Po chwili ciało Erozana znieruchomiało, twarz skamieniała, usta opadły, z piersi wydobyło się ostatnie westchnięcie. Przestał rzucać stopami w niebywale wytartych skarpetkach. Z całych sił tuliłem do siebie Helen. Czułem, jak drży, choć do końca zachowywała kamienny spokój. Turgut ujął bezwładną już dłoń swego przyjaciela i złożył na niej pocałunek. Po jego rumianej twarzy spływały łzy, kapiąc na wąsy. Zasłonił dłonią twarz. Selim dotknął czoła martwego bibliotekarza i położył ręce na zgarbionych plecach Turguta.

Niebawem Turgut zebrał się w sobie i dźwignął z podłogi. Hałaśliwie wytarł nos w chusteczkę.

«To był bardzo dobry człowiek – oświadczył. – Teraz spoczywa w litościwych ramionach Mahometa i nie dołączył do legionów piekła. – Odwrócił się i otarł łzy. – Przyjaciele, musimy pozbyć się tego ciała. Znam doktora w jednym ze szpitali, który nam w tym pomoże. Muszę do niego zadzwonić. Tymczasem mieszkania będzie strzegł Selim. Później pojawi się tu lekarz i ambulans. Doktor wystawi odpowiedni akt zgonu».

Turgut wyjął z kieszeni kilka ząbków czosnku i delikatnie wsunął je w usta zmarłego. Selim wyrwał z jego ciała kołek, dokładnie umył go w zlewie w rogu pokoju i włożył do pięknej skrzynki. Turgut starł wszelkie ślady krwi, zabandażował pierś Erozana, zapiął mu koszulę i przy mojej pomocy nakrył ciało prześcieradłem. Martwy miał już normalną twarz.

«A teraz, przyjaciele, muszę prosić was o jeszcze jedną przysługę. Byliście świadkami, na co stać nieumarłego, i wszyscy wiemy, że tacy istnieją. Musicie nieustannie się strzec. I koniecznie udać się do Bułgarii, i to najszybciej, jak się da. Kiedy już ułożycie plany, zadzwońcie do mnie. – Popatrzył na mnie twardym wzrokiem. – Gdybyśmy się już przed waszym wyjazdem nie zobaczyli, życzę powodzenia. Będę nieustannie myślami przy was. Zadzwońcie, jak tylko wrócicie do Stambułu; jeśli wrócicie».

Serdecznie uścisnął nam ręce, a Selim nieśmiało pocałował dłoń Helen.

«Chodźmy stąd» – powiedziała, biorąc mnie za rękę, i wyprowadziła z posępnego mieszkania.

Szybko zbiegliśmy po schodach i wyszliśmy na ulicę".

54

«Moje pierwsze wrażenie z Bułgarii – i tak już pozostało mi w pamięci – to góry widziane z samolotu. Góry wysokie i mroczne, pokryte bujną zielenią. Dostrzegłem zaledwie kilka brązowych nitek traktów prowadzących pośród urwisk do nielicznych wiosek. Obok mnie siedziała spokojnie Helen, patrzyła przez okno i ściskała moją dłoń ukrytą pod rozłożoną między nami kurtką. Czułem jej ciepłą rękę, delikatne palce bez żadnych pierścionków. Od czasu do czasu widzieliśmy przecinające urwiska niebieskawe linie. Były to zapewne górskie potoki. Obserwując je, próbowałem bezskutecznie wyszukać wzrokiem sylwetkę smoka ze splątanym ogonem, który stanowiłby rozwiązanie naszej zagadki. Niczego jednak podobnego nie wypatrzyłem.

Bo i nic tu takiego nie ma, napominałem się w duchu, to tylko mrzonki, jakie wywołuje we mnie widok dzikich gór. Ich tajemniczość nietknięta cywilizacją, brak wiosek i miasteczek napawały mnie jednak nadzieją. Odnosiłem wrażenie, że im głębiej przeszłość została pogrzebana w tej krainie, tym bardziej mogła przetrwać. Mnisi przemierzali zapewne te zapomniane, górskie szlaki, nad którymi teraz się unosiliśmy, ale nie znaliśmy dokładnie ich drogi. Powiedziałem o tym Helen, chcąc upewnić się w swoich nadziejach, ale ona tylko pokręciła głową.

«Nie wiemy nawet, czy dotarli do Bułgarii, ani również, czy w ogóle do niej wyruszyli».

Złagodziła suche stwierdzenie historyka delikatną pieszczotą mojej dłoni.

«Zupełnie nie znam historii Bułgarii – powiedziałem. – Czuję się jak dziecko we mgle».

Helen przesłała mi łagodny uśmiech.

«Też nie jestem ekspertem, ale mogę ci powiedzieć, że Słowianie przybyli na te tereny w szóstym i siódmym wieku. Według źródeł tureckich w siódmym. Zjednoczyli się pod berłem bizantyjskim… mądrze… a ich pierwszym władcą był Asparuch. W drugiej połowie dziewiątego wieku car Borys I przyjął chrześcijaństwo. Był wielkim bohaterem i Bułgaria stanowiła potęgę aż do czasu, gdy Turcy skruszyli ją w roku tysiąc trzysta dziewięćdziesiątym trzecim».

«A kiedy ich wypędzono?»

«Dopiero w roku tysiąc osiemset siedemdziesiątym ósmym. Bułgarom pomogła w tym Rosja».

«I wtedy Bułgaria przystąpiła w obu wojnach do państw Osi».

«Po drugiej wojnie Sowieci przeprowadzili rewolucję. Ale co mogliśmy zrobić bez armii radzieckiej?»

Helen obdarzyła mnie słodkim, a jednocześnie gorzkim uśmiechem. Czule uścisnąłem jej dłoń.

«Mów trochę ciszej – powiedziałem. – Jeśli nie ty, to ja muszę dbać o nasze bezpieczeństwo»".

«Port lotniczy w Sofii był bardzo mały. Spodziewałem się pałacu współczesnego komunizmu, a wysadzono nas na wysmołowanym pasie startowym. Ruszyliśmy nim pokornie ze współpasażerami. Sądząc po ich języku, większość z nich była Bułgarami. Przystojni mężczyźni, niektórzy aż za bardzo – przedziwna mieszanina typów ludzkich. Słowianie o białej skórze i ciemnych oczach lub śniadzi i ogorzali, kalejdoskop ras ludzkich o krzaczastych, czarnych brwiach, o sterczących, zakrzywionych nosach lub o spłaszczonych nozdrzach. Młode kobiety ze skręconymi w loki włosami o szlachetnych czołach oraz krzepcy starcy, którym pozostało zaledwie kilka zębów. Wszyscy śmiali się, gadali, rozdawali przyjacielskie kuksańce. Wysoki mężczyzna mówił coś do swego towarzysza, gestykulując trzymaną w ręku zwiniętą gazetą. Ich stroje w niczym nie przypominały zachodnich ubrań, choć trudno mi dokładnie określić, co aż tak obcego było w kroju ich marynarek i koszul, w ich masywnych butach i ciemnych kapeluszach.

Zauważyłem też w tych ludziach dziwną, z trudem skrywaną radość, że dotknęli stopami bułgarskiej ziemi – a raczej asfaltu – i do dziś towarzyszy mi ów hiepokojący obraz narodu tak silnie związanego z Sowietami, przywiązanego do Stalina, mimo że od jego śmierci minął już rok. Smutny i posępny naród pogrążony w fantasmagorycznym śnie, z którego zapewne nigdy się już nie przebudzi. Trudności z uzyskaniem bułgarskiej wizy w Stambule – długie podchody dobrze oliwione sułtańskimi pieniędzmi Turguta i licznymi telefonami Evy do jej odpowiednika w Bułgarii – wzmogły we mnie niepokój co do tego kraju. Bezduszni urzędnicy węgierscy, tak niechętnie wbijający nam w paszporty wizy, wydawali się wręcz aniołami w porównaniu z pracownikami ambasady bułgarskiej. Helen wyznała mi, że sam fakt, iż ambasada bułgarska udzieliła nam wiz, budzi w niej głęboki niepokój.

Sami Bułgarzy sprawiali wrażenie, jakby należeli do innej rasy. Kiedy weszliśmy do budynku portu lotniczego i ustawiliśmy się w kolejce do odprawy celnej, ogarnął nas jeszcze większy zgiełk ludzkich głosów. Stojący za barierami bliscy i krewni witali przybywających głośnymi okrzykami. Nad ich głowami pojawiło się mnóstwo machających rąk. Ludzie deklarowali przywiezione ze Stambułu niewielkie ilości pieniędzy i prezenty. Gdy przyszła nasza kolej, uczyniliśmy to samo. Na widok naszych paszportów brwi młodego oficera zniknęły po prostu pod daszkiem czapki. Zabrał nasze dokumenty i dłuższą chwilę konferował o czymś z innym funkcjonariuszem.

«Niedobry znak» – mruknęła pod nosem Helen.

Otoczyło nas kilka umundurowanych postaci, a urzędnik najwyższy rangą zaczął zadawać pytania po niemiecku, następnie po francusku, a w końcu łamaną angielszczyzną. Zgodnie z instrukcją Ćvy pokazałem list wystawiony przez uniwersytet w Budapeszcie z prośbą, by rząd Bułgarii okazał nam wszelką pomoc w prowadzonych przez nas niezwykle istotnych badaniach, oraz drugi list od znajomego ciotki Helen zatrudnionego w bułgarskiej ambasadzie.

Nie wiem, jak oficer, posługujący się mieszanką angielskiego, węgierskiego i francuskiego, odniósł się do pisma z uniwersytetu budapeszteńskiego, ale pismo z ambasady było w języku bułgarskim i nosiło oficjalną pieczęć. Funkcjonariusz długo je studiował, marszczył krzaczaste brwi, tak że prawie opadały mu na nos. Na jego twarzy pojawił się wyraz zdziwienia, po czym popatrzył na nas ze zdumieniem. Zaniepokoiło mnie to bardziej niż jego wcześniejsza, nieskrywana wrogość, jaką nam okazywał. Odniosłem wrażenie, że Eva nie do końca powiedziała nam, co jest w tym liście. Nie mogłem o nic pytać i czułem się bezradny jak rozbitek pośrodku morza, kiedy funkcjonariusz szeroko się uśmiechnął i po bratersku klepnął mnie w plecy. Ruszył do telefonu na zapleczu komory celnej i przez dłuższy czas próbował się z kimś połączyć. Dręczył mnie niepokój, gdy uśmiechając się do słuchawki, nieustannie zerkał w naszą stronę. Stojąca obok mnie Helen poruszyła się nerwowo. Pojąłem, że rozumie z tego wszystkiego znacznie więcej niż ja.

Oficer teatralnym gestem odłożył słuchawkę, pomógł zabrać nasze nieco przykurzone walizki i udaliśmy się do lotniskowego barku. Tam postawił nam po szklaneczce idącej mocno do głowy wódki zwanej rakija. Wypytywał w różnych łamanych językach, kiedy przyłączyliśmy się do rewolucji i jak długo należymy do partii. Jego pytania wcale mnie nie uspokoiły. Zastanawiałem się nad niedokładnością naszego listu polecającego, ale całą inicjatywę przekazałem Helen, grzecznie się uśmiechałem i dawałem zdawkowe, wymijające odpowiedzi. On wznosił toasty za międzynarodowe braterstwo klasy robotniczej i co chwila napełniał kieliszki. Gdy któreś z nas mówiło coś, jakieś frazesy i komunały, na temat wizyty w jego przepięknym kraju, z szerokim uśmiechem kręcił przecząco głową. Byłem coraz bardziej zdenerwowany i dopiero Helen wyjaśniła mi szeptem, że osobliwością kultury bułgarskiej jest to, iż na znak zgody kręcą przecząco głową, a na znak dezaprobaty kiwają na tak.

Kiedy byłem już tak napompowany rakiją, że myślałem, iż zwymiotuję, pojawił się mężczyzna o posępnej twarzy, w ciemnym garniturze i kapeluszu. Był odrobinę młodszy ode mnie i można by go uznać za całkiem przystojnego, gdyby nie ponury wyraz malujący się na jego obliczu. Ale nawet czarne wąsy ani ciemne włosy opadające mu zalotnie na czoło nie potrafiły skryć gniewnego wyrazu twarzy. Oficer powitał go z szacunkiem i przedstawił jako naszego przewodnika po Bułgarii. Zaznaczył przy tym, że spotyka nas wielki zaszczyt, ponieważ Krasimir Ranow cieszy się wielkimi względami rządu bułgarskiego, a ponadto związany jest z uniwersytetem w Sofii i doskonale zna wszystkie interesujące miejsca w ich starożytnym kraju o pełnej chwały tradycji i historii.