Изменить стиль страницы

W końcu okradła go i przedostała się z powrotem do Chin. Chciała być wolna. Wróciła więc i stanęła na naszej ulicy.

4

Mówią na mnie Siostra Morfina. Miałam kiedyś kochanka w tym mieście i nie potrafiłam bez tego faceta żyć. Bez niego wszystko było nie tak. Myślałam, że na tym polega miłość. Kiedy mnie zostawił, zaczęłam ćpać heroinę. Pragnienie narkotyku było ogromne, moja odporność rosła, a ja uwielbiałam „ścigać smoka” tak długo, aż byłam totalnie nawalona, aż poczułam się bardziej martwa niż żywa. Kiedy żyłam, chciałam umrzeć, a gdy byłam bliska śmierci, chciałam żyć. Nie musiałam już myśleć o niczym innym i nareszcie czułam się wolna.

Czasami, kiedy się porządnie narąbałam, myślałam o facetach. Tęskniłam za ustami mężczyzny. Żaden z tutejszych facetów nie potrafił posługiwać się ustami, gdy był w łóżku z kobietą. Po prostu nie mieli tego w zwyczaju, a może nie lubili tego robić kobietom, których nie znali. Nie znam powodu. Zaczęłam spotykać się z różnymi mężczyznami. Wszyscy prawili mi identyczne, wyświechtane komplementy. Mówili mi różne miłe rzeczy, lecz były to wciąż te same stare banały, żaden nigdy nie powiedział nic nowego. I każdy spuszczał się jak dziecko. Byłam zawsze pod spodem, a oni nie czekali nawet, aż ściągnę ubranie. Ogarniała mnie tak wielka nuda, że prawie nie mogłam się ruszyć. Miałam z tego odrobinę prostej przyjemności; wszystko odbywało się bez słowa.

Uwielbiałam natomiast obserwować ich, gdy się przede mną rozbierali. Była to chwila szczególna, jedyny liryczny moment. Działo się to w pośpiechu i w mgnieniu oka było już po wszystkim.

Pewnego dnia ogarnęły mnie wątpliwości – poczułam, że nie kocham Saininga, bo nie wiem już, czym jest miłość. Może po prostu byłam uzależniona od nastroju, w który mnie wprawiał. Ten pomysł wzbudził we mnie odrazę. Kiedy sięgnęłam myślą w przeszłość i wyobraziłam sobie, jak kocham się z Sainingiem, ogarnął mnie taki wstręt, że myślałam, że umrę. Od tej pory wszystko wydawało się zbrukane. Seks już mnie nie pociągał. Miałam dwadzieścia trzy lata, a moje ciało było martwe.

Moja ostra astma sprawiła, że po samym ucisku w klatce piersiowej byłam w stanie poznać, jak dużą domieszkę obcej substancji – na przykład trutki na szczury czy środku owadobójczego w rodzaju proszku „66” – dodano do działki heroiny. Dilerów ciągle łapano i wsadzano do więzienia albo skazywano na śmierć przez rozstrzelanie, toteż nieustannie miotałam się w poszukiwaniu nowych. Lecz żaden nie potrafił oszukać moich oskrzeli. Kiepska heroina natychmiast wywoływała atak choroby.

Na kilku dilerów zwykle się natykałam na ulicy, ale z większością spotykałam się w małych, ciemnych hotelikach. Przeważnie prowadzone przez ludzi z Chaozhou, te zapuszczone przybytki wyrastały na obrzeżach naszej nieskazitelnie jasnej i lśniącej metropolii. Były jak podziemne kanały ściekowe tego niewielkiego, otwartego miasta, tego ucieleśnienia „reformy” gospodarczej, i roiło się w nich od szczurów. W Szanghaju nigdy nie spotkałam tak gigantycznych stworzeń. W tych hotelikach, gdzie wiele osób tłoczyło się w jednym pokoju, mieszkały prostytutki ćpunki. Poczułam, że kompletnie nie rozumiem facetów. Te dziewczyny wyglądały jak worki kości, miały ziemistą cerę, skórę pokrytą wrzodami i upstrzoną śladami igieł. Mimo to zawsze znajdowały faceta do łóżka – nawet te bezdomne, bezzębne ćpunki.

Heroina sprawiła, że zrobiłam się nadwrażliwa i nie mogłam już wytrzymać w mieszkaniu, które kiedyś dzieliliśmy z Sainingiem. Postanowiłam się wynieść. Zanim jednak znalazłam nowe lokum, wprowadziłam się do jednego z tych hotelików. Sanmao załatwił mi wolny pokój. Nie miałam pojęcia, w jaki sposób zdołał uzyskać dla mnie miejsce w tym przybytku. Jego żona wprawdzie wspominała swego czasu, że Sanmao należał kiedyś do „czarnego stowarzyszenia”, zajmującego się zorganizowaną przestępczością, i że przez pewien okres był nawet członkiem gangu. Tłumaczyła mi, że na początku stanowili zwykłą bandę dzieciaków, które razem kradły rowery. Z czasem przerzucili się na większe łupy i przekształcili się w prawdziwy gang.

Pewnego razu, w trakcie bójki, ktoś strzelił z pistoletu, a Sanmao zemdlał ze strachu. Kiedy oprzytomniał, poprzysiągł sobie, że się ustatkuje, i przerzucił się na śpiewanie piosenek Qi Qina. [11] To zaprowadziło go do rock and rolla.

Woń klimatyzacji, woń heroiny, prawdziwej i podrabianej, woń prezerwatyw, woń robienia laski, woń pojemników z jedzeniem na wynos, zapach mrożonych owoców, czarnobiałych kantonskich filmów, woń lamp stołowych, słodkiego kleiku ryżowego, papierowych pieniędzy, woń kierownika hotelu i odór wymiocin.

Pewnego dnia po hotelu kręciła się Mała Shanghai, pukając do losowo wybranych drzwi, aż zapukała do moich. Trzymała w dłoni lśniące czerwone jabłko; przypuszczalnie dostała je od jakiegoś klienta.

– Przepraszam – powiedziała. – Znowu pomyliłam drzwi.

– Wejdź. Może mi pomożesz?

W mojej łazience leżał nieprzytomny mężczyzna.

– Nieboszczycy są ciężcy – zauważyła Mała Shanghai. – We dwie nie damy rady go podnieść.

– On żyje, tylko zemdlał – zaprotestowałam.

– Martwy czy zemdlony, waży tyle samo. Powiem swojemu facetowi, żeby tu wpadł i pomógł ci. On sobie poradzi.

Facetem, który leżał w mojej łazience, był Mały Xi'an. Codziennie mi się narzucał, a teraz zemdlał w toalecie po tym, jak dał sobie w żyłę. Nigdy nie używałam strzykawki, bo zbyt wielu ludzi zginęło, wstrzykując sobie złą heroinę, a najbardziej ze wszystkiego nie znosiłam, jak ktoś wbija sobie igłę na moich oczach.

Byłam wstrząśnięta i zachowywałam się trochę nerwowo, więc żona Sanmao przyjechała do hotelu i zabrała mnie stamtąd. Przepraszała za to, że ulokowali mnie w takim miejscu. „Naprawdę nie miałam pojęcia, że to taka okropna nora” – powiedziała. Dodała też, że zamierza zabrać Sanmao do Kantonu na odwyk, i spytała, czy mam ochotę pojechać z nimi.

W dzień po tym, jak facet Małej Shanghai zabrał Małego Xi'ana do szpitala, zaprzyjaźniłyśmy się z Małą Shanghai. Mały Xi'an był jej stałym klientem, a mężczyzna, który później się z nią ożenił, był jego przyjacielem. Mały Xi'an najbardziej ze wszystkich nie cierpiał alfonsów, więc znalazł Małej Shanghai miłego faceta, tak samo młodego i przystojnego jak on sam. Po tym, jak jego matka podarowała Małej Shanghai dwa tysiące juanów, Mała Shanghai wyjechała i wyszła za mąż. Nigdy już nie wróciła do miasta.

Pewien czas po ślubie do Małej Shanghai ktoś zadzwonił.

– Mam paręset tysięcy, wyjedziesz ze mną?

– Raczej nie – odparła Mała Shanghai. – Mój mąż był twoim kumplem, na wypadek gdybyś zapomniał. Co ty sobie wyobrażasz? Czemu dzwonisz właśnie do mnie?

– Przypominałem sobie stare dzieje, a dobrze się razem bawiliśmy. Uważam, że jesteś fajną kobietą, a ludzie mówią, że kiedyś byłaś superseksowna.

Na dźwięk słów „kiedyś byłaś” Mała Shanghai szybko ucięła rozmowę i odłożyła słuchawkę.

To była tylko zwyczajna miejska ulica, ale od tamtej pory nie mogłam już przestać o niej myśleć. Męczyły mnie te wspomnienia, lecz w końcu to tam właśnie dorastałam.

Dawniej było tam pełno prostytutek, alfonsów, klientów, dilerów, dziewczynek sprzedających kwiaty, żebraków i handlarzy szaszłykami. Później nagle zjawiła się policja, pełno policji, i wszyscy ci ludzie zniknęli. Już nie było mojej ulicy; zamilkły wszystkie te ciepłe, choć niepokojące odgłosy. Znikły sklepy, po obu stronach szosy wyrosły nowe wieżowce. Ich ciemne oczodoły zajęły trwałe miejsce w moim życiu. Światła płonęły, światła gasły. Były wciąż obecne, towarzyszyły mi w szarej godzinie i w porze najjaskrawszego blasku, i nic nie mogło oddzielić mnie od tej tajemnicy. Czasem podejrzewałam ją o to, że odbiera mi siłę, siłę czekania, co przyniesie przyszłość.

Często szłam na bulwar i szukałam drugiej pary oczu swoim zatrutym, błękitnawo lśniącym spojrzeniem. Potrzebowałam kogoś, kto sprzeda mi narkotyk: to było najważniejsze na świecie. W moim życiu istniała już tylko heroina. Moje ćpuńskie życie było proste, lecz niełatwe.

Pewnego dnia poszłam na spotkanie z Ye Meili. Lubiła mnie, ponieważ Saining zostawił mi sporo pieniędzy, a także dlatego, że byłam „wykształcona”. Ye Meili mówiła, że lubi się zadawać z takimi jak ja.

Rozmowę z Małym Xi'anem odbyłyśmy niemal jednocześnie. Właśnie się kłóciłyśmy: Ye Meili miała do mnie pretensję, że zaprosiłam do siebie pewnego faceta. Powiedziała, że ten gość jej się spodobał, że nie zamierzała zaciągać go do łóżka, tylko wyjść na miasto się zabawić, i że chciała jedynie poznać go ze swoją przyjaciółką, czyli ze mną.

– Ale ty musiałaś się ulotnić i zabrać to, co do ciebie nie należało! I ty śmiesz nazywać się moją przyjaciółką! – krzyczała. – Czy ty w ogóle wiesz, co to jest przyjaźń?

W tym momencie zadzwoniła jej komórka. Był to Mały Xi'an, który złożył jej wiadomą propozycję.

– Nie mogę z tobą jechać – odpowiedziała Ye Meili. – Nie zawracaj mi głowy. Ale jest ze mną ktoś, kogo znasz. Lubi pieniądze, może ją namówisz?

Mały Xi'an powiedział mi to samo, co jej.

– Skoro masz taką masę forsy – odparłam – możesz znaleźć sobie dziewczynę, z którą będziesz się bawił dużo lepiej niż z którąkolwiek z nas. Dlaczego właśnie nam to proponujesz?

– Szukam kobiety, która znała mnie, zanim miałem tę forsę. Ye Meili jest osobą, która może porzucić człowieka nagle i bez uprzedzenia, ale chętnie byłbym z nią tak długo, jak się da, i nie rozpaczałbym po jej odejściu. Ty jesteś typem inteligentki, a poza tym jedyną babką, z którą jeszcze nie spałem. Więc skoro już mam te pieniądze, może pojedziesz ze mną? Mogę cię wysłać do najlepszej kliniki odwykowej.

Odmówiłam mu bez ceregieli.

– Nic z tego! – powiedziałam i rozłączyłam się.

– Dlaczego się nie zgodziłaś? – spytałam Ye Meili. – Jest uroczy, i do tego bogaty.

– Bo potrzebuję wolności. Póki żyję, nigdy nie będę zależna od żadnego mężczyzny, bez względu na to, czy pokocham go, czy nie. Nie obchodzi mnie, jaki on jest.

[11] Qi Qin (Chyi Chin) – popularny piosenkarz chiński, mieszkający na Tajwanie.