Изменить стиль страницы

Walka dobiegała końca. Rozumiał to bardzo dobrze.

Nie wiedział, czy Szarce udało się dobiec do brzegu. Po tym, co zobaczył na schodach wieży i jeszcze później, kiedy walczyła z Warkiem na klasztornym dziedzińcu, nie był pewien, czy ta istota, utkana z ognia i śmierci, nadal jest jego córką. A teraz posyłał swoich ludzi kolejno na śmierć, aby dać jej szansę. Być może gdyby na samym początku rzucił wojowników na brzeg, gdzie stały sinoborskie okręty, zdołałby ich jakoś wyrwać z tej przeklętej wyspy. Jednak Zwajcy zmitrężyli większość nocy, broniąc dostępu do komnaty, w której spała Iskra. Później zaś umierali kolejno z jej powodu. Nie sądził, aby w ogóle zauważyła ich śmierć. Utracił ją. Znów mu ją odebrano, tak samo jak wówczas, gdy skalmierska łódź porwała ją sprzed wrót ojcowskiego dworca. Ale teraz przynajmniej odchodziła wolna. Nie mógł dać jej nic więcej.

Czarnywilk otarł się lekko o jego ramię. Kiedy bitwa rozgorzała na dobre, wszystkie ich spory, kłótnie i przymówki straciły nagle znaczenie. Znów było jak dawniej, kiedy użyczali swoich mieczy skalmierskim dożom i prowadzili zbrojne wyprawy na południowe wyspy. Znali każdy swój ruch. Wyćwiczone uniesienie topora, nagły wyskok spoza zasłony tarczy, cios i odskok. Tyle że dzisiejszej nocy obaj wiedzieli bardzo dobrze, że nie opuszczą brzegów tej wyspy.

Był zmęczony. Tak potwornie zmęczony, że niemal pragnął, aby następny cios dosięgnął go wreszcie i aby ta upiorna walka dobiegła kresu. Jasnowłosy chłopak w sinoborskiej karacenie mignął mu w wąskiej szczelinie pomiędzy brzegami tarcz. Nie mógł mieć więcej lat niż trzej synowie Suchywilka, kiedy wsiedli na okręty i pożeglowali pomiędzy Żebrami Morza, aby odnaleźć swoją siostrę, a Wewnętrzne Morze pochłonęło ich na dobre. Przez moment kniaź pomyślał, że jest w wieku najmłodszego z jego synów, tego, który zbuntował się przeciwko ojcu i którego imienia nie można było wymieniać na Wyspach Zwajeckich. Podobno pływał teraz razem z piracką Skwarną na smoczej łodzi, wykradzionej własnemu rodzicowi. I spomiędzy wszelkich rzeczy, które Suchywilk utracił i które miały przeminąć tej nocy, najbardziej żałował, że jego syn dorastał z dala w obcym kraju i przepełniony nienawiścią do swego rodu. Ale teraz było zbyt późno, aby to zmienić. Było za późno na wszystko.

Czarnywilk wymierzył spokojny, flegmatyczny cios w szczyt sinoborskiego kapalinu i jasnowłosy chłopak upadł z głuchym charkotem. Kniaziowi wydało się nagle, że patrzy na to z wielkiej odległości. Wokół pozostało jeszcze czterech ludzi, tak znużonych, że ledwie mogli utrzymać tarcze. Nie robili już wypadów, jedynie parowali ciosy, czekając, aż ktoś da znak, by zakończono bitwę. Suchywilk wiedział jednak, że znak nie nadejdzie. Wark najpewniej nie żył, zamordowany przez rudowłosą dziewczynę, która była Iskrą. I nikt nie zamierzał tej nocy hamować jego drużyny.

Czarnowłosy Zwajca z brodą zaplecioną w dwa cienkie warkocze zwalił się pod nogi kniazia. Tarcza wojownika upadła, odsłaniając ich całkowicie na sinoborskie ataki. Suchywilk w rozpaczliwym wysiłku poderwał topór, odtrącając czyjś wielki kopiennicki miecz. Zakręcił toporzyskiem w powietrzu, lecz nie zdążył już zadać ciosu. Nie poczuł uderzenia. Po prostu ciemność rozprysła mu się przed oczami, pochłaniając wszystko.

* * *

Szarka poderwała się w łodzi, która rozkołysała się niebezpiecznie pod jej ciężarem. Książę rzucił wiosła na dno łodzi. Próbował ją pochwycić i ściągnąć na dół, lecz odepchnęła go z całej siły.

– Nie – powiedziała cicho.

Wicher pochwycił jej włosy i uniósł wysoko wokół głowy jak języki żywego ognia.

Lecz z Przychytrza nie nadeszła żadna odpowiedź.

Przez moment Koźlarz miał wrażenie, że wszystko poszło na darmo, ponieważ ona zaraz skoczy w morze i popłynie z powrotem na wyspę. Ale wtedy Iskra odwróciła znów się do niego. Jej oczy wciąż były wyzłocone od magii.

– Zabili mojego ojca. – W jej głosie nie było smutku, tylko niedowierzanie. – Przekłuli go oszczepem jak odyńca. A teraz będą chcieli odebrać mu jego królestwo. Wszystko, czym był.

Książę potrząsnął głową. Nie był pewien, czy Szarka mówi o Suchywilku. Nigdy wcześniej nie nazwala go ojcem. Jednak coś z pewnością wydarzyło się na Przychytrzu, ponieważ na klasztornych murach coraz obficiej pobłyskiwały ogniki łuczyw i latarni. Być może Wark zdołał wreszcie zakończyć rzeź. Jednak Szarka zraniła go dotkliwie. Jeśli leżał nieprzytomny, sinoborska drużyna mogła wyrżnąć Zwajców co do nogi.

– Nie chciałby, abyś z jego powodu utopiła się w morzu – rzekł łagodnie i wyciągnął do niej rękę.

– Fale mnie nie pochłoną – odparła, odtrącając go z niecierpliwością. – Fale poniosą mnie tak daleko, jak będę chciała. Poza Przychytrze. Poza ból. Ale najpierw… – Rozrzuciła szeroko ramiona. Wiatr targał jej suknią, plątał włosy. – Najpierw im zapłacę.

Zobaczył, że trzyma w ręku sztylet – proste zwajeckie ostrze z kościaną rękojeścią – i przestraszył się, że znów uczyni coś równie szalonego, jak tamta przerażająca walka na schodach wieży. Jednak w tej samej chwili kolejny podmuch zawiei zakołysał łodzią i nie zdołał pochwycić dziewczyny. Deszcz sieknął go po twarzy, a niebo było czarne od chmur i nie widział już czerwonego księżyca w pełni. Nadciągała burza, jeden z letnich sztormów, który zmieniał Wewnętrzne Morze w śmiercionośną kipiel. Nie umiał zgadnąć, na jaki brzeg pchnie ich burza. Jeżeli przeżyją.

Szarka wciąż stała pewnie w rozchybotanej łódce. Przynajmniej nie śpiewała. Po wszystkim, co zobaczył tej nocy, obawiał się jej pieśni bardziej niż sztormu. Schwyciła w lewą dłoń kłąb swoich włosów i odcięła je jednym pociągnięciem ostrza. Lśniły w ciemności jak złota przędza. Uniosła je i rzuciła na wiatr. Podmuch pochwycił je chciwie i uniósł ku Przychytrzu.

Pomyślał, że to jakiś rytuał – na południu kobiety często obcinały włosy w żałobie po zmarłych. Miał nadzieję, że Szarka usiądzie teraz, pozwoli nakryć się płaszczem i uśnie pomimo rozbryzgów piany i słonej wody, która coraz obficiej wpadała do łodzi. Musiała być śmiertelnie wyczerpana. Znał wystarczająco dobrze istotę magii, by wiedzieć, że trawi ją niczym gorączka, pożera wszystkie siły. Jednak Szarka była uparta. Osłaniając dłonią oczy, wpatrywała się w mrok, który przesłaniał brzegi Przychytrza. Nie pojmował, dlaczego.

Zrozumiał, kiedy zobaczył w oddali pierwszy rozbłysk ognia. Zresztą powinien był zgadnąć wcześniej. Ostatecznie znał legendy o wichrowych sevri, wysnutych z żywego ognia i magii. Tyle że bardzo trudno było w nie uwierzyć.

Sinoborskie łodzie płonęły. Pomimo deszczu buzowały ogniem, oświetlając brzeg i poszarpane mury klasztoru. Szarka zemściła się. Była przecież Iskrą. Jej włosy przeniosły nasiona żaru ponad morzem i rozsiały go po okrętach. Koźlarzowi wydało się, że widzi na brzegu drobne figurki wojów. Nie wierzył jednak, aby udało im się coś ocalić z pogorzeliska. Kiedy Iskra gorzała, nic nie mogło ugasić jej ognia. Wiedziano o tym na obu brzegach Wewnętrznego Morza.

– Przeklinam ich – odezwała się znowu. – Przeklinam ich, aby nigdy nie wydostali się z tej wyspy i aby sczeźli na niej marną śmiercią, w zapomnieniu i bez sławy. A jeśli bogowie rozsądzą inaczej i postanowią ich uwolnić, niechaj odpłyną pohańbieni i na cudzej nawie.

Bez słowa potrząsnął głową. Cóż mógł powiedzieć? Wybuch wyczerpał ją doszczętnie. Powoli opadła na dno łodzi i skuliła się, dygocząc z zimna.

– A teraz zabierz mnie do domu, Eweinren – poprosiła jak dziecko. – Jestem zmęczona.

– Dobrze – odparł, otulając ją opończą wiedźmy. – Zabiorę cię do domu.