Dzwonił ojciec i zapytał, czy Tosia ma przynajmniej jakieś ciepłe buty, bo przecież jest zimno jak cholera, a ona na tę piechotę, i on, gdybym go zapytała o radę… itd.
Dzwonili ze szkoły, że Tosia nie przyszła do szkoły.
Tosia z córką Uli ustaliły, że jest za zimno i za daleko do szkoły. Dzień spędziły, chodząc po lesie, bo i ja, i Ula byłyśmy w domu. Teraz leży przed telewizorem z katarem. Agata Uli też ma temperaturę. Ula nic nie wie, że dziewczynki nie były w szkole. Mam jej powiedzieć czy nie?
Ula przybiega do mnie z aspiryną, bo nie mam.
– Nie wiem, czy powinnam ci mówić, ale nasze dziewczynki nie były w szkole – mówi od drzwi. – Zaproponowałam Agacie, że jeśli już absolutnie nie może iść do szkoły, to żeby raczej mówiła. Niech wtedy zostają w domu. Powiedz Tosi to samo, radzę ci. Wtedy będziemy miały nad nimi jakąś kontrolę.
Ula wyznaje zasadę: jeśli widzisz, że twoje dzieci i tak coś zrobią, to gódź się z tym.
Wieczorem Tosia mówi, że jedzie do koleżanki odpisać lekcje.
– Nigdzie nie pojedziesz, jesteś zaziębiona – mówię.
– A założysz się? – powiada moja niegrzeczna córka i wkłada buty.
– Zgadzam się! – krzyczę, pomna na wskazówki Uli.
Tosia patrzy na mnie spode łba.
– Ja nie pytam o zgodę, ja cię tylko informuję.
Ciekawe, dlaczego córki Uli tak do niej nie mówią. Powinnam gdzieś pilnie wyjechać. Odpocząć.
Borys dręczy Mietka. Zamknęłam obydwa zwierzaki w kuchni. Muszę mieć chwilę spokoju. Zapomniałam, że w zlewie odmraża się mięso. Kiedy poszłam zrobić herbatę, po mięsie nie było śladu. Borys się oblizywał. Mietek na pewno mu zrzuciła, bo przecież sam do zlewu nie wszedł. Masło wylizane – resztkę wrzucam do miski Borysowi. Majonez przewrócony, blat zapaćkany. Majonezowe ślady Mietka na obrusie. Do prania. Czy ja chciałam mieć kota? Dlaczego kot Uli nie chodzi po blacie w kuchni? Jak to się robi?
Jeśli natychmiast gdzieś nie wyjadę, to oszaleję.
Dzwoni sekretarz redakcji.
– Co słychać z twoim seksem?
It's not your bloody business. Siadam do komputera i w desperacji wystukuję: Seks z hydraulikiem, psem i redaktorem naczelnym. No, to początek już mam. A potem piszę list do Niebieskiego. Skurczybyk, ale oczytany. To taka rzadkość u mężczyzn. Ja mu dam feministkę! Lepiej niech mnie nie obraża!
Podjęłam decyzję. Nie mogę tak bardzo nie dbać o siebie. Rzeczywiście chodzę w dżinsach, bo tak jest wygodniej. Ale spojrzałam w lustro! Pożal się. Boże! Nawet śladów po ospie mi nie potrzeba!
Po ciężkich przejściach ostatniego roku należy mi się jakiś wypoczynek. Dzwonię do wszystkich przyjaciółek, czy któraś by ze mną nie pojechała na wczasy odnowy biologicznej. Się odnowię i będę jak nowa. Błota, lampy, masaże itd. Znalazłam już ośrodek, bo któraś czytelniczka zapytała, czy ten w Kurdęczowie jest dobry. Zadzwoniłam do informacji, podali mi telefon. Wypytałam o wszystko! Basen jest, masaże są, terapia karczochami jest, kolagen też wstrzykują, ale sobie nie wstrzyknę – głupia nie jestem. Algi, gimnastyka itd.
Siedzę na telefonie od trzech godzin. Wszystkie nie mają czasu, bo mają mężów. Po trzech godzinach Justyna oddzwania, że jedzie. Nie ma męża. Robię debet na koncie, zawiadamiam Tosię, że wyjeżdżam na dwa tygodnie. Świat się nie zawali!
Tosia radośnie mówi:
– Zgadzam się.
– Nie pytam cię o zgodę – mówię bezczelnie – tylko zawiadamiam.
I idę do Uli. Ula pochwala. Mam się nie martwić, będą mieli pieczę nad Tosią.
Dzwonię do rodziców. Do każdego z osobna. Ojciec doradzałby mi, gdybym go zapytała o zdanie, żeby jednak poczekać z zostawianiem Tosi w domu ze dwa lata, zanim będzie pełnoletnia. Mój ojciec zupełnie sobie nie zdaje sprawy, co to są dwa lata dla kobiety przed czterdziestką. Moja cera ma czekać dwa lata, aż się rozpadnie na kawałki? Moje uda mają czekać, żeby cellulitis wlazł w nie bezpowrotnie? A karczochy? Za dwa lata w ogóle może nie być karczochów. Świat się tak szybko zmienia. A ja schudnę i będę śliczną kobiecą kobietą.
Dzwonię do Kurdęczowa i zamawiam pokój na dwie osoby. Dzwonię do mamy. Moja mama cierpnie na myśl, że Tosia zostanie sama. Cierpnę na myśl, że moja mama cierpnie. Więc muszę jechać.
Ośrodek Odnowy Biologicznej w Kurdęczowie miał wyjść naprzeciw naszym oczekiwaniom. Wyjechałyśmy w pochmurny marcowy poranek prosto z Centralnego.
Wpół do piątej, ciemno, narkomani przecierali czerwone oczka, pijacy zacierali ręce z zimna, kasy były otwarte, bezdomni spali na ławkach i pod ścianami. Odór wczorajszych snów i uzależnienia snuł się nad peronami i w poczekalniach – miał zapach skisłego moczu.
Pociąg relacji Warszawa-Dęblin wjechał. Też śmierdział. Był najwyraźniej zmęczony dniem wczorajszym. W przedziale razem z nami dwie blondyny tlenione na późne lata siedemdziesiąte. Blondyny całą drogę przepytywały się z prawa konstytucyjnego. Justyna próbowała spać, ja byłam zbyt podniecona nowym ważnym etapem w moim życiu. Wrócę nie ta! Potem pójdę sobie zrobić balejaż, niech mnie! Żaden Niebieski nie będzie się ze mnie wyśmiewał!
Na dworcu w Kurdęczowie śnieg z błotem. Bierzemy taksówkę.
– Ośrodek Odnowy.
Taksówkarz uśmiecha się, jeszcze nie wiemy, że znacząco.
Willa. Basenu nie ma. Pokoje są, ale dwa kilometry dalej. Za to solarium jest tu. Ale masaż tam. Sala do ćwiczeń tu. Kosmetyczka tam. Te dwa kilometry w bok, ale za to pod górę. Wizyta u lekarki-dyrektorki, która nam doradzi, pomoże, zaopiekuje się nami, trwa i trwa. Wypisuje zabiegi niezbędne dla naszego zdrowia, oczywiście za określony ekwiwalent pieniężny – jest on znacznie większy niż w cennikach.
Okazuje się, że nasza cera wymaga oksygentów, witaminy H, ostrzykiwania karczochami – choć z tym ewentualnie możemy się wstrzymać. Ale nie radziłaby: „bo potem, po latach, panie żałują”. Odmawiamy stanowczo kolagenu, ale zgadzamy się na algi. Tlenoterapia jest nam niezbędna. Naczyńka w strasznym stanie. Maseczki oksygent lift zrobią z nas nowe kobiety. Ale wszystko to bez H i ostrzykiwania da efekt jedynie doraźny. A przecież nie o to nam chodzi. Masaże – niezbędne. Godzimy się na masaże.
Owszem, chciałyśmy sobie pomóc, ale nie wiedziałyśmy, że konieczna jest reanimacja. Że, jednym słowem, stare z nas pudła w rozsypce. Ale już po tygodniu, naprawdę, „nawet może się paniami zainteresować jakiś mężczyzna, bo to mało takich wypadków było, że klientki zaczynały życie od nowa po odnowie biologicznej u nas?”
Więc odwożą nas do willi dwa kilometry dalej w porywie uprzejmości. Zanim zdążymy zauważyć, że dom nie jest ogrzewany, okazuje się, że szybko, szybko, masażysta już czeka. Kosmetyczka blednie na nasz widok. Kompletnie nie ma miejsca na następne dwie osoby przed południem i tuż przed czterdziestką. My przed czterdziestką. Ona przed południem. Dogaduje się z masażystą. Jak masażysta od razu by wymasował jedną z nas, to ona wtedy drugą też od razu wykosmetyczy. Więc masażysta masuje. Najpierw mnie, potem Justynę. Kosmetyczka kładzie algi, najpierw Justynie, potem mnie.
Siermiężna zastępcza folia szeleści, w pokoju kosmetycznym jest czternaście stopni, algi powinny być zielone, u nas ciało prześwituje. Coś jest nie tak z tymi algami. Zimno, bo piec wysiadł, ale ktoś, gdzieś, coś, i wieczorem na pewno już będzie ciepło.
Pani na obrazku na ścianie cała w algach jest zielona i uśmiechnięta. Justyna szczęka zębami, ja jestem sinozielona.
Szanowna Pani,
dowiadywałam się o ośrodek odnowy, o który pani pyta. Ma bardzo dobrą opinię i rzeczywiście oferuje szereg usług…