Изменить стиль страницы

Wtedy znalazłby się w prawdziwym niebezpieczeństwie. Fizycznie i emocjonalnie nie miałby żadnych rezerw, ale stres wciąż by się utrzymywał. Stracił żonę. Sąsiad okazał się psychopatycznym mordercą. Praca nie należała do spokojnych. Za pierwszym razem pomogła mu rodzina. Bracia na zmianę siedzieli przy jego łóżku, żeby ani na chwilę nie został sam. Pomogli mu przetrwać najgorsze. Potem sam się za siebie wziął.

Musiał się nauczyć, jak radzić sobie ze stresem. Dobrze się odżywiać, dobrze się wysypiać i co najmniej cztery razy w tygodniu ćwiczyć. W ten sposób nie pozwalał stresowi narastać. Nie było to łatwe, ale i nie bardzo trudne. Poza tym, kiedy miał zły dzień, myślał o Cindy. Tak dzielnie walczyła o życie. Nawet gdy ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa, odbierając jej głos i pozbawiając ją sił. Nawet na samym końcu, kiedy mogła się porozumiewać, tylko mrugając oczami, a ręce były zbyt słabe, by uścisnąć jego dłoń. Jak więc mógł się poddać?

Oddychaj głęboko, powiedział sobie teraz. Policz do dziesięciu. Nie można zmienić świata, ale można go po kawałeczku poprawiać.

Wysiadł z samochodu. Zamknął drzwiczki. Wdech, wydech. Pomyślał o otworzeniu drzwiczek i zatrzaśnięciu ich, ale się powstrzymał. Wystarczy miarowo oddychać. Wszedł po schodkach na ganek starego wiktoriańskiego domu i zapukał do drzwi tylko odrobinę mocniej, niż należało. Całkiem nieźle. Nikt nie otworzył, ale usłyszał wewnątrz czyjś głos.

Zapukał ponownie, policzył do dziesięciu, zapukał. Powtórzył tę czynność jeszcze dwa razy, aż w końcu usłyszał zgrzyt odsuwanej mosiężnej osłony przy judaszu. Chwilę później stanęła przed nim Carol Rosen ubrana w niebieską flanelową piżamę, którą zapięła pod samą szyję, mimo że na zewnątrz było prawie dwadzieścia pięć stopni. Miała zaczerwienione policzki i szkliste oczy.

Pijana, pomyślał, chociaż kiedy się zatoczyła, niemal padając mu w ramiona, nie poczuł w jej oddechu alkoholu. Wódka?

– Nie… rozmawiam z panem – wymamrotała, chwytając się framugi. Czy zastałem pani męża?

– Nie.

– W kancelarii powiedziano mi, że go nie ma.

– W domu też.

– Pani Rosen…

– Może jest u którejś z kochanek. – Jej oczy zabłysły. Wytknęła go palcem, a on z zaskoczeniem stwierdził, że ma zakrwawioną dłoń. Spojrzał na nią badawczo, ale zdawało się, że niczego nie zauważyła.

– Nie ma go tutaj, nie ma tam. Musi być u kochanki.

– Pani mąż ma kochankę?

– Właśnie to powiedziałam.

– Jak się nazywa?

– Nie mam pojęcia. Założę się, że jej nikt nie zgwałcił. Jak pan sądzi?

Griffin milczał chwilę.

– Czy chce pani, żebym po kogoś zadzwonił? Może po przyjaciółkę albo kogoś z rodziny, kto dotrzymałby pani towarzystwa?

Pokiwała palcem, wychylając się niebezpiecznie do przodu, a potem chwytając mocniej framugi.

– Tylko nie dziennikarza. Nienawidzę ich! Cały czas dzwoni telefon. Niech pani opowie o Eddiem! A co pani myśli o tej biednej studentce Sylvii Blaire? Eddie nie żyje, a kobiety wciąż cierpią.

– Może zadzwonię do Meg Pesaturo albo do Jillian Hayes?

– Meg gówno wie. Jest za młoda – westchnęła Carol. Przekrzywiła na bok głowę. – Młoda, słodka i niewinna. Myśli pan, że ja kiedykolwiek byłam młoda, słodka i niewinna? Nie przypominam sobie. Nawet przed Eddiem… Nie pamiętam.

– A Jillian Hayes? – zapytał z nadzieją.

– Ona mnie nienawidzi – oświadczyła Carol. – Jestem za bardzo popaprana, widzi pan. Jillian lubi tylko tych, którym jest w stanie pomóc. Doskonal się! Zapanuj nad swoim życiem! Jillian jest zupełnie jak Oprah Winfrey. Tylko że biała.

– Nic pani nie jest, pani Rosen?

– Nie mogę mieć dzieci – wyżaliła się. – Założę się, że kochanka Dana może. I pewnie umie wyłączyć telewizor, kiedy chce. I nie sypia w wannie ani nie sprawdza co pięć minut krat w oknach. I pewnie nigdy nie strzeliła do Dana z pistoletu. Trudno z kimś takim rywalizować.

– Pani Rosen… – Z całą pewnością była pijana. Chociaż wciąż nie czuł alkoholu, uznał, że to bez znaczenia. Miał robotę do wykonania, a jej stan tylko mu ją ułatwiał. – Czy Dan rozmawia z panią o pieniądzach? – zapytał.

– Nie.

– Taki dom musi być bardzo kosztowny.

– Nowa kanalizacja nie jest tania – odparła, parodiując głos męża.

– Czyli wasza sytuacja finansowa nie jest najlepsza.

– Chryste, Carol, ktoś musi na to wszystko zarobić.

– Rozumiem. Jest źle.

– Meg i Jillian mówią, że powinniśmy sprzedać ten dom. Ale sama go urządziłam. Na przykład te drzwi, sama je wybrałam. I tę klamkę. Kiedy się wprowadziliśmy, wszystko było w ruinie. Zardzewiałe, połamane, spróchniałe. Czytałam książki o renowacji. Przeglądałam albumy z wiktoriańską architekturą, rozmawiałam ze specjalistami. Nikt nie pokochał tego domu tak jak ja. Boże, chciałabym, żeby po prostu spłonął do szczętu.

– Pani Rosen, wiemy, że Dan zlikwidował fundusz inwestycyjny. Wie pani, co się stało z tymi pieniędzmi?

Potrząsnęła głową…

– Musimy to sprawdzić, pani Rosen.

Uśmiechnęła się i oparła głowę o framugę.

– Uważa pan, że wynajął mordercę? Że wydał te pieniądze, żeby zabić człowieka, który mnie zgwałcił?

– Chętnie bym go o to zapytał.

– Sierżancie Griffin, mąż nie kocha mnie na tyle. Niech pan sprawdzi jego kochankę. Może ona też lubi kosztowne zabytkowe domy.

Griffin podniósł rękę. Za późno. Carol Rosen zdążyła zatrzasnąć drzwi. Zapukał, ale nie odpowiadała. Po minucie czekania wrócił do samochodu, usiadł za kierownicą i zmarszczył brwi.

Wolał nie zostawiać jej w takim stanie samej. Wczoraj postrzeliła męża. A wtedy nie wiedziała jeszcze o Sylvii Blaire. Strach pomyśleć, co może zrobić dzisiaj.

Wziął komórkę i zadzwonił do Meg Pesaturo. Nikt nie odbierał. Wystukał numer letniskowego domku Jillian. Z takim samym skutkiem. Wreszcie zadzwonił do domu Jillian w Greenwich, gdzie w końcu ktoś podniósł słuchawkę.

– Halo? – zapytała Toppi Niauru.

Jillian nie było w domu, więc Griffin powiedział o Carol Rosen Toppi. Obiecała, że razem z Libby zaraz przyjadą na miejsce.

Schody zabytkowego budynku nie były przystosowane do potrzeb osób na wózkach, więc Griffin postanowił zaczekać. Czterdzieści pięć minut później Toppi wjechała na podjazd granatową furgonetką. Rozsunęła boczne drzwi i uruchomiła hydrauliczny podnośnik, który opuścił Olivię Hayes na ziemię.

Matka Jillian musiała nałożyć na tę okazję makijaż i upiąć włosy w fantazyjny kok.

O piątej zero zero Griffin wniósł Libby na schody, a Toppi podążyła za nimi, dźwigając wózek. O piątej zero jeden wszyscy zapukali do drzwi.

O piątej dziesięć przestali pukać, a Griffin wyważył drzwi własnym ciałem. O piątej jedenaście znaleźli Carol leżącą na dywanie przed włączonym telewizorem. W dłoni wciąż ściskała pustą buteleczkę po pigułkach nasennych.

Griffin rozpoczął reanimację, Toppi zadzwoniła po pogotowie, a Dan Rosen, ze zwykłym u siebie wyczuciem czasu, w końcu wrócił do domu.