Изменить стиль страницы

— Ja nic nie wiem, Neratin. Ja wykonuję rozkazy… Czego ty ode mnie chcesz? Ja służę koronerowi… A komu ty służysz?

— Cesarstwu. Panu de Rideaux.

— Czego ty ode mnie chcesz?

— Byś wykazała rozsądek.

— Odejdź. Nie zdradzę cię, nie powiem… Ale odejdź, proszę. Ja nie mogę, Neratin. Ja jestem prosta kobieta. Nie na moją to głowę…

*****

Nie wiem, co robić. Skellen mówił: "pani Selborne". Jak do oficera. Komu służę? Jemu? Cesarzowi? Cesarstwu?

A skąd mnie to wiedzieć?

Kenna odepchnęła się plecami od węgła chałupy, machnięciem witki i groźnym pomrukiem przepędziła wiejskie dzieciaki, ciekawie przyglądające się siedzącej pod słupem Falce.

Oj, w ładną kabałę się wpakowałam. Oj, zapachniało w powietrzu stryczkiem. I końskim gównem na placu Tysiąclecia.

Nie wiem, czym to się skończy, pomyślała Kenna. Ale muszę w nią wejść. W tę Falkę. Choć przez chwilę poczuć jej myśli. Wiedzieć to, co ona.

Zrozumieć.

*****

— Zbliżyła się — powiedziała Ciri, głaszcząc kota. - Była wysoka, zadbana, bardzo różniąca się od reszty tej zgrai… Nawet na swój sposób ładna. I wzbudzała szacunek. Ci dwaj, którzy mnie pilnowali, wulgarne prostaki, przestali kląć, gdy podeszła.

Vysogota milczał.

— Ona zaś — ciągnęła Ciri — pochyliła się, spojrzała mi w oczy. Od razu poczułam coś… Coś dziwnego… Coś mi tak jakby chrupnęło z tyłu głowy, zabolało. Zaszumiało w uszach. W oczach zrobiło się na moment bardzo jasno… Coś we mnie weszło, obrzydliwie i ośliźle… Ja to znałam. Yennefer pokazywała mi w świątyni… Ale tej kobiecie nie chciałam na to pozwolić… Więc zwyczajnie odepchnęłam to coś, czym mnie penetrowała, odepchnęłam i wyrzuciłam z siebie, z całą mocą, na jaką było mnie stać. A wysoka kobieta wygięła się i zachwiała, jakby dostała pięścią, zrobiła dwa kroki do tyłu… I krew rzuciła się jej z nosa. Z obu dziurek.

Vysogota milczał.

— A ja — Ciri podniosła głowę — zrozumiałam, co się stało. Nagle poczułam w sobie Siłę. Utraciłam ją tam, na pustyni Korath, wyrzekłam się. Nie mogłam później czerpać, nie mogłam korzystać. A ona, ta kobieta, dała mi Siłę, wręcz wepchnęła mi broń do ręki. To była moja szansa.

*****

Kenna zatoczyła się i ciężko usiadła na piasku, kiwając się i macając grunt jak pijana. Krew lała się jej z nosa na usta i podbródek.

— Co jest… — Andres Viemy zerwał się, ale nagle chwycił się oburącz za głowę, otworzył usta, z ust wydobył się skrzek. Szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w Stigwarda, ale z nosa i uszu pirata też już ciekła krew, a oczy zachodziły mgłą. Andres upadł na kolana, patrząc na Neratina Cekę, stojącego z boku i przyglądającego się spokojnie.

— Nera… tin… Pomóż…

Ceka nie poruszył się. Patrzył na dziewczynę. Ta obróciła na niego oczy, a on zachwiał się.

— Nie trzeba — uprzedził szybko. - Jestem po twojej stronie. Chcę ci pomóc. Daj, przetnę ci więzy… Masz nóż, sama rozetnij obrożę. Ja przyprowadzę konie.

— Ceka… — wydusił ze zdławionej krtani Andres Vierny. - Ty zdraj…

Dziewczyna uderzyła go wzrokiem, a on padł na leżącego bez ruchu Stigwarda i zwinął się w pozycję płodu. Kenna nadal nie mogła wstać. Krew gęstymi kroplami kapała jej na pierś i brzuch.

— Alarm! — wrzasnęła nagle wychodząca zza chałup Chloe Stitz, upuszczając baranie żebro. - Alaaaaarm! Silifant! Skellen! Dziewczyna ucieka!

Ciri już była w siodle. W ręku miała miecz.

— Yaaaaaa, Kelpie!

— Alaaaaaaarm!

Kenna drapała piasek. Nie mogła wstać. Nogi w ogóle jej nie słuchały, były jak z drewna. Psioniczka, pomyślała. Trafiłam na superpsioniczkę. Dziewczyna jest z dziesięć razy silniejsza ode mnie… Dobrze, że nie zabiła… Jakim cudem ciągle jestem przytomna?

Od strony chałup biegła już kupa, na jej czele Ola Harsheim, Bert Brigden i Til Echrade, spieszyli też na majdan strażnicy spod kołowrotu, Dacre Silifant, Boreas Mun. Ciri zawróciła, wrzasnęła, pocwałowała w stronę rzeki. Ale i stamtąd już biegli uzbrojeni ludzie.

Skellen i Bonhart wypadli ze świetlicy. Bonhart miał w ręku miecz. Neratin Ceka krzyknął, najechał na nich koniem i obu obalił. Potem wprost z siodła rzucił się na Bonharta i przygniótł go do ziemi. Rience wypadł na próg i patrzył ogłupiały.

- Łapać ją! - ryknął Skellen, zrywając się z ziemi. - Łapać albo zabić!

- Żywą! - zawył Rience. - Żyyyyywą!

Kenna widziała, jak Ciri została odpędzona od nadrzecznej palisady, jak zawróciła karą klacz i pomknęła w stronę kołowrotu. Widziała, jak Kabernik Turent doskoczył i chciał zwlec ją z siodła, widziała, jak błysnął miecz, widziała, jak z szyi Turenta siknęła karminowa struga. Dede Vargas i Fripp Młodszy też to widzieli. Nie zdecydowali się zastąpić dziewczynie drogi, zemknęli między chałupy.

Bonhart zerwał się, uderzeniem głowicą miecza odepchnął od siebie Neratina Cekę i ciął strasznie, skośnie przez pierś. I natychmiast skoczył za Ciri. Rozpłatany i broczący krwią Neratin zdołał go jeszcze chwycić za nogi, puścił dopiero przybity sztychem do piasku. Ale tych kilku sekund zwłoki było dość.

Dziewczyna spięła klacz, uchodząc przed Silifantem i Munem. Skellen chyłkiem, jak wilk, zabiegł z lewej, machnął ręką. Kenna widziała, jak coś zalśniło w locie, widziała, jak dziewczyna targnęła się i zachwiała w siodle, a z twarzy fontanną buchnęła jej krew. Odchyliła się w tył tak, że przez chwilę leżała plecami na zadzie klaczy. Ale nie spadła, wyprostowała się, utrzymała na kulbace, przywierając do końskiej szyi. Kara klacz roztrąciła zbrojnych i gnała wprost na kołowrót. Za nią biegł Mun, Silifant i Chloe Stitz z kuszą.

— Nie przeskoczy! Mamy ją! - wrzasnął triumfalnie Mun. - Siedmiu stóp nie weźmie żaden koń!

— Nie strzelaj, Chloe!

Chloe Stitz nie dosłyszała w ogólnym wrzasku. Zatrzymała się. Przyłożyła kuszę do policzka. Powszechnie wiedziano, że Chloe nie chybia nigdy.

— Trup! — krzyknęła. - Trup!

Kenna widziała, jak nieznany jej z imienia niski mężczyzna podbiegł, podniósł kuszę i z bliska strzelił Chloe w plecy. Bełt przeszedł na wylot w eksplozji krwi. Chloe padła bez jęku.

Kara klacz docwałowała do kołowrotu, cofnęła lekko głowę. I skoczyła. Wzbiła się i wręcz wspięta na bramę, wdzięcznie podgiąwszy przednie nogi przewinęła się po niej jak czarna jedwabna wstęga. Zebrane razem tylne kopyta nawet nie musnęły górnej belki.

— Bogowie! — krzyknął Dacre Silifant. - Bogowie, cóż to za koń! Wart swej wagi w złocie!

— Klacz dla tego, kto ją złapie! — krzyknął Skellen. - Na koń! Na koń i gonić!

Przez otwarty wreszcie kołowrót pogalopowała pogoń wzbijając kurz. Przed wszystkimi, na czele, cwałowali Bonhart i Boreas Mun.

Kenna wstała z wysiłkiem. I natychmiast zatoczyła się i ciężko siadła na piasku. W nogach boleśnie mrowiło.

Kabernik Turent nie poruszał się, leżał w czerwonej kałuży z szeroko rozrzuconymi rękami i nogami. Andres Vierny usiłował podnieść wciąż nieprzytomnego Stigwarda.

Skurczona na piasku Chloe Stitz wydawała się maleńka jak dziecko.

Ola Harsheim i Bert Brigden przywlekli przed Skellena niskiego mężczyznę, tego, który zabił Chloe. Puszczyk dyszał. I aż dygotał z wściekłości. Z przewieszonego przez pierś bandolieru wyjął drugą stalową gwiazdę, taką samą, jaką przed chwilą zranił w twarz dziewczynę.

— Niech cię piekło pochłonie, Skellen — powiedział niski mężczyzna. Kenna przypomniała sobie jego nazwisko. Mekesser. Jediah Mekesser. Gemmerczyk. Poznała go w Rocayne.

Puszczyk zgarbił się, gwałtownie machnął ręką. Sześciozębna gwiazda zawyła w powietrzu i głęboko wbiła się w twarz Mekessera, między oko a nos. Trafiony nawet nie krzyknął, zaczął tylko silnie i spazmatycznie dygotać w uścisku Harsheima i Brigdena. Dygotał długo, a zęby wyszczerzył tak upiornie, że wszyscy odwrócili głowy. Wszyscy oprócz Puszczyka.

— Wyrwij z niego mój orion, Ola — powiedział Stefan Skellen, gdy wreszcie trup bezwładnie obwisł w trzymających go ramionach. - I zakopcie to ścierwo w gnoju, razem z tym drugim ścierwem, z tym hermafrodytą. Żeby śladu po obu parszywych zdrajcach nie zostało.