«Drzwi! – wrzasnął Turgut. – Tam są drugie drzwi!»

Pobiegliśmy za nim, wywracając krzesła i obijając się o stoliki. Selim Aksoy, lekki i gibki niczym antylopa, pierwszy dotarł do regałów i zniknął za nimi. Do naszych uszu dotarł odgłos gwałtownej szamotaniny, a następnie donośny trzask zamykanych drzwi. Ujrzeliśmy Selima, jak niezdarnie dźwiga się ze stosu delikatnych, osmańskich rękopisów. Miał zakrwawioną twarz. Turgut podbiegł do drzwi i próbował je otworzyć, ale były zatrzaśnięte na głucho. Dołączyłem do niego i wspólnymi siłami udało się nam je otworzyć. Wybiegliśmy na opustoszałą aleję zastawioną drewnianymi skrzynkami. Sprawdziliśmy labirynt okolicznych uliczek i przejść, ale nigdzie nie dostrzegliśmy zbiega. Wypytywani przez Turguta nieliczni przechodnie również nikogo nie widzieli.

Niechętnie wróciliśmy do archiwum tylnymi drzwiami. Helen wycierała chusteczką policzek Aksoya. Nigdzie nie dostrzegłem pistoletu, a rękopisy znów spoczywały schludnie na półkach. Helen popatrzyła na nas i powiedziała cicho:

«Stracił na chwilę przytomność. Ale teraz już wrócił do siebie».

«Drogi Selimie, ale cię wyrżnął» – stwierdził Turgut, klękając obok przyjaciela.

«Ale jestem już pod dobrą opieką» – odparł słabym głosem ranny.

«Widzę – zgodził się Turgut. – Madame, gratuluję zimnej krwi. Ale trupa nie jest łatwo zabić».

«A skąd pan wiedział, że to trup?» – zapytała zdziwiona.

«0, dobrze wiem – odparł ponurym tonem. – Widziałem twarz tego stwora. Było to oblicze nieumarłego. Oblicze jedyne w swoim rodzaju. Widziałem już kiedyś takie». x -

«Strzelałam srebrną kulą – wyjaśniła Helen. Oparła delikatnie głowę Aksoya na swoim ramieniu i mocniej przycisnęła chusteczkę do jego policzka. – Ale sam pan widział, poruszył się i pocisk minął serce. Wiem, bardzo ryzykowałam… – przez chwilę intensywnie spoglądała na mnie, ale nie potrafiłem odczytać jej myśli – ale sam pan najlepiej wie, że moje kalkulacje były słuszne. Śmiertelnik nie podniósłby się już po takich kulach».

Ciężko westchnęła i poprawiła okład na twarzy młodego księgarza.

Kompletnie oszołomiony spoglądałem po zgromadzonym w bibliotece towarzystwie.

«Czy przez cały czas nosiłaś ze sobą broń?» – zapytałem ją w końcu.

«Oczywiście. – Przełożyła głowę Aksoya przez ramię i popatrzyła w moją stronę. – Proszę, pomóż mi go podnieść. – Wspólnie postawiliśmy księgarza na nogi (był lekki jak dziecko). Uśmiechnął się, skinął głową i wyswobodził się z naszych objęć. – Tak, zawsze mam przy sobie broń, zwłaszcza kiedy czuję… niepokój. A zdobycie jednej czy dwóch srebrnych kul to żaden problem».

«To prawda» – przyznał Turgut, lekko kiwając głową.

«Ale gdzie nauczyłaś się tak strzelać?» – Wciąż byłem pod wrażeniem chwili, kiedy błyskawicznie wyciągała z kieszeni broń.

«W moim kraju edukacja młodzieży jest zarówno głęboka, jak i wąska – odparła ze śmiechem. – Gdy miałam szesnaście lat, w naszej młodzieżowej brygadzie zbierałam wszystkie nagrody za strzelanie. Cieszę się, że nie zapomniałam tej umiejętności».

Nagle Turgut wydał głośny okrzyk i uderzył się dłonią w czoło. Popatrzyliśmy na niego jak na wariata.

«Mój przyjaciel! Mój przyjaciel… Erozan! Zupełnie o nim zapomnieliśmy!»

Po chwili dopiero dotarło do nas, o czym mówi. Selim Aksoy, który już całkowicie wrócił do siebie, pierwszy ruszył między regały, gdzie zaatakował go tamten potwór. Reszta z nas zaczęła systematycznie przeszukiwać wielkie pomieszczenia, zaglądając pod każdy stół i odsuwając krzesła. Po kilku minutach poszukiwania zakończyły się powodzeniem. Usłyszeliśmy głośny okrzyk Selima i gromadnie ruszyliśmy w jego stronę. Klęczał przy jednym z wysokich regałów zastawionych różnego rodzaju skrzynkami i pudełkami, torbami i zwojami starodawnych rękopisów. Skrzynka zawierająca dokumenty dotyczące Zakonu Smoka leżała na posadzce, jej zdobione wieko było otwarte, a zawartość poniewierała się po podłodze.

Pośród tych piśmienniczych zabytków leżał na plecach pan Erozan, blady i sztywny, głowę miał przekręconą na bok. Turgut uklęknął i przyłożył ucho do jego piersi.

«Dzięki Bogu, oddycha» – stwierdził po chwili z ulgą.

Zaczął go dokładnie oglądać i po chwili wskazał Selimowi szyję nieprzytomnego bibliotekarza. W obwisłej, bladej skórze, tuż nad kołnierzykiem koszuli, widniała okropna, poszarpana rana. Helen uklękła obok profesora. Zapadła grobowa cisza. Mimo opisu urzędnika, z którym przed laty miał do czynienia Rossi, mimo rany, jaką odniosła Helen w bibliotece naszego uniwersytetu w Stanach Zjednoczonych, widok ten nie mieścił mi się w głowie. Twarz Erozana była niesamowicie blada, prawie sina. Oddech miał płytki, ledwie słyszalny.

«Jest zakażony – odezwała się cicho Helen. – Sądzę, że stracił dużo krwi».

«Przeklęty dzień» – sapnął Turgut, ściskając w dużych dłoniach rękę przyjaciela.

«Zastanówmy się – odezwała się Helen, która szybko otrząsnęła się z szoku. – Zapewne został zaatakowany po raz pierwszy. – Popatrzyła na Turguta. – Wczoraj nie dostrzegł pan w nim żadnych oznak przemiany?»

«Był normalny» – odparł profesor, potrząsając głową.

«Zatem wszystko w porządku».

Sięgnęła do kieszeni żakietu. Odruchowo cofnąłem się, sądząc, że znów wyciągnie pistolet. Ale ona wyjęła tylko dwie główki czosnku i położyła je na piersi bibliotekarza. Mimo grozy całej sceny Turgut lekko się uśmiechnął, wyjął z kieszeni własny czosnek i położył go obok główek Helen. Nie miałem pojęcia, skąd go miała. Zapewne kupiła podczas naszej włóczęgi po souk, wykorzystując chwilę mojej nieuwagi.

«Myśli wybitnych ludzi zawsze biegną podobnym torem» – stwierdziła Helen.

Wyjęła papierowy pakiecik i rozwinęła go. W środku znajdował się mały, srebrny krzyżyk. Jeden z kupionych przez nas w katolickim kościele obok uniwersytetu, ten sam, którym zastraszyła odrażającego bibliotekarza, kiedy ten zaatakował ją między regałami w dziale historycznym.

Tym razem jednak Turgut powstrzymał ją, kładąc delikatnie dłoń na jej ramieniu.

«Nie, nie – powiedział. – Mamy tu własne przesądy».

Z wewnętrznej kieszeni marynarki wyjął różaniec zrobiony z drewnianych paciorków, taki jaki widywaliśmy w dłoniach mężczyzn na ulicach Stambułu. Na końcu różańca wisiał medalion z arabskim napisem. Turgut dotknął lekko medalionem ust Erozana. Twarz bibliotekarza wykrzywił mimowolny grymas odrazy. Był to paskudny widok. Po chwili jednak oblicze wygładziło się, po czym mężczyzna otworzył oczy i zmarszczył brwi. Turgut pochylił się nad nim i zaczął coś cicho mówić po turecku, następnie dotknął jego czoła, a na końcu wyjął z kieszeni płaską buteleczkę i pozwolił rannemu upić z niej łyk.

Niebawem Erozan usiadł, rozejrzał się wokół siebie i dotknął szyi, jakby go zabolała. Kiedy wymacał palcami niewielką ranę, z której wciąż sączyła się krew, ukrył w dłoniach twarz i wybuchnął rozpaczliwym, łamiącym serce szlochem.

Turgut objął bibliotekarza ramieniem, a Helen delikatnie ujęła go za dłoń. Naszła mnie refleksja, że już po raz drugi w ciągu godziny Helen okazuje tyle czułości dotkniętemu nieszczęściem człowiekowi. Profesor zaczął wypytywać o coś po turecku Erozana. Po kilku minutach usiadł na piętach i odwrócił się w naszą stronę.

«Pan Erozan mówi, że obcy pojawił się w jego mieszkaniu nad ranem, za oknami wciąż jeszcze panował mrok, i zagroził, że go zabije, jeśli ten nie wpuści go do biblioteki. Kiedy rozmawiałem z nim przez telefon, wampir wciąż przebywał w jego domu, ale Erozan bał mi się o tym powiedzieć. Gdy obcy dowiedział się, kto dzwonił, oświadczył, że muszą natychmiast iść do archiwum. Mój przyjaciel nie śmiał mu się sprzeciwiać. Na miejscu wampir zmusił go do przyniesienia i otwarcia skrzynki. Kiedy już to uczynił, tamten diabeł rzucił go na podłogę – Erozan twierdzi, że jest on niewiarygodnie silny – i wbił mu w szyję zęby. Tylko tyle pan Erozan pamięta».

Turgut smutno potrząsnął głową. Nieoczekiwanie Erozan chwycił go kurczowo za rękę i najwyraźniej zaczął go o coś błagać.

Turgut przez chwilę milczał, a następnie ujął dłonie przyjaciela, wcisnął mu w nie drewniany różaniec, po czym zaczął coś cicho tłumaczyć.

«Oświadczył mi, że dobrze rozumie, iż jeśli ten potwór ugryzie go jeszcze dwukrotnie, sam stanie się wampirem. Prosił, bym zabił go własnymi rękami, jeśli do tego dojdzie». – Odwrócił głowę, a ja odniosłem wrażenie, że w jego oczach zalśniły łzy

«Do tego nigdy nie dojdzie – odparła twardo Helen. – Odnajdziemy źródło tej zarazy».

Nie miałem pojęcia, czy mówiła o odrażającym bibliotekarzu, czy o samym Draculi, lecz kiedy zobaczyłem jej zaciętą twarz i zaciśnięte szczęki, prawie uwierzyłem, że pokonamy obu. Raz już widziałem podobny wyraz jej oblicza. Widok ten przypomniał mi wizytę w kampusie w Ameryce, kiedy opowiadała mi o swoim rodowodzie. Przysięgała wtedy na wszystkie świętości, iż odnajdzie wiarołomnego ojca i zdemaskuje go przed całym naukowym światem. Czy tylko mi się zdawało, że w pewnym momencie cel jej misji uległ pewnej zmianie, a ona wcale tego nie zauważyła?

Selim Aksoy, który myszkował po sali za naszymi plecami, odezwał się w pewnej chwili do Turguta. Ten skinął głową.

«Pan Aksoy przypomina nam, po co tu przyszliśmy. I ma rację. Niebawem zaczną schodzić się inni czytelnicy, więc musimy albo zamknąć archiwum, albo udostępnić je publiczności. Zaofiarował się, że nie otworzy dziś sklepu i będzie pełnił funkcję bibliotekarza. Ale najpierw musimy posprzątać te dokumenty i sprawdzić, jakich doznały szkód. Lecz przede wszystkim należy gdzieś bezpiecznie umieścić naszego przyjaciela. Ponadto Aksoy pragnie pokazać nam coś w archiwum, zanim pojawią się czytelnicy».

Natychmiast zacząłem zbierać porozrzucane dokumenty. Potwierdziły się moje najgorsze obawy.

«Oryginały map zniknęły» – oświadczyłem posępnie.

Przeszukaliśmy półki, ale map przedstawiających dziwny region przypominający zarysami smoka z długim ogonem nigdzie nie było. Doszliśmy do wniosku, że wampir musiał zabrać je, zanim jeszcze pojawiliśmy się w archiwum. Była to przygnębiająca okoliczność. Oczywiście, mieliśmy ich kopie, wykonane ręką zarówno Rossiego, jak i Turguta, ale w moim pojęciu oryginały przedstawiały największą wartość, stanowiły bowiem bezpośredni klucz do miejsca, w którym przebywał Rossi.