– Powiedziałaś, że zajmiesz się tym, gdyby się okazało, że jesteś w ciąży.
– Na szczęście nie jestem.
Zsunął się z łóżka i podszedł do niej. Poczuła przypływ ulgi, za późno jednak dostrzegła, że kurczowo zaciska pięści. Uderzył ją w brzuch. Kiedy zgięła się wpół, złapał ją za kark i przytrzymując jej głowę nisko pochyloną, szepnął:
– Gdybyś kiedykolwiek naprawdę chciała się zająć czymś, co jest moje, chybabym cię zabił.
– Och… – jęknęła, z trudem łapiąc oddech.
– Wynoś się stąd – warknął, wypychając ją na korytarz. Trzasnął drzwiami z taką siłą, że tablica informacyjna wisząca na korytarzu z hukiem spadla na podłogę.
Lena oparła się o ścianę, próbując dojść do siebie. Dokuczliwy ból przenikał całe jej ciało, aż oczy zaszły jej łzami.
W głównym holu spotkała dwóch studentów, toteż przeszła obok nich, usiłując zachować wyprostowaną postawę. Jakoś zdołała zejść po schodkach i skręcić na tyły budynku, żeby ukryć się w parku.
Oparła się ramieniem o drzewo i powoli osunęła się na ziemię. Trawa była wilgotna, ale jej to nie obchodziło.
Włączyła telefon komórkowy i z niecierpliwością czekała na sygnał połączenia się z siecią. Kiedy wreszcie rozbrzmiał, pospiesznie wybrała numer. Łzy mimo woli spływały jej po twarzy, gdy zasłuchała się w sygnał wywołania na drugim końcu linii.
– Halo?
Otworzyła usta, lecz z jej gardła wydobył się tylko cichy jęk.
– Halo! – powtórzył zniecierpliwiony Hank, lecz doszedłszy zaraz do wniosku, że nikt inny nie może do niego dzwonić o tej porze i popiskiwać jak rozhisteryzowane dziecko, zapytał: – Lee? To ty, kochanie?
Lena zdławiła szloch i wychrypiała:
– Hank… Jesteś mi potrzebny.