Ja mówię do niej, że skąd miała ten towar, gdyż z twarzy i ogólnie z wyglądu jest raczej przekrwiona, niezdrowa, szczerze mówiąc wygląda jakby to dziecko właśnie urodziła, tylko zgubiła gdzieś i aktualnie szuka teraz po dworcu. Ona mówi, żebym lepiej nie pytał, bo od Wargasa.

Mówię, że to zły towar, łączony, mieszany. Ona mówi, że zajebisty. Ja mówię, żeby mnie nie denerwowała, że nie, bo zły, to gnój, a nie towar. Ona mówi, że na chuj ja jej sprawiam przykrości. Ja mówię, że dobra, jak chce sobie zapodawać od Wargasa, proszę droga wolna, proszek do czyszczenia wanien jest jej już na zawsze, ale jak to dziecko urodzi się potworem, jedna noga dłuższa, druga krótsza i genetyczny brak włosów, i to ja w tym rąk nie maczałem. Na to ona odpowiada, że dobra, że jak chcę, to się przekonamy. I jak tylko nadjeżdża pociąg, jak wsiadamy, to owszem, ona bierze gazetkę z Hitu i mi robi ścieżynkę od okna.

I kiedy budzę się nad morzem, to właśnie tyle pamiętam z tego czasu, kiedy jeszcze kojarzyłem ze sobą różne fakty, że ciągnę przez długopis, co na nim napisane jest Zdzisław Sztorm, Wytwórnia Piasku, ul. 12 marca ileś. Jak wyobrażam sobie ten piasek, który jest produkowany przez nowoczesne technologie, nowocześnie przetworzony, nowocześnie upakowany w worek, nowocześnie podany do dystrybucji ręcznej i czynnej. Pamiętam moje myśli o charakterze prawdziwie ekonomicznym, które mogły uratować kraj przed właśnie zagłada, o której już zresztą napominałem, przed zagładą, którą szykują na kraj skurwieni arystokraci ubrani w płaszczach, w fartuchach, którzy gdyby tylko stworzono im takie warunki, by nas sprzedali, obywateli, na Zachód do burdeli, do Bundeswehry na organy, na niewolników. Którzy wreszcie chcą wysprzedać nasz kraj jako pierwszy z brzegu lumpeks, kupę szmat i dawnych płaszczów z metką Mińsk Mazowiecki, starych pociętych pasków za przeproszeniem, gdyż w moim pojęciu jedynym środkiem jest tu wypędzenie ich z domów, wypędzenie ich z bloków i uczynienie naszej ojczyzny ojczyzną typowo rolniczą, która produkuje chociażby właśnie na eksport zwykły polski piasek, który ma szansę na światowych rynkach w całej Europie. Gdyż są to moje właśnie poglądy natury lewackiej, które każą mi uważać, że by należało rozbudować sieć zsypów w blokach, żeby rolnicy, bo właśnie na rolnikach by w moim mniemaniu kraj polegał, mogli wyrzucać więcej płodów, mieszkając w blokach, właśnie o to chodzi, żeby tą drogą ich życie stało się bardziej zmechanizowane, bardziej po prostu dobre.

I kiedy teraz budzę się, pamiętam to dobrze, bo mógłbym powiedzieć każde słowo, co pomyślałem, ale kiedy budzę się, Magdy już nie ma, choć może nie ma jej jeszcze albo nie ma jej wcale. Wstaję z ziemi, która jest o tej porze nocy zimna i strzepuję się z dżinsów, strzepuję się z katany. Magdy nie ma i to zauważam od razu, od razu się podkurwiam, choć po ocenieniu okazuje się, że mam zarówno portfel, co jest kluczowe dla sprawy, jak również dokumenty. Nie bardzo też wiem, co było, kiedy już moja wizja natury gospodarczej znikła na ten czas, kiedy robiłem coś, zanim się tu obudziłem. Jest to gorzej bardziej niż, przepraszam za słowo, ale urwany film. Widzę mnóstwo piasku, co uważam, że jest prawdziwie aekonomicznym marnotrastwem, co, muszę stwierdzić z przykrością, mnie prowadzi do kurwicy. Po prostu groźna choroba kurwica. Kiedy więc idąc znajduję woreczek foliowy, bez cienia zwłoki sypię do niego piach. Po czym zakręcam i chowam, gdyż na przypadek braku gotówki, na przypadek załamania rynku, może się to okazać cennym faktem, wręcz plusem. Potem znajduję jeszcze dwie reklamówki z Hitu, co również boli mnie w serce, ten brak jakiejkolwiek ekonomii w kraju, gdzie dobre jeszcze całkiem reklamówki są położone na ziemi i zostawione na mar-nacje. A przede wszystkim pastwę lumpenproletariatu. Tak więc po obietnicy solennej, że zaraz Magda na pewno przyjdzie, gdyż przykładowo poszła się chociażby odlać, idę sypać piasek. Uważam, że trzeba go w całości zebrać jak najprędzej. Gdyż jeśli on nie trafi w nasze ręce, to koniec. Zostanie on do cna rozdrapywany przez zdrajców.

Wtedy tak w podobny sposób rozmyślam. Zaczynam nawet, co jest rzadkie, zapisywać te różne myśli, obliczenia na ziemi. Niestety, piszę szybko. Co rzutuje na to, że są to litery, są to cyfry z gruntu niewyraźne. Ale chuj z tym, gdyż gdzieś w pobliżu, ponieważ jest zupełnie ciemno, słyszę Magdę, która najwyraźniej się śmieje z czegoś. Zastanawiam się, co jest w tym śmiesznego. Nie w tym, ale wręcz w ogóle, co jest śmiesznego. No więc widzę ją, chociaż ona wyraźnie nie jest sama, tylko jest z kimś. Wręcz z mężczyznami, w dodatku dwoma. Co mnie skłania do interakcji. Do reakcji. Gdyż, co by nie było między nami złego, jej miłość jest z tego, co pamiętam, moja, a jej ciało również moje. Tak więc czegoś tu nie rozumiem, kiedy ona tak idzie swawolnie. Macha dupką. Sama słodycz. Noga niekulawa. Modelka, aktorka i równocześnie piosenkarka w jednym. Przeleciana na wylot. Dziurawe rajstopy reklamuje, kupujcie dziurawe rajstopy, takie są teraz w ostatnich trendach najbardziej modne. I koniecznie kule pod pachą, koniecznie zajebane ze szpitala.

Co kurwa? – mówię do niej, gdyż ta zaistniała nagle sytuacja wytrąciła mnie zupełnie z rozważań. A ona mówi do tych facetów tak: to jest właśnie ten mój upośledzony psychofizjologicznie brat. Jak sobie radzisz, co? – to mówi do mnie. Piszesz sobie na piasku, to dobrze z twojej strony. Bo ja jeszcze z tymi panami mam tu kilka spraw, twoje kule ci tu zostawiam, jakbyś chciał wracać do domu albo w ogóle może gdzieś iść, tu przyduś tą kulą do ziemi, to będzie ci łatwiej.

Stoję tak chwilę z patykiem, a jeden z tych facetów, straszny z wyglądu zboczeniec i utajony perwers, czarna skóra, sweterek z paskiem, mówi: wiesz co, Magda, w ogóle nie jesteś podobna, mimo że jesteś jego rodzeństwem. Ona na to mówi: No. Tak jak w życiu. Za to mamy te same nazwisko. Po czym mówi do mnie: Silny, słuchaj, jak ty masz na nazwisko?

Robakoski Andrzej – odpowiadam zgodnie ze swoimi zapatrywaniami. A ta szmata na to przebiegle mówi: no właśnie! Ja też się tak nazywam właśnie. Robakoska na nazwisko.

Wtedy ja jeszcze milczę. Drugi facet podchodzi bliżej, jest takiego bardziej sportowego typu w dresie i mówi: patrzcie, on tu coś napisał. Wtedy stoją tam wszyscy nad moim pisaniem niczym bez mała ministerstwo edukacji i sportu, i starają się odczytać. Jak już nadmieniałem trochę wcześniej, są to litery niewyraźne, takie znaki trochę bardziej abstrakcyjne, żeby nie powiedzieć: nieistniejące.

Gdyż on jest niezupełnie normalny – mówi Magda. Dlatego właśnie używa takiego pisma. Jest to pismo używane przez psychicznych z dałnem.

Oni już chcą iść. Magda jest już prawie bliska zrobienia fiku-miku i odejścia w otchłań, odejścia w pizdu z tymi dwoma bumelantami. Trójosobowa komisja do spraw edukacji i sportu, ten spedalony pedał od edukacji i od spraw liter, a Magda z tym w dresie robią w sporcie, świetnie robią, bardzo to widzę.

Mówię tak: chodź no, flądro, na momencik tu na stronę. Chodź, nie bój mi się, nie zajebię ci. Ponieważ z szoku, z tego szoku dokonanego na moich poglądach, na moich uczuciach, jestem całkowicie bezradny. Całkowicie bez sił. Nie jestem taki z natury znowu delikatny, gdyż powiem nawet otwarcie że w mojej przeszłości, która była nawet jeszcze nie tak dawno, byłem dość porywczy, co zresztą miało swoje stygmaty w moim związku z Magdą. Od razu skory, od razu gotowy, żeby wyjść na solo. Ale ta jątrząca przykrość, wyrządzona mi tak bardzo bez udziału mojej winy. To mnie nagle uczyniło delikatnym, łagodnym. Gdyż jest to kolejna krzywda ponownie wyrządzona na mnie niczym na ofierze.

Więc mówię: no chodź. Chcę minutkę z tobą mówić. Widzę, jaka jest w niej niepewność. Ona się waha, ona się, że tak powiem, boi. Wie, co uczyniła, wie, że wszystko między nami będzie inaczej, więc trzęsie tyłkiem, obciąga sobie kieckę, patrzy raz w prawo raz w lewo raz prosto. W różne strony patrzy, przeważnie raz w tę, raz wewtę. Czy ona jest doszczętnie głupia, ja się tak jej pytam, gdyż już coraz to gorzej ze mną, gdyż moje uczucia runęły, moje nerwy runęły, jestem przez nią zniszczony, jestem psychicznie i nerwowo konający.