Margaret przypomniała sobie, jak przerażona i bezradna była na pogrążonych w ciemności ulicach Londynu, i na jej twarzy wykwitł rumieniec wstydu. Ale to przecież wcale nie oznaczało, że będzie taka do końca życia. Ojciec zrobił wszystko, by uczynić ją bezradną i uzależnioną, lecz ona twardo postanowiła, że stanie na własnych nogach. Nie uda mu się odwieść jej od tego zamiaru.

Wymierzył w nią wskazujący palec i wybałuszył oczy tak bardzo, iż wydawało się, że za chwilę wyskoczą mu z orbit.

– Nie wytrzymasz tygodnia w biurze, ale w wojsku nie wytrzymałabyś nawet jednego dnia – wycedził ze złośliwą satysfakcją. – Jesteś zbyt miękka.

Rozparł się wygodnie w fotelu, sprawiając wrażenie bardzo zadowolonego z siebie.

Harry wstał ze swego miejsca i usiadł obok Margaret, po czym wyjął z kieszeni czystą lnianą chusteczkę i otarł delikatnie jej mokre policzki.

– A co do ciebie, mój fircykowaty kawalerze… – zaczął lord Oxenford, ale nie dokończył, gdyż Harry błyskawicznie zerwał się z fotela i zwrócił w jego stronę. Margaret wstrzymała oddech, spodziewając się najgorszego.

– Nie życzę sobie, żeby zwracał się pan do mnie w ten sposób – powiedział spokojnie Harry. – Nie jestem dziewczyną, tylko dorosłym mężczyzną, i jeśli obrazi mnie pan, to palnę pana w ten tłusty pysk.

Oxenford nie odezwał się ani słowem, Harry zaś odwrócił się od niego i ponownie usiadł obok dziewczyny.

Margaret była bardzo przygnębiona, ale gdzieś na dnie jej serca żarzyła się iskierka triumfu. Powiedziała mu, że odchodzi, a on krzyczał na nią i sprowokował ją do płaczu, ale nie udało mu się jej zmusić, by zmieniła postanowienie.

Udało mu się natomiast zasiać w jej duszy ziarno niepokoju. Już minionej nocy nawiedzały ją wątpliwości, czy zdoła zrealizować swoje plany i czy nie wycofa się w ostatniej chwili, sparaliżowana niemożliwym do przezwyciężenia przerażeniem. Kpiną i pogardą ojciec podsycił te wątpliwości tak, że urosły do rozmiarów poważnego problemu. Nigdy w życiu nie zrobiła nic, co wymagało autentycznej odwagi; czy teraz jej się to uda? Musi się udać – pomyślała. – Wcale nie jestem zbyt miękka i udowodnię mu to.

Ojciec zachwiał nieco jej determinacją, ale nie doprowadził do zmiany kursu. Jednak należało się spodziewać, że jeszcze nie zrezygnował. Zerknęła w jego kierunku nad ramieniem Harry'ego; ojciec z ponurą miną wpatrywał się w okno. Kiedy Elizabeth sprzeciwiła się jego woli, zakazał jej powracać do rodziny. Kto wie, czy jej siostra jeszcze kiedykolwiek zobaczy swoich bliskich.

Jaką okropną karę obmyślał dla Margaret?

ROZDZIAŁ 23

Diana Lovesey myślała ponuro o tym, że żadna prawdziwa miłość nie trwa zbyt długo.

Kiedy zakochał się w niej Mervyn, z rozkoszą spełniał każde jej życzenie, im bardziej wymyślne, tym lepiej. Był gotów w każdej chwili jechać do Blackpool po lody, iść z nią do kina albo rzucić wszystko i lecieć do Paryża. Uwielbiał odwiedzać z nią wszystkie sklepy w Manchesterze w poszukiwaniu apaszki w niepowtarzalnym, jedynym w swoim rodzaju odcieniu morskiej wody, nie miał nic przeciwko temu, gdy w połowie koncertu dochodziła do wniosku, że czuje się zmęczona i postanawiała wracać do domu, wstawał wraz z nią o piątej rano, kiedy akurat miała taki kaprys, i szedł na herbatę do baru dla robotników. Jednak wkrótce po ślubie zaczął się zmieniać. Rzadko odmawiał jej czegokolwiek, ale dość szybko przestał znajdować przyjemność w zaspokajaniu jej kaprysów. Zachwyt ustąpił miejsca tolerancji, potem zniecierpliwieniu, a wreszcie, pod sam koniec, wręcz pogardzie.

Teraz zastanawiała się, czy jej stosunki z Markiem ułożą się według tego samego schematu.

Przez całe lato był jej niewolnikiem, teraz jednak, zaledwie w kilka dni po podjęciu decyzji o wspólnej ucieczce, coś się popsuło. Tak bardzo mieli siebie dosyć, że nawet spali osobno! Co prawda w środku nocy, kiedy rozpętała się burza i samolot podskakiwał jak dziki koń, niewiele brakowało, by Diana zapomniała o swojej dumie i wślizgnęła się do koi Marka. Nie mogła jednak znieść myśli o takim upokorzeniu, leżała więc bez ruchu z zamkniętymi oczami, pewna, że za chwilę umrze. Miała nadzieję, że on przyjdzie do niej, lecz Mark okazał się równie uparty jak ona, co napełniło ją jeszcze większą wściekłością.

Rano prawie się do siebie nie odzywali. Diana obudziła się na krótko przed wodowaniem w Botwood, a kiedy wstała, Mark był już na brzegu wraz z innymi pasażerami i załogą. Teraz siedzieli naprzeciwko siebie w usytuowanych przy przejściu fotelach, udając zajętych śniadaniem. Wyglądało to jednak w ten sposób, że ona przesuwała po talerzu kilka truskawek, on zaś skubał grzankę, rozsypując okruchy na tacy.

Diana właściwie nie wiedziała, dlaczego tak bardzo rozgniewała ją wiadomość, że Mervyn zajmuje wraz z Nancy Lenehan apartament dla nowożeńców. Spodziewała się chyba, że Mark będzie podzielał jej uczucia i spróbuje ją pocieszyć, ale on tylko zarzucił jej, że nadal kocha Mervyna. Jak mógł coś takiego powiedzieć, szczególnie po tym, kiedy rzuciła wszystko, by uciec z nim do Ameryki!

Rozejrzała się dookoła. Po prawej stronie księżna Lavinia i Lulu Bell prowadziły bezsensowną rozmowę; w nocy żadna nie zmrużyła oka, w związku z czym obie były bardzo wyczerpane. Po drugiej stronie kabiny jedli w milczeniu śniadanie Ollis Field i jego podopieczny, Frankie Gordino. Gordino był przykuty kajdankami do poręczy fotela. Wszyscy sprawiali wrażenie znużonych i nie w sosie. To była męcząca noc.

Steward zebrał tace i talerze. Księżna Lavinia narzekała, że jej jajecznica była nie dosmażona, a bekon zanadto uwędzony. Steward zaproponował kawę, lecz Diana nie miała na nią ochoty.

Pochwyciła spojrzenie Marka i spróbowała się uśmiechnąć. Przyglądał się jej ponuro.

– Dzisiaj jeszcze nie odezwałeś się do mnie ani słowem.

– Dlatego, że wydajesz się bardziej zainteresowana Mervynem niż mną!

Nagle opadła z niej cała złość. Może miał powody, by odczuwać zazdrość?

– Wybacz mi, Mark… – szepnęła. – Jesteś jedynym mężczyzną, na którym mi zależy, możesz mi wierzyć.

Wyciągnął rękę i dotknął jej dłoni.

– Naprawdę?

– Tak. Czuję się okropnie. Zachowywałam się jak idiotka.

Pogłaskał ją po ręce.

– Najdroższa… – Spojrzała mu z bliska w oczy i ku swemu zdumieniu przekonała się, że są wypełnione łzami. – Boję się, że mnie opuścisz.

Nie spodziewała się tego. Była wstrząśnięta. Nigdy nie przyszło jej na myśl, że on mógłby bać się, iż ją utraci.

– Jesteś tak urocza i atrakcyjna, że mogłabyś mieć każdego mężczyznę na świecie, i wprost trudno mi uwierzyć, że wybrałaś właśnie mnie. Cały czas obawiam się, że w pewnej chwili uświadomisz sobie pomyłkę i zajmiesz się kimś innym.

To wyznanie ogromnie ją wzruszyło.

– Jesteś najwspanialszym mężczyzną na świecie. Dlatego zakochałam się w tobie.

– Naprawdę nie zależy ci na Mervynie?

Zawahała się przez ułamek sekundy, lecz jemu to wystarczyło.

– A więc jednak ci zależy – powiedział z goryczą.

W jaki sposób mogła mu to wytłumaczyć? Nie kochała już Mervyna, ale on nadal miał nad nią coś w rodzaju władzy.

– Nie jest tak, jak myślisz – powiedziała bezradnie.

Mark cofnął rękę.

– W takim razie oświeć mnie. Powiedz mi, jak jest naprawdę.

W tej samej chwili do kabiny wszedł Mervyn. Rozejrzał się, dostrzegł Dianę i natychmiast podszedł do niej.

– A więc tu jesteś.

Ogarnął ją niepokój. Czego od niej chce? Czy jest zdenerwowany? Miała nadzieję, że nie urządzi żadnej sceny.

Spojrzała na Marka. Miał bladą, napiętą twarz.

– Posłuchaj, Lovesey – powiedział, nabrawszy głęboko w płuca powietrza – nie chcemy następnej kłótni, więc może poszedłbyś stąd sobie?

Mervyn nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi.

– Musimy porozmawiać – oznajmił żonie.

Diana przyjrzała mu się uważnie. „Rozmowa” z Mervynem sprowadzała się zwykle do jego monologu, który czasem przybierał wręcz formę oracji. Nie dostrzegła żadnych oznak gniewu ani wzburzenia. Przeciwnie – odniosła wrażenie, że Mervyn jest trochę zakłopotany. Zaintrygowało ją to.

– Nie życzę sobie żadnych awantur – odparła ostrożnie.

– Nie będzie awantury, obiecuję.

– W takim razie dobrze.

Mervyn usiadł obok niej i spojrzał na Marka.

– Czy ma pan coś przeciwko temu, żebyśmy zostali na chwilę sami?

– Oczywiście, że tak! – odparł Mark zaczepnym tonem.

Obaj zawiśli wzrokiem na jej ustach. Zrozumiała, że decyzja należy do niej. Szczerze mówiąc wolałaby zostać z Mervynem sam na sam, ale gdyby to powiedziała, boleśnie dotknęłaby Marka. Nie mogła się zdecydować, po której stronie powinna się opowiedzieć. Wreszcie podjęła decyzję. – Opuściłam Mervyna i teraz jestem z Markiem. Muszę być wobec niego lojalna.

– Mów, Mervyn – zwróciła się do męża. – Jeśli nie możesz powiedzieć tego przy Marku, to ja też nie chcę tego słyszeć.

Wyraźnie go to zaskoczyło.

– Jak sobie życzysz – odparł z wyraźną irytacją, ale natychmiast opanował się i odzyskał spokój. – Zastanawiałem się nad różnymi rzeczami, które powiedziałaś. Przede wszystkim o mnie. Jak to przestałem się tobą interesować i jak bardzo byłaś nieszczęśliwa.

Umilkł. Diana nie odzywała się ani słowem. To było zupełnie do niego niepodobne. Czyżby szykował jakąś niespodziankę?

– Chciałem ci powiedzieć, że jest mi ogromnie przykro.

Nie potrafiła ukryć zdumienia. Widziała, że mówi zupełnie serio. Co spowodowało tę zmianę?

– Bardzo pragnąłem, abyś była szczęśliwa – ciągnął Mervyn. – Początkowo nie myślałem o niczym innym. Nigdy nie chciałem cię unieszczęśliwić. To źle, że tak się stało. Zasługujesz na szczęście dla siebie, ponieważ dajesz je innym. Wystarczy, że wejdziesz do pokoju, a ludzie od razu zaczynają się uśmiechać.

Oczy zaszły jej łzami. Mervyn miał rację; ludzie uwielbiali na nią patrzeć.

– Unieszczęśliwianie cię to ogromny grzech. Już nigdy więcej tego nie zrobię.

Czy on chce obiecać, że będzie dla mnie dobry? – pomyślała z niepokojem. – Czy zacznie błagać, żebym do niego wróciła?