Изменить стиль страницы

GRIFFIN

O wpół do siódmej wciąż nie było żadnych wieści o stanie Carol, ale Griffin musiał iść. Waters na niego czekał, poza tym miał jeszcze robotę. Opuścił więc posępną grupę w poczekalni. Zauważył, że Dan odsunął się od reszty, ale Jillian od razu zajęła miejsce obok niego. Może Dan był jej za to wdzięczny. Trudno powiedzieć. W każdym razie powinien, pomyślał Griffin. Spojrzał jeszcze raz na Jillian i wyszedł. Na parkingu natychmiast zaatakowali go dziennikarze.

– Jak się czuje Carol Rosen?

– Są już jacyś podejrzani?

– Czy samobójcza próba pani Rosen ma jakiś związek z zamordowaniem Eddiego Como?

Griffin zignorował wszystkie pytania i wsiadł do samochodu. Zdziwiło go trochę, że szpital nie jest bardziej oblegany przez media. Kiedy włączył radio, zrozumiał dlaczego.

Tawnya Clemente zorganizowała konferencję prasową w kancelarii prawniczej w centrum Providence. Jej nowy adwokat oświadczył, że zamierza wnieść sprawę o pięćdziesięciomilionowe odszkodowanie przeciwko władzom miasta i Departamentowi Policji w Providence z powodu fałszywego oskarżenia Eddiego.

– Jak wskazuje nowy materiał dowodowy – grzmiał święcie oburzony prawnik – Edward Como w ogóle nie powinien był zostać aresztowany. Przedwczesne i nieodpowiedzialne oskarżenie Edwarda Como o serię gwałtów doprowadziło do tragicznej śmierci tego młodego człowieka, którego zastrzelono przed gmachem sądu, gdzie już wkrótce zostałby oczyszczony z zarzutów. Wczorajszy dzień okrył złą sławą naszą władzę sądowniczą. Providence zwróciło się przeciwko jednemu ze swych synów. Teraz miasto musi zapłacić za tę tragiczną w skutkach pomyłkę.

Właśnie wtedy zadzwoniła komórka Griffina.

– Słuchasz tego pajaca? – jęknął mu do ucha Fitz. – Jezu Chryste, zaraz dostanę zawału. Moje serce normalnie eksploduje! Zdechnę w tej niewdzięcznej, gównianej, pojebanej robocie i wtedy żona wytoczy miastu proces o siedemdziesiąt milionów dolców, żeby przebić rodzinę Como. Chryste Panie! Powinienem był aresztować Tawnyę, kiedy miałem okazję. Masz żonę? – zapytał Griffin.

– Odpieprz się, sierżancie!

– Widzę, że miałeś kolejne upojne popołudnie.

– W Blockbusterze – jęknął Fitz. – Skubany smarkacz chyba jest w porządku. Pokazał nam potwierdzenie transakcji w komputerze, a potem prawie się rozbeczał, kiedy zaczął wyjaśniać, dlaczego wcześniej z nikim się nie skontaktował. Jego siostra chodzi do college’u w Providence, a on był przekonany, że Como jest winny, i nie chciał zrobić nic, dzięki czemu Gwałciciel z Miasteczka Uniwersyteckiego mógłby wyjść na wolność.

– Czyli dzieciak go widział, ale mimo to myśli, że Eddie był winny?

– Z powodu DNA. Niektórzy naprawdę wierzą w te rzeczy. Tylko dlaczego, do kurwy nędzy, nigdy nie zasiadają w ławie przysięgłych?

Griffin wyjechał na ulicę. Brak snu w ostatnią noc zaczął zbierać swoje żniwo. Tyle nowych informacji, a jego mózg nie potrafił ich przetworzyć.

– Czy właśnie zeznanie dzieciaka jest podstawą żądań Tawnyi?

– Może. Ale wydaje mi się, że jej prawnik skoncentruje się głównie na napaści na Sylvię Blaire. Była taka sama jak ataki Gwałciciela z Miasteczka Uniwersyteckiego, ale Eddie już nie żył, więc to nie on jest gwałcicielem.

– Czyli sprawa Sylvii Blaire robi się gorąca.

– No. Burmistrz właśnie dał nam dodatkowe fundusze.

– Więc teraz jesteś ważniakiem.

– Warto wydać kupę szmalcu na ludzi i badania laboratoryjne, bo to i tak znacznie mniej niż pięćdziesiąt melonów.

– Domyślam się, że przyśpieszyłeś badania próbek DNA.

– Tak. Jutro rano mam mieć wyniki. Boże, niech się okaże, że to był jej były chłopak. Tylko to uratuje nasze tyłki. I żeby jeszcze się przyznał, że skopiował zbrodnię Gwałciciela z Miasteczka Uniwersyteckiego dzięki informacjom z jakiejś witryny internetowej, na przykład www.ChcęByć-Gwałcicielem.com.

– Obawiam się, że lepiej byś wyszedł na zawale – zauważył Griffin.

– Pewnie tak. – Fitz westchnął. Wciąż nie miał czasu się przespać i było to słychać w jego głosie. – Griffin, czy Carol Rosen naprawdę próbowała popełnić samobójstwo?

– Znaleźliśmy ją nieprzytomną. Przedawkowała pigułki nasenne. Oprócz tego piła.

– Cholera jasna.

– Przykro mi, Fitz.

– To z powodu Sylvii Blaire, prawda? Ta sprawa wszystkich wyprowadziła z równowagi. Media wariują, ludzie dzwonią po policję, gdy tylko zadrży krzak przed domem… A to tylko ktoś się podszył. Takie rzeczy się zdarzają. – Fitz znowu westchnął. Był wyraźnie zdesperowany. – To nie jej wina. Bez względu na to, co schrzaniliśmy, to nie jest wina ani jej, ani Jillian, ani Meg. Jesteśmy dużymi chłopcami, prowadzimy śledztwa samodzielnie.

– Czy próbowaliście znaleźć inne ofiary?

– Nie rozumiem.

– Jillian i jej matka zauważyły interesującą rzecz. Gwałty należą do najrzadziej zgłaszanych przestępstw. Fakt, że znamy trzy ofiary Gwałciciela z Miasteczka Uniwersyteckiego, jeszcze nie oznacza, że nie było ich więcej.

Fitz milczał przez chwilę.

– Cóż, przeszukaliśmy komputerową bazę danych o przestępstwach seksualnych. W żadnej części kraju nie znaleźliśmy gwałtu, który odpowiadałby sposobowi działania Gwałciciela z Miasteczka Uniwersyteckiego. Oczywiście to jeszcze nie znaczy, że znamy wszystkie ofiary. Może ofiara nie zgłosiła przestępstwa. Albo zgłosiła, ale nie zdążyli jeszcze tego wpisać do bazy danych. D’Amato czekał pół roku z zatwierdzeniem aktu oskarżenia na wypadek, gdyby zgłosiły się inne kobiety. Między innymi dlatego nie oponował przeciwko konferencjom prasowym Klubu Ocalonych. Uznał, że jeśli coś może skłonić inne ofiary do ujawnienia się, to właśnie widok Jillian, Carol i Meg w telewizji.

– Ale nikt się nie zgłosił?

– W każdym razie o niczym takim nie słyszałem.

– Ale to jeszcze nie wyklucza…

– Griffin, nic tego nie może wykluczyć. Choćbyś przesłuchał dosłownie każdą kobietę w tym stanie, to i tak nie mógłbyś wykluczyć, że nie było więcej ofiar, bo któraś mogłaby skłamać. Jesteśmy gliniarzami. Nie możemy się zajmować tym, co niemożliwe. Musimy się koncentrować na tym, co prawdopodobne.

– Potrafię wyjaśnić sprawę finansów wszystkich podejrzanych – powiedział nagle Griffin.

Fitz był wyraźnie pod wrażeniem.

– Serio?

– Tak. Zapytałem nawet Vinniego Pesaturo, czy zlecił zabójstwo Eddiego. Powiedział, że nie. Możesz mnie uznać za wariata, ale mu wierzę.

– Innymi słowy, właśnie skończyli ci się podejrzani.

– W każdym razie do tej hipotezy – odparł Griffin.

– To znaczy?

– To znaczy, że może jednak nie chodziło o zemstę. Może motyw był zupełnie inny. Tylko jaki?

Ledwo Griffin skończył rozmawiać z Fitzem, komórka znowu zadzwoniła.

– Sierżant Griffin – powiedział, przystawiając telefon do ucha.

– Gdzie się, do cholery, podziewasz?

– Morelli! Moja ulubiona pani porucznik. Czy mówiłem już, jak ładnie pani dzisiaj wygląda?

– Nie wiesz, jak dziś wyglądam, bo nie pofatygowałeś się, żeby się ze mną zobaczyć. Zabawne, ale o ile pamiętam, do obowiązków detektywa prowadzącego należy informowanie przełożonych o postępach w śledztwie. Detektyw prowadzący powinien siedzieć w biurze, zbierać raporty, konstruować teorie, kierować ludźmi w terenie!

– Mam dobre wiadomości – oznajmił czym prędzej Griffin. – Robimy postępy.

– Doprawdy? Bo słuchałam wiadomości, sierżancie, i zdaje mi się, że sprawę diabli biorą.

– Chodzi pani o to pięćdziesięciomilionowe odszkodowanie?

– To jeden problem.

– I o to, że ludzie są teraz przekonani, że w mieście grasuje seryjny gwałciciel i wszyscy zostaną napadnięci i zamordowani we śnie?

– To drugi problem.

– Burmistrz jest zasypywany pytaniami, pułkownik jest zasypywany pytaniami, a media urządzają sobie niezłe przedstawienie naszym kosztem?

– Bardzo dobrze, sierżancie. Jak na kogoś, kogo nigdy nie ma w pobliżu, masz niezłe rozeznanie w sytuacji. Czyżby detektyw Waters się nad tobą zlitował?

– Tak jest, pani porucznik – przyznał Griffin.

– Cóż, to bardzo dobrze o nim świadczy. Rozumiem, że wysłałeś go do Cranston w poszukiwaniu kumpli Eddiego Como. Coś mi się zdaje, że wchrzaniasz się miejskim do śledztwa. Jak to jest?

– Po prostu staram się być dokładny – odrzekł dyplomatycznie Griffin.

– Sierżancie, nie zmuszaj mnie, żebym cię zabiła.

Griffin uśmiechnął się. Zawsze lubił porucznik Morelli. Wziął głęboki wdech.

– Problem jest taki. Zaczęliśmy od hipotezy, że skoro Eddie Como został oskarżony o gwałty, to najbardziej prawdopodobnymi podejrzanymi o jego morderstwo są ofiary.

– Tak, pamiętam.

– Zgodnie z tym założeniem detektywi od finansów sprawdzili konta bankowe trzech kobiet i ich rodzin. Okazało się, że Jillian Hayes i Dan Rosen podjęli ostatnio spore sumy.

– Czyli oboje mogli wynająć snajpera.

– Mogli, ale niestety tego nie zrobili. Jillian Hayes przekazała pieniądze parafii w Cranston, co potwierdził ksiądz Rondeli, a Dan Rosen przegrał swoją forsę w Foxwood, co potwierdził Vincent Pesaturo. Zdaje się, że pan Rosen ma problem z hazardem.

– A to znaczy, że ty też masz problem.

– Tak. W tej chwili wśród ofiar i ich rodzin nie ma żadnego prawdopodobnego podejrzanego. Dotyczy to nawet Vinniego Pesaturo.

– Do czego zmierzasz, sierżancie?

Griffin roześmiał się ponuro.

– Cóż, zostały nam jeszcze dwie hipotezy. Pierwsza to taka, że trzymamy się motywu zemsty i zakładamy, że morderstwo zleciła inna, nieznana nam ofiara Gwałciciela z Miasteczka Uniwersyteckiego.

Pani porucznik milczała przez chwilę.

– Ciekawa hipoteza.

– Prawda? Jillian Hayes i jej matka na to wpadły. Trzeba pamiętać, że gwałt należy do najrzadziej zgłaszanych przestępstw. Skonsultowałem się z Fitzem. Okazało się, że przeszukali komputerową bazę danych w poszukiwaniu podobnych zgłoszeń w innych stanach. Ale to nic nie znaczy. Całkiem możliwe, że ofiara, której szukamy, w ogóle nie zgłosiła się na policję.

– A sprawdzali telefony zaufania?

– Nie.

– To może wyślesz tam kilku ludzi, sierżancie? Nie będą mogli ci podać żadnych nazwisk, ale przynajmniej się dowiesz, czy nie było podobnych ataków. Przekonasz się, czy jesteś na dobrym tropie.