Изменить стиль страницы

Nigdy nie przeklinała, lecz nie protestowała, gdy jakiś mężczyzna przemawiał do niej w wulgarny sposób; może po prostu do tego przywykła. Była jak mała, głupiutka dziewczynka, która nie potrafi nic innego prócz uprawiania seksu. Mimo to promieniowała jakąś czystością – wyglądała niewinnie jak dziewiczy śnieg, dzięki czemu interes świetnie prosperował. Od czasu do czasu, wiedziona przeczuciem, szła za klientem prosto do pokoju, szybkim ruchem ściągała mu spodnie i wkładała sobie jego penisa do ust. Wiedziała, jak obchodzić się z penisami. Każdy penis był po prostu penisem, niczym samym w sobie dobrym ani złym. Niekiedy zdejmowała też własne ubranie, odsłaniając małe, twarde, karminowe sutki, albo wkładała palec w szczelinę między nogami, lecz cokolwiek robiła, nie wypuszczała penisa z ust. Jej ruchy były delikatne, lecz skuteczne. Robiła wszystko, by przekonać mężczyznę, by poszedł z nią do łóżka. Wiedziała, że nie wolno jej zbyt długo przebywać w pokoju. Jeśli zabawiła dłużej niż dziesięć minut, musiała dać recepcjonistce na piętrze napiwek, niezależnie od tego, czy coś zarobiła, czy nie. Kobiety te były jej wspólniczkami – posyłały jej klientów i pełniły funkcję czujek. Gdyby się zorientowały, że je oszukuje, już nigdy nie mogłaby pracować w tym hotelu. Dlatego musiała dbać o to, by ewentualny klient w ciągu dziesięciu minut zdecydował, czy ma ochotę się z nią pieprzyć.

Każdy facet miał ochotę robić z jej ciałem co innego. Czasem musiała robić „sandwicza” – numer, w którym brały udział dwie kobiety i mężczyzna, albo dwóch mężczyzn i kobieta. Była pojętną uczennicą i wiele się nauczyła, uprawiając seks z tak wieloma różnymi mężczyznami. Kiedy facet chwalił jej umiejętności, wydawała się szczęśliwa. Spoglądała na sufit pulsujący nad jej głową, a jej krzyki zawsze brzmiały radośnie – inaczej niż u niektórych kobiet, które krzyczały tak, jakby doświadczały bólu. Okrzyki Małej Shanghai odznaczały się niezwykłym pięknem. Nikt nie wiedział, czy odczuwa autentyczną przyjemność, czy może jest w środku całkiem zdrętwiała – nigdy o tym nie mówiła, ponieważ nikt nigdy o to nie pytał. Wiedziała, że mężczyźni lubią, kiedy krzyczy. Chciała, żeby jak najszybciej kończyli, by mogła pójść do łazienki, umyć zęby i wykąpać się. Kąpała się wiele razy dziennie, na każdy numerek przypadały dwie kąpiele. Po kąpieli dostawała zapłatę, potem mogła się napić coca – coli, a czasem heinekena z barku w pokoju klienta. Po wszystkim wracała do windy.

Zdarzali się mężczyźni cierpiący na impotencję. Mówiła im zawsze: „Wszystko z tobą w porządku, fajny z ciebie gość, po prostu nie przywykłeś do seksu z dziwką. Jesteś trochę nerwowy, ale podobasz mi się. Jesteś naprawdę fajny”. Jedynym sposobem na impotenta był ciągły seks oralny. W gruncie rzeczy Mała Shanghai nie znosiła impotencji. Denerwowała ją najbardziej ze wszystkiego. Smuciła ją, czasem nawet doprowadzała do płaczu. Sądziła, że impotencja musi być czymś bardzo deprymującym dla tych mężczyzn, i nie szczędziła wysiłków, by im pomóc. Jeśli mimo to wciąż nie mieli erekcji, żądała tylko połowy zapłaty, lecz większość i tak płaciła jej pełną cenę. Zdarzali się tacy, którzy wzięli za dużo narkotyków albo za dużo wypili, pieprzyli się z nią mnóstwo czasu i nie mogli skończyć, a jeśli taki klient nie miał wytrysku, dostawała tylko połowę pieniędzy albo gorzej – wychodziła z niczym. W takich sytuacjach Mała Shanghai mogła jedynie starać się dać z siebie wszystko. Czasem pieprzyli się z nią tak długo, że aż drętwiały jej stopy, a w końcu i tak nie płacili. To były najgorsze przypadki.

Jeżdżąc windą do północy, Mała Shanghai czasem zaczynała dzwonić do ludzi albo decydowała się pukać do drzwi pokoi hotelowych. Było to bardzo ryzykowne. Gdyby potencjalny klient na nią doniósł, mogłaby wpaść w tarapaty. Nawet jeśli jej laogong opłacił wszystkich pracujących w hotelu i w jego pobliżu, zawsze pozostawało kilku takich, którzy nie przyjmowali łapówek, i Mała Shanghai doskonale o tym wiedziała. Gdyby na nią doniesiono, laogong nie byłby z niej zadowolony. Mógł ją zbić albo przez wiele dni nie odzywać się do niej, ani tym bardziej nie chodzić z nią do łóżka. Zakochała się w nim całkiem autentycznie – po tym, jak wróciła do niego po pierwszej nocy w pracy, a on ją przytulił. W tym momencie obudziła się w niej miłość. Potrzebowała kogoś, kto by ją pocieszał. Do codziennego wysiłku motywowało ją właśnie to, co wtedy poczuła. Nieustannie tęskniła do tego uczucia.

Mimo wszystko musiała chodzić i pukać do drzwi, bo winda pustoszała, paru potencjalnych klientów zaprosiło do siebie jakieś dziewczyny z zewnątrz, albo faceci byli pijani – robienie tego z pijanymi zajmowało zbyt wiele czasu, a czas to pieniądz, zwłaszcza nocą. Gdy przynosiła dużo pieniędzy, laogong był dla niej dobry. Lubił hazard, a w tym hotelu mieszkały też inne szanghajskie kurczaki i kurze łby. Kiedy dziwki szły zarabiać pieniądze, kurze łby robiły zakłady. Laogong Małej Shanghai przegrywał wszystko, co mu przynosiła. Nawet jeśli coś wygrał, potem przegrywał tę wygraną, i czasem Mała Shanghai musiała to robić nawet w te dni, gdy nosiła tampon. Wierzyła jednak, że jej laogong pewnego dnia weźmie ją za żonę – bo po cóż innego nazywałaby go „swoim starym”, a on ją – „swoją kobietą”? Wierzyła w jego dobre serce. Pewnego razu ktoś przyprowadził mu jakąś dziewczynę. Chciał wziąć sobie drugą kobietę, lecz Mała Shanghai poszła do łazienki i próbowała odebrać sobie życie, i ten jeden raz wystarczył. Nie zrobił tego więcej.

Po roku takiego trybu życia Mała Shanghai nabawiła się poważnej nadżerki szyjki macicy. Dostawała krwawienia za każdym razem, kiedy próbowała uprawiać seks. Poszła do szpitala Liuhua. Lekarz orzekł, że potrzebna jej elektro terapia. Był to starszy mężczyzna, do którego codziennie ustawiała się kolejka dziewczyn. Sławny ginekolog miał miły głos i traktował swoje pacjentki bardzo delikatnie. Po każdym badaniu mył ręce kostką mydła, które wyglądało na bardzo stare i twarde. Miał niezwykle małe dłonie, niemal pozbawione ciała, pokryte ciemnobrązową skórą, poprzecinaną pulsującymi błękitnymi żyłkami. Orzekł, że Mała Shanghai potrzebuje długotrwałej terapii laserowej.

Mała Shanghai zaczęła chodzić do szpitala co dwa dni.

Pewnego dnia poszła z nią Mała Hong, zwana Siostrą Morfiną. Siostra Morfina oznajmiła, że straciła zainteresowanie seksem i że poczeka na nią na zewnątrz. Mała Shanghai uważała, że nigdy nie uda jej się zrozumieć takich dziewczyn jak Siostra Morfina. Co miała wspólnego oziębłość z chodzeniem do ginekologa? Jakim cudem ktoś tak młody mógł nie interesować się seksem? Co to w ogóle znaczy: stracić zainteresowanie seksem? I co jest takiego wspaniałego w zażywaniu heroiny? Równie dobrze można podpalić zapałką swoje pieniądze i przyglądać się, jak płoną. Lecz Mała Hong była jedyną znaną jej dziewczyną w mieście, która nie trudniła się prostytucją. Spotkały się przy hotelowym basenie. Mała Shanghai była z klientem. W tym mieście niełatwo spotkać szanghajkę, która nie jest prostytutką, więc Mała Shanghai bardzo polubiła Siostrę Morfinę.

Po zabiegu laserowym poszły na spacer w słońcu. Obie odwykły od światła dziennego. Po drodze Mała Shanghai zaczęła się uśmiechać. Siostra Morfina spojrzała na nią, a ona pokazywała jej palcem mężczyzn na ulicy, mówiąc: „Patrz! Patrz! Widzisz go? Byłam z nim, o, i z tamtym też byłam! Naprawdę. Poważnie mówię. Nie chcę już więcej wychodzić na ulicę, po prostu nie zniosę tego”.

W czasie zabiegów laserowych Mała Shanghai nic nie czuła. Było to bardzo odprężające, ale, niestety, nietanie. Po kilku zabiegach wróciła do pracy.

Parę numerków, i krwawienia wróciły. Pewnego razu krwotok nie chciał ustać. Mała Shanghai trafiła do szpitala i została tam kilka dni, lecz ledwie wyszła, znowu wróciła do pracy. Seks sprawiał jej ból i nie mogła już popisywać się swoją techniką. Jej łono było uszkodzone.

Mała Shanghai była kompletnie załatwiona, skończona! Wszyscy tak mówili, lecz ona nie chciała w to wierzyć. Nie zrezygnowała z pracy – zaczęła się posługiwać ustami. Chociaż oddawała wyłącznie swoje usta, od razu zyskała wielkie powodzenie i w swoim hotelu została „królową flecistek”. Lecz jej laogong miał złą passę i mimo że kradł na prawo i lewo, coraz bardziej pogrążał się w długach. Zwolnił swój pokój i pojechał do Kantonu, zapowiedziawszy, że ma zamiar zrobić tam parę skoków, a potem wrócić. Dał jej trochę pieniędzy, które dla niej pożyczył, i kazał dbać o zdrowie.

Laogong wrócił z inną kobietą. Postanowił przenieść się do Makau, bo tutaj coraz trudniej było wyjść na swoje. Mnóstwo ludzi przyjeżdżało do naszego miasta z północnego wschodu, a szanghajczycy zaczęli się przeprowadzać do Makau. Laogong nie mógł jednak zabrać Małej Shanghai ze sobą, ponieważ robiła to tylko ustami, a fałszywe papiery, konieczne do przedostania się do Makau, kosztowały mnóstwo forsy. Potrzebny mu był ktoś, kto potrafi zrobić wszystko. Mała Shanghai zrozumiała, że jej laogong już jej nie chce, ponieważ jest okaleczona, ale nic nie można było na to poradzić. Kto skazał ją na ten nieszczęśliwy los? Dlaczego tak wielu innym dziewczynom udawało się uniknąć uszczerbków na zdrowiu? Było ich tak wiele – niektóre nakłoniono do pracy podstępem, inne już od początku wiedziały, co jest grane. Żadna z nich nie miała własnych pieniędzy, ponieważ wszystko oddawały swoim facetom, ale przynajmniej miały jakieś marzenia. Czekały, aż facet się z nimi ożeni albo aż dostaną od niego jakąś część pieniędzy i będą mogły wrócić do Szanghaju. A Mała Shanghai? Za to, co dotąd zarobiła, można byłoby kupić całą fabrykę, ale teraz mogła się pochwalić tylko pięcioma setkami juanów. Odkąd zaczęła pracę, nie kupiła sobie ani jednego ubrania, nigdy nie wyszła na miasto, by coś zjeść. Codzienny posiłek Małej Shanghai stanowił smażony ryż z soloną rybą i kawałkami kurczaka albo odrobiną duszonego bakłażana. Jej ulubione danie nie było specjalnie wyszukane – jaja gotowane po szanghajsku – lecz odkąd przybyła na południe, nie skosztowała ich ani razu.

Mała Shanghai opuściła hotel i została hostessą w nocnym klubie. Doświadczenia z hotelu nauczyły ją szybkości i wytrzymałości, a ponieważ umiała śpiewać i tańczyć – śpiewała wyłącznie piosenki Teresy Teng [10] i opowiadała wszystkim, że wygrała konkurs śpiewaczy – zyskała sporą popularność. Codziennie zbierała niezłe napiwki, oprócz tego czasem spędzała noc z jakimś klientem. Stali klienci klubu byli dużo bardziej wyluzowani niż mężczyźni, których wyrywała w hotelu, lepiej też płacili. Bez laogonga musiała zarabiać tylko na siebie i nie była zmuszona do tak ciężkiej pracy jak przedtem. Od czasu do czasu mogła nawet wziąć tydzień wolnego. Czuła, że po trochu żyje jej się coraz lepiej, poprawił się także stan jej zdrowia. Zaczęła dochodzić do wniosku, że przyszedł czas na odwiedziny w domu, w Szanghaju.

[10] Teresa Teng (właśc. Deng Lijun, ur. 1953) – jedna z najpopularniejszych piosenkarek w Chinach i na Tajwanie, zmarła w 1995 r. na atak astmy.