Moje marzenie?

Żeby Różowy Dresik wychylił się następnego dnia z pretensją.

– Goście późno przychodzą… Z łaski swojej, niech pani zwróci uwagę, żeby windą nie trzaskali… – I złość, że do mnie tak, a do niej nie. Do niej tylko jakiejś przypadkowe osoby przez tyle lat, więc nie słyszę złości w jej głosie, tylko żal, żal mi Różowego Dresika, samotnego, i cieszę się, jak mnie upomina za to, że tak hałasujesz nocami w drodze do mnie.

*

Ksiądz Jędrzej wszedł do kawiarni i z miejsca zobaczył Piotra. Wymógł na nim spotkanie, choć spieszył się bardzo. Owszem, teraz nie widział go dokładnie, bo okulary zostawił w płaszczu, nie chciał się już cofać do szatni, był spóźniony, ale rozpoznał tę charakterystyczną czerwoną kurtkę, z suwakami na piersiach. Powie mu parę słów, niech człowiek nie rozłącza tego, co Bóg złączył, i pobiegnie dalej. Tak bardzo czas ucieka.

Szybko podszedł do stolika i usiadł.

– Miłość, miłość, ludzie często mylą stan zakochania z miłością… a zakochanie jest jak to, co pijesz, ten koktajl mleczny z owocami, ile go możesz wypić? Potem mdłości… A miłość jest jak źródlana woda… Gasi pragnienie przez całe życie… Oswój ją, przekonaj, wysłuchaj, nie po to brałeś ślub, żeby rezygnować w pół drogi. Miłość to odpowiedzialność… Ja cię zresztą uczył nie będę, sam to wiesz, spieszę się. Ty mi tylko powiedz, czy ty ją kochasz, czy nie? Bez kłamstwa…

Mężczyznę w kurtce zamurowało. Ksiądz, tutaj, w kawiarni, w koloratce, z przemówieniem o koktajlu mlecznym?

Całe szczęście, że wraca Ania, jakoś wybrnie z tej sytuacji.

– Misiu?

Zanim zdążył zareagować, ksiądz zbliża twarz do dziewczyny, a potem patrzy groźnie w jego stronę.

– Misiu? A kto to jest ta pani?

– Ania jestem – mówi Ania.

– Ania? Jaka Ania? Nie spodziewałem się tego po tobie.

Szybko się pocieszyłeś po Baśce.

I odchodzi gniewnie od stolika, potrącając ludzi.

Strasznie ciasno tutaj. Ale tego by się po Piotrze nie spodziewał.

– Kto to jest Basia? – pyta tymczasem Ania towarzysza przy stoliku.

– Nie mam pojęcia, ja go w ogóle nie znam! – odpowiada chłopak w czerwonej kurtce.

– To o czym rozmawialiście?

– Mówił, że po koktajlu owocowym będę rzygał… że mam pić mineralną – odpowiada chłopak tępo. – Coś takiego…

– Gazowaną? – pyta Ania i widzi, że jej chłopak nie kłamie.

– Patrz, facet w takiej samej kurtce. – Trąca w ramię swojego chłopaka.

Niedobrze, to zawsze głupio, jak ktoś jest tak samo ubrany jak ty. Ale mężczyźni mają do tego inny stosunek, bo chłopak nawet nie patrzy w jego stronę, tylko na oddalające się plecy księdza.

*

Róża poszła do garażu, zawiezie Basie do sądu i zostanie z nią. Buba i Julia też przyjdą, choć to niczego nie zmieni. Basia czeka, przechadzając się, wstępuje do sklepu za rogiem, kupi Róży sok winogronowy, bo jej się zachciewa, w ciąży ma się zachcianki. Wychodzi ze sklepu i staje jak wryta. Z olbrzymiego billboardu rozpostartego między rogami dwóch ulic patrzy na nią przepiękna kobieta. Nie, nie na nią, na kogoś, kogo kocha, kobieta uśmiecha się, ma prześliczne piegi, i bardzo szlachetny profil, i lekki uśmiech, ślad uśmiechu, a oczy zielonoszare i piękne mysie włosy, błyszczące, niezwykły kolor. Skamieniała Basia patrzy na Basie.

Zupełnie inną niż ta, którą widuje często w lustrze. Jej siostra, trochę podobna, ale o niebo piękniejsza, godna pożądania, tajemnicza. Basia stoi przed Basią jak wryta.

Poznaje, to zdjęcie Piotra, a w rogu logo firmy Krzyśka.

Sprzedał ją!

Róża zatrzymuje przy niej samochód, wychyla się z okienka i podąża za wzrokiem przyjaciółki.

– I chcesz mi powiedzieć, że facet, który robi takie zdjęcie swojej żonie, nie kocha jej?

Basia wsiada i patrzy, patrzy, patrzy. Przecież tak nie wygląda, nigdy tak nie wygląda, a Piotr to w niej zobaczył? Jak on zrobił takie zdjęcie? Nie jest nawet wymalowana, widać rzęsy, to ona ma takie długie rzęsy?

I te cholerne piegi widać, pięknie w nich tej dziewczynie z billboardu.

Jeśli mnie taką widzisz, dlaczego mi to zrobiłeś.

Piotrusiu?

Nienawidzę cię!

*

Buba pochyliła się nad kotem i pogłaskała czarną główkę, otworzył zmrużone oczy i popatrzył na nią tak, że ścisnęło się jej serce.

– Kochany – wyszeptała w czarne futerko – proszę cię, żyj.

Od trzech dni nie zjadł nic, dzisiaj w nocy zabrudził podłogę wokół kuwety, co mu się nigdy przedtem nie zdarzało, nie widziała, żeby choć wodę pił, drobnymi pociągnięciami różowego języczka, wolno, niechętnie, jak przedwczoraj.

Weterynarz co prawda zaproponował, żeby wobec tego przyjechała, ale rano ma operację ciężarnej suki, więc rano nie. Trochę później. Buba nie chciała jechać przez miasto, w tramwaju, z kotem uwięzionym w koszyku, zamkniętym w torbie, osaczonym przez ciemność i nieznane odgłosy. Więc muszą zaczekać do popołudnia.

– Poczekaj, wytrzymaj, jeszcze trochę wytrzymaj, do popołudnia wytrzymaj, proszę cię, nie męcz się, zaśnij, muszę iść, ale wrócę niedługo, wtedy się pożegnamy.

*

Piotr wyszedł z domu późno, tak jakby nie chciał zdążyć na swoją własną rozprawę rozwodową. Długo czekał wczoraj na Jędrzeja, wypił dwa piwa, niepotrzebnie – nie mógł zasnąć. A dzisiaj rano nie zdążył nawet napić się kawy. Przyspieszył kroku i kiedy skręcił w Malowniczą, spotkał się oko w oko z Basią o rozmiarach szesnaście na dziesięć metrów. Stanął jak wryty.

Baśka zdecydowała się za jego plecami sprzedać jego zdjęcie? To nie były zdjęcia na sprzedaż!

Jego Basia unosiła się nad ulicą, nad samochodami, nad ludźmi, jego świetlista żona, w jej oczach widział obietnicę, łagodność, spokój i miłość. To wszystko, co chce mu teraz zabrać. Logo firmy Krzyśka. Musiała mu to zdjęcie dać dużo wcześniej. Może to znak dla niego?

*

Wokanda na drzwiach: w sprawie rozwodowej małżonkowie Siedleccy, 8.30, małżonkowie Nowaccy 9.00, oni 9.30. Małżeństwo na całe życie, rozwód na pół godziny. Piotr siada na brzegu krzesła, Baśki jeszcze nie ma, to dobrze, a jeszcze lepiej, że nie ma pojednawczej, że od razu mają szansę dostać rozwód, potem tylko trzy tygodnie na uprawomocnienie i koniec. Jak ona mogła?

Piękne zdjęcie, nie zdawał sobie sprawy, że jest takie dobre. Może jednak ma talent?

Idzie Julia z Romanem, ciekawe, jak teraz będą wyglądać ich stosunki, kto ich straci, a kto zyska, bo już przecież nie będzie jak kiedyś. Witają się chłodno, przez podanie ręki, a Julia zawsze całowała go w policzek. Krzysiek?

Przecież on jest w pracy.

Zawsze jest w pracy, ale teraz chyba nie, biegnie korytarzem, przejęty, dobrze, że nie jestem sam, dla mnie przyszedł. Buba bardzo schudła, ona mnie całuje serdecznie, pewno dlatego, że nie ma jeszcze Baśki.

Może Baśka nie przyjdzie?

Biedna Róża, nie wie, co zrobić, Baśka wita się z tą dziewczyną za chudą, zbyt mocno wymalowaną. Nowa koleżanka? Nie znam jej znajomych. Co się z nami stało?

Czy to moje nazwisko wywołują?

*

Proszę protokołować: Na rozprawie w dniu czternastego marca zjawili się pozwany Piotr Danielski i powódka Barbara Danielska, ostatnie wspólne miejsce zamieszkania ulica Jagody siedem mieszkanie trzynaście, numery dowodów osobistych, po sprawdzeniu przez sędziego są jak następuje, proszę przepisać z dowodów.

Dziękuję. Pan Piotr Danielski to pan, dziękuję, pani Barbara Danielska to pani, dziękuję. Czy zapoznał się pan z treścią pozwu, dziękuję. Na świadka wzywam Irenę Niedziela, zamieszkałą w Nowym Kącie, aleja Lipowa 196.