ELEONORA – Bo jesteś za młoda. Nie odkryłaś jeszcze bogactwa prawdziwej prostoty. Ucz się, to rzecz doświadczenia.

ALA – Postaram się. Czy mama sądzi, że dobrze robię wychodząc za Artura?

ELEONORA – O, Artur to co innego. On ma zasady.

ALA – Stomil też miał zasady. Mama sama powiedziała. O tym obowiązku i prawie do szczęścia.

ELEONORA – Nie, to były tylko poglądy. Stomil właśnie walczył z zasadami. Za to Artur ma żelazne zasady.

ALA – Wyłącznie.

ELEONORA – Co ty mówisz, Alu! To pierwszy człowiek z zasadami od pięćdziesięciu lat. Czy to ci się nie podoba? Jest przez to taki oryginalny! Tak mu jest z tym do twarzy!

ALA – Mama uważa, że zasady powinny mi wystarczyć?

ELEONORA – Są trochę staroświeckie, to prawda, ale za to takie niezwykłe w dzisiejszych czasach…

ALA – Mamo, ja chcę Artura nawet z zasadami, jeżeli nie można inaczej. Ale ja nie chcę zasad bez Artura.

ELEONORA – Czy ci się nie oświadczył? Czy się z tobą nie żeni?

ALA – To nie on.

ELEONORA – A kto, jeśli łaska?

ALA – Jego żelazne zasady.

ELEONORA – Więc dlaczego się zgodziłaś?

ALA – Bo mam nadzieję.

ELEONORA – Fatalne, (wchodzi Edek niosąc stos talerzy)

EDEK – Czy mogę kontynuować?

ALA – Wal, Edziuniu. (poprawia się) Niech Edward wali. To jest, niech Edward kontynuuje.

ELEONORA – Edziu, ciebie to nie męczy? Taka zmiana? Nie gniewaj się, to pomysł tych szaleńców.

EDEK – E, co by miało męczyć.

ELEONORA – A nie mówiłam? On we wszystkim jest taki swobodny, taki naturalny jak motyl! Edziu, jak ty pięknie nakrywasz.

EDEK – Co się będę opieprzał.

ALA – Edek, chodź tutaj.

EDEK – Słucham, proszę panienki, (zbliża się. Dzwony stopniowo milkną)

ALA – Powiedz, czy ty masz zasady?

EDEK – Owszem, mogę mieć.

ALA – Jakie?

EDEK – Pierwszorzędne.

ALA – Mógłbyś wymienić chociaż jedną?

EDEK – A co ja z tego będę miał?

ALA – Mógłbyś czy nie mógłbyś?

EDEK – No to niech stracę. Chwileczkę, (stawia na ziemi stos talerzy i wyciąga z kieszeni mały notes) Mam zapisane, (kartkuje) Jest! (czyta) "Ja cię kocham, a ty śpisz".

ALA – I jakie jeszcze?

EDEK – "Zależy jak leży".

ALA – Nie kręć się, tylko czytaj.

EDEK – Kiedy ja właśnie przeczytałem. To jest zasada.

ALA – Dalej, dalej! (Edek chichoce) Z czego się śmiejesz?

EDEK – Bo tu jest takie jedno…

ALA – Czytaj!

EDEK -…Kiedy nie mogę przy paniach. To jest za śmieszne.

ALA – I to są twoje zasady?

EDEK – Nie, proszę pani, przepisałem od jednego kolegi, co pracuje w kinie.

ALA – A sam nic nie wymyśliłeś?

EDEK – (z dumą) Nic.

ALA – A dlaczego?

EDEK – Bo ja i tak wiem swoje.

ELEONORA – Tak, tak, Edziu, ty wiesz swoje!

Wpada Stomil, za nim Eugeniusz, niosąc sznurowany gorset. Edek wraca do nakrywania stołu.

STOMIL – Nie, nie! To już przesada!

EUGENIUSZ – Ależ zapewniam cię, że będziesz zadowolony!

ELEONORA – A wy co znowu wyprawiacie?

STOMIL – (wymykając się Eugeniuszowi) On chce, żebym ja to włożył!

ELEONORA – Co to jest?

EUGENIUSZ – Gorset po pradziadku. Bardzo istotna rzecz. Sznuruje kibić i zapewnia nienaganną figurę w każdej sytuacji.

STOMIL – Za nic na świecie! Włożyłem już kamaszki i ten przeklęty kołnierzyk! Chcecie mnie zabić?

EUGENIUSZ – Jak się powiedziało "A", to trzeba powiedzieć "B".

STOMIL – Ja nic nie chcę powiedzieć! Ja chcę żyć!

EUGENIUSZ – Stare przyzwyczajenie. No, chodź, Sto-milu, dosyć figli. Sam przyznałeś, że utyłeś ostatnio.

STOMIL – Ja chcę być gruby! Życie zgodne z naturą!

EUGENIUSZ – Życie ułatwione. Lepiej zgódź się dobrowolnie. Nic ci nie pomoże.

STOMIL – Nora, broń mnie!

ELEONORA – Może rzeczywiście miałbyś lepszą sylwetkę?

STOMIL – Po co? Ja jestem wolny, gruby artysta! (ucieka do swojego pokoju, Eugeniusz za nim. Drzwi zamykają się za nimi)

ELEONORA – Ciągle awantury… Więc ty masz nadzieję?

ALA – Mam.

ELEONORA – A jeżeli się łudzisz?

ALA – No to co?

ELEONORA – (próbuje ją objąć) Moja biedna Alu…

ALA – (uwalniając się) Niech mnie mama nie żałuje. Dam sobie radę.

ELEONORA – Co będzie, jeżeli się rozczarujesz?

ALA – Nie powiem.

ELEONORA – Nawet mnie nie powiesz?

ALA – To niespodzianka.

GŁOS STOMILA – Na pomoc!

ELEONORA – Głos Stomila!

ALA – Wuj Eugeniusz staje się coraz bardziej wymagający. Czy mama sądzi, że on ma wpływ na Artura?

GŁOS STOMILA – Puść mnie!

ELEONORA – Nie sądzę. Raczej jest odwrotnie.

ALA – Szkoda. Myślałam, że to może przez niego wszystko.

GŁOS STOMILA – Precz!

ELEONORA – Pójdę zobaczyć, co oni tam robią. Czuję jakiś niepokój. Mam złe przeczucia.

ALA – Ja także.

GŁOS STOMILA – Puść mnie, ty oprawco!

ELEONORA – Mój Boże, jak to się wszystko skończy…

GŁOS STOMILA – Nie, nie, ja pęknę! Na pomoc!

ELEONORA – Doprawdy, Eugeniusz jednak przesadza. A ty uważaj, Alu.

ALA – Bo co?

ELEONORA – Bo możesz także przeciągnąć strunę. Jak wuj Eugeniusz, (wychodzi do pokoju Slomild)

ALA – Edek, welon!

Edek podaje jej welon i staje za nią. Z pokoju Stomila dolatują nieartykułowane okrzyki i odgłosy szamotania. Wchodzi Artur, nie zauważony przez Alę i Edka, ponieważ lustro jest tak umieszczone, ze nie widać w nim odbicia osób wychodzących z prawej strony. Artur w rozpiętym płaszczu, wyblakły jakiś. Ruchy miękkie, nienaturalnie powolne, co świadczy o wielkim wysiłku opanowywania ich.

Starannie zdejmuje płaszcz, a potem rzuca go gdzie bądź. Siada w fotelu, wyciągając nogi przed siebie.

GŁOS STOMILA – Ja was przeklinam!

ARTUR – (cichym, znużonym głosem) Co tam się dzieje?

Ala odwraca się. Edek usłużnie podnosi płaszcz Artura i znika.

ALA – (tonem orzekającym) Spóźniłeś się.

Artur wstaje i otwiera drzwi do pokoju Stomila.

ARTUR – Puśćcie go. Wchodzą: Stomil, Eugeniusz i Eleonora za nimi.

EUGENIUSZ – Dlaczego? To było ostatnie dotknięcie.

ARTUR – Puścić, powiedziałem.

STOMIL – Dziękuję ci, Arturze, są jeszcze w tobie ludzkie uczucia.

EUGENIUSZ – Ja protestuję!

Artur chwyta go za krawat i popycha przed sobą.

ELEONORA – Arturze, co ci się stało? Jaki on blady!

ARTUR – Ty, pobielany trupie…

EUGENIUSZ – Arturze, to ja, ja, wuj Eugeniusz! Nie poznajesz mnie? Razem po nowe życie, świat odkupimy, ty i ja, razem, pamiętasz? Nie duś, przecież to ja, my razem, nie duś…

ARTUR – (pchając go, krok za krokiem) Ty wypchane nic, ty sztuczny organizmie, ty spróchniała protezo…

ELEONORA – Zróbcie coś, on go udusi!

ARTUR – Ty oszuście… (rozlega się głośny, tryumfalny "Marsz weselny" Mendelssohna na pełną orkiestrę. Artur puszcza Eugeniusza, bierze ze stołu karafkę i rzuca nią za kulisę, gdzie karafka rozbija się z wielkim hukiem. Marsz urywa się w pół taktu.

Artur pada na fotel wyczerpany)

EDEK – (wchodzi) Mam zmienić płytę?

ELEONORA -Kto ci kazał to zagrać?

EDEK – Pan Eugeniusz. Miałem to puścić, jak tylko przyjdzie pan Artur.

EUGENIUSZ – (łapiąc oddech) To prawda… poleciłem mu…

ELEONORA – Na razie bez muzyki.

EDEK – Dobrze, proszę pani. (wychodzi)

ARTUR -Oszustwo, wszystko oszustwo… (zapada się w sobie)

STOMIL – (pochyla się nad nim) Jest zupełnie pijany.

EUGENIUSZ – To potwarz, bezczelne oszczerstwo! Ten młody człowiek zna miarę i obowiązek!

ELEONORA – Ja też nie wierzę. Artur nigdy nie pije.

STOMIL – Chyba znam się na tym?

ELEONORA – Ale żeby akurat dziś.

STOMIL – Kawalerski wieczór.

Ala nalewa wody do szklanki i poi Artura.

EUGENIUSZ – To jakieś nieporozumienie, nie trzeba wyciągać przedwczesnych wniosków. Wszystko się wyjaśni.

STOMIL – Tak. Poczekaj tylko, Artur ci wszystko wytłumaczy. Już nawet zaczął.

ELEONORA – Cicho, budzi się!