– Gazprom to koncern multibranżowy, główny jego produkt to gaz. Naftowy Gazprom – Gazpromnieft – to firma oboczna, mała wobec naftowej siły Rosnieftu czy Łukoilu.

– A te kłopoty Putina wewnątrz FSB? Sam mówiłeś, że przy pomocy częstych rotacji pionków moderuje to towarzystwo…

– Nie zawsze ze skutkiem. Od ponad roku żrą się między sobą dwie frakcje „siłowików”- od chwili, kiedy za przemyt prokuratura aresztowała kilku generałów FSB. Chodziło o dużą kontrabandę na granicy z Chinami, zwano tę aferę „sprawą Trzech Wielorybów”. Od tamtej pory trwa wymiana ciosów, mnożą się wzajemne aresztowania, kilku oficerów zastrzelono lub otruto.

– Otruto?!…

– Tak, trucizna wciąż jest u nich modna. Otruto dwóch oficerów z brygady antynarkotykowej. Doszło do tego, że przed miesiącem dawni szefowie KGB, weterani, generał Władimir Kriuczkow i reszta, zaapelowali publicznie, by międzyfrakcyjna „wojna czekistów” ustała, bo jest niszczycielska dla FSB. Główni rywale to frakcja Sieczina i Patruszewa, walcząca przeciw frakcji Zołotowa i Czerkiesowa. Zołotow to szef ochrony Purina, zaś generał Czerkiesow to szef służb antynarkotykowych, FSKON i GAK. Obecnie górą są ci pierwsi, szef megakorporacji Rostechnologie, Igor Sieczni, i szef FSB, Nikołaj Patruszew, ale to chwiejne, właściwie bliskie remisu. Putin chyba lubi gdy jego drużynnicy się czubią, bo chociaż walcząc między sobą przynoszą mu trochę kłopotów, lecz zarazem przynoszą mu pewność siebie właściciela kąsających się psów. Miedwiediew jest silny siłą swego promotora, nie sądzę, by jacyś „czekiści” dali mu radę.

– Co my winniśmy obstawić? – spytał Brown.

– Że wygra, panie premierze, jestem za tym, byśmy obstawili właśnie to.

Rosyjscy producenci spirytualiów obstawili w grudniu to samo, rzucając na rynek wódkę „Miedwiediewka”.

* * *

Roku 2007 dla nikogo nie było już sekretem, że coraz więcej ludzi czyta SMS-y, a coraz mniej ludzi czyta papierowe książki. Pierwszą z tych tendencji stymulowała młodzież, drugą próbowały hamować generacje starej daty, wdrożone do szelestu stron. Ci weterani medium papierowego mieli dubeltową przyjemność z czytania: raz, że czytana „story” uruchamia bezkresne bogactwo wyobraźni, a dwa, że im bardziej tradycyjna książka robiła się „demodé” , tym bardziej dinozaury czytające książki stawały się „la crème” , elitą, śmietaną, klanem prawdziwych inteligentów. Ta świadomość każdemu czytającemu papierowy druk pieściła ego, generałowi Kudrimowowi również, chętnie bowiem czytał on nie tylko raporty swych agentów, w celu wypełniania służbowych zadań, lecz i książki rozmaitych autorów, w celu dowartościowywania się na płaszczyźnie kultury. Jego misiowaty wygląd mógł, co prawda, mylić przypadkowego obserwatora, gdyż opuchła gęba Wasi była fizjonomią człeczyny, który nie interesuje się literaturą, lecz wiadomo, że „pozory mylą” - Wasia lubił czytać. Zwłaszcza dzieła naukowe, o świeżej i dawnej historii. Antyreligijne (o romansach i dzieciach Chrystusa, o zbrodniach papieży i spiskach Watykanu), antyżydowskie (o globalnej mafii Syjonistów, o tym, że 11 września roku 2001 Żydzi nie przyszli do pracy w wieżach World Trade Center, itp.), czy anty amerykańskie (o gnębieniu Murzynów, o łotrostwach Ku-Klux-Klanu, o masakrach wietnamskich i o skandalach korupcyjnych w obu izbach parlamentu amerykańskiego).

Dzięki temu zamiłowaniu do literatury naukowej Wasia rozjaśniał sobie umysł i poznawał mechanizmy wszelkich zjawisk, nawet tak dziwnych jak radujący mu serce krach amerykańskiej waluty. Mijającego bowiem roku 2007 dolar spadł ze szczytu (ze statusu „światowego pieniądza” ) na poziom żenady, kompromitacji, bliski makulaturze. Niewiele bess mogło bardziej cieszyć śmiertelnych wrogów „Wuja Sama” , i niewiele zjawisk mogło być źródłem równej liczby uczonych dywagacji tyczących przyczyn tak spektakularnego bankructwa. Wasia Kudrimow „trzniał” wszystkie te ekonomiczne wywody, gdyż prawdę o upadku „dolca” powiedziała mu naukowa rozprawa pt. „Klątwa mnichów” . Stało tam jak byk, że liczba 13 jest magiczną, złowróżbną liczbą demonicznych średniowiecznych rycerzy zakonnych, templariuszy (bo 13 października roku 1313 zostali aresztowani), tudzież ich spadkobierców, masonów, zaś masoneria amerykańska (Washington, Jefferson i spółka) stworzyła dolara, co demonstrują graficznie banknoty dawniejszej wersji. W książce była reprodukcja jednodolarówki z masońską ściętą piramidą o 13 stopniach, z orłem dzierżącym 13 strzał plus gałązkę mającą 13 listków i 13 owoców, z 13 gwiazdami nad głową orła i z 13 pasami tarczy pod orłem, z dwoma napisami o 13 literach („E Pluribus Unum” i „Annuit Coeptis” ), z węgielnicą masońską o 13 gwiazdkach, itp. Przy okazji książka informowała, że gdy na Wielką Pieczęć Stanów Zjednoczonych nałoży się żydowski heksagram, to jego rogi wskażą wyraz SMONA, będący anagramem słowa MASON. Wszystko było jasne.

Runięcie dolara nie wyczerpywało wszakże złotych atrybutów roku 2007. Mimo karteluszka z morderczą datą „25 październik”- Kudrimow uważał ten kończący się właśnie rok za czas wielorakiego sukcesu. Sukcesu własnego i sukcesu Kremla. W Polsce udało się (październik 2007) odepchnąć od steru władzy szurających Rosji Bliźniaków, a nowa polska władza piorunem zniosła wszystkie kontrrosyjskie restrykcje Warszawy, za co Moskwa zniosła embargo na polskie mięso. Udało się również (grudzień 2007) odwołać londyńską wystawę francuskiego malarstwa ze zbiorów rosyjskich, bo warszawski agent Kudrimowa spił pracownika brytyjskiej ambasady w Warszawie, i ten mu wypaplał, że kiedy już arcydzieła trafią do Londynu, zostaną skonfiskowane wskutek sądowych pozwów spadkobierców prawowitych właścicieli (rosyjskich familii, którym rekwirowała majątki bolszewicka furia rewolucyjna). Komentatorzy światowi łączyli to odwołanie londyńskiej ekspozycji z likwidacją w Rosji przez Kreml 15 regionalnych placówek kultury angielskiej (British Council) pod zarzutem „nielegalności” i „oszukiwania fiskusa”. Wasia cieszył się jak dziecko.

Cieszyły go także inne ewenementy grudnia 2007 roku. Władimir Putin zdecydował, że od marca następnego roku nowym prezydentem będzie Dmitrij Miedwiediew, a nie Siergiej Iwanow, co cieszyło Wasilija, bo Iwanow był dla niego żywym symbolem puszących się superelitarnością oraz wyższością intelektualną absolwentów Szkoły Wywiadu KGB. Wprawdzie Miedwiediew nigdy nie przestał lubić zgniłej (heavy-metalowej) muzyki Zachodu, lecz Wasia darował mu ten błąd. Nie zbulwersowały go też plotki, iż matka Miedwiediewa była Żydówką, bo mogły się okazać tylko paplaniną wrogów. Zresztą Władimir Władimirowicz miał kilku żydowskich przyjaciół, a Wasilij uważał, że tak dobremu prezydentowi wszystko wolno, nawet to. Miedwiediewowi bił brawo kiedy ten, tuż po oficjalnej „nominacji” (17 grudnia), rzekł, iż nie wyobraża sobie swojej prezydentury bez współpracy z Putinem, i tylko Putinem, jako premierem, oraz że głównym zadaniem nowej prezydentury będzie niezepsucie fenomenalnego dorobku państwowotwórczego, społecznego i gospodarczego prezydenta Putina. Na wszelki wszakże wypadek (gdyby Miedwiediew miał kiedyś zapomnieć o psiej lojalności), już 13 grudnia zespół prawników Siergieja Sobianina (szefa kancelarii putinowskiej) zaczął układać nową konstytucję, według której centralny ośrodek władzy zmieniał położenie: prezydent tracił wszechwładzę, a premier zyskiwał ją, stając się monopolistycznym dysponentem wszystkiego, od resortów siłowych (czyli wojsk i służb specjalnych) do resortów gospodarczych (czyli mechanizmów trzymających za twarz oligarchów i elity biznesowe). W tym tzw. „systemie kanclerskim” (echo wzoru niemieckiego) prezydent miałby tylko funkcje reprezentacyjne, natomiast dla zdymisjonowania cara-premiera trzeba byłoby 80% głosów deputowanych Dumy i 70% głosów członków Rady Federacji. Praktyczna nieusuwalność.

Euforię Wasi budziły również dane o prywatnej zamożności samego Putina (37% akcji Surgutnieftgazu, 4,5% udziałów Gazpromu i 75% Gmworu, łącznie prawie 41 miliardów dolarów), bo chociaż Putin był absolwentem Szkoły Wywiadu KGB, czyli szpanerskiej ferajny pawi, której Kudrimow nie cierpiał, lecz z jego miłosnym stosunkiem do Władimira Władimirowicza było identycznie jak z gorącym uwielbieniem, którym rabbiego Joszuę Galilejczyka darzą miliony antysemitów. Całą butelkę „Stolicznej” szczęśliwy Wasia „obalił” , gdy amerykański tygodnik „Time” mianował Putina (też grudzień 2007) „człowiekiem roku”. Co prawda tutaj radość trochę zepsuły Wasi krytyczne komentarze senatora Johna McCaina (kandydującego do prezydentury USA), który przypomniał, że kiedyś Stalin oraz Hitler byli według „Time'a” „ludźmi roku”. McCain przypomniał także słowa prezydenta Busha o Putinie („- Zobaczyłem jego duszę, gdy zajrzałem mu w oczy” ), parafrazując: „- Kiedy ja spojrzałem w oczy Putina, zobaczyłem tam trzy litery: K, G i B”. Ale ta złośliwość nie mogła zepsuć świetnego rocznego bilansu. Wasilij przeklął McCaina po swojemu („- Job twoju mat'!” ) i życzył sobie, by kolejny rok był równie udany.

* * *

Do pierwszego spotkania Mariusza Bochenka i Jana Serenickiego miało dojść w 1993, lecz doszło dużo później, wczesną zimą 1994 roku. Pierwszy nawiedzony pub londyński nie bardzo im pasował, gdyż podano im zbyt ciepłe piwo.

– Szczyny! -zgrzytnął Jan.

– Szczyny są trochę gorsze, wiem co mówię, piłem je w zeszłym roku, bo przegrałem zakład z Denisem o „come back” naszej komuny – mruknął cierpkawo Mariusz.

– Własny mocz?

– Własny, na szczęście.

– Dużo Hindusów pije własny mocz na zdrowie – pocieszył go Serenicki.

Zmienili pub i bez trudu znaleźli wspólny język, może dlatego, iż w tym nowym lokalu było chłodne piwo, a może dlatego, iż zaczęli od komplementowania się wzajem:

– Wiele satyr „Gza” euforycznie mnie rozbawiało – rzekł Serenicki. – Ale najbardziej podobały mi się różne niezamierzenie komiczne przedruki rządowych tekstów, jak choćby ten „Komunikat Prezydium Rządu PRL” informujący społeczeństwo, iż rząd zabronił kardynałowi Wyszyńskiemu sprawowania funkcji kościelnych, co już pachniało zakazem wiary w Boga… Pycha! Ci komuniści, którzy rok temu wrócili tam do władzy, to już inna para butów, kapitaliści pełną mordą. Proamerykańscy i szanują papieża. Tylko kraść się nie oduczyli, raczej rozwinęli swe talenty złodziejskie, więc macie o czym pisać. Ale samą kpiną nie da się tego wyplenić…