Изменить стиль страницы

KLUB OCALONYCH

Jillian Hayes jest de facto liderką grupy – wyjaśnił Fitz, gdy jechali przez labirynt wąskich jednokierunkowych uliczek charakterystycznych dla East Side. – Jej siostra była trzecią ofiarą gwałtu, miała dziewiętnaście lat. Była na drugim roku w Brownie. Zmarła w trakcie napaści z powodu alergicznej reakcji na lateks.

– Myślałem, że ofiary oddawały krew – mruknął Griffin.

Fitz łypnął na niego z ukosa, zaskoczony, że tak dużo wie.

– W trakcie śledztwa ustaliliśmy, że zarówno pierwsza ofiara, Meg Pesaturo, jak i trzecia, Trisha Hayes, oddały krew w ośrodkach na terenie kampusu wkrótce przed gwałtem.

– Czyli Trisha Hayes oddała krew, mimo że była uczulona na lateks?

– Tak. Według zeznań Kathy Hammond, która pobierała od niej krew, Trisha poinformowała ją o swojej alergii i pani Hammond założyła winylowe rękawiczki. Uczulenia na lateks zdarzają się coraz częściej. Większość szpitali, punktów krwiodawstwa i zrzeszeń pielęgniarek domowych ma na składzie także inne rodzaje rękawiczek.

– Czy na karcie krwiodawcy znajduje się informacja na temat tej alergii?

Fitz zrozumiał, do czego Griffin zmierzał, i z żalem pokręcił głową.

– Nie. A szkoda. Gdyby udało nam się udowodnić, że Como wiedział o tym przed dokonaniem gwałtu, oskarżylibyśmy go o morderstwo. Zamiast tego musieliśmy się zadowolić nieumyślnym spowodowaniem śmierci.

– Szkoda – zgodził się Griffin, po czym zerknął bez celu w boczne lusterko. Zobaczył coś białego i zmrużył oczy, żeby się lepiej przyjrzeć, właśnie gdy Fitz ruszył do przodu.

– W każdym razie – mówił dalej Fitz – Jillian Hayes miała się spotkać z siostrą o siódmej i pójść z nią na kolację, ale się spóźniła. Dotarła na miejsce około ósmej. Weszła do mieszkania, a gwałciciel skoczył na nią od tyłu. Sprał ją na kwaśne jabłko, zaczął dusić. Bóg jeden wie, co by było, gdyby sąsiad z góry nie usłyszał hałasów i nie zadzwonił po policję. Eddie uciekł, kiedy usłyszał syreny. Jillian podpełzła do łóżka, gdzie znalazła ciało siostry związane lateksowymi opaskami.

– To był jego podpis?

– Tak, lateksowe opaski. Na wszystkich trzech ofiarach. Było ich dziesięć. Jedna jako knebel, jedna na oczy, po dwie na każdy nadgarstek i na każdą nogę. Więzy na kończynach zaciskały się, gdy ofiara próbowała się szarpać. Gdy jednak leżała spokojnie… Powiedzmy, że Eddie miał specyficzne poczucie humoru.

– Zakładam, że po telefonie sąsiada mundurowi natychmiast przeczesali całą okolicę. Nie natknęli się na Eddiego?

– Nie. Nie mieli zresztą żadnego rysopisu. Jedyną ofiarą, która widziała napastnika, była Carol Rosen, ale w pokoju było za ciemno, żeby mogła mu się dobrze przyjrzeć. Pierwsza dziewczyna, Meg Pesaturo, nie pamięta nawet samego gwałtu, więc nie mogła się na nic przydać. Może Trisha Hayes go widziała, ale zmarła nie odzyskawszy przytomności, więc nie mogła złożyć zeznań. A jej siostra, Jillian, została zaatakowana, kiedy w mieszkaniu było już zupełnie ciemno, więc też nie potrafiła podać żadnych szczegółów. Innymi słowy, rzuciliśmy na ulice wszystkie siły, jakie mieliśmy do dyspozycji, ale Eddie albo gdzieś się zaszył, albo nie stracił zimnej krwi. Nikt go nie zatrzymał.

– Zdaje się, że facet był bardzo inteligentny albo miał wielkiego farta – mruknął Griffin i odwrócił się do Fitza. – Widzisz tę białą furgonetkę cztery samochody za nami? Tę z anteną satelitarną na dachu.

Fitz zerknął w lusterko.

– Widzę.

– Coś mi się zdaje, że to reporterzy Kanału Dziesiątego.

Fitz przez chwilę przyglądał się furgonetce.

– Ożesz kurna – warknął. – Chyba masz rację. Twoi wielbiciele, Griffin?

– Wątpię, żeby byli tu z mojego powodu. Przecież to ty prowadziłeś sprawę Gwałciciela z Miasteczka Uniwersyteckiego. Ergo ty powinieneś wiedzieć najlepiej, gdzie znaleźć jego ofiary.

Cholerne pijawki. Człowiek myśli, że dwa trupy w jeden dzień zajmą ich uwagę. Ale gdzie tam. Chcą wytropić chociaż jedną z kobiet. Żeby podetknąć jej pod nos ten cholerny mikrofon i zapytać: „Hej, ofiaro numer dwa, człowiek, który cię zgwałcił, został właśnie zastrzelony i pobrudził cały chodnik. Co zamierzasz teraz zrobić? Polecieć do Disneylandu?”

Bez ostrzeżenia skręcił ostro w prawo. Ford taurus – taki sam, jakim jeździł Griffin, lecz w znacznie gorszym stanie – jęknął w proteście. Fitz zignorował skrzypienie kierownicy i drgania podwozia; dał gaz do dechy i wjechał na krawężnik. Samochód wtoczył się na chodnik, po czym wylądował z łoskotem z powrotem na asfalcie.

Griffin chwycił się deski rozdzielczej, a potem spojrzał w lusterko.

– Ciągle mamy ich na ogonie.

– Tak ci się tylko wydaje.

Fitz ruszył w wąską uliczkę, skręcił w lewo, wjechał na parking, wykręcił w prawo, wcisnął się w kolejną boczną uliczkę, a potem odbił ponownie w lewo. Nieźle, pomyślał Griffin. Lecz wtedy furgonetka, niczym wielki biały rekin, znowu pojawiła się w lusterku.

– Maureen – mruknął Griffin. – Mścisz się za utratę kasety?

– Nie zaprowadzę żadnego pieprzonego reportera do moich kobiet – warknął Fitz. – Nie ma mowy.

Griffin odebrał to jako radę, by czym prędzej chwycić rączkę nad drzwiczkami. Nie pomylił się. Fitz wyłączył syrenę, przejechał na czerwonym świetle, nawet nie próbując przyhamować, i niemal rozbił wóz o tył śmieciarki. Nie należąc, jak widać, do ludzi, którzy rozpamiętują cudowne ocalenia od wypadków, po prostu dodał gazu, przemknął jak rakieta na następnym czerwonym świetle, wykonał gwałtowny skręt w lewo, przejechał cztery przecznice, a potem odbił w prawo, by w końcu zatrzymać samochód na chodniku.

– To będzie musiało wystarczyć – oznajmił, ciężko dysząc i posapując. Wciąż zaciskał dłonie na kierownicy. Jego oczy płonęły dzikim blaskiem.

Griffin zdecydował nie puszczać jeszcze rączki.

– Już ich nie widzę – stwierdził.

– Nie przestawaj się rozglądać.

– Tak jest, Wasza Królewska Mość.

– Nie cierpię dziennikarzy – warknął Fitz.

– Hej, czy to nie magazyn „People”?

Czasopismo wysunęło się spod fotela Griffina. Fitz sięgnął po nie, zabrał z podłogi i rzucił na tylne siedzenie.

– Tak, wiem – wyręczył go Griffin. – Kupujesz ten chłam tylko dla obrazków.

– Nie dla obrazków – sprostował Fitz. – Dla krzyżówki. Odczekali jeszcze kilka minut. Gdy wóz transmisyjny wciąż się nie pojawił, Fitz powoli wyjechał z powrotem na ulicę. Ruch był tu znacznie mniejszy, znajdowali się w spokojnej, cichej okolicy. Optymista zauważyłby, że uciekli od szalonego zgiełku w centrum. Pesymista dorzuciłby jednak, że mieli teraz znacznie dalej do celu. No cóż. Griffin był pewien, że wykorzystają ten czas i spokojną atmosferę, żeby się lepiej poznać. Przeciągnął się i rozmasował szyję.

– No dobrą na czym skończyliśmy? – zapytał Fitz, który zaczął wreszcie dochodzić do siebie.

– Jedna ofiara z amnezją dwie pozostałe nie widziały gwałciciela, bo było za ciemno – przypomniał Griffin. – Skoro nie mieliście rysopisu, to skąd wiedzieliście, że to był Como?

– Na początku nie wiedzieliśmy. Musisz zrozumieć, że to nie było takie sobie zwykłe śledztwo w sprawie seryjnego przestępcy. Nasza pierwsza ofiara, Meg, na nic się nie przydała z powodu amnezji na skutek wstrząsu psychicznego. Dziewczyna nie pamięta ataku, nie pamięta dnia ataku ani, skoro już o tym mowa, prawie niczego ze swojego życia sprzed ataku…

– Nie pamięta swojego życia? – wtrącił się Griffin, nie kryjąc zdumienia. – Myślałem, że amnezja spowodowana traumatycznym przeżyciem oznacza, że ofiara wyrzuca z pamięci tylko to przeżycie. W jaki sposób przestała nagle pamiętać całe życie?

Fitz wzruszył bezradnie ramionami.

– Skąd mam, do cholery, wiedzieć? Może Meg nie podobało się to, co przedtem przeżyła, i jej podświadomość po prostu skorzystała z okazji, żeby wykasować wszystko, jak leci. A może jej mózg nie jest najlepszy w rozróżnianiu sytuacji. Czort wie. W każdym razie lekarz przysięga, że jej amnezja jest prawdziwa, jej rodzice mówią że amnezja jest prawdziwa, i ona sama zdaje się myśleć, że jej amnezja jest prawdziwa. Przez ostatni rok przepytywałem Meg ze dwadzieścia razy i nie dała mi ani jednego powodu, by w to wątpić. Więc jeżeli dziewczyna udaje, to musi być cholernie dobrą aktorką.

– No, no – powiedział Griffin.

– No – zgodził się Fitz. – Tak czy siak, stan Meg bardzo utrudnił śledztwo związane z pierwszym gwałtem. Próbowaliśmy wyciągnąć coś od jej współlokatorki, Vickie, ale dziewczyna wiedziała tylko tyle, że kiedy wróciła do domu o drugiej w nocy, Meg leżała przywiązana do własnego łóżka. Dowody rzeczowe okazały się równie bezużyteczne: żadnych śladów włamania żadnych włosów, włókien ani odcisków palców.

Tak naprawdę po pierwszym ataku mieliśmy tylko jedną zagubioną studentkę, jedną wstrząśniętą współlokatorkę, dziesięć kawałków lateksu i próbkę DNA, która nie była zgodna z żadnym DNA z bazy danych przestępców seksualnych.

– Sprawdziłeś lateks?

– Jasne, że tak. To był jedyny cholerny trop, jaki miałem. Zleciłem analizę chemiczną, porównanie marek produktu, porównanie partii towaru, badanie ilości i rodzaju talku na opaskach. Szczerze mówiąc, dowiedziałem się o lateksie więcej niż bym, kurwa, chciał. I wszystko na nic. Problem polega na tym, że sposób, w jaki się to cholerstwo produkuje, praktycznie uniemożliwia stwierdzenie, z której partii pochodzi produkt, a więc także kto i kiedy je sprowadził i sprzedał. Trzy tygodnie po ataku śledztwo utknęło w miejscu. Mogliśmy tylko walić głową w mur.

– Serio? A co na to wujek Meg, Vinnie?

Fitz parsknął śmiechem.

– A więc już o nim słyszałeś. Wujek Vinnie to zabawny facet. Raz przyszedł do mojego biura. Chciał się dowiedzieć, czy przypadkiem nie ukrywam przed rodziną jakichś informacji. Na przykład mógłbym mieć jakiegoś podejrzanego. No i gdybym, powiedzmy, znał jakieś nazwisko, to Vinnie zna inne nazwisko, które mogłoby się zająć tym moim i zaoszczędzić trochę pieniędzy podatników.

– Na swój sposób Vinnie jest pożytecznym gościem.