Delikatnie zwróciłam jej uwagę, że Martusia nie jest facetem.

Lalka już się zaczęła rozpędzać.

– …tyle że pederaści odpadają, chociaż może jeden dla drugiego się poświęci, ale w tym mam słabe rozeznanie, znam tylko takich łagodnych. Więc jakiś dla niej. Ale to co, wszyscy jej wisieli kulą u nogi i tak ich z miłości kasował po kolei, czy skorzystał z okazji i trzasnął następnego, żeby jej przyjemność sprawić? A po drodze wyświadczył przysługę Ewie Marsz, całkiem przypadkiem czy takim jasnowidzeniem wiedziony? Obie kocha? Coś mi tu nie gra. Czekaj, czy ja nie zjechałam z tematu?

– Nie wiem, ale chyba częściowo. Miałaś mi powiedzieć o Ewie.

– A…! No właśnie. Tu mam jakąś zgryzotę, jej się ręce trzęsły i zęby szczękały, słuchaj, ona się boi! Może teraz już mniej, ale bała się nieprzytomnie, tego jestem pewna…! Tak mi próbowała wyjaśnić wszystko naraz, że ciężko było zrozumieć. Ma faceta, takiego dochodzącego, czasem u niego pomieszkuje, na stałe nie chce, woli swobodę, to akurat owszem, mogłam zrozumieć, no i on jej kazał wyjechać. Zmusił ją. Atmosfera się wytworzyła i mówi, że już od tego nerwicy na nowo zaczęła dostawać, więc wyjechała, chociaż wcale nie miała chęci, a teraz się dowiaduje, że tam pomór na reżyserów i coś jej zaczyna śmierdzieć, ale nie wie, czy nie przesadza. Więc niech się dowiem, o co chodzi, bo czy ona przypadkiem nie powinna mieć wyrzutów sumienia, bo aż jej przykro i głupio, że ten ostatni trup tak ją ucieszył, niehumanitarnie wręcz. I w ogóle, czy to nie przez nią. Sama, szczerze mówiąc, nie jestem pewna, stawiałabym na ciebie, ale skoro mówisz, że nie, to nie. Ale musisz coś wiedzieć, niemożliwe, żeby nic!

– Zaraz. Czekaj. Chwileczkę. Zgadłaś, dlaczego przestała pisać?

– Nie musiałam zgadywać, niewyraźnie, bo niewyraźnie, ale się przyznała. Przygniotło ją po jakimś scenariuszu, a zgnoił sprawę właśnie ten trzeci nieboszczyk, o, do spółki z czwartym chyba, dwa lata zmarnowała, rehabilitacji taka była spragniona po tamtych dwóch filmach radykalnie spieprzonych, mówiłam, że jej koło pióra zrobili, mnie samą szlag trafił, a propos, udało nam się dostać nową instrukcję obsługi do tej kosiarki. Ale już znów pisze, dwie książki ma gotowe, jedną całkiem, a drugą prawie, tylko nie wie, gdzie wydać, bo już nikomu nie wierzy. Ten jej gach, zdaje się, że to prawnik, radzi własne wydawnictwo i chyba tak zrobi, nawet już zaczęła zaczynać, no to się właśnie coś dziwnego wytworzyło i musiała wyjechać. Myślisz, że to naprawdę może być aż tak…?

Serek, wino i słone paszteciki wychodziły nam sukcesywnie, z przewagą wina. Teraz Lalka dolała.

– Przecież ci mówiłam – przypomniałam jej z wyrzutem. – I dziwić się nie ma, czemu, na odstrzał idą płazińce, tyle, że jeszcze nie wiadomo, kto to robi. W każdym razie ja nie wiem. Niechby nawet ostatniego Martusia, ale mam obawy, że gliny mogłyby kojarzyć z tym Ewę Marsz, między nami mówiąc, ja kojarzyłam, całe szczęście, że wyjechała. Ma świadków?

– Jakich świadków?

– Że gdzieś tam była cały czas. Nie wskoczyła do samolotu, przylecieć, kropnąć ofiarę i z powrotem, krócej się leci do Warszawy z Paryża niż jedzie z Krakowa. Mogę ci podać daty i nawet godziny, niech ona się zorientuje. Masz z nią kontakt?

– Mam, telefon…

– Gdzie ona w ogóle mieszka, jeśli jej nie ma na Kubusia Puchatka, gdzie mieszka ten jej gach, jak on się nazywa?!

– O rany… Nie wiem. Na imię ma Henryk, nazwiska nie znam, nie mówiła o nim przecież po nazwisku! Ty w ogóle masz pojęcie, ile ja na nią miałam czasu?! To całe otwarcie skończyło się prawie o północy, a rano musiałam zdążyć na samolot, to było wczoraj, istny młyn! Jeśli ci się wydaje, że ja mówię mętnie i w przesadnym streszczeniu, możesz sobie wyobrazić, jak ona do mnie mówiła! Dogadam się z nią jak wrócę, jutro lecę z powrotem, a wieczorem jestem umówiona, dopiero pojutrze odetchnę!

– Wariatka – zgorszyłam się.

– Jak jest koniunktura, trzeba korzystać – pouczyła mnie stanowczo Lalka. – Różnie bywa, emerytura nam wisi nad karkiem, póki idzie, nie lekceważyć! Pojutrze się z nią zobaczę. Zapomniałam, gdzie ten jej Henryk mieszka, poza Śródmieściem, na którychś peryferiach, tam też dzieje się coś uciążliwego i dlatego ona się przenosi i w ogóle z tym mieszkaniem jakaś wściekła kołomyja jej się zrobiła, chyba tego dobrze nie zrozumiałam i nie miałam, kiedy sobie w głowie uporządkować…

– Upewnij mnie – poprosiłam. – Bo wyraźnie mi wynika, że ona tak się wycofała ze świata przez te cholerne ekranizacje. Czy ja dobrze myślę?

– Używaj właściwych określeń! – zgrzytnęła ze wstrętem Lalka. – Nie ekranizacje, tylko kompromitacje, podobnie brzmi, ale to jednak nie to samo. Była świadkiem przypadkowo, jak w księgarni jedna facetka do drugiej coś powiedziała z książką w ręku, a ta druga się skrzywiła, że jeśli książka taka, jak film… i odwróciła się tyłkiem. Ewa też, żeby jej przypadkiem z twarzy nie rozpoznały…

W tym miejscu ze zgrozą pomyślałam, że Adam Ostrowski miał rację, spaskudzona ekranizacja to rzeczywiście antyreklama przeraźliwa. Cholera z tymi dziennikarzami, nie przyznają się do własnej wiedzy, ukrywają, co mogą i potem człowiek musi ich uważać za idiotów! Lalka ciągnęła dalej.

– Scenariusz… o, właśnie, do scenariusza ten Popręg…

– Poręcz.

– Dobrze, Poręcz, spróbuję zapamiętać… się przyklajstrował. Mówi, że zeszła na dno i jeszcze kawałek niżej…

– Poręcz tak mówi?!

– Nie, Ewa. On mówi, że bez niego ona już się nie liczy, skończyła się, wyprztykała…

Zakrztusiłam się winem i prawie mi w oczach pociemniało.

– Świński ryj…

Lalka z energią przytaknęła głową, przezornie odsunąwszy od ust kieliszek.

– Zgadza się, też mi tak wyszło… no i ona nie miała nic do gadania, reżyser, kamery, montaż, obsada, wszystko bez niej, ten Poręcz załatwiał, ona potem dostała szału i nawet parę awantur zrobiła, Poręcza odkopała od piersi, a on się jej trzymał jak pijawka… o, proszę, kliniczny przykład! I życie jej zatruwał, a ona go won, a on w ogóle mieszka…

– Mieszkał. W czasie już przeszłym.

– No i chwała Bogu, złóż gratulacje tej Martusi… w tym samym domu, drzwi w drzwi, dlatego między innymi kryła się u gacha. Życie jej zatruwał i tu ją coś zadławiło, w rezultacie nie zrozumiałam dobrze, ale mi bardzo zaśmierdziało. A w wydawnictwie musiała odczekać, bo oszukali ją potwornie i jedno z dwojga, albo zerwie umowę i sprawa sądowa, albo następna książka dla nich. Umowa wygasła w maju i wreszcie ma z głowy. Słuchaj, tak ci przekazuję, jak ona mnie, możliwe, że więcej zrozumiesz…

– Na razie rozumiem, że trafnie podejrzewałam, dała im wyłączność na parę lat, ale mówisz, że termin upłynął, całe szczęście, teraz może robić, co chce. Książki zeszły z rynku, a oni nie robili wznowień w obawie, że ją do reszty rozdrażnią i wtedy ona nie wytrzyma i pójdzie smród pod niebo, i ona dobrze mówi, że musieliby się łajnem obrzucać. Jeszcze przekręt finansowy w grę wchodzi, telewizja, o rany, do jutra musiałabym ci to wyjaśniać!

– To nie wyjaśniaj, bo ja i tak nie zrozumiem. Tylko, że jej wyszło jeszcze gorzej, bo ileś tam pieniędzy jej dali, nie bardzo dużo, a ona wzięła, nie wiedząc, za co, i teraz ma w głowie trociny…

– A… Ja rozumiem. W telewizji plotkowali trochę inaczej… Cholera. Umowy nie podpisała, ale honorarium dostała, nie wyprze się… Na jej miejscu też bym do sądu nie poleciała.

– Bo co? – zaciekawiła się Lalka.

– Sporna sprawa i musiałabym wystąpić w charakterze kretynki. Wysoce pożądana reklama!

– Zawsze reklama… Ale czekaj, bo ona jeszcze coś napomknęła o nim, teraz rozumiem, że to było o Poręczu, przedtem się nie połapałam w tym całym potopie, mówiłam, że mówiła wszystko naraz! A on z jej tatusiem podobno kombinuje, coś w ogóle z tym tatusiem nie bardzo. Znaczy, tak mi wychodzi, że jak go odkopała, do tatusia się przypiął, a sama go chyba tam raz doprowadziła w jakimś zaćmieniu umysłowym…

– Trzeźwa była? – spytałam podejrzliwie.