Inspiracje natury filozoficznej łączą się u Szymborskiej – w sposób rzadko spotykany współcześnie – z inspiracjami wywodzącymi się od nauk przyrodniczych. Jak zawsze, tak i pod tym względem, Szymborska poprzez drobny konkret i szczegółową obserwację – dąży do najszerszych uogólnień, do problemów uniwersalnych. Tak dzieje się, na przykład, w wierszu “Autonomia”: od strzykwy do przepaści, która nas otacza…
Centralna sprawa, która pasjonuje tu poetkę, to problem ludzkości jako biologicznego gatunku. Znów – i oto dalszy ciąg “Rozmowy z kamieniem” – jego obcości, jego wyodrębnienia i wyobcowania w świecie. Jednocześnie przecież – jak nietrudno zauważyć – podkreślona zostaje przez to w jej poezji ścisła więź międzyludzka: wspólnota łącząca człowieczeństwo wszystkich epok – nagle skoncentrowane w czasie:
(“Sto pociech”)i zamknięte między granicami przed- i po-:
(“Notatka”)
Oto perspektywa, z której poetka potrafi spojrzeć na ludzkość. “Spójrzcie na siebie z gwiazd” – napisała w “Monologu dla Kasandry”. Mogłaby słowa te także napisać w monologu dla Wisławy Szymborskiej.
Wielki dystans – tak znakomicie współgrający w tej poezji z wielkim drobiazgowym zbliżeniem – pozwala poetce podejmować problematykę najtrudniejszą: zawartą w podstawowych przeżyciach egzystencjalno-metafizycznych. Do najcenniejszych pod tym względem jej wierszy należy “Zdziwienie”: zdziwienie poczuciem własnej tożsamości, znalezieniem się w tym, a nie innym sposobie istnienia, w tym, a nie innym momencie i miejscu czasu i przestrzeni. Zdziwienie, które leży u początków każdej – osobiście traktowanej – refleksji filozoficznej.
Skoro zaś owo miejsce, czas i – przede wszystkim – sposób istnienia taką właśnie postawę wywołują, można także wyobrazić je sobie inaczej, można uwolnić się od poczucia ich absolutnej konieczności. To, co w poezji Szymborskiej wydaje się najciekawsze, to jej “metafizyczna wyobraźnia”, swoboda, z jaką poetka porusza się: w trybie warunkowym, po stronie negatywnej, w rzeczywistościach pomyślanych. Takim właśnie koncertem na inne rzeczywistości jest tom “Sto pociech”. “Radość pisania” – to rzeczywistość utworu literackiego, “Pejzaż” – rzeczywistość malarskiego dzieła sztuki, pomieszana nagle z rzeczywistością realną. “Pamięć nareszcie” – rzeczywistość marzenia sennego. “Spis ludności”: niespodziewanie znaleziona rzeczywistość spoza historii – co z nią robić? “Dworzec” – rzeczywistość negatywna, znakomicie wyrażona językiem zaprzeczeń:
Przypomnijmy jeszcze “Atlantydę” – rzeczywistość możliwą, nie oznaczoną, o której nic pewnego wyrokować nie można, rozpiętą między przeciwieństwami rzeczywistość plus minus. Przypomnijmy groteskową fantastykę metafizyczną: świat zbudowany z monad-ryb w wierszu “W rzece Heraklita”.
Wszystko to jednak nie znaczy wcale, że poezja Szymborskiej jest jakimś – rozpisanym na wiersze – teoretycznym traktatem o różnych możliwościach sposobu istnienia. Metafizyczna wyobraźnia poetki jest ściśle powiązana z problematyką egzystencjalną, głęboko, osobiście, po ludzku przeżywaną. I tak, rzeczywistość utworu literackiego zostaje przywołana w wierszu, którego pointa brzmi:
– Rzeczywistość snu jest rozpatrywana w wierszu o zmarłych rodzicach; rzeczywistość negatywna – to opis niespotkania się pary kochanków.
Ważną rolę odgrywa w tych rozważaniach specyficzne potraktowanie istnienia jako – nieistnienia zaprzeczonego, jako nie-nieistnienia. Mówią o nim takie wiersze, jak “Tomasz Mann”, “Urodzony”, “Wszelki wypadek”, “Nicość przenicowała się także i dla mnie”. I tu Szymborska potrafi znaleźć odpowiedni dla przyjmowanego przez siebie punktu widzenia język. I tak, na przykład, pisze:
(“Urodzony”)
Trudno w sposób bardziej sugestywny wyrazić kruchość ludzkiego istnienia. Trudno też – dzięki spokojnej precyzji tych wypowiedzi – zachować większą dyskrecję w wyrażaniu wzruszenia, które jest przecież równoznaczne z tym, co zazwyczaj określa się słowami: drżeć o czyjeś życie.
Jest to u Szymborskiej niemal reguła: poważna problematyka filozoficzna kryje się poza zwykłym, uniwersalnym, powszechnie zrozumiałym wzruszeniem, poza zwykłą “życiową” sytuacją.
Ale najciekawszy jest pod tym względem wiersz “Nicość przenicowała się także i dla mnie”: istna wirtuozeria owego chwytu podwójnego zaprzeczenia, mistrzostwo w ukazywaniu świata, który nie nie istnieje i na który patrzymy – od strony nicości.
Własne życie ogląda się tu nie jako oczywistość, która jest sama przez się zrozumiała, lecz jako niezwykłą przerwę w niebycie, z którym poetka wydaje się najzupełniej oswojona, spoufalona, gdyż – przybyła stamtąd.
Oczywiście, tego rodzaju sposób myślenia o świecie, o życiu pojawiał się niejednokrotnie i w filozofii – na przykład u Heideggera, i w poezji – na przykład u Leśmiana czy Przybosia. Nikt jednak chyba tak po prostu i naocznie, a jednocześnie z tak żartobliwym wdziękiem owej sytuacji myślowej nie przedstawił.
“Nichts nichtet” – nicość nicestwieje – pisał Heidegger. “Nicość przenicowała się” – mówi Szymborska. Ta gra słów podaje od razu tonację: chociaż będziemy tu mówili o sprawach zasadniczych – nic z patetycznej powagi! A jednocześnie – cóż za pomysł: ta nicość, która – po swojej drugiej stronie – “ma” byt. Wystarczy ją tylko odwrócić – jak materiał. Ale słowa te można by odczytać także i inaczej. “Nicość przenicowała się”: jak gdyby przesiliła swoje nic, jak gdyby nasilając je do coraz większego stopnia – “nicując” i “nicując” – nagle przedostała się na drugą stronę, zamieniła się we własne przeciwieństwo.
Świat obrazem tym otwarty jest naszym zwykłym, normalnym światem. Ale jakże inaczej – w błysku owego nicościowego jasnowidzenia – został zobaczony i pokazany. Jak przez kogoś, kto patrząc na lodową górę – widział przed chwilę jej podwodną, nierównie rozleglejszą część. Jak przez kogoś, kto nagle, na własną rękę, odkrył istnienie liczb ujemnych.
Mamy tu do czynienia z jeszcze jednym żartem językowym: z przekornym zaprzeczeniem, odwróceniem utartego zwrotu “nic nadzwyczajnego”. Powiedzieć można: odwróciwszy nicość, odwróciwszy rzeczywistość, poetka odwraca także – konsekwentnie – słowo.
Zwróćmy jednak uwagę na co innego: cały wiersz zbudowany jest na tej zasadzie: niewidzenia w świecie, w istnieniu niczego jako zwyczajne, rozumiejące się samo przez się. Otóż, na tym właśnie polega – jak wolno sądzić – jedna z najcenniejszych wartości poetyckich: w tym, co zwyczajne, zobaczyć niezwykłość, zagadkowość, cudowność. Umieć ukazywać świat przez pryzmat metafizycznego zdziwienia – tego samego, które leży u podstaw filozoficznej refleksji nad istnieniem. Szymborskiej udało się to zrobić w sposób – by tak rzec – globalny.
Tak więc, Szymborska ukrywa głębsze, filozoficzne dno swoich wierszy. Udaje, że pisze o sprawach codziennych. Ukrywa kunszt. Udaje, że pisanie wierszy to sprawa dziecinnie łatwa. Ukrywa wreszcie – tragiczny, gorzki sens swojej poezji. Udaje, że niczym znowu tak bardzo się nie przejmuje.
Jest przy tym spraw tych świadoma. W wierszu “Pod jedną gwiazdką” pisze:
Dyskrecja, a zwłaszcza specyficzny humor – jeśli pamięta się o skali przeżyć, jakie w poezji tej kryją się naprawdę – należą do najbardziej ujmujących jej cech.
W wielu wypadkach dokonuje się tu zabieg – na pierwszy rzut oka dość skomplikowany. To, co mogłoby być w przekazywanych przez tę poezję reakcjach wybuchem patetycznego wzruszenia – otrzymuje znak przeciwstawny i wyraża się w karykaturze, drwinie, nawet – błazenadzie. Owo zastępcze wyładowanie umożliwia dyskrecję, spokój i umiar wtedy, gdy potrzeba ich najbardziej: w centralnych momentach tej poezji, w centrum jej tragizmu.
Niezrównaną formułę tego mechanizmu przynosi wiersz “Cień”: