EC Siekierki, Stanisław Retro cały dzień w Diablo dwa grał, złych z nienawiścią zabijał, niszcząc siły zła i płakał, jak zostawić go ona, jego dziewczyna Ewa, mogła, przecież dobrze chciał, chciał tak dobrze, przecież dobrze chciał, przecież reprezentował siły dobra, zostawiła w domu wszystko brudne więc owinął się w pled i płakał głośno widząc się w lustrze, to on Stanisław ten dobry blondyn uczciwy Szwed, dlaczego w Polsce nie w Szwecji urodził się, miałby teraz na imię Hamsun, miałby czystą żonę Brittę a na imię Alfred, w jasnej czystej Szwecji urodziłby się, miałby jasne krowy i konie uczciwe. W Diablo dwa tak grając był już prawie pewien, był duchowym Szwedem albo chociażby Skandynawem, Islandem albo Norwegiem, dlaczego więc było mieszkanie nieposprzątnięte, dlaczego pracowici i dobzi nie byli ludzie, dlaczego nie obudził się dziś w Bullerbyn tylko w takim chlewie? To przez Ewę, to przez nią, przez nią spodni wczoraj nawet do spania nie zdjął, bo swoimi pretensjami głupimi popsuła mu cały wieczór o wydanie na grę Diablo złotych dziewięciu dziewięciu, EC Siekierki i EC Kawęczyn, czy ty jesteś tobą, czy jakimś naszym pierdolonym dzieckiem, dlaczego że są nam na co innego pieniądze potrzebne nie wiesz i jak już dostaniesz jakąś głupią trzy złote tantiemę to od razu je przejebiesz, mój dziadek był hrabią, a ja nie mam na złuszczanie exfoliating maseczkę, dlaczego dość mam już tej jak w slumsach nędzy Dlaczego jesteś nikim dlaczego nie mamy wciąż pieniędzy wyobrażasz sobie, że jesteś wielkim wokalistą superartystą, zobacz co o tobie piszą w internecie, piszą, że cię znają i jesteś masonem i pedałem, że tylko dlatego ci się udało, bo inaczej by ci się nigdy nie udało, po co to Diablo dwa kupowałeś, przecież miałeś Warcraft, przecież Quake czwórkę miałeś. Piszą, że chodzili z tobą do jednej klasy i w liceum z tobą pili, że byłeś ich największym przyjacielem, ale nigdy cię nie lubili, piszą i że jesteś masonem i pedałem, w życiu, że się z pedałem związałam bym nie pomyślała, nic o twoich inklinacjach tego typu nie wiedziałam, dlaczego nigdy mi nie powiedziałeś. Itak dalej. Po co te głupie Diablo kupiłeś, masz lat pięć czy ile, ile prądu na to granie już zmarnotrawiłeś. Czy w ogóle dla ciebie żadna wartość się nie liczy no mów coś, nie mogę patrzeć jak już tak milczysz, nieprzebranymi łanami gówna jest nasze życie, po co to Diablo dwa głupie kupiłeś, chciałam mieć rower i nowe majciochy a nie mam sobie nawet czym przeciąć teraz szyję. Where is the loye you promised me, where is it, gdzie jest ta wielka, co mówiłeś, miłość? Pożar twojej potencji to lichy przy ziemi pełznący płomyczek, swoją satysfakcję mogę na palcach jednej ręki policzyć, kiedyś było lepiej, bo kiedyś było inaczej, kiedyś mnie jeszcze całowałeś, dziś chcesz mi tylko jak pierwszej lepszej piździe burej wkładać, jak ja tobą naprawdę seksualnie pogardzam, jesteś jak dziecko jedenaście lat, włożyć raz itrach, a potem nie porozmawiać z dziewczyną, bo o czym, tylko iść spać, w gry głupie rąbanki Diablo dwa całymi dniami grać, potwory głupie nieistniejące zabijać, Żyda lepiej zabij w sobie to ci powiem, mówi się otwarte a nie otworzone, drżenie i bojaźń Kierkegaard Soren, wiesz że w artystycznym świecie się przestałeś liczyć, kiedyś byłeś w Warszawie kimś i wszyscy jak wchodziłeś zaczynali inteligentnie milczeć, bo każdy się przed tobą wstydził, teraz nikt cię nie chce znać, każdy mówi, że na gitarze elektrycznej jak popcornowy szmaciarz grasz, że solówki zerżnęłeś z O.N.A. zespołu na swojej nowej płycie, że artystycznie jesteś masonem, pierdolonym nikim i co ja mam zaprzeczać, skoro ja też tak właściwie myślę, gdzie twój talent, gdzie twój sukces i niepokój artystyczny intelektualnie ty nawet nie potrafisz swojego imienia i nazwiska napisać ortograficznie, mój dziadek był hrabią a ty mnie sprowadziłeś w matnię nędzy jestem ubrana na przecenie, jak swoja uboga z podmiejskiego miasta krewna. I co się tak patrzysz głupi kondonie, po co ci było to Diablo pierdolone, powiedz lepiej, co będzie jutro na obiad, zupki chińskie, z koncentratem makaron czy pizza mrożona, czy nie wiesz inne potrawy lubię, że rak mi się robi, jak myślę z czyich psów to jest robione.

On cały czas grał i milczał, w myśli, kiedy mu się uda przejść Diablo całe już obliczał, ale kiedy ustęp o pizzy mrożonej usłyszał, to od żywej reakcji nie mógł sie powstrzymać, wzrok od ekranu oderwał, to akurat dobrze pamiętał:

„MI TEJ PIZZY NIE OBRZYDZISZ” – tak do niej powiedział – „ja kiedyś założyłem się, że podniosę gówno z ziemi i podniosłem i trzymałem je w tej ręce”. I podniósł, pokazując prawą rękę, tą którą kiedyś dotykał ją i pieścił, dla niej tego już było za wiele i chociaż on bardzo się śmiał, to ona nie zauważyła, że to jest tak śmieszne, do klawiatury podeszła i wszystkie przyciski gwałtownym ruchem wcisnęła, i wtedy komputer się zawiesił. „Zgłupiałaś!?”- on wrzasnął i czymś leżącym obok ją nagle uderzył, ale nie wiadomo właściwie co to było, bo oto już wtedy stała w drzwiach, do torebki sobie płakała i odchodziła. Itak to się skończyło, ta wielka miłość.

Teraz co zrobić ze swoim życiem nie wiedział, znasz tę chwilę jak na zgliszczach siedzisz, dłonią rzeczywistości zepsutych odłamków dotykasz, myślisz, czy da się skleić z powrotem w całość to wszystko, to przeszłości nieporządne pogorzelisko. Każda rzecz porzucona w powietrzu nie rozbija się, tylko leci jeszcze chwilę w miejscu, powoli dochodzą do siebie kolory osiada w nowej formie bałagan, w na strzeżonym osiedlu mieszkania zakłócona przestrzeń. Już wcale w Diablo dwa już grać mu się nie chciało, że co, że on jest jakimś masonem, jakimś pedałem? Wszystkie te insynuacje mu się teraz przypomniały gdzie są ci skurwysyni, którzy w internecie takie rzeczy o nim niemiłe napisali, niech tu staną, dlaczego jego tak obrażali, dlaczego takie nieprzyjemne potwarze publicznie rozpowszechniali? Że z jakichś innych zespołów zrzynał solówki na płycie? Może tak, ale z tych co ona mówiła nigdy by nie zrzynał w życiu, to fałszywy realiów ogląd, nieprawdziwy pogląd na rzeczywistość. A co jej tak w tym Diablo przeszkadzało, czy ona nie rozumie najmniejszej zabawy czy nie można chwilę zapomnieć się i w grę pograć, czy trzeba zawsze być takim poważnym? Skąd jednak źródło tych potwarzy kto mógł go tak oskarżyć, komu się naraził, i dlaczego, że jest pedałem, przecież nigdy nie był nawet pedała śladem. Tak rozpaczając po mieszkaniu chodził, czegoś szukał, bo był głodny mogła odejść, bo była wolna, ale mogła wcześniej posprzątać, czego nienawidził najbardziej to właśnie w domu niehigienicznego nieporządku, girlandów brudnych gaci, w szklankach torebek spleśniałych po herbacie, na wannie linii z osadu, w klopie kostka klozetowa jak ślepa paszcza bez wkładu, teraz już go nie obchodziła wcale, wcale jej odejścia teraz nie żałował, ale był naiwny gdy z taką flądrą się wiązał i dobrze mu tak teraz, ach gdyby tak nie być nim tylko dobrym uczciwym Szwedem, Knutem, Hamsunem albo choćby Alfredem, a na drugie imię mieć Pete. Łyżki i widelce strugać z drewna, wielkie o szczerym spojrzeniu ryby łowić w rzece srebrnej w dalekiej Szwecji, tym kraju uczciwym i pięknym. Na targ w soboty jeździć, kupić ślazowych cukierków za szwedzkie pieniądze dla swych szwedzkich dzieci, żonę mieć Linę tak czystą i uczciwą, że nie chce się jej w ogóle dymać tylko, kurwa mać, leżeć przy niej, leżeć i patrzeć, jak je jedzenie, oddycha powietrzem, być przy niej tak bezpiecznym, tak dalekim od tych ludzi tak fałszywych, złych i nieuprzejmych, piszących nieprawdę w internecie. Matce z powrotem wejść do łona i oglądać telewizję jej wnętrzności czerwonych, a ty czy czasem też nie marzysz o tym i owym, czy nie myślisz o własnoręcznym zgonie? Dobrze o tym wiesz, czasem kusi własnej osoby śmierć, kusi suicydalna możliwość, gdy ktoś ci zrobi taką chujową przykrość i nie potraktuje cię miło, gdy sytuację socjalną widzisz, dziecka z Pragi gen wadliwy, czasem trudno samobója chęć ukryć, na this is the end się nie skusić. Elo, myślisz, że tej chujozy w naszym państwie na każdym kroku nie widzę, elo Północ Praga i elo gdzie kiedyś mieszkałam Powiśle, elo na Dobrej monopolowy Sandra, elo nocny na Jagiellońskiej Alkohole Świata, elo lumpy z naprzeciwko kamienicy Elo nad Północ Pragą nocy sobotniej gorączka, elo Okrzei, ojciec matkę zabił, a syn wyrzucił ją Z okna. Elo, ojciec matkę zabij, a syn tylko ją trzymał, „AAAA!” w bramie wrzask, to jeden dziad drugiego wydymał. Elo Jagiellońska i elo Targowa, w barze chińskim Wietnamczyk Murzyna ugotował, elo Ząbkowska, elo Inżynierska, dziś już nie pamiętam sytuacji, w których serce pęka. Ciągłych myśli udręka, wiem dzwonek u drzwi nagle zadźwięczał, jego refleksji chorobliwość przerwał, uświadomił, że jednak żyć trzeba, lecz żeby jehowi to byli nie chciał, co jak co, ale aż tak silna towarzystwa nie była z jego strony potrzeba, aż tak desperacką drugiego człowieka obecności nie pałał chęcią. Fakt to naglące czasem poczucie artystycznej samotności, ta napadająca go chęć porozmawiania z człowiekiem prostym o czymkolwiek, zawiodła go już raz na z jehowymi kolegowania się manowce, zobaczył przez judasz dwóch sympatycznych w garniakach gości, myśląc, że to dziennikarze na wywiad z zaprzyjaźnionego brukowca, do środka ich zaprosił, w malignie wzajemnych poufności kafe neskafe im chciał robić. Aż do czasu kochanie, gdy zadali swoje pierwsze pytanie, które jak na prosty o cyckach magazyn wydało mu się podejrzanie skomplikowane, składające się ze zbyt wielu długich trzysylabowych wyrazów takich jak internet, jak pornografia, jak terroryzm, wyrazów takich jak koniec świata. „Hola hola panowie” – on na to powiedział z pewnym, że nie było dyktafonu, niepokojem – „nie ma co się tak znowu kręcić takiego doła”, ale ich wcale jakby nie interesuje jego wypowiedź: „Bóg nigdy nie działa pod wpływem nagłych emocji!” – jak nie powie nagle ten jeden kolega – „Bóg zawsze najpierw ludzi ostrzega, o karze nadchodzącej uprzejmie uprzedza, a oto, panie Stanisławie Biblii fragment stanowiący ilustrację”. I jak nie wyjmie, jak czytać nie rozpocznie, o tym jak przyszły anioły Lota przed karą ostrzec, a te świnie, ci z Sodomy i Gomory chłopi przyszli tam pod dom, bo chcieli wyruchać te anioły kropka koniec, powiedz Locie tym gościom twoim, że mają wyjść, albowiem my chcemy z nimi współżyć, on Stanisław w duszy pomyślał, jak mężczyźni od zawsze byli jednak źli i świńscy i z powodu nikczemności swej płci odechciało mu się żyć, ale to koniec tego doła jeszcze nie był, tylko wierzchołek zaledwie, cały wieczór w dół wpędzali go wielki, tyle naraz o zła skutkach negatywnych się nie dowiedział nigdy wcześniej, o armagedo wysokim prawdopodobieństwie i osobistym człowieka niebezpieczeństwie. Księża oskarżani o ludobójstwo, o dzieci molestowanie hierarchia sprawę tuszuje, niszczy ryb populacje nowoczesne rybołówstwo, popularny ksiądz skazany za ruję i porubstwo. Strzelaniny w szkole, giną nauczyciele i uczniowie, na targowiskach wybuchające bomby kościoły popierają obie walczące strony nie nadają się do picia skażone gruntowe wody w szpitalu niemowlę czteroletnie bez płci zostaje narodzone, czteroletni dam, toczący mongolski jad, apokalipsy bliskiej znak. Ratatatata zabija z pistoletu brata rodzony brat, a z perełki wyszedł dziad, cały świat posolił, strzelaniny w szkole, któregoś dnia sam się dowiesz, jak w głowie człowiekowi potrafią zawrocić jehowi, tyle aspektów strasznych przedstawili Retro Stanisławowi piosenki tej drugoplanowemu bohaterowi, że marzył już tylko o życiu w Szwecji prostym i skromnym, o zostaniu szwedzkim pastorem jehowym i życiu życiem dobrym, pomaganiu ludziom chorym, musiał jednak przerwać te przykre przeszłości zmory bo dzwonek znów zadzwonił, i miał tylko jedną prośbę, żeby to nie byli oni, żeby nie przyszli znowu kręcić tu jeszcze większego doła. Ale to nie byli oni, to była ona, rabarbaru nieładna królowa.