“Przecież Pani Sama straciła psa! Chodzi teraz samotnie na spacery i na pewno jest jej smutno”, pomyślała Ewa i pobiegła, tuląc szczeniaka, w stronę domku Pani Samej.

I znowu miała szczęście. Mimo niepogody drzwi werandy były uchylone. Ewa zakradła się, nie pukając, do środka, wsunęła psiaka, sama kryjąc się za krzewem bzu. Szczeniak ruszył nieporadnie w stronę, skąd płynęło ciepło i kojarzący się z jedzeniem zapach domu. Po chwili dziewczynka, po raz pierwszy w życiu, usłyszała głos Pani Samej (“Całkiem ładny, taki śpiewny”, pomyślała odruchowo):

– Skądżeś się tu wziął? Anioł cię zesłał?

“Pewnie, że Anioł”, stwierdziła w duchu zadowolona dziewczynka. – To Anioł, naprawdę Anioł zesłał psa – powtórzyła z uporem sama do siebie i cichutko odeszła. Pani Sama przemawiała właśnie do nowego lokatora, a jej śpiewny głos brzmiał tak czule, jakby mówiła do dziecka. “Jej dziecko byłoby szczęśliwe, gdyby je miała”, pomyślała dziewczynka i pełna satysfakcji pobiegła w stronę domu babci.

– No i co? – powitała ją wyczekująco starsza pani.

– To był wspaniały, pełen cudów dzień! Nawet sobie nie wyobrażasz, ile dobrego można zrobić w niezwykle krótkim czasie! – zawołała wnuczka i nie tracąc czasu, zaczęła jej o wszystkim opowiadać.

Babcia słuchała w milczeniu. Ją także, podobnie jak Jana i Annę, naszły wątpliwości. Zanim zasnęła minionej nocy, długo wpatrywała się w postać z oleodruku, identycznego z tym, jaki wisiał nad łóżkiem wnuczki. A potem przemówiła szeptem do wizerunku:

– Tak, to chyba dobre dla wyobraźni dziecka. Ale ty jesteś kimś więcej, inaczej niewiele byś się różnił od postaci z bajki. Musisz być bardziej skomplikowany, i myślę, że żaden obraz namalowany ludzką ręką nie odda twej istoty. Dlatego tak niewiele o tobie wiemy.

Tu babci przypomniał się inny cytat ze Swedenborga, który przeczytała w wydrukach Jana:

“Mowa Aniołów jest pełna mądrości, albowiem pochodzi z wewnętrznej ich myśli, a ich wewnętrzną myślą jest mądrość, jak wewnętrzne ich uczucie jest miłością. Miłość i mądrość ich jednoczą się w mowie. Anioły jednym słowem są w stanie wyrazić, czego człowiek tysiącem stów uczynić nie może, a również wyobrażenia ich myśli obejmują takie rzeczy, których człowiek nie pojmuje, tym bardziej nie jest w stanie ich wyrazić. Stąd to pochodzi, że to, co widziano i o czym słyszano w Niebie, nazywa się Niewypowiedzianym, a również takim, którego nigdy ucho nie słyszało, a oko nie widziało…”

Nie, te słowa nie pasują do przesłodzonej postaci z obrazka. Babcia zaczęła pojmować, dlaczego Anna nie lubiła tego oleodruku. Wyczuwała w nim fałsz. To była wizja Anioła przykrojonego do małych ludzkich potrzeb, Anioła “oswojonego”, podobnego pięknemu ptakowi, którego ktoś zamknął w klatce. Tymczasem Anioły, jak słusznie powiedział Jan, nie zostały stworzone po to, by ustrzec człowieka od złamania nogi.

To prawda, że gdy Ewa utraciła swego Anioła Stróża, zaczęły się jej przydarzać różne wypadki: rozbiła głowę, wpadła pod auto, skaleczyła rękę drutem. Gdyby uniknięcie tych ludzkich przypadłości zależało wyłącznie od Aniołów, to wprawdzie miałyby one mnóstwo roboty od rana do wieczora, ale co pozostałoby dla człowieka? Przecież te wszystkie dobre uczynki uzbierane przez jej wnuczkę od wczorajszego wieczoru po dzisiejszy ranek zasługiwały na pochwałę, ale nie były niczym nadzwyczajnym. Mieściły się w zakresie ludzkich możliwości. A czy Anioły istniały po to, by wyręczać ludzi?

Babcia nie miała odwagi wyznać Ewie swych wątpliwości i odebrać jej wiary w sens tego, co robiła. “Może ona wie lepiej niż my, co ma robić? Przecież to ona rozmawiała ze swoim Aniołem…”, pomyślała z nadzieją.

– A co z piórem? – spytała babcia. – Mówiłaś, że będzie nabierać Mocy…

– Mam je tutaj. Chcesz, to je obejrzymy. Na pewno się zmieniło. ON mówił, że się zmieni – powiedziała dziewczynka.

Zamknęły okna i drzwi, zasunęły zasłony i Ewa ostrożnie wyjęła pióro spod dresu. Ciepłe światło rozjaśniło kąt pokoju, w którym stały. Z zapartym tchem wpatrywały się w puszystego gościa. Miał w sobie coś takiego, że przykuwał uwagę, jego niezwykłość nie mogła spowszednieć. Rzeczywiście było trochę inne niż wczoraj.

– Ten blask… – zaczęła niepewnie babcia.

– …jest słabszy? – dokończyła szeptem Ewa.

Położyła pióro na ramieniu i czekała. Powinno frunąć i rozpocząć swój przedziwny taniec. Ale leżało nieruchomo. Dmuchnęła. Puch i złocistobiałe piórka wokół stosiny drgnęły i pióro powoli, jakby niechętnie, uniosło się i rozpoczęło powolny lot po pokoju.

– Nie chce fruwać? – spytała zmieszana babcia.

– Może jest zmęczone? – odpowiedziała dziewczynka, ale w jej głosie wyczuwało się niepokój.

– Zapewne tęskni do swojego Anioła i dlatego jest takie… no, wiesz… – dodała z nadzieją starsza pani.

Ewa wpatrywała się w pióro w milczeniu – i nagle wybuchnęła płaczem. Ona, tak pełna wiary, że może odmienić zły los, w jednej chwili zwątpiła i stała się bezradnym dzieckiem. Babcia objęła ją ramieniem. Jej też chciało się płakać. To wszystko miało wyglądać inaczej! Tak się cieszyły, gdy znalazły pióro i gdy w Bezdomnym odkryły Anioła. Tak były pewne, że pokonają zły los.

– To pióro już wkrótce stanie się zwyczajnym piórem, podobnym do tych z poduszki, a ja będę coraz słabsza – powiedziała z rozpaczą dziewczynka. Pióro tymczasem opadło na jej ramię, jakby rzeczywiście osłabło. “Przypomina mnie”, pomyślała Ewa, chowając je pod ubranie.

– Tata miał rację, a ja powinnam się domyślić. ON wiedział. Ostrzegał mnie, że zastąpienie Anioła jest bardzo trudne. Prawie niemożliwe.

– Prawie, czyli nie całkiem niemożliwe. Trzeba jednak się dowiedzieć, czemu naprawdę służą Anioły. Myślę, że to jednak nie jest tak proste, jak się na ogół sądzi. Wiesz, to pewnie trochę tak jak z komputerem taty. Może być zwykłą maszyną do pisania, lecz pełnię jego możliwości znają tylko informatycy.

– Nigdy nie odgadnę, jaka jest rola Anioła. Nie powinnam więc zatrzymywać tego pióra. Pójdę i mu je oddam – powiedziała z determinacją Ewa, odganiając muchę, która brzęczała koło jej głowy.

– Nie wolno ci! Jak mogłaś coś takiego wymyślić! Ile wysiłku kosztowało nas jego odnalezienie! Bez tego pióra będziemy… będziemy bezradni – dokończyła babcia.

– Wiem. Ale czuję, że powinnam je zwrócić – szepnęła dziewczynka. Natarczywe brzęczenie muchy nie ustawało. Babcia schwyciła gazetę i rzuciła się w pogoń za upartym owadem.

– Nie zabijaj! – zawołała dziewczynka.

– Muchy są szkodnikami. Już dawno powinna spać o tej porze roku! – zdenerwowała się starsza pani.

– Właśnie dlatego jej nie zabijaj. Jest uparta. Ma charakter. I nie jest brzydka, wbrew temu, co wszyscy sądzą o muchach – stwierdziła dziewczynka, patrząc na czarne skrzydełka owada, połyskujące tęczowymi barwami.

– Ona ma charakter, ale ty nie. Za szybko rezygnujesz – powiedziała babcia, patrząc wnuczce prosto w twarz: – Wyżej ceniłam twój upór. Walcz.

– Ale co mam robić? – spytała bezradnie Ewa.

– Idź do NIEGO. Mieszka znowu w ruderze. Widziałam go rano, wracając z zakupów. Po raz pierwszy nie miałam odwagi, by ot, tak, do niego podejść. Ale tylko on, jeśli zechce, powie ci więcej o… jak to właściwie nazwać?… o anielskich obowiązkach… o związku między losem ludzi a istnieniem Aniołów? Wiem tylko, że to nasza jedyna nadzieja… – i starsza pani urwała.

– Dobrze, pójdę. Ale wątpię, czy to pomoże. Jak mogłam wbić sobie do głowy, że człowiek może być Aniołem! jak mogłam sądzić, że Anioły są od tego, by ratować listonosza przed pędzącym autem lub dać szczeniaka sąsiadce? Ależ jestem głupia – złościła się bezradnie Ewa. – Tata miał rację, Anioły, takie piękne, nieziemskie, istniejące od początku świata, muszą być stworzone do innych celów.

Łzy już jej obeschły. Tak, pójdzie do Bezdomnego poprosić o jakieś wskazówki. A jeśli ich nie otrzyma, odda mu pióro.

“Oddam je, bo to, co niebiańskie, musi wrócić do Nieba”, przebiegła jej przez głowę szybka myśl i zaraz uciekła, jakby odfrunęła wraz z upartą muchą, której brzęczenie nagle umilkło.

– Ależ nie! Nie oddam pióra, póki jeszcze raz nie spróbuję – obwieściła głośno jesiennym drzewom, maszerując w stronę rudery.

Półczłowiek uwięziony w Avem miał nadzieję, że mała ludzka Istota zdoła przydać Mocy pióru i wówczas uda mu się ją uratować. Półanioł był przerażony. Dziewczynka nie miała prawa posiadać niczego, co należało do Anioła. To, co niebiańskie, nie może przebywać na Ziemi. Ave powinien użyć resztek sił, by odzyskać swą własność i z pomocą Czarnego zwrócić ją Światłu. A potem musi rozproszyć się w Mroku i nie popełniać już żadnych niezgodnych z anielskimi prawami czynów.

“Grzech Fanuela jest mniejszy niż mój”, myślał Ave. “Fanuel z miłości do ludzkiej Istoty zmienił jej zapis, lecz nie zdradził Nieba. Ludzka Istota nic o tym nie wiedziała. Żyła sobie szczęśliwa, nieświadoma anielskiego uczynku. Ja zaś chcę się posunąć dalej – zamierzam dla tej dziewczynki zmienić cudzy zapis, i w dodatku chcę jej ujawnić sekretną wiedzę…”

Ave wiedział, że ofiarodawczyni drewnianych koralików przyjdzie wkrótce po pomoc, a on musi podjąć decyzję, czy jej udzieli.

Najstarsze Anioły na Drabinie opowiadały młodym legendę o czasach, gdy na Ziemi pojawiły się pierwsze ludzkie Istoty. Były nagie, słabe, bezradne, przerażone zarówno światem ziemskim, jak i niebieskim. Niektóre z nich na widok skrzydlatych Aniołów traciły z lęku mowę, biły im pokłony i niezdarnie rysowały ich wizerunki na skalnych ścianach. Istoty te, półdzikie i nierozumne, żyły w wiecznym chłodzie, w przerażającym mroku, polowały na siebie i na zwierzęta, których surowe mięso szarpały zębami. I wtedy zstąpił do nich z Nieba litościwy półbóg, aby przynieść im ogień. Tylko ogień mógł odmienić ich życie, lecz właśnie ognia nie wolno było im poznać.

– …bo ogień, z jego Blaskiem, przynależał do Nieba – tłumaczył Barbiel młodym Aniołom. – Podejrzewam, że ludzkie Istoty nigdy w życiu by go nie odkryły. Dzieje mieszkańców Ziemi potoczyłyby się zupełnie inaczej. Nic dziwnego, że Bogowie surowo ukarali swego półboskiego brata. O wiele surowiej, niż Światłość pokarała Fanuela. Ów półbóg, o imieniu Prometeusz, został zrzucony na Ziemię i przykuty do skały, gdzie przez całą Wieczność orły wyrywają wątrobę z jego wnętrza. Za sprawą Nieba wątroba wciąż odrasta i jego cierpienie nie ma końca.