— Wody, prędzej! Panna znowu zemdlała!

— Moja biedna Muszka! — zawyła nagle przekupka, schylona nad tym, co zostało z kudłatego kundla. - Moja psinka nieszczęsna! Ludzieeee! Łapcie tę dziewkę, tę szelmę, co smoka ozeźliła! Gdzie ona? Chwytajcie ją! To nie zwierzołap, to ona wszystkiemu winna!

Strażnicy miejscy, wspomagani przez licznych ochotników, jęli przepychać się wśród tłumu i rozglądać. Ciri opanowała zawroty głowy.

— Fabio — szepnęła. - Rozdzielamy się. Spotkamy się za chwilę w tej uliczce, którą przyszliśmy. Idź. A gdyby ktoś cię zatrzymał i pytał o mnie, to nie znasz mnie i nie wiesz, kim jestem.

— Ale… Ciri…

— Idź!

Ścisnęła w pięści amulet Yennefer i wymruczała aktywizujące zaklęcie. Czar podział w okamgnieniu, a czas był najwyższy. Strażnicy, którzy już przepychali się w jej kierunku, zatrzymali się zdezorientowani.

— Kie licho? — zdumiał się jeden z nich, patrząc, wydawałoby się, wprost na Ciri. - Gdzie ona? Dopierom co ją widział…

— Tam, tam! — krzyknął drugi, wskazując w przeciwnym kierunku.

Ciri odwróciła się i odeszła, wciąż lekko oszołomiona i osłabiona uderzeniem adrenaliny i aktywizacją amuletu. Amulet działał tak, jak powinien działać — absolutnie nikt jej nie dostrzegał i nikt nie zwracał na nią uwagi. Absolutnie nikt. W rezultacie zanim wydostała się z tłoku, została niezliczoną ilość razy potrącona, podeptana i kopnięta. Cudem uniknęła zmiażdżenia zrzucaną z wozu skrzynią. O mało nie wybito jej oka widłami. Zaklęcia, jak się okazywało, miały swoje dobre i złe strony — i tyleż zalet, co wad.

Działanie amuletu nie trwało długo. Ciri nie miała dość mocy, by nad nim zapanować i przedłużyć czas trwania zaklęcia. Szczęściem czar przestał działać we właściwym momencie — gdy wydostała się z tłumu i zobaczyła Fabia czekającego na nią w uliczce.

— Ojej — powiedział chłopiec. - Ojej, Ciri. Jesteś. Niepokoiłem się…

— Niepotrzebnie. Chodźmy, szybciej. Południe już minęło, muszę wracać.

— Nieźle poradziłaś sobie z tym potworem — chłopiec spojrzał na nią z podziwem. - Ależ szybko się zwijałaś! Gdzie ty się tego nauczyłaś?

— Czego? Wiwernę zabił giermek.

— Nieprawda. Widziałem…

— Nic nie widziałeś! Proszę cię, Fabio, ani słowa nikomu. Nikomu. A zwłaszcza pani Yennefer. Ojej, dałaby mi ona, gdyby się dowiedziała…

Zamilkła.

— Ci tam — wskazała za siebie, w stronę rynku — mieli rację. To ja rozdrażniłam wiwernę… To przeze mnie…

— To nie przez ciebie — zaprzeczył z przekonaniem Fabio. - Klatka była zbutwiała i zbita byle jak. Mogła pęknąć w każdej chwili, za godzinę, jutro, pojutrze… Lepiej, że to teraz było, bo uratowałaś…

— Giermek uratował! - wrzasnęła Ciri. - Giermek! Wbij to sobie do głowy nareszcie! Mówię ci, jeżeli mnie zdradzisz, zmienię cię w… W coś okropnego! Ja znam czary! Zaczaruję cię…

— Ejże — rozległo się zza ich pleców. - Dość tego dobrego!

Jedna z idących za nimi kobiet miała ciemne, gładko uczesane włosy, błyszczące oczy i wąskie wargi. Nosiła narzucony na ramiona krótki płaszcz z fioletowej kamchy, oprymowany futrem z popielic.

— Dlaczego nie jesteś w szkole, adeptko? — spytała zimnym, dźwięcznym głosem, mierząc Ciri przenikliwym spojrzeniem.

— Zaczekaj, Tissaia — powiedziała druga kobieta, młodsza, jasnowłosa i wysoka, w zielonej, mocno wydekoltowanej sukni. - Ja jej nie znam. Ona chyba nie jest…

— Jest — przerwała ciemnowłosa. - Jestem pewna, że to jedna z twoich dziewcząt, Rita. Nie znasz przecież wszystkich. To jedna z tych, które wymknęły się z Loxii podczas bałaganu przy zmianie kwater. I zaraz nam to sama przyzna. No, adeptko, czekam.

— Co? — zmarszczyła się Ciri.

Kobieta zacisnęła wąskie wargi, poprawiła mankiety rękawiczek.

— Komu ukradłaś amulet kamuflujący? A może ktoś ci go dał?

— Co?

— Nie wystawiaj na próbę mojej cierpliwości, adeptko. Twoje imię, klasa, imię preceptorki. Prędko!

— Co?

— Udajesz głupią, adeptko? Imię! Jak się nazywasz? Ciri zacisnęła zęby, a jej oczy zapaliły się zielonym żarem.

— Anna Ingeborga Klopstock — wycedziła bezczelnie.

Kobieta uniosła rękę i Ciri natychmiast zrozumiała cały ogrom pomyłki. Yennefer tylko raz i znużona długim marudzeniem zademonstrowała jej, jak działa czar paraliżujący. Wrażenie było wyjątkowo paskudne. Teraz też takie było.

Fabio krzyknął głucho i rzucił się w jej stronę, ale druga kobieta, ta jasnowłosa, chwyciła go za kołnierz i osadziła w miejscu. Chłopiec targnął się, ale ramię kobiety było jak z żelaza. Ciri nie mogła nawet drgnąć. Miała wrażenie, że powoli wrasta w ziemię. Ciemnowłosa pochyliła się i utkwiła w niej błyszczące oczy.

— Nie jestem zwolenniczką kar cielesnych — powiedziała lodowato, ponownie poprawiając mankiety rękawiczek — Ale postaram się, by cię wychłostano, adeptko. Nie za nieposłuszeństwo, nie za kradzież amuletu i nie za wagary. Nie za to, że nosisz niedozwolony ubiór, że chodzisz z chłopakiem i rozmawiasz z nim o sprawach, o których zakazano ci mówić. Będziesz wychłostana za to, że nie potrafiłaś rozpoznać arcymistrzyni.

— Nie! — krzyknął Fabio. - Nie rób jej krzywdy, wielmożna pani! Ja jestem klerkiem w banku pana Molnara Giancardiego, a ta panienka jest…

— Zamknij się! - wrzasnęła Ciri. - Zam… Zaklęcie kneblujące było rzucone szybko i brutalnie. Poczuła w ustach krew.

— No? — ponagliła Fabia ta jasnowłosa, puszczając i pieszczotliwym ruchem wygładzając zmięty kołnierz chłopca.

— Mów. Kim jest ta harda panienka?

Margarita Laux-Antille z pluskiem wynurzyła się z basenu, rozbryzgując wodę. Ciii nie mogła się powstrzymać, by się nie przyglądać. Widziała nagą Yennefer nie raz i nie sądziła, by ktokolwiek mógł mieć piękniejszą figurę. Była w błędzie. Na widok nagiej Margarity Laux-Antille pokraśniałyby z zawiści nawet marmurowe posągi bogiń i nimf.

Czarodziejka chwyciła ceber z zimną wodą i wylała go sobie na biust, klnąc przy tym nieprzyzwoicie i otrząsając się.

— Hej, dziewczyno — skinęła na Ciri. - Bądź tak dobra i podaj mi ręcznik. No, przestań się wreszcie na mnie boczyć.

Ciri fuknęła z cicha, nadal obrażona. Gdy Pabio zdradził, kim jest, czarodziejki wlokły ją przemocą przez pół miasta, wystawiając na pośmiewisko. W banku Giancardiego sprawa, rzecz jasna, wyjaśniła się natychmiast. Czarodziejki przeprosiły Yennefer, tłumacząc swoje zachowanie. Chodziło o to, że adeptki z Aretuzy zostały czasowo przeniesione do Loxii, bo pomieszczenia szkoły zamieniano na kwatery dla uczestników i gości zjazdu czarodziejów. Korzystając z zamieszania przy przeprowadzce, kilka adeptek wymknęło się z Thanedd i zwagarowało do miasta. Margarita Laux-Antille i Tissaia de Vries, zaalarmowane aktywizacją amuletu Ciri, wzięły ją za jedną z wagarowiczek.

Czarodziejki przeprosiły Yennefer, ale żadna nie pomyślała o tym, by przeprosić Ciri. Yennefer, wysłuchując przeprosin, patrzyła na nią, a Ciri czuła, jak płoną jej uszy. A najbiedniejszy był Fabio — Molnar Giancardi zrugał go tak, że chłopiec miał łzy w oczach. Ciri było go żal, ale była też z niego dumna — Fabio dotrzymał słowa i nawet słówkiem nie pisnął o wiwernie.

Yennefer, jak się okazało, doskonale znała Tissaię i Margaritę. Czarodziejki zaprosiły ją do „Srebrnej Czapli", najlepszego i najdroższego zajazdu w Gors Velen, gdzie Tissaia de Vries zatrzymała się po przyjeździe, z sobie tylko znanych powodów zwlekając z udaniem się na wyspę. Margarita Laux-Antille, która, jak się okazało, była rektorką Aretuzy, przyjęła zaproszenie starszej czarodziejki i chwilowo dzieliła z nią mieszkanie. Zajazd był prawdziwie luksusowy — miał w podziemiach własną łaźnię, którą Margarita i Tissaia wynajęły do swego wyłącznego użytku, płacąc za to niewyobrażalne pieniądze. Yennefer i Ciri, rzecz jasna, zostały zachęcone do korzystania z łaźni — w rezultacie wszystkie na przemian pławiły się w basenie i pociły w parze już od kilku godzin, plotkując przy tym nieustannie.

Ciri podała czarodziejce ręcznik. Margarita delikatnie uszczypnęła ją w policzek. Ciri znowu fuknęła i z pluskiem wskoczyła do basenu, do pachnącej rozmarynem wody.

— Pływa jak mała foczka — zaśmiała się Margarita, wyciągając się obok Yennefer na drewnianej leżance. -A zgrabna jak najada. Dasz mi ją, Yenna?

— W tym celu ją tu przywiozłam.

— Na który rok mam ją przyjąć? Zna podstawy?

— Zna. Ale niech zacznie jak wszystkie, od freblówki. Nie zaszkodzi jej to.

— Mądrze — powiedziała Tissaia de Vries, zajęta poprawianiem ustawienia pucharków na marmurowym, pokrytym warstewką skroplonej pary blacie stołu. - Mądrze, Yennefer. Dziewczynie będzie łatwiej, jeśli rozpocznie wraz z innymi nowicjuszkami.

Ciri wyskoczyła z basenu, siadła na brzegu cembrowiny, wyżymając włosy i pluszcząc nogami w wodzie. Yennefer i Margarita plotkowały leniwie, co jakiś czas wycierając twarze zmoczonymi w zimnej wodzie ściereczkami. Tissaia, skromnie owinięta w prześcieradło, nie włączała się do rozmowy, sprawiając wrażenie całkowicie pochłoniętej robieniem porządku na stoliku.

— Uniżenie przepraszam wielmożne damy! — zawołał nagle z góry niewidoczny właściciel zajazdu. - Raczcie wybaczyć, że śmiem przeszkadzać, ale… Jakiś oficer pragnie pilnie widzieć panią de Vries! Mówi, że to nie cierpi zwłoki!

Margarita Laux-Antille zachichotała i mrugnęła do Yennefer, po czym obie jak na komendę odrzuciły z bioder ręczniki i przybrały dość wyszukane i bardzo wyzywające pozy.

— Niech oficer wejdzie! — krzyknęła Margarita, powstrzymując śmiech. - Zapraszamy! Jesteśmy gotowe!

— Jak dzieci — westchnęła Tissaia de Vries, kręcąc głową. - Okryj się, Ciri.

Oficer wszedł, ale figiel czarodziejek całkowicie spalił na panewce. Oficer nie zmieszał się na ich widok, nie zaczerwienił, nie otworzył ust, nie wybałuszył oczu. Bo oficer był kobietą. Wysoką, smukłą kobietą z grubym czarnym warkoczem i mieczem u boku.

— Pani — powiedziała sucho kobieta, z chrzęstem kolczugi kłaniając się lekko w stronę Tissai de Vries. - Melduję wykonanie twych poleceń. Proszę o pozwolenie na powrót do garnizonu.