Nie powinno się kopać leżących. Zwłaszcza gdy leżą w grobie. Tymczasem „kremlowskie media” i „kremlowskie partie” (Jedna Rosja i Sprawiedliwa Rosja) każdego wrześniowego dnia 2007 bezlitośnie kopały półmartwą opozycję antyputinowską, trwała już bowiem kampania wyborcza przed grudniową elekcją do parlamentu. To samo działo się w niedzielę ostatniego dnia miesiąca (30 września 2007), na wielkim mityngu putinowskiej partii. Jedna Rosja chóralnie wyklinała trupa zwanego opozycją. Ale ta przygrywka nudziła wszystkich uczestników partyjnego zjazdu, delegatów ze wszystkich rubieży Federacji Rosyjskiej, wszyscy bowiem czekali aż wystąpi „gość honorowy” , sam boski Władimir Władimirowicz Putin, który zaszczycił zjazd. Gdy wreszcie Putin stanął przy mównicy, zrobiło się cicho ciszą bezszmerową, zupełnie inną niż wcześniejsze chwile skupienia delegatów. Nie powiedział niczego nowego. Stwierdził, że Rosja pięknieje i mocarnieje, gospodarka kwitnie, ludziom żyje się lepiej, więc trzeba uniemożliwić jakiejkolwiek opozycji krzywdzenie Rosji. Sprecyzował metodę potencjalnego krzywdzenia: byłaby to reaktywacja systemu korupcyjno-oligarchicznego, renesans samowoli oligarchów. Wyraził pogląd, że „system bazujący na kłamstwie” zniszczyłby społeczeństwu aktualny dobrobyt i jeszcze bardziej świetlaną przyszłość. Aby ta świetlana przyszłość stała się ciałem, w wyborach musi zwyciężyć Jedna Rosja. Huknęły rzęsiste brawa. Gdy przypomniał, że „dziś przeciwstawiają się Kremlowi ci sami ludzie, którzy kilkanaście lat temu spowodowali rozpad ZSRR”- sala zawyła wrogo, żądając kary śmierci dla „swołoczy”. Uśmiechnął się, zrobił palcami literę V, życzył zebranym sukcesu i wrócił na swoje miejsce, głuchnąc od aplauzu zbiorowego.
Po Putinie „ambonę” zajął przewodniczący Dumy i przewodniczący JedRo, Boris Wiacziesławowicz Gryzłow, imponujący szlachetną sylwetką i wąsatą fizjonomią arystokraty z Sankt Petersburga Romanowów. Mówił długo, rozwlekle i nudnie, właściwie czytał referat sprawozdawczy. Zaprojektowany na Kremlu thriller rozpoczął się wtedy, gdy Gryzłow opuścił mównicę. Stanęła na niej Jelena Łapszyna, prosta tkaczka „piątej kategorii” , z Obwodu Uljanowskiego. Jej głos wibrował, kiedy wygarnęła prezydentowi po proletariacku:
– Władimirze Władimirowiczu, tak nie wolno!!… Nie wolno wam! My wam wierzymy, że w Rosji dalej może być dobrze, ale my swoje wiemy! Wiemy, że będzie dobrze tylko wówczas, kiedy wy, Władimirze Władimirowiczu, będziecie dalej rządzić Rosją! A wy co?! Zasłaniacie się prawem, mówiąc, że prawo nie zezwala trzeciej kadencji! Co jest ważniejsze, Władimirze Władimirowiczu – opinia całego narodu, który was kocha i nie wyobraża sobie waszego odejścia, czy jakieś tam prawo?! Zresztą prawo to przecież techniczny problem, prawo można zmienić!… Ludzie, błagam was wszystkich, tylu was tutaj siedzi mądrych obywateli – wymyślcie coś, żeby Władimir Władimirowicz Putin, prezydent nasz kochany, dalej mógł być prezydentem!
Po tkaczce przemawiał paraolimpijczyk, który też błagał prezydenta, w imieniu wszystkich sportowców. Kolejny mówca, dziennikarz, żądał, by Putin wstąpił do JedRo i został partyjnym bossem. Następnie zabrał głos rektor uczelni z Samary, proponując inne rozwiązanie: bezpartyjny prezydent kandyduje do Dumy na czele listy wyborczej JedRo, by zwyciężywszy zostać premierem nowego rządu. Dalszych mówców nie było, sala wstrzymała oddech. Gryzłow spojrzał ku prezydentowi:
– Władimirze Władimirowiczu… proszę się ustosunkować…
Putin podniósł się, obciągnął garnitur, godnym krokiem ruszył do mównicy, wsparł dłonie na jej krawędziach, spojrzał delegatom prosto w „głaza” , i rzekł:
– Drodzy przyjaciele! Chociaż byłem jednym z inicjatorów założenia waszej partii, lecz chcę pozostać bezpartyjnym, jak większość obywateli naszego kraju. Nie zmienię więc mego statusu człowieka bezpartyjnego, ale wdzięcznym sercem przyjmuję propozycję zajęcia pierwszego miejsca na liście wyborczej Jednej Rosji. Myślę też, że koncepcja, bym został premierem kiedy upłynie druga kadencja mojej prezydentury, to koncepcja realistyczna, dobra. Aby kraj mógł dalej rozwijać się, kolejnym prezydentem musi zostać człowiek bezwzględnie uczciwy, człowiek utalentowany, energiczny i skuteczny. Z takim człowiekiem będę chciał współpracować jako szef rządu. I sądzę, przyjaciele, że bez trudu znajdziemy takiego człowieka. Cały ten plan uda się wszelako zrealizować tylko wówczas, gdy Jedna Rosja odniesie w wyborach przekonujące zwycięstwo. Ku temu musicie więc dążyć, a ja ze wszystkich sił będę was wspomagał, obiecuję.
Cała sala wstała i rozpoczęła huczną „standing ovation” , trwającą bite pół godziny; sam Stalin mógłby być zazdrosny o taką długość aplauzu. Tego wieczoru i nazajutrz wszystkie media świata dały deklarację Putina jako sensacyjny „front-news”. Listę wyborczą Jednej Rosji otwierało nazwisko prezydenta, za nim figurował Gryzło w, trzecie miejsce „połucził” minister do spraw sytuacji nadzwyczajnych, Siergiej Szojgu, wyprzedzając dwie damy: mistrzynię olimpijską, Swietlane Żurowa, i gubernatorkę Petersburga, Walientinę Matwijenko.
Kilka dni później na instruktażowe zebranie klubu parlamentarnego Jednej Rosji pofatygował się założyciel tej partii, Władisław Surkow, przekazując twardą dyrektywę Kremla:
– Chcecie promować partię i jej kandydatów?!… Zapomnijcie o tym! Promujemy tylko jednego kandydata, pierwszego z listy, który jak lokomotywa pociągnie całą listę, całą partię, i reklamujemy tylko „plan Putina” , nic więcej! Zrozumiano?
Wykład „szarej eminencji Kremla” dla członków klubu był tajny, lecz przeciekł do mediów. Szczątkowa opozycja podniosła rytualny wrzask, piętnując „putinokrację” , „kleptokrację” , „feudalizację” , „samodzierżawie” i „mafię FSB” , lecz JedRo nic sobie z tego nie robiła, a na prezydium partyjnym Gryzłow perswadował bez osłonek:
– Pamiętajmy, że wybory do Dumy to swoisty plebiscyt, referendum poparcia dla prezydenta Władimira Putina. Liczy się tylko jego zwycięstwo, które da triumf całej partii, i tylko realizacja jego planu!
Gwoli maksymalnego uwznioślenia półboga oficjalna strona internetowa Jednej Rosji zamieściła apel posła Abduła-Hakimy Sułtygowa, by zwołać Obywatelski Sobór Narodu Rosyjskiego, który przyzna Putinowi status „Ojca Narodu”…
Człowiek staje się całkowicie pełnoletni w momencie kiedy rozumie, że cztery najgłupsze słowa w leksykonie to „niemożliwe” , „zawsze” , „nigdy” i „tylko”. Właśnie z tego powodu mnóstwo ludzi dojrzewa dopiero wtedy, kiedy ukochane osoby, które przysięgały wieczną miłość („chcę tylko ciebie” , „będę cię kochać zawsze” , „nigdy cię nie opuszczę” , itp.). doznają raptownej zmiany upodobań, preferencji tudzież gustów, i mówią „pa-pa!” , bo teraz komuś innemu chcą szeptać „tylko” , „na zawsze” , itp. Ale nie każdy przeżywa takie miłosne rozczarowania, stąd reszta osobników dojrzewa pod wpływem innych wstrząsów. Sporo ludzi na całym świecie (a głównie na Starym Kontynencie) dojrzało wskutek raptownego upadku komunizmu, bo milionom się wydawało, że komunizm nie upadnie nigdy. Nad Wisłą to „nigdy” utraciło rację bytu po upływie 44 lat. I pchnęło Mariusza Bochenka do zadania Denisowi Dutowi pytania oczywistego:
– Co teraz?
– Jak to: co teraz? Nic, pracujemy dalej.
– Tak samo?
– Właściwie tak samo.
– Mamy dalej dokopywać komunizmowi?!… – zdumiał się „Zecer”.
– Chwilowo nie, ale za kilka lat komuna demokratycznie powróci, odzyska władzę w kraju, chopie, i odzyska mir społeczny jako czerwonka demokratyczno-kapitalistyczna.
– Chyba ci odbiło, facet! – krzyknął Mariusz.
– Zakład?…
– Proszę bardzo. O co?
– Kto przegra, ten będzie musiał wypić pełen kubek własnego moczu. To patent karaibski, chopie.
– Stoi! Za ile lat?
– Góra pięć.
– Demokratycznie, w wyborach powszechnych?
– Tak, dzięki ogólnonarodowemu głosowaniu, dzięki urnom.
– Stoi, frajerku, daj grabę!
Uścisnęli sobie dłonie, Denis przeciął uścisk drugą dłonią, a Mariusz zapytał:
– Czemu jesteś taki pewien ich powrotu do żłobu?
– Przekonał mnie pan pułkownik…
– Jaki pułkownik?
– Miecio Heldbaum – rzekł Dut. – Wyklarował mi to precyzyjnie. Wolę wierzyć jemu, niż tym wszystkim mędrkom, co piszczą dzisiaj, że komuna znalazła się na śmietniku historii. Jako idea czy ideologia – tak, leży na śmietniku historii. Ale komuchy, bezpieczniacy, pezetpeerowcy i ich wychowankowie, wrócą.
– Przecież padli niby bure suki, naród ich nie znosi, więc dlaczego miałby przywrócić im władzę?
– Dlatego, chopie, że teraz zapanuje w Polsce „dziki kapitalizm” , a wiesz co to oznacza? Że miliony ludzi zostaną błyskawicznie puszczone z torbami, przestaną mieć na papu, nie mówiąc już o książkach, wczasach czy innych przyjemnościach. Będą miliony bezrobotnych, miliony ledwo wiążących koniec z końcem. I miliony zepchniętych poniżej swego dotychczasowego statusu, czyli miliony spauperyzowanych, klnących, płaczących, złorzeczących nowym władzom, wreszcie tęskniących za komuną, bo kiedy panowała komuna, to „czy się stało, czy leżało, dwa patole się brało” i wszyscy byli równo udupieni, a teraz legion „dzianych” , bardzo „dzianych” i cholernie „dzianych” będzie kłuł wzrok rzeszy gołodupców. I gołodupcy zagłosują na komunę, chopie, to jest pewnik. A oto drugi pewnik: przez najbliższych dziesięć-dwadzieścia lat w kraju będzie wirowała karuzela ministrów „czerwonych” , „ różowych” i „białych” , którzy się będą wymieniać przy korycie i wzajemnie masakrować rozmaitymi oskarżeniami, prowokacjami, aferami, skandalami, plus jeszcze archiwami bezpieki, gdyż cztery piąte figur ma życiorysy upaćkane tajną kolaboracją z bezpieką. Musimy przeczekać cały ten cyrk, tę rzeźnię narodową, tę dziką wirówkę, chopie.