Изменить стиль страницы

– Zostawię panią z tą robotą – mruknął White.

Kiedy usiadła przy blacie, Reggie stanął nad nią i zerkając ponad jej ramieniem, zaczął dyktować dane personalne zabitego. Wpisała w odpowiednim miejscu adres zamieszkania i domowy numer telefonu Swana, następnie rozmiary i wagę poszczególnych organów, wreszcie zaczęła opisywać znaki szczególne znalezione na ciele. Spisywała już swoje wnioski końcowe, gdy zastępca szeryfa głośno odchrząknął. Obejrzała się na niego, oczekując niezbyt miłej tyrady na temat Jeffreya.

– A więc sprawa przedstawia się prosto, prawda? – zaczął nieśmiało.

Nie bardzo wiedząc, do jakiego stopnia może mu zaufać, odparła wymijająco:

– Żadna śmierć od kuli z broni palnej nie jest prostą sprawą.

– To prawda – przyznał tak samo ostrożnie. – Od jak dawna zna pani Jeffreya Tollivera?

Mimowolnie poczuła chęć wstawienia się za Jeffrey’em.

– Od jakiegoś czasu. Dlaczego pan pyta?

– Z czystej ciekawości.

– Czyżby coś było niejasne?

Pokręcił głową, więc pochyliła się nad formularzami.

Ale po pary sekundach znowu odchrząknął i ponownie obejrzała się na niego.

– Beretta mieści w magazynku siedem nabojów – powiedział.

– To znaczy, że powinno ich zostać pięć.

– Sześć, jeśli doliczyć jeden nabój w komorze. Spojrzała mu w oczy, mając wrażenie, że i on nabrał jakichś wątpliwości.

– A ile ich było w magazynku?

– Sześć.

Odłożyła długopis.

– Chce mi pan coś powiedzieć, Reggie?

Pod skórą na jego policzkach zagrały mięśnie zaciśniętej szczęki, podobnie jak u Jeffreya, kiedy wpadał w złość. Sprzykrzyło jej się wyciąganie na siłę wiadomości od tutejszych mężczyzn.

– Jeśli chce pan coś powiedzieć, to proszę, słucham – wycedziła.

Poniewczasie uświadomiła sobie, że musi to odnieść odwrotny skutek do zamierzonego, ale nie miała dłużej ochoty przejmować się odczuciami innych.

– Reggie, jeśli uważasz, że jest coś podejrzanego w sprawie tego zabójstwa, musisz jasno wyrazić swoje wątpliwości. Moim zadaniem jest tylko wypełnienie tych formularzy po zakończonej sekcji. Nie jestem ani oficerem śledczym, ani twoją matką.

– Proszę wybaczyć – mruknął wyraźnie roztrzęsionym głosem – ale chyba nie ma pani pojęcia, w co się tu wpakowała.

– Mam to traktować jak groźbę?

– Raczej jak ostrzeżenie – rzekł. – Wydaje mi się pani dość miłą osobą, lecz ani trochę nie ufam ludziom, z którymi się pani zadaje.

– Dziękuję. Wyraziłeś się dostatecznie jasno.

– Proszę się dobrze zastanowić, dlaczego ostrzegłem panią przed nim. – Skłonił się sztywno, musnął palcami rondo kapelusza i mruknął: – Pani wybaczy.

Odwrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia.