaś wiele. Miałam właśnie zamiar zrobić czekoladę na gorąco. Chcesz filiżankę?

· Jasne – powiedziała babcia. – Pójdę włożyć szlafrok.

Komandos spojrzał na mnie. W pokoju panował mrok, tylko wąska strużka światła padała z otwartych drzwi do sypialni. Jednak było na tyle jasno, że dostrzegłam uśmiech na jego ustach i groźny wzrok.

· Ocalona przez babcię.

· Napijesz się gorącej czekolady? Poszedł za mną do kuchni.

· Dalej.

Dałam mu kartkę z rysunkiem.

· Szkic, który chciałeś.

· Chcesz mi powiedzieć o czymś jeszcze? Wiedział o Alexandrze Ramosie.- Skąd wiesz?

· Obserwowałem dom przy plaży. Widziałem, jak Ra-mos wsiadał do twojego samochodu.

Nalałam mleka do dwóch kubków i wstawiłam je do mikrofali.

· O co w tym wszystkim chodzi? Zatrzymał mnie, żeby wyłudzić papierosa.

Komandos uśmiechnął się.

· Czy kiedykolwiek próbowałaś rzucić palenie? Pokręciłam głową.

· To nie zrozumiesz tego.

· Paliłeś?

· Robiłem wszystko. – Wziął z lady wykrywacz ruchu i obrócił go w dłoni. – Zauważyłem zerwany łańcuch przy drzwiach.

· Dzisiaj w nocy nie jesteś moim jedynym gościem.

· Co się stało?

· Taki jeden, który się nie stawił, włamał się do mojego mieszkania. Postrzeliłam go w stopę i poszedł sobie.

· Zdaje się, że nie czytałaś Podręcznika dla łowców nagród. Naszym zadaniem jest łapać dych kolesiów i pakować ich z powrotem do więzienia.

Wsypałam czekoladę do gorącego mleka.

· Ramos chce, żebym dzisiaj znowu tam była. Zaoferował mi posadę osobistego przemytnika papierosów.

· To nie jest praca dla ciebie. Alexander potrafi zachowywać się gwałtownie, dziwacznie i paranoidalnie. Ma zapisane leki, ale nie zawsze je bierze. Hannibal wynajął ochroniarzy, żeby mieli go na oku, ale on robi facetów w konia. Wymyka się spod ich kontroli, kiedy tylko nadarza się okazja. Między Hannibalem a Alexandrem trwa próba sił, a ty przecież nie chcesz dostać się w krzyżowy ogień.

· Czyż to nie jest miłe? – zachwyciła się babcia, człapiąc do kuchni i porywając kubek czekolady. – Mieszkanie z tobą jest prawdziwą frajdą. Kiedy mieszkałam z twoją matką, w środku nocy nigdy nie odwiedzali nas mężczyźni.

Komandos odłożył alarm na ladę.

· Muszę iść. Miłego picia czekolady. Odprowadziłam go do drzwi.

· Czy mam coś jeszcze dla ciebie zrobić? Sprawdzić pocztę? Podlać kwiatki?

· Pocztę przekazują mojemu prawnikowi. A kwiatki podlewam sam.

· Więc czujesz się dobrze w swojej jaskini Batmana?

W kącikach jego ust pojawił się cień uśmiechu. Pochylił się do przodu i pocałował mnie w kark, tuż nad wycięciem podkoszulka.

· Słodkich snów.

Zanim wyszedł, pożegnał się z babcią, która była jeszcze w kuchni.

· Cóż za miły i uprzejmy młody człowiek – orzekła babcia. – No i nieźle przypakowany.

Zajrzałam do szafy babci, znalazłam butelkę alkoholu i dolałam trochę do mojej czekolady.

Nazajutrz rano obie z babcią miałyśmy kaca.

· Nie mogę pić czekolady tak późno w nocy – powiedziała babcia. – Czuję się tak, jakby za chwilę miały mi eksplodować oczy. Może powinnam zrobić sobie badania na jaskrę.

· A może raczej powinnaś sprawdzić poziom alkoholu we krwi?

Połknęłam kilka tabletek aspiryny i powlokłam się na parking. Byli tam już Habib i Mitchell, którzy czekali na mnie w minivanie z dwoma fotelikami dla dzieci na tylnym siedzeniu, ale bez dzieci.

· Niezły samochód zwiadowczy – powiedziałam. -Świetnie się nadaje.

· Nie zaczynaj – ostrzegł Mitchell. – Nie jestem w nastroju.

Spojrzał na mnie złowrogo.

· Ułatwię wam życie, żebyście się nie zgubili, i powiem, że najpierw jadę do biura.- Nienawidzę tego miejsca – powiedział Habib. – Jest przeklęte! To dzieło diabła!

Pojechałam do biura i zaparkowałam przed wejściem. Habib zatrzymał się kawałek dalej i nie wyłączył silnika.

· Cześć, przyjaciółko – powitała mnie Lula. – A gdzie Bob?

· Został z babcią. Śpią.