Изменить стиль страницы

– Szał! Szał! szał!

Wtedy wzrok wytężał i szukał blizn na skałach, ran, zadanych kipielą przypływu. Nic nie dostrzegał… Nic!

Spych granitowy stał niewzruszony, potężny i dumny, pierś wystawiając kamienną, urągając morzu i wichrom.

Powiew bryzy zalatywał tu, szemrał wśród suchych, twardych traw, syczał po szczelinach i rozpadlinach głębokich:

– Nie siła, lecz czas! Czas! Czas!

Uljanow ręce zaciskał, chciał grozić, przeklinać i miotać słowa nienawiści, lecz nie mógł i milknął, oczarowany, oniemiały.

Zapalały się na morzu i płonęły, sunąc od horyzontu aż do wąskich wybrzeży żwirowych, – smugi światła cudnego.

Różowe, zielone, złociste – o świcie, szkarłatne i fioletowe – w godzinę zorzy wieczornej, okrywały, pieściły, koiły morze wzburzone, gniewne bez przyczyny, bez wytchnienia.

Milkło, pluskało pokorne, obezwładnione, łagodnie namiętne, szemrało cicho- szeptało gorąco, a rzewnie, niby tajemnicę powierzając niemym, skałami najeżonym brzegom:

– Przeminie wszystko, a prawda pozostanie. Prawda, żyjąca dalej niż kraina, gdzie słońce wschodzi i zachodzi… dalej! Dalej!

– Gdzież ona? – pytał Uljanow. – Gdzież? Rzuć mnie tam, a zdobędę ją i oddam ludzkości zbiedzonej, potem, krwią i łzami zlanej! Gdzież?

Nadlatywały mewy lotną czeredą i jęczały:

– Szał! Szał! Szał!

ROZDZIAŁ XI.

Uljanow miotał się po pokoju i mówił do siebie, chociaż Krupskaja siedziała przy stole. Nie zwracał na nią żadnej uwagi, nie spostrzegał nawet jej obecności. Wykrzykiwał, zaciskając pięści:

Dobrze! Doskonale! Komitet przegłosował mnie?… Musimy przenieść „Iskrę" do Genewy? Teraz – koniec! Wiem, co będzie… Wątpliwości nie mam! Plechanow zagarnie naszą gazetę! Będę zmuszony zerwać z Plechanowym i innymi, wystąpić do walki. To boli… to gnębi mnie!

Zatoczył się nagle i upadł zemdlony. Drgawki straszliwe wstrząsnęły stężałem ciałem; zgrzytał zębami i rzęził, jęcząc i mrucząc słowa bez związku.

Nadzieja Konstantynówna z trudem doprowadziła go do przytomności. Otworzył oczy i, widocznie, natychmiast przypomniał sobie wszystko. Zaklął i szepnął, patrząc w okno, za którem wznosiła się brudna, ceglasta ściana:

– Pisz!

Krupskaja natychmiast usiadła przy stole.

– Napisz do Trockiego, aby się śpieszył z przyjazdem do Genewy. On doprowadzi do zerwania stosunków z Plechanowym i jego grupą… Chcę pozostać nieco na uboczu. Na wszelki wypadek… Przygotuj też listy do tych młodych studentów Zinowjewa i Kamieniewa. Gorące to głowy i zuchwałe serca. niech przyjeżdżają…»le to, że nie mam przy sobie żadnego tęgiego Rosjanina, źle i przykro, lecz na wojnie nie można zważać na to, kto porwie za broń. Byleby się bił! Napisz prędzej!…

Zupełnie rozbity, chory, gorączkujemy przyjechał Uljanow do Genewy. Znalazł już tam Trockiego. Długo naradzał się z nim i z przybyłym do Szwajcarii Łunaczarskim.

Ucieszył się, poznawszy tego wspaniałego mówcę, o głosie głębokim, szlachetnym, wzbudzającym zaufanie i szacunek. Był to prawdziwy Rosjanin o wysokiej kulturze i dużej wiedzy.

Uljanow nie posiadał się z radości.

– Taki nabytek! Taki nabytek! – myślał, zacierając ręce. Jednak radość jego wkrótce osłabła.

Poznał Łunaczarskiego dokładnie, nachmurzył czoło i mruczał do siebie:

– No, i cóż z tego, że mam Rosjanina?! Niesie na sobie przekleństwo rasy – ów na niczem realnem nie oparty maksymalizm myśli. Wierzy w zwycięstwo nasze, jak w jakiś cud nadprzyrodzony, który gwałtownie odmieni myśli i przyrodę ludzką. Święty Mikołaj, czy rosyjskie, głupie, rabie „awos" – te nasze „potęgi" mają i nad nim władzę. On pójdzie za mną, lecz płakać będzie i bić się w pierś, gdy ujrzy, że krwią będziemy zatwierdzali nasze prawo, że przez niewolę poprowadzimy ludzkość do wolności!

Trockij wkrótce rozpoczął atak przeciwko Plechanowowi.

Cała redakcja „Iskry" zebrała się w kawiarni Landolta. Omawiano projekt trzeciego zjazdu rosyjskich socjalistów. Trockij bronił programu, opracowanego przez Lenina. Łunaczar-skij podtrzymywał go. Plechanow i Akselrod zbijali dowodzenia nowych członków partji.

Jednak robotnicy i studenci, przysłuchujący się debatom, wypowiedzieli się za programem Lenina.

Trockij, zwracając się do Plechanowa, zawołał z szyderczym śmiechem:

– Czy rozumiecie, towarzyszu, dlaczego zostaliśmy podtrzymani przez członków partji? Dlatego, że wy już nie znacie i nie wyczuwacie pracującej klasy. Emigracja wyżarła w was poczucie rosyjskiej rzeczywistości, a słowa i myśli wasze są dobre dla legalnych socjalistów europejskich, lecz nie dla nas! Staliście się już okazami muzealnemi!

Od tego dnia nie tylko w komitecie partji, lecz i w redakcji „Iskry" stosunki z grupą Ple-chanowa tak się zaostrzyły, że Uljanow, Martow i Potresow odmówili swej współpracy.

Włodzimierz z Krupską i Martowym pracowali całemu dniami i nocami, pisząc listy i okólniki, wyjaśniając sytuację w partji i żądając pieniędzy na nową gazetę.

W parę tygodni później zjawił się mały światek „Naprzód".

Gdy pierwszy próbny numer leżał już na stole, a Trockij odczytywał artykuły, skierowane przeciwko Plechanowowi i oskarżające starego wodza o tchórzostwo, a żądające nowego zjazdu partji dla omówienia programowej i taktycznej działalności, Uljanow, jeszcze słaby i chory, zaciskał zimne ręce i niemal z rozpaczą patrzył w lazurowe niebo, szepcąc nierucho-memi wargami słowa, same jakgdyby cisnące mu się do głowy. Były to słowa Chrystusa, wyłkane w chwili miotania się ducha, tęsknicy i wahania:

– Boże, oddal ode mnie ten kielich męki!

W chwili, gdy miał rozgorzeć bój śmiertelny, rozumiał Uljanow, że odtąd już sam ma poprowadzić pracujących ku pałającemu w oddali ognisku, nad którym grała łuna krwawa; musiał ująć w swoje ręce losy miljonów zrozpaczonych nędzarzy, pchnąć ich na walkę z zastępami wrogów, chociażby wśród nich byli bracia i mistrzowie, dla których serca biły uwielbieniem rzewnem.

Niebo nie odpowiedziało na milczące wołanie Uljanowa.

Bój się rozpoczął.

Padały ciężkie oskarżenia, oszczerstwa, płomienne słowa oburzenia, nienawiści; twarde, jak kamienie, myśli, gnębiące lub porywające. Mały, ubogi „Naprzód" dopiął celu.

Mimo intryg i wysiłków Plechanowa, odbył się trzeci zjazd rosyjskiej socjalistycznej par-tji. Stał się on pierwszym kongresem bolszewików i zarodkiem partji komunistycznej, do której przyłączało się coraz więcej dawnych stronników genewskiej grupy starych „bożków" i wodzów socjalizmu. Nie pomogły zabiegi Bebla, usiłującego skłonić Lenina do zgody z mieńszewikami Plechanowa i proponującego sąd rozjemczy.

Dla Uljanowa już wszystko było jasne. Drogi jego nauczyciela rozminęły się na zawsze z drogami rewolucyjnego marksizmu. Plechanow był dla niego już tylko agentem burżuazji, wrogiem, który musiał być zgnieciony do reszty.

Po raz pierwszy otwarcie, na cały świat rzucił Uljanow zuchwale hasła komunizmu rosyjskiego, nawołując robotników, aby się nie zatrzymywali na tworzeniu burżuazyjnej republiki w Rosji i aby się nie dali usidlić gnijącemu parlamentaryzmowi Zachodu.

– Dążymy do założenia pierwszej socjalistycznej Rzeczypospolitej w Rosji – mówił do towarzyszy, przybywających do niego. – Jest to naszym ideałem. Nie chcę was oszukiwać obietnicą, że odrazu dojdziemy do celu. W zbyt ciężkich warunkach, istniejących w naszym kraju i wszędzie zagranicą, gdzie panuje fałsz, podnosimy sztandar walki. Wierzę jednak, że potrafimy rozpalić rewolucję, która odrazu stanie na rubieży pomiędzy burżuazyjnym a socjalistycznym przewrotem. Dalsze kroki będą łatwiejsze! Pogłębienie rewolucji doprowadzi nas jeszcze bliżej do osiągnięcia ideału. Nie cofniemy się nigdy!

Imię Uljanowa-Lenina stawało się coraz głośniejszem, porywało nowe zastępy zwolenników i oddanych towarzyszy, wytwarzało kadry zaciekłych wrogów.

O osobiste przyjazne stosunki nie dbał. Chodziło mu tylko o zwiększenie ilości oddanych sprawie towarzyszy.