Изменить стиль страницы

W końcu poczytał sobie za sukces zapięcie z beznamiętnym wyrazem twarzy rozciętej na żebrach koszuli.

Gdy tamci rozsiadali się w fotelach pod ścianami, Gheorg przedstawiłu Zamoyskiemu nieznajomych:

– Phoebe Stern z Oficjum. I osca Ivonne Cress, najwyższa inkluzja Gnosis.

– A Cesarz?

Moetle uniósł palec i uśmiechnął się porozumiewawczo.

– Cesarz słucha.

Fraza była w jego ustach tak gładka, że Zamoyski łatwo domyślił się wielowiekowych znaczeń ukrytych za tymi dwoma słowami. Zaiste: Cesarz słucha.

Stern z Oficjum byłu w czarnym trzyczęściowym garniturze, ciasno opinającym jenu chudą manifestację płci męskiej. Łysa jak kolano czaszka, nos niczym grzebień koralowca, czarna bródka – zapewne standardowa tymczasowa nanomancja, wprost z szablonu estetycznego.

Ponieważ usiadłu tuż obok, po prawej Zamoyskiego, Adam, by się do nienu zwrócić, przechylił się przez poręcz – w konsekwencji nieuchronnie obsunęło to ich oboje w konwencje konfesjonalne, gesty i skojarzenia na wpół familiarne.

Zamoyski dotknął łokcia Sternu.

– Kto i dlaczego wyznaczył cenę za moją głowę? – spytał, nie podnosząc, ale i nie zniżając głosu. – I ile właściwie jestem warty?

Angelika dosłyszała. Trzepnęła brata w bark.

– Moetle…!

Tamten rozłożył ramiona.

– No co? Na pewno nie ja. Spałaś zresztą.

Phoebe Stern splotłu dłonie na brzuchu, opuściłu powieki. (Manifestacja określa behawior).

– Prześledziliśmy informację wstecz aż do głębokich Deformantów – rzekłu, zaczynając z niskiej nuty – i wszystko wskazuje na to, iż zlecenie pojawiło się po raz pierwszy na pewnym ułomnym Plateau Deformantów niezrzeszo-nych. Jednakże interwały a-czasu dzielące kolejne upublicz-nienia zlecenia na coraz popularniejszych Plateau Deformacji są bardzo małe; związek przyczynowo-skutkowy nie wydaje nam się prawdopodobny. Oczywiście potrafimy zidentyfikować wielu sygnatariuszy tych zleceń. Większość z nich posiada lub jest powiązana z posiadaczami Studni Czasu, jawnymi bądź przypuszczalnymi. Co umacnia pier-

wotną diagnozę Oficjum opartą na krzyżowych wróżbach z naszych Studni. Stahs Zamoyski stał się ofiarą klasycznej kontralogii Heinleina.

– Tak to jest z wiarygodnością danych ze Studni – włączył się Judas. – Przepowiednie o przepowiedniach o przepowiedniach o przepowiedniach, ad infinitum… ale działania zostały już podjęte i spełnia się, co ma się spełnić w przyszłości.

– Moment…! – żachnął się Zamoyski. – Jest cena na moją głowę, ponieważ odczytano informację z przyszłości, że zostanie odczytana informacja z przyszłości, że zostanie odczytana informacja z przyszłości -

– Tak, tak, tak.

– …że wszyscy będą tam na mnie dla tej nagrody polować?

– Przeszedłeś do historii, Adam – zaśmiała się Angeli-ka, przełamując grymas bólu, z jakim masowała sobie łydkę (złapał ją kurcz, ledwo usiadła). – Jeśli się nie mylę, jest to dopiero trzecia zarejestrowana kontralogia Heinleina.

– Co to ma znaczyć, że przeszedłem do historii? – zirytował się Zamoyski. (Irytacja zawsze jest bezpieczną reakcją). – Jeszcze, do cholery, żyję!

I ciszej:

– W każdym razie tej wersji zamierzam się trzymać. I do Judasa, zgryźliwie:

– Panie McPherson, powinienem chyba podziękować panu za wykupienie obywatelstwa. Tylko takie drobne pytanko: czy jako nie-obywatel mógłbym zostać wyzwany na pojedynek?

Wszyscy widać wiedzieli o Tutenchamonum, na żadnej twarzy nie spostrzegł bowiem zdziwienia; tylko Angelika jeszcze bardziej się skrzywiła.

– Dobrze by było – mruknął Judas – gdybym posiadał władzę pozwalającą mi naginać do własnych planów niepodległe inkluzje z Tutencharnonowych wyżyn Krzywej.

– Czas ucieka – wtrąciłu się Cress. (Istotnie, dla sło-wińczyków ta wymiana zdań musiała trwać millenia).

– Powinniśmy się zajmować problemami w kolejności od zagrożenia najbliższego w czasie. Otóż dowiadujemy się, iż przechwyciłu was kraftoidowu Deformant z drugiej tercji, słowińczyk kauzystycznu odcywilizacyjnu. Monitorujemy przez pozaprogresowych agentów przebieg licytacji…

Zamoyski tylko się na to uśmiechnął – ale tak naprawdę prąd mu przeszedł po kręgosłupie i gorąca krew uderzyła do głowy. Więc jednak! Tenu kurewsku Deformant…! Podstęp i pułapka! Sprzedawału ich! W tej właśnie chwili

– onu ich sprzedawału!

– …i chyba będziemy w stanie wykupić cię, stahs. Wszelako wygrać licytację może tylko jeden i było to jasne od początku, więc niezależnie od targów każdy zainteresowany wysłał po was Kły dla zagarnięcia siłą. Normalnie bylibyśmy w stanie obliczyć, czy nasze oktagony kubkzne przybędą pierwsze, jednak w obecnych okolicznościach… Stahs!

Dłoń Zamoyskiego wreszcie trafiła na muszlę. Uniósł ją do ust i, nie odwracając wzroku od Cressu, szepnął jadowicie:

– Franciszek.

Zamrugał: złoto wlewało się w źrenice. Złote światło, blask boski, wełnista aura wewnętrznych organów krafto-idu… Znowu ta jasność, wszechogarniająca, uderzająca z każdej strony. Cień to inny rodzaj oślepienia.

Bo przed twarzą, na płytki oddech, na pochylenie głowy, miał menisk wielkiej kropli i całe światło bijące mu w oczy posiadało konsystencję, barwę i moc płynnego złota.

Rozejrzał się dokoła; złapał za liść i obrócił się w powietrzu. Samej Angeliki nie dostrzegł w tej granatowo-zło-

tej gęstwie, zarastającej wszystkie kierunki orientacji – zobaczył jednak jej czterometrowy, wypukły cień, rozpięty na drgającym nieregularnie bąblu białej cieczy. Bąbel dryfował wolno ponad głową Zamoyskiego.

Panna sobie pływa. Już chciał ją zawołać – nadal wściekły – ale zauważył rozproszony rój owadomatów, spadający spiralą między błękitne kwiaty – i oprzytomniał, słowa wróciły w głąb krtani, wściekłość ustąpiła trwodze.

Głupi! Znajdujesz się w jenu wnętrzu, onu czyta twoje nastroje, pragnienia, instynkty, myśli nieomal – z napięcia mięśni, drżenia strun głosowych, temperatury naskórka, rytmu oddechu, łopotu serca, szumu krwi w żyłach i tkankach. Skąd niby wiedziału wówczas, że szukasz urynału? Nic wu nie umknie. Pozostajecie całkowicie w jenu władzy. Nie jesteś w stanie przekazać Angelice ni słowa tak, by onu o nim nie wiedziału.

Czemu w ogóle miał służyć cen tu powrót z Plateau? Idioto! Co, może rzucisz Franciszku w twarz, że jest podstępnym porywaczem, kłamcą, handlarzem żywym towarem?

Tu budzi się w Zamoyskim szyderczy zgryźliwiec: A cze-mużby nie? Wyzwę nu na pojedynek!

Chociaż, Bogiem a prawdą, Deformant właściwie nie rzekłu ni słowa fałszu. Nie mówiłu przecie, skąd się tu wzięłu przed przejściem Wojen, dokąd i po co leciału. Być może Franciszek łgału na temat odcięcia od swoich Plateau – ale tego również nie może Adam być pewien. Cholera wie, czy podobny kidnaping i licytacje ofiar nie mieszczą się przypadkiem we współczesnych obyczajach, czy i tu nie obowiązują jakieś konwencje… Wszystko jest możliwe.

Powtarzaj to sobie często i z wiarą. Wszystko jest możliwe, wszystko jest możliwe.

Zamoyski rozcierał kark. Tak, to było głupie. Gniew nie powinien był mieć do mnie przystępu. Za mały jestem, by na kogokolwiek i o cokolwiek się tu gniewać.

Jak teraz wrócić? Tam, w Farstone, czekają na mnie. A Franciszek patrzy; Franciszek słucha; Franciszek pełza mi po skórze i wnika do gardła, do żył.

Deformant z pewnością wie, że Wojny już nie blokują Plateau – ale czy wie, iż ja posiadam bezpośredni dostęp do Plateau HS?

Na wszelki wypadek Zamoyski ziewnął i przeciągnął się. Odruchowo podciągnął kolana do pozycji półembrio-nalnej. Coś kolnęło go w udo. Wsunął rękę do kieszeni brudnych, pokrwawionych spodni. Muszla!

Powstrzymał odruch zaciśnięcia dłoni na fantomie OVR. Miast tego opuścił powieki i uspokoił oddech.

Muszła: zatem program nadal działa. Nie odciął się przecież Adam od Plateau, jedynie przeadresował. To znaczy: wycofał się z manifestacji. Oes wciąż pracuje na jego Polach.

Powoli przesuwając palce po wewnętrznej, gładkiej powierzchni konchy Zamoyski zakreślił w kieszeni prymitywny zarys sylwetki smoka. Czyż nie smoka widział w herbie McPhersonów, wówczas, na klatce schodowej zamku Farstone? Plateau'owe programy zarządzające powinny być wystarczająco domyślne i przeadresować go z powrotem do biblio -