Szudrin wrócił z kancelarii prezydenckiej nie mniej sfrustrowany niż Wiera, panowało tam bowiem emocjonalne „furioso” , gdyż tuby zachodniego świata – Waszyngton, Ottawa, Unia Europejska, OB WE, ONZ etc. – głosiły, że wybory do Dumy to kpina z demokracji („urągające cywilizowanym normom”, „będące zaprzeczeniem demokratycznych standardów” ). Rozchmurzyła prezydenta (nieco) dopiero rozmowa francuska, bo prezydent Francji, Nicolas Sarkozy, zatelefonował, gratulując Putinowi triumfu. Było takich telefonów mało, ale lepszy rydz niż nic.
– Słuchaj – odezwała się niepewnym głosem Wiera. – U nas mówią, że… że Władimir Władimirowicz jutro zrezygnuje z poselskiego mandatu. Ja nie rozumiem dlaczego, a głupio mi było pytać…
– Zrezygnuje, gdyż nie może być równocześnie posłem i prezydentem – objaśnił Szudrin. – Oprócz niego, wielu gubernatorów lub wysokich urzędników znalazło się na szczycie list wyborczych Jednej Rosji, żeby ciągnąć partię jak lokomotywa. A teraz, kiedy JedRo triumfuje, ustąpią, oddadzą swe mandaty kandydatom z końca list, tym, którym zabrakło głosów. Miejsce Putina weźmie Siergiej Kapkow z Czukotki, ale prezydent nie oddaje mandatu zupełnie, tylko wchodzi na rezerwową „listę zamrożonych mandatów” i kiedy tylko zechce, będzie mógł odzyskać fotel deputowanego, który dobrowolnie zwolni dlań ktoś inny. Zrobi to pewnie wtedy, kiedy kończyć mu się będzie kadencja prezydencka.
– U nas mówią też, że wskaże nowego prezydenta, i zakładają się kogo…
– Kto jest faworytem? – spytał Szudrin.
– Siergiej Iwanow. Drugi jest Wiktor Zubkow, trzeci Dmitrij Miedwiediew, na niego mało ludzi stawia. A co ty myślisz?
Lonia pomyślał, że mocarny kagiebowiec, wicepremier Iwanow, to pewniak, lecz odrzekł:
– Nie wiem, dziecinko, nie zaprzątam sobie tym głowy. Dla mnie carem jest Władimir Władimirowicz, jemu służę.
W tym momencie przypomniał sobie passus z ostatniego listu żony, Larissy: „Dla mnie bogiem jest Chrystus-Wissarion, jemu służę. Zapomnij o mnie, Lonia!”. „Dwóch autokratów, dwie sekty i dwie groteski, cyrk kremlowski i cyrk syberyjski!”- pomyślał gorzko, autoironicznie.
Gdy trzy kwadranse później nagi zsunął się z nagiego ciała Wiery i poszedł do łazienki wziąć prysznic, zobaczył w lustrze twarz męża wariatki syberyjskiej i miał ochotę opluć taflę zwierciadła, jako płaszczyznę złośliwą wobec pragmatyków.
Eksperci polityczni całego globu, zwłaszcza „kremlinolodzy” , długo mieli pewność, że jeśli Putin nie odważy się zgwałcić konstytucji FR – w roku 2008 nowym prezydentem Rosji zostanie generał Siergiej Iwanow, wielbiciel koszykówki i powieści szpiegowskich, były „rezydent” KGB u Finów, Kenijczyków i Brytyjczyków (którzy A.D. 1983 wywalili go z Anglii „za szpiegostwo” ), później szef Departamentu Analiz, Prognoz i Planowania FSB, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej (od 1999), minister obrony (od 2001), wreszcie pierwszy wicepremier (2007). Będąc kolegą Putina (urodzili się w Leningradzie, pracowali tam razem jako kagiebowcy, wzajemnie szlifowali swoją angielszczyznę, itd.) – miał fory dające mu rangę faworyta. Eksperci rosyjscy pytani przez cudzoziemców (np. Alieksiej Muchin, kierownik moskiewskiego Centrum Informacji Politycznej), zdecydowanie wskazywali Iwanowa. Również rosyjscy dysydenci (np. głośny Władimir Bukowski) mieli tu całkowitą pewność. Lecz ta pewność osłabła jesienią 2007 roku, gdy Putin zmienił premiera, mianując nowym szefem rządu bezbarwnego Wiktora Zubkowa. Część analityków (jak Derek Averre z Centrum Studiów Rosyjskich i Wschodnioeuropejskich Uniwersytetu Birmingham, czy Alexander Rahr, szef Rosyjskiej Sekcji Niemieckiego Stowarzyszenia Polityki Zagranicznej) typowała teraz Zubkowa, więc konkurs miał dwóch faworytów. Szokiem dla wszystkich było „namaszczenie” przez Putina innego kremlowskiego „nominata” - wicepremiera Dmitrija Miedwiediewa (grudzień 2007).
18 grudnia 2007 rozzłoszczony premier Wielkiej Brytanii, Gordon Brown, wezwał szefa kontrwywiadu, Jonathana Evansa, aby omówić sytuację rosyjską:
– Zobacz, chłopcy z MI 6 pieprzyli mi cały czas, mnie i Tony'emu, że Iwanow to superpewniak, tymczasem dostał kopa! Ja wiem, że Miedwiediew był wśród kandydatów, ale rok temu. Później się mówiło, że Iwanow już zwyciężył, a Zubkow to tylko zasłona dymna dla frajerów i gazet. Wezwałem cię, bo masz dobre kontakty z rosyjską emigracją antykremlowską, z samym Bieriezowskim, który ma dobre kontakty tam, u źródła. Chcę wiedzieć co tu jest grane!
– Panie premierze… – zaczął Evans.
– Daj spokój, nie premieruj mi w cztery oczy!
– Jak sobie życzysz, Gordonie. Bieriezowski uważa, że Putin wszedł na linę bardzo cienką, że ryzykuje hazardowo, osłabiając kremlowską „kryszę” byłych kagiebowców.
– Co to jest „krysza” ? - spytał premier.
– Czapa zwierzchnia, coś jak rządząca „kopula” mafii sycylijskiej, sztab gangu. Według Bieriezowskiego, Putin był cały czas marionetką decyzyjnych kręgów kagiebowskich, które wstawiły Iwanowa na Kreml jako kontrolera, strażnika Putina, a teraz Putin się emancypuje.
– Można mu wierzyć?
– Putinowi? – zdziwił się Evans. – Putinowi nigdy, to lis.
– Bieriezowskiemu!
– Nie wiem, jego informacje są trudne do sprawdzenia.
– Kim jest ten Miedwiediew, co to za figura, że Putin gra nim przeciwko kagiebistom jak szachowym koniem?
– To młody zdolny prawnik, trzynaście lat młodszy od Putina, czterdziestodwulatek z Leningradu. Pracował u Anatolija Sobczaka, mera Petersburga, jako członek, a potem przewodniczący Rady Miejskiej. Doradcą Sobczaka i dyrektorem handlowym merostwa był wtedy Putin. Kiedy na Putina spadły zarzuty o defraudację, łapówkarstwo i bezprawne wydawanie licencji eksportowych handlarzom metalami kolorowymi, Miedwiediew uratował mu skórę przy pomocy zręcznych prawniczych trików.
– Więc dług i wdzięczność?
– I chyba lojalność Miedwiediewa, który został gorącym Putinofilem – dopełnił Evans. – Mówi się, że jest stuprocentowo uległy Putinowi, oddany jak pies, wzór lokaja. Był czołową figurą tak zwanego „petersburskiego desantu” , kiedy Putin trafił na Kreml i ściągał tam swoich ludzi. Ma trzy przezwiska. „Syn Putina” , to wśród kagiebowców. „Lord Niedźwiedź” , to wśród internautów. I „Wielki Wezyr Sułtana” , wśród urzędników kremlowskich, skrócone później do „Wezyr”. Teraz przybędzie mu czwarta ksywka, „Carewicz” ', Rosjanie od kilku dni tak o nim szepczą.
– Jest „twardogłowym” czy „liberałem” !
– Podobno „liberałem” , wolnorynkowcem, globalistą, demokratą, ale według Bieriezowskiego to mit, lipa, bo kiedy Putin mianował Miedwiediewa przewodniczącym Rady Dyrektorów kompanii Gazprom, Miedwiediew zrobił ten koncern imperialistyczną bestią, agresorem szantażującym Europę bronią surowcową, odcinającym gaz Ukrainie, Gruzji i Białorusi, słowem wdrożył metody stalinowskie. Drugi mit to ględzenie, że nie był kagiebistą. Był.
– Bieriezowski tak śpiewa?
– Bieriezowski przysięga, że to fakt. Podobno Miedwiediew został zwerbowany jako student, proszę zgadnąć przez kogo.
– Przez Putina – zgadł prezes rady ministrów.
– Putin kagiebowiec zajmował się wtedy „naborem kadr” na macierzystej uczelni. Później Miedwiediew został stałym członkiem kadry Putina, szefem kremlowskiej administracji, szefem putinowskiej kampanii wyborczej, wicepremierem. Jest i trzeci mit. Że to człowiek nie tylko bez charyzmy, ale i bez siły wewnętrznej, miękki gracz. Pewnie bzdura, bo w rozgrywkach gabinetowych stawał się rekinem-ludojadem. Jelcynowskiego szefa Gazpromu, Wiachiriewa, rozszarpał „białymi rękawiczkami” .
– Gdy ekskagiebowska „krysza” zechce rozerwać Miedwiediewa, to rozerwie obydwu, Putina też…
– Tutaj trudno o proroctwo. Są tacy, którzy mówią, że niziutki Putin nominował Miedwiediewa wskutek swoich kompleksów, bo ten jest niższy od niego wzrostem, jest właściwie karłowaty. Ale może mianował go i dlatego, że frakcji kagiebowskiej Kremla dadzą radę przeciwstawić frakcję biurokratyczną, bardzo w Rosji silną, której klanem kremlowskim dowodzi duet: premier Zubkow i jego zięć, minister obrony, Sierdiukow. Putin uprawia hazard typu „dziel i rządź” , swinguje między „biurokratami” a „siłowikami”. Natomiast wśród „siłowików” praktykuje ciągłe roszady, regularnie przesuwając swe pionki z jednej specsłużby do drugiej i likwidując niektóre specsłużby, jak choćby elektroniczno-łącznościową FAPSI i pograniczną FPS, wchłonięte przez FSB. Powstają też nowe bardzo silne służby, jak zwany „rosyjskim FBI” Komitet Śledczy przy Prokuraturze Generalnej, mający prokuraturę kontrolować i kiedy trzeba klinczować. Dowodzi Komitetem zaufany człowiek Putina, Nikołaj Bastrykin.
Brown wykrzywił wargi w uśmiechu będącym złośliwością:
– A gdzie nie dowodzą dziś zaufani ludzie Putina ze specsłużb?
– Nie wiem – odparł Evans tonem równie szyderczym. – Aktualni i byli wysocy oficerowie KGB i FSB siedzą na wszystkich głównych rosyjskich stołkach. Romodanowski, Nurgalijew, Liebiediew, Sobolew, Bojarskow, Czemiezow, Bieljaninow, Sieczin, Naryszkin oraz inni władają służbami celnymi i emigracyjnymi, lotniskami i stoczniami, bankami, mediami i handlem bronią, sektorami wojskowymi i cywilnymi, wszystkim, absolutnie wszystkim. A nimi wszystkimi włada Putin, co nie znaczy, że nie miewa kłopotów, tak na Kremlu, jak i w FSB.
– Kto jest szczególnie mocny na Kremlu?
– Numer jeden to Sieczin, numer dwa to Siergiej Iwanow, numer trzy to Wiktor Iwanow. Formalnie administratorzy i biurokraci, praktycznie – mandaryni. Kierowali renacjonalizacją przemysłu naftowego, sektorami handlowym i lotniczym, i dzisiaj trzymają główne nitki wpływu. Przykładowo: Igor Sieczin kontroluje dziś Wniesztorgbank i największą firmę naftową Rosji – Rosnieft.
– Myślałem, że największą taką firmą jest Gazprom… – zdziwił się Brown.