Nino przykucnął i oparł dłonie na ramionach dziecka. Tertio stał lekko wychylony wprzód, a jego mięśnie były naprężone jak postronki i mnich umiał sobie wyobrazić spojrzenie, jakim mierzy maga. Górale często grzeszyli zbytnią zaciekłością i nie zmieniało się to, nawet, jeśli przywdziali zakonne szaty. Jednak walka z prawdziwym czarodziejem była czymś nieskończenie odległym od potyczek na drągi przy brodzie albo na skraju targowiska.

– Odejdź teraz – poprosił. – Twoje życie jest dla niego tanie jak źdźbło trawy. Idź! – popchnął ociągającego się chłopca z powrotem ku klasztorowi.

Mag odczekał, aż malec zejdzie z mostu, po czym przysunął się bliżej do mnicha.

– Fiametta przekonała cię o mojej niegodziwości? Opowiedziała, jak nastawałem na życie jej i naszego cennego syna, aż wreszcie musiała wyrwać się spod mojej tyranii?

Nino milczał, usiłując wydobyć z pamięci jakieś odległe wspomnienie tego głosu. Na darmo.

– Zapewne okazała się wymowna – ciągnął mag lekkim tonem. – Sam wiem, jak potrafi być przekonująca, a odkąd ją uwięziłem zeszłej jesieni, miała dość czasu, aby przygotować tę historię.

Siostra nie wspomniała mu o uwięzieniu. Właściwie, zdał sobie sprawę, nie powiedziała mu zbyt wiele, a każde słowo zostało zawczasu wyważone i przygotowane jak strzała w kołczanie, czekająca, aby w odpowiednim momencie wystrzelić ją w powietrze.

– Dlaczego ją uwięziłeś?

– Nie z powodu urody, chociaż przyznaję, że jest piękną kobietą i często wystawiała mnie na pokusy zazdrości. Nie sądzę jednak, aby ciekawiły cię dworskie plotki, mnichu.

Nino nic nie odpowiedział. Czekał.

– Nie masz wielu powodów, aby mnie kochać – Igino odezwał się ponownie, zupełnie innym głosem. – Tym razem jednak przybywam w dobrej wierze i nie ze swojego zamysłu, wysłuchaj, więc prawdy, zanim ta kobieta przywiedzie cię do zguby.

– Po to przyszedłem.

– Jakże szlachetnie – zakpił. – Widzisz, mnichu, na początku twoja siostra nienawidziła mnie z twojego powodu i dlatego, że ją oszukałem. Potem jednak jej nienawiść nie potrzebowała już przyczyn, syciła się samą sobą i nie było żadnej plugawości, przed którą się cofnęła. Ponieważ Fiametta wiedziała, że pragnę syna, jednym ze swych kochanków uczyniła mojego niewolnika, pomiot demonów, psiogłowca z rodu Cynocefalitów. Nie powiodło się jej, pozostała jałowa, zatem zwróciła się do innych magów i usiłowała ich przeciwko mnie podjudzić. Kiedy znów poniosła klęskę, sprowadziła na dwór stregę aby mnie otruć magicznym naparem. Jej pomysłowość była zdumiewająca – w jego słowach pobrzmiewał podziw. – Całymi latami prowadziliśmy grę, której nie jesteś w stanie ogarnąć, coraz bardziej przywiązując się do siebie nawzajem nicią kłamstw, zdrad i podstępów. Czy jesteś zgorszony, mnichu?

– Nie. Raczej zasmucony.

Mag nie zwrócił na niego uwagi.

– Fiametta była zachwycająca. Krążyliśmy wokół siebie w śmiertelnym tańcu jak dwa skorpiony na pustynnym piasku, aż wreszcie zdołałem uczynić ją brzemienną. Jakąż wściekłością wybuchła! Ale nie potrafiła pozbyć się dziecka i w stosownym czasie powiła chłopca. Mojego syna i dziedzica, w którego żyłach tętniła błękitna magia. Rósł, a Fiametta nie dbała o niego bardziej niż o parszywego kociaka, póki nie przyszło jej do głowy, aby go wykorzystać. W tajemnicy wezwała maga, plugawego odszczepieńca, który wiódł życie na jałowej ziemi na skraju morza. Nie był wiele sprawniejszy od wiejskiej stregi, lecz udało mu się dokonać jednej rzeczy. Przywołał demona, nie jakiegoś dumnego ducha z najwyższych sfer nieba, ale wynędzniałą salamandrę, która kiedyś służyła na dworze maga, a po jego śmierci nie zdołała się już w pełni uwolnić spod żywiołu ognia i ulecieć ponad księżyc. Spętał ją, choć nie bez trudu, a kiedy to się stało, Fiametta zwabiła do swoich komnat mojego syna i poprzez magię krwi spletli go z demonem.

– Nie wierzę ci – powiedział powoli Nino. – Żadna matka nie uczyniłaby czegoś podobnego swemu dziecku.

Zaraz jednak zdał sobie sprawę, jak ułomne jest jego wyobrażenie o kobietach. Do klasztoru świętego Sirona przybywało wiele matek. Mozolnie wspinały się na górę, niektóre na kolanach, niosąc w ramionach czy na plecach kalekie lub chore dzieci, z nadzieją, że święty Siro wybłaga dla nich uzdrowienie. Ale jeszcze więcej matek pozostawało w dolinach i Nino nigdy nie wejrzał w serce żadnej z nich.

– Fiametta nie jest żoną rybaka, która z oseskiem przy piersi patroszy ryby w przystani i rozwiesza sieci. Nie chciała tego dziecka, gdy zaś przyszło na świat, postanowiła wykorzystać je, by zranić mnie jak najdotkliwiej.

– To tylko dziecko.

Wczoraj Fiametta przyprowadziła na chwilę syna do jego celi.

Chłopczyk tulił się do niej i popłakiwał, przestraszony nowym miejscem i natłokiem nieznanych mężczyzn.

– Jesteś ślepy, mnichu! – wykrzyknął z wściekłością mag. – Nie widzisz jego włosów, które w ciemności żarzą się czerwoną poświatą, ani oczu, kiedy znienacka rozbłyskają jak dwa gorejące węgle.

A wiesz, co jest najgorsze? Gdzieś w głębi potwora mój syn jest zupełnie sam i krzyczy w ciemności z przerażenia, a ja nie mogę go dosięgnąć. Obróciła przeciwko mnie starą groźbę, którą przed trzydziestu laty skłoniłem ją do posłuszeństwa. Sądziłem, że chce mnie zmusić do zabicia własnego dziecka. Ale nie! – Zaniósł się przenikliwym chichotem. – Kiedy uciekła, zrozumiałem, że jej niegodziwość jest jeszcze większa.

– Uciekła, aby go ratować.

Igino prychnął z pogardą.

– Oprzytomniej, mnichu! Jest mnóstwo lepszych miejsc, bardziej niedostępnych i otoczonych potężniejszymi murami niż ten klasztor. Jest też na Półwyspie wielu książąt, którzy z chęcią udzieliliby schronienia mojej żonie, choćby po to, aby mnie rozwścieczyć. Fiametta wybrała jednak Guglia dei Fulmini i przyznasz, że nie z siostrzanej miłości przypomniała sobie o bracie, którego wcześniej nie chciała znać.

Zakłuło go w piersi. Wczoraj nie spytał nawet, dlaczego przez tyle lat siostra nie wysłała mu choćby jednego listu. Zanadto lękał się odpowiedzi.

– Sam jej wzbraniałeś pisać.

– Owszem, z początku, kiedy jeszcze wierzyłem, że można ją obłaskawić, ale po trzydziestu latach zaiste nie miałem się już, czego lękać. Zapomniała o tobie. Zapomniała o wszystkim, oprócz swojej nienawiści.

Przez chwilę Ninowi wydawało się, że przypomina sobie młodzieńczą twarz Fiametty, kiedy siedzi na podeście kolumny, puszcza bańki mydlane i śmieje się, patrząc, jak wirują w powietrzu. Zaraz jednak rozmyła się i znikła, pozostawiając pod powiekami ostre smugi światła. Wzdrygnął się.

– Jest taka, jaką ją uczyniłeś.

Mag zamilkł.

– Być może masz rację – przyznał. – Ale kluczem do tej historii jest coś innego. Księga.

Fiametta przekonywała go, że mag, wzburzony zniknięciem syna i żony, nie odkryje kradzieży kodeksu.

– Widzę, że opowiedziała ci o niej – rzekł czarnoksiężnik. – Nie przecz nawet, nie przywykłeś kłamać, mnichu. Czy wiesz również, co jest w środku?

– Ty mi powiedz.

– Czemuż nie? Fiametta wykradła mi najcenniejszą księgę z moich zbiorów, spis zaklęć tak potężnych, że mogą zetrzeć z powierzchni ziemi całe miasta.

– Twoich zaklęć?

Igino znowu wybuchł piskliwym śmiechem.

– Wyjawiła ci, więc także moją małą słabość. Tak, mnichu, nie dorównuję może mocą Duiliowi, Severowi ani innym dawnym mistrzom, ale przez te wszystkie lata zdołałem utrzymać Valle della Fredezza i tron twojego ojca. A za pomocą tego kodeksu poważę się na coś więcej i Półwysep znów stanie się jednością.

– Poprzez magię?

– Och, wiem, że wy, mnisi, nie będziecie dla mnie zachętą. Ale nadciągają Arimaspi i Półwysep bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje obrony. Ja zaś potrzebuję kodeksu, w którym zapisano legendarne zaklęcia Principi dell'Arazzo. Oddasz mi go?

– Fiametta powiedziała mi coś innego.

– Nie wątpię – odparł szyderczo Igino. – Zastanawiam się jednak, czy objaśniła ci, po co potrzebuje twojej pomocy. Widzisz, mnichu – podjął, kiedy Nino nie odpowiadał – moja droga żona nie potrafi odczytać zaklęć, a jej kochanek mag nie miał dość mocy, aby choćby spróbować stawić czoło przywołanym demonom. Fiametta potrzebuje, więc kogoś innego – ślepej mocy, która pozwoli jej zapanować nad duchem i zmieść mnie z powierzchni ziemi. Dlatego przybyła do ciebie.